V

Odprowadziła chirurga do drzwi i nie ociągając się, wróciła, podchodząc prosto do kominka. Zrzuciła pelerynę z ramion, złożyła porządnie na oparciu kanapy i przyklęknąwszy, wzięła parę mosiężnych szczypiec i zaczęła podsycać ogień, układając starannie jedną rozżarzoną bryłkę węgla na drugiej. Nie patrząc na niego, powiedziała:

– Przerwano nam rozmowę. Oskarżył mnie pan o morderstwo, komisarzu. Już raz spotkałam się z tym oskarżeniem, ale sąd w Felsenheim przedstawił przynajmniej jakieś dowody. A jakie dowody pan ma?

– Żadnych.

– I żadnych pan nie znajdzie.

Mówiła bez złości i bez satysfakcji w głosie, ale ze spokojną pewnością siebie, która nie miała nic wspólnego z dowodzeniem niewinności. Patrząc na jej głowę, połyskującą w świetle kominka, odparł:

– Jednak nie zaprzecza pani. Nie okłamywała mnie pani dotąd i teraz już chyba nie warto. Dlaczego miałaby zabijać się w ten sposób? Ceniła sobie wygodę. Czemu miałaby wybierać tak straszną śmierć? Samobójcy rzadko to robią, chyba że są chorzy psychicznie. Miała dostęp do wielu środków przeciwbólowych. Czemu nie użyła jednego z nich? Czemu zadała sobie trud, żeby wymykać się zimną nocą do domku ogrodnika i składać się w ofierze w samotnej agonii? Nie mogła nawet liczyć na widownię.

– Są podobne precedensy.

– Niewiele w tym kraju.

– Może była chora psychicznie.

– Taka będzie powszechna opinia, oczywiście.

– Może chcąc pana przekonać, że ona to Grobel, uznała za konieczne, by ciało nie dało się zidentyfikować. Mając jej wyznanie na piśmie i kupkę zwęglonych kości, po co miałby pan dalej węszyć? Nie było sensu zabijać się, żeby mnie chronić, jeśli mógł pan bez trudu potwierdzić jej prawdziwą tożsamość.

– Mądra i przewidująca kobieta mogłaby tak rozumować. Ona nie była mądra ani przewidująca. Ale pani jest. I warto było spróbować. Choćbyśmy się nigdy mieli nie dowiedzieć o Irmgard Grobel i Felsenheim, należało się pozbyć Brumfett. Jak pani sama powiedziała, nie potrafiła nawet zabić bez zostawienia śladów. Spanikowała już raz, kiedy próbowała mnie zamordować. Mogła z łatwością wpaść w panikę znowu. Od lat była ciężarem, teraz stała się niebezpieczna. Nie prosiła jej pani o pomoc. I morderstwo nie było wcale jedynym wyjściem z sytuacji. Z groźbami Pearce można sobie było poradzić inaczej, gdyby tylko siostra Brumfett nie straciła głowy i przyszła z tym do pani. Ale ona musiała zademonstrować swoje przywiązanie w najbardziej spektakularny sposób, jaki znała. Zabiła, żeby panią chronić. I te dwie śmierci wiązały was nierozerwalnie na zawsze. Póki Brumfett żyła, nie mogła się pani czuć wolna ani bezpieczna.

– Nie powie mi pan, jak to zrobiłam?

Mogłaby być koleżanką z pracy, pomyślał Dalgliesh, z którą omawia prowadzone dochodzenie. Nawet mimo osłabienia zdawał sobie sprawę, że ta dziwaczna rozmowa jest niebezpiecznie niezgodna z przyjętymi procedurami, że ta kobieta, klęcząca u jego stóp, jest wrogiem i w przeciwieństwie do niego ma całkiem jasny umysł. Nie mogła liczyć na uratowanie swojej reputacji, ale walczyła o wolność, może nawet o życie.

– Powiem pani, jak ja bym to zrobił. To nie było trudne. Jej sypialnia jest położona tuż przy pani mieszkaniu. Zapewne prosiła o ten pokój, a prośba siostry Brumfett była święta. Dlatego że wiedziała o zakładzie w Steinhoff? Dlatego że miała na panią haka? Czy tylko dlatego, że przytłaczała panią ciężarem swojego przywiązania i nie miała pani serca się uwolnić? Tak czy inaczej, spała tuż przy pani.

Nie wiem, jaką śmiercią zginęła. To mogła być tabletka, zastrzyk, coś, co zaaplikowała jej pani pod pozorem, że łatwiej zaśnie. Napisała już, na pani prośbę, swoją spowiedź. Ciekaw jestem, jak ją pani do tego skłoniła? Zapewne ani przez moment nie brała pod uwagę, że to ujrzy światło dzienne. Koperta nie była zaadresowana ani do mnie, ani do nikogo w szczególności. Wyobrażam sobie, że przekonała ją pani, że powinien być jakiś ślad na piśmie tego, co się naprawdę zdarzyło, w razie gdyby w przyszłości coś się jej stało i konieczny był dowód, który by panią chronił. Toteż napisała to oświadczenie, zapewne pod pani dyktando. Są w nim zwięzłość i klarowność, obce, jak sądzę, siostrze Brumfett.

A więc Ethel Brumfett umiera. Musi pani teraz tylko przenieść ją dwa metry do siebie, by poczuć się całkiem bezpiecznie. To najbardziej ryzykowna część planu. Co będzie, jak pojawi się siostra Gearing albo siostra Rolfe? Otwiera pani szeroko drzwi do pokoju siostry Brumfett i do swojego mieszkania. Nadsłuchuje uważnie, czy korytarz jest pusty. Potem zarzuca pani sobie ciało na ramię i przenosi je szybko do siebie. Kładzie pani ciało na łóżku i wraca zamknąć jedne i drugie drzwi. Była pulchną, ale niską kobietą. Pani jest silna i wysoka, ponadto wyszkolona w dźwiganiu bezwładnych pacjentów. Ta część nie była taka trudna.

Ale teraz musi pani przenieść ją do samochodu. Szczęśliwie się składa, że ma pani bezpośredni dostęp do swojego garażu z dolnego przedsionka i własną klatkę schodową. Zamyka pani na klucz drzwi do mieszkania i drzwi na dole. Teraz może się pani nie obawiać nieproszonych gości. Kładzie pani ciało na tylnym siedzeniu samochodu i przykrywa pledem podróżnym. Jedzie pani do domku ogrodnika i zawraca samochód pod drzewami. Nie gasi pani silnika. Będzie pani musiała jak najszybciej odjechać, znaleźć się z powrotem u siebie, zanim ktoś zobaczy ogień. Ta część planu jest też trochę ryzykowna, ale Winchester Road jest rzadko używana po zmierzchu. Duch Nancy Gorringe nad tym czuwa. Byłoby to niefortunne, ale nie katastrofalne, gdyby ktoś panią zobaczył. W końcu, jest pani siostrą przełożoną i może gdzieś jechać nocą. Gdyby ktoś się napatoczył, pojechałaby pani dalej, wybrała inne miejsce lub inny czas. Ale droga jest pusta. Parkuje pani samochód głęboko pod drzewami i gasi światła. Zanosi pani ciało do szopy. Wraca po kanister z benzyną. Pozostaje tylko oblać ciało, parę sprzętów i stos drewna, po czym rzucić zapaloną zapałkę z otwartych drzwi. Wskakuje pani do samochodu i po chwili wjeżdża prosto do garażu. Po zamknięciu bramy garażowej jest już pani całkiem bezpieczna. Oczywiście, wie pani, że ogień wybuchnie z taką siłą, że zostanie natychmiast zauważony. Ale w tym momencie jest już pani w swoim mieszkaniu, gotowa odebrać telefon z wiadomością, że wezwano straż pożarną, gotowa zadzwonić do mnie. I gotowa wręczyć mi list pożegnalny samobójczyni, w formie oświadczenia, które zapewne nigdy nie miało ujrzeć światła dziennego.

– Jak pan ma zamiar to udowodnić? – zapytała spokojnie.

– Może nigdy tego nie udowodnię. Ale wiem, jak się to wszystko odbyło.

– Niemniej będzie się pan starał to udowodnić, prawda? Porażka jest czymś nie do pomyślenia dla Adama Dalgliesha. Będzie się pan starał to udowodnić bez względu na koszty, jakie poniesie pan sam czy ktokolwiek inny. I w końcu istnieje pewna szansa. Nie znajdzie pan odbicia opon pod drzewami, oczywiście. Pożar, wóz strażacki, bieganina, zatarły wszystkie ślady na ziemi. Ale może pan zbadać dokładnie wnętrze samochodu, zwłaszcza pled. Niech pan nie zapomni o pledzie, komisarzu. Mogły pozostać na nim włókna z jej ubrania, nawet jakieś włosy. Ale nie będzie w tym nic dziwnego. Siostra Brumfett często ze mną jeździła, ten pled, prawdę mówiąc, należał do niej i jest zapewne pokryty jej włosami. Pozostają jednak ślady w moim mieszkaniu. Jeśli zniosłam jej ciało po tych wąskich, tylnych schodach, musiały chyba zostać jakieś zadrapania na ścianie po jej butach? Chyba że kobieta, która zabiła Brumfett, miała dość oleju w głowie, żeby zdjąć ofierze buty i zanieść je osobno, może przewieszone na sznurówkach wokół szyi. Nie można ich było zostawić w jej pokoju. Mógłby pan chcieć sprawdzić, ile par butów posiadała. I ktoś w Nightingale House by panu powiedział. Mamy tu tak niewiele prywatności. A żadna kobieta nie poszłaby w nocy boso do lasu po swoją śmierć.

A inne ślady? Jeśli ją zabiłam, nie powinno być jakiejś strzykawki, buteleczki z pigułkami, czegoś, co by wskazało, jak to zrobiłam? W jej apteczce i mojej jest podobny zapas aspiryny i tabletek nasennych. Może dałam jej coś z tego? Albo po prostu ogłuszyłam ją lub udusiłam? Każda metoda nie wymagająca rozlewu krwi byłaby równie dobra. W jaki sposób chce pan powieść przyczyny śmierci, mając do dyspozycji kilka zwęglonych kości? No i jest jeszcze jej oświadczenie napisane własnoręcznie i zawierające fakty, o których mógł wiedzieć tylko zabójca Pearce i Fallon. Bez względu na to, co pan sam o tym sądzi, komisarzu, nie chce pan chyba powiedzieć, że koroner nie uzna spowiedzi Ethel Brumfett za list pożegnalny przed desperacką decyzją spalenia się na śmierć?

Dalgliesh czuł, że nie jest w stanie dłużej ustać na nogach. Walczył już nie tylko ze słabością, ale i z nudnościami. Ręka, którą uchwycił się półki nad kominkiem, była zimniejsza niż marmur i mokra od potu, a sam marmur był śliski i miękki jak wosk. Rana zaczęła mu dokuczliwie pulsować, a ćmiący dotąd ból głowy zaostrzył się i kłuł go setkami igieł za lewym okiem. Gdyby zemdlał teraz u jej stóp, byłoby to niewybaczalnie upokarzające. Wyciągnął rękę, wymacał oparcie najbliższego krzesła i osunął się delikatnie na siedzenie. Jej słowa dobiegały gdzieś z bardzo daleka, ale przynajmniej rozumiał, co Mary Taylor mówi i wiedział, że sam jest jeszcze w stanie zabrać głos.

– A gdybym panu powiedziała, że dam sobie radę z Courtney-Briggsem, że nikt oprócz nas trojga nie musi wiedzieć o Felsenheim? Byłby pan skłonny wyłączyć moją przeszłość ze swojego raportu, żeby przynajmniej śmierć obu tych dziewcząt nie poszła całkiem na marne? Ten szpital mnie potrzebuje. Nie proszę pana o litość, nie chodzi mi o siebie. Nigdy pan nie udowodni, że zabiłam Ethel Brumfett. Po co się ośmieszać? Czy nie byłoby odważniej i mądrzej zapomnieć o tej rozmowie, uznać spowiedź Brumfett za zgodną z prawdą, co jest faktem, i zamknąć tę sprawę?

– To niemożliwe – powiedział. – Pani przeszłość jest częścią materiału dowodowego. Nie mogę ukrywać dowodów ani pomijać ważnych faktów w moim raporcie dlatego, że mi się nie podobają. Gdybym to raz zrobił, musiałbym pożegnać się z pracą. Nie z tą konkretną sprawą, ale z zawodem. I to na zawsze.

– A tego nie może pan zrobić, oczywiście. Kim byłby taki mężczyzna jak pan bez swojej pracy? Bez tej, a nie innej pracy? Zwykłym śmiertelnikiem, jak reszta z nas. Mógłby pan nawet zacząć żyć i czuć jak zwyczajny człowiek.

Nic pani w ten sposób nie wskóra. Po co się upokarzać? Istnieją przepisy, rozkazy, wreszcie przysięga. Bez tego nikt nie mógłby wykonywać pracy policjanta. Bez tego nikt nie czułby się bezpieczny. Ani Ethel Brumfett, ani pani, ani Irmgard Grobel.

– I dlatego pan mi nie pomoże?

– Nie tylko dlatego. Nie chcę. Powiedziała ze smutkiem:


– To przynajmniej uczciwe postawienie sprawy. I nie ma pan żadnych wątpliwości?

– Oczywiście, że mam. Nie jestem aż tak zadufany w sobie. Zawsze są jakieś wątpliwości.

I rzeczywiście. Ale to były wątpliwości natury intelektualnej i filozoficznej, niezbyt męczące i niezbyt natrętne. Już od lat nie spędzały mu snu z powiek.

– Ale są też przepisy, prawda? I rozkazy. No i przysięga. To bardzo wygodne tarcze, za którymi można się skryć, kiedy wątpliwości stają się kłopotliwie. Wiem coś o tym. Sama się kiedyś za nimi chroniłam. W gruncie rzeczy nie tak bardzo się różnimy, panie Adamie Dalgliesh.

Wzięła pelerynę z oparcia kanapy i zarzuciła sobie na ramiona. Podeszła bliżej i stanęła przed nim z uśmiechem. Widząc jego osłabienie, podała mu ręce i podciągnęła go na nogi. Stanęli twarzą w twarz. Nagle rozległ się dzwonek do frontowych drzwi i niemal jednocześnie rozdzwonił się telefon. Dla obojga z nich zaczął się dzień.

Загрузка...