Biblioteka wyglądała tak, jakby przeleciał przez nią huragan. Okna były otwarte na oścież, krzesła poprzestawiane i wszystko mokre od deszczu. Na dywanie leżało kilka luźnych kartek raportu. Resztę zapewne silny wiatr wywiał przez okno i porozrzucał po ogrodzie.
Przypomniała sobie, że był to oryginał raportu, bez kopii. Będzie musiała jak najszybciej odnaleźć detektywa, któremu mogłaby zaufać. To przypominało istny koszmar; ludzi, którzy ją otaczali, wszystkich bez wyjątku, można byłoby umieścić na liście podejrzanych. Postanowiła zachować ostrożność.
Poranny chłód wzmógł uczucie głodu. Przypomniała sobie o zakupach i o tym, że będzie musiała pojechać do Cala di Volpe. Jeżeli się pośpieszy, zdąży przed przybyciem Aleca.
Z szafy w przedpokoju wyjęła płaszcz przeciwdeszczowy i włożyła kalosze. Postanowiła, że zaraz po powrocie poszuka w ogrodzie brakujących kartek raportu.
Wsiadła do jeepa i zatrzasnęła drzwiczki. Po chwili samochód z cichym pomrukiem wytoczył się z garażu. Zrobiła koło i wjechała na stromą górską ścieżkę, prowadzącą do wioski, której czerwone dachy domów widać było daleko w dole.
Jechała wolno po śliskiej nawierzchni. Droga była wąska i biegła tuż przy skale. Po drugiej stronie, kilkaset metrów niżej, szumiało morze. Elżbieta starała się jechać jak najbliżej środka jezdni, hamując co chwila. W pewnym momencie droga raptownie opadła i Elżbieta mocniej nacisnęła hamulec, który tym razem nie zareagował. Samochód toczył się coraz szybciej w kierunku ostrego zakrętu. Nacisnęła ponownie pedał hamulca. Skutek był taki jak poprzednio. Samochód minął o włos barierkę odgradzającą drogę od przepaści i zaczął nabierać szybkości. Elżbieta z przerażeniem spojrzała na szybkościomierz: wskazówka w zawrotnym tempie przesuwała się w górę. Zastanawiała się, czy nie wyskoczyć z samochodu. Szybko jednak zrezygnowała z tego zamiaru. Skacząc, miałaby do wyboru ścianę skalną albo przepaść, co zresztą w obydwu przypadkach oznaczało pewną śmierć.
“Za moment – myślała z przerażeniem – i tak zginę, nie ruszając się z miejsca”.
Zastanawiała się gorączkowo, czy przypadkiem ktoś celowo nie zepsuł hamulców. Zapewne też przedtem podciął linę ojcu i później spokojnie przyglądał się, jak jego ciało roztrzaskuje się na skałach. Próbowała domyślić się, kim był morderca. Kto wśród najbliższej rodziny mógł aż tak ich nienawidzić? Alec, Ivo, Walther, a może Charles? I pomyśleć, że co dzień spotykała się z tym niegodziwcem. Może nawet, gdy pocieszał ją po śmierci ojca, czyhał już na jej życie.
Starała się za wszelką cenę utrzymać kierunek jazdy, mimo iż koła buksowały po śliskiej nawierzchni. Próbowała krzyczeć, ale głos uwiązł jej w gardle. Miała zesztywniałe dłonie. Zdawało jej się, że jest sparaliżowana. Szybkościomierz wskazywał ponad setkę, a przed sobą miała kolejny zakręt, którego z pewnością nie pokona.
“Staraj się wyprowadzić samochód z poślizgu” – przypomniała sobie słowa instruktora jazdy.
Zacisnęła mocno powieki i jak na jawie ujrzała ojca.
– Co robisz tu po ciemku, Elżbieto? – zapytał.
Potem wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Nie… nie do sypialni. Postawił ją na scenie i kazał pląsać w takt muzyki. Z tyłu ujrzała czerwoną z wściekłości twarz madame Netturovej, która machając rękami, krzyczała do niej. A może był to tylko świst wiatru?
– Nie co dzień obchodzi się dwudzieste pierwsze urodziny – mignęła jej przed oczami twarz Rhysa.
“O Boże, już nigdy go nie zobaczę – pomyślała. – Jeżeli mam już zginąć, to niech się to stanie teraz, zaraz…” – Otworzyła oczy i kilkadziesiąt metrów przed sobą ujrzała barierkę, za którą znajdowały się ostre występy skalne. Uderzy w nie z wystarczającą siłą, aby jeep rozpadł się na kawałki. Jednak w ostatnim momencie mocno obróciła kierownicą w prawo. Ku swojemu zaskoczeniu wjechała na drogę ukrytą w rozstępie między skałami. Droga biegła w górę. Pomyślała, że przynajmniej częściowo wyhamuje samochód. Jak się okazało, była to złudna nadzieja. Jeep bowiem błyskawicznie znalazł się na szczycie skały i jechał z góry prosto w stronę urwiska, za którym znajdowała się przepaść i spienione morze. Samochód z rykiem podskoczył na występie i… uderzył w rosnące w tym miejscu drzewo. Ostatnią rzeczą, którą Elżbieta zapamiętała, był potężny huk, po którym nastąpiła martwa cisza.