– Słucham, panno Roffe – powiedziała Kate Erling, stojąc na baczność niczym żołnierz. Elżbiecie wydawało się, że biedna Kate za chwilę zasalutuje.
– Mój ojciec miał ponoć przy sobie jakiś tajny raport. Czy wie pani coś na ten temat? Kate potrząsnęła przecząco głową.
– Nic mi o tym nie wiadomo. Pan Roffe nie wspominał o żadnym raporcie.
– A gdyby chciał wszcząć prywatne dochodzenie, kogo poprosiłby o pomoc?
– Którąś z agencji detektywistycznych korporacji, proszę pani.
Było to zapewne ostatnie miejsce, gdzie udałby się jej ojciec. Nikomu więc nie mogła ufać.
Na biurku leżał raport o stanie finansów firmy. Elżbieta przejrzała go pobieżnie i posłała po księgowego, Wiltona Krausa. Kraus był człowiekiem błyskotliwym i tryskającym energią. Prawdopodobnie ukończył Wharton School albo Harvard.
Kiedy się pojawił, Elżbieta zapytała bez ogródek:
– Czy jest możliwe, aby tak potężne przedsiębiorstwo, jak nasze, miało kłopoty finansowe?
Kraus wzruszył ramionami. Nie był widać przyzwyczajony do szefa kobiety.
– No cóż – zaczął, przełykając ślinę. – Kilka lat temu nasze przedsiębiorstwo przeżywało okres ekspansji i potrzebne były pieniądze na założenie kilku nowych filii. Dlatego pani ojciec i członkowie zarządu postanowili zaciągnąć krótkoterminowe pożyczki od banków. Jesteśmy obecnie zadłużeni na sześćset milionów dolarów.
– I zalegamy ze spłatą odsetek?
– Zgadza się, proszę pani. W niektórych przypadkach wstrzymaliśmy nawet płacenie podstawowych rat.
– Nie rozumiem.
– Pozwoli pani, że jej wytłumaczę. Otóż w przypadku każdej zaciągniętej pożyczki oprócz odsetek i kary umownej płacimy również ratę podstawową. Bez niej nie spłacilibyśmy długu.
– Czy nie moglibyśmy odwlec spłaty długu w przypadku wysokich pożyczek?
– Próbowaliśmy, proszę pani, ale banki sprzeciwiają się, argumentując, że “Roffe & Sons” nie cieszy się ostatnio dobrą reputacją. Poza tym mamy dużo wydatków związanych z wypłatą odszkodowań.
Elżbieta przypomniała sobie o eksplozji w Chile i tysiącach ludzi, którzy w wyniku skażenia środowiska musieli opuścić swoje domy. Drugie tyle zmarło w mękach wskutek zażycia leków, na których ktoś pozamieniał nalepki.
Spojrzała pytająco na Krausa.
– Zgodnie z tym, co pan napisał w raporcie, nasze kłopoty mają charakter przejściowy. Każda duża firma może zostać uwikłana w jakąś poważną aferę. Nie oznacza to jednak, że stanowi ryzyko dla banku, w którym zaciągnęła pożyczkę.
– Jesteśmy korporacją farmaceutyczną, proszę pani, a to duża różnica…
Ktoś już kiedyś użył tego stwierdzenia. Jej ojciec? A może Rhys? Próbowała sobie przypomnieć.
– Proszę kontynuować.
– Nasze problemy nabrały rozgłosu. Świat interesu, jak pani wiadomo, jest swoistą dżunglą. Nasi konkurenci już zastanawiają się, jak nas usunąć z rynku.
– Podobnie chyba rozumują bankierzy? Kraus uśmiechnął się z aprobatą.
– Ma pani słuszność. Banki mają ograniczony fundusz przeznaczony na pożyczki. Jeżeli więc dojdą do wniosku, że na przykład pożyczkobiorca X jest mniej ryzykowny niż pożyczkobiorca Y, wówczas, sama pani rozumie… – Kraus rozłożył ręce.
– Czy w naszym przypadku banki doszły już do takiego wniosku?
Kraus nerwowo przeczesał ręką włosy.
– Od śmierci pani ojca wielokrotnie dzwonił do mnie Herr Julius Badrutt, przewodniczący konsorcjum banków, w których mamy długi.
– W jakiej sprawie dzwonił więc do pana ten Herr Julius Badrutt? – zapytała, mimo że znała odpowiedź.
– Chciał się dowiedzieć, kto będzie nowym prezesem korporacji.
– I co mu pan odpowiedział?
– Prawdę. Powiedziałem, że nie wiem, proszę pani.
– A teraz już pan wie?
– Nie, proszę pani.
– Ja nim jestem.
Kraus był wyraźnie zaskoczony.
H. Krwawa linia
– Jak pan sądzi, co się stanie, gdy Herr Badrutt dowie się o tym?
– Z jego banków nie dostaniemy zapewne już ani centa – wykrztusił.
– Porozmawiam z nim. A tymczasem – rozparła się wygodnie na krześle – może ma pan ochotę na filiżankę kawy?
– To… to bardzo miło z pani strony. Dziękuję.
Ten młody człowiek zaczynał się jej podobać. Wiedział zapewne, że Elżbieta poddała go próbie i wyszedł z niej zwycięsko.
– Chciałabym prosić pana o radę. Gdyby został pan prezesem “Roffe & Sons”, jakie byłyby pana pierwsze kroki?
– No cóż – starał się ważyć każde słowo. – Zleciłbym kilku bankom maklerskim rozpisanie akcji i po prostu sprzedałbym je. W ten sposób uzyskałbym wystarczającą ilość pieniędzy, aby spłacić bankom długi, i jeszcze drugie tyle na inwestycje. Przyzna pani, że to proste.
Biedny Kraus nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo spadły jego akcje. Elżbieta raz jeszcze przekonała się, że może liczyć tylko na siebie.