ZURYCH, CZWARTEK, 4 GRUDNIA, GODZINA 20
Za oknami zapadał zmierzch. Zaczął padać śnieg i wkrótce wszystkie domy w okolicy okryły się cienką warstwą białego puchu.
Elżbieta pracowała w swoim biurze. Czekała na Rhysa, który wyjechał rano na ważne spotkanie do Genewy. Tak bardzo pragnęła, aby już tu był. Nie czuła się najlepiej. Nie mogła przestać myśleć o Annie i Waltherze. Przypomniała sobie, że kiedy zobaczyła Gassnera po raz pierwszy, był młody, niezwykle przystojny i po uszy zakochany w Annie. A może tylko udawał? Z trudem mogła uwierzyć, że popełnił tak okrutną zbrodnię. “Biedna Anna – pomyślała. – Ileż ona musiała wycierpieć”. Próbowała dodzwonić się do niej, ale nikt nie odpowiadał. Postanowiła, że jutro albo pojutrze poleci do Berlina, aby się z nią spotkać. Nagle jej rozmyślania przerwało brzęczenie telefonu. Uniosła słuchawkę i usłyszała głos Nicholsa.
– Wiesz już o Waltherze? – zapytał.
– Tak, to okropne. Z trudem mogę w to uwierzyć.
– Być może zabił swoje dzieci, ale nie ma nic wspólnego ze śmiercią twojego ojca.
– Chcesz powiedzieć, że policja jest w błędzie?
– Walther był pierwszą osobą, którą sprawdziliśmy z Samem. Doszliśmy do wniosku, że Walther nie jest sabotażystą.
– Nie wiem, o czym mówisz, Alec – Elżbieta udawała zaskoczoną.
– Widzisz – Nichols odchrząknął – przez ostatni rok próbowano narazić na szwank dobre imię “Roffe & Sons”. Ktoś wysadził w powietrze jedną z naszych fabryk w Ameryce Południowej, podkradano nam patenty i zamieniano etykietki na niebezpiecznych lekach. Któregoś dnia udałem się w tej sprawie do Sama. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że należy prosić o pomoc którąś z agencji detektywistycznych spoza korporacji. Postanowiliśmy zachować wszystko w tajemnicy.
Elżbieta czuła, jak serce bije jej coraz mocniej. Przecież Alec powtarzał dokładnie słowa Rhysa.
– Kiedy po skończonym dochodzeniu Sam otrzymał tajny raport – mówił dalej Alec – pojechał z nim do Chamonix.
Elżbieta w tym momencie przypomniała sobie słowa Rhysa: “Sam poprosił mnie, abym pojechał z nim do Chamonix… Zdecydowaliśmy zachować wszystko w tajemnicy. Chcieliśmy dowiedzieć się, kto jest za to wszystko odpowiedzialny”.
Starając się, aby jej głos zabrzmiał naturalnie, zapytała:
– Kto jeszcze oprócz ciebie i mojego ojca wiedział o istnieniu raportu?
– Nikt więcej, Elżbieto. Twojemu ojcu bardzo zależało na zachowaniu tajemnicy. Zgodnie z tym, co wykazywał raport, winowajcą był ktoś z zarządu korporacji.
“Rhys… – myślała gorączkowo Elżbieta. – Ani słowem nie wspominał jej o swoim pobycie w Chamonix. Dopiero ten detektyw Hornung powiedział jej o tym”.
– Czy Rhys mógł wiedzieć o raporcie? – zapytała ostrożnie.
– Nie, a dlaczego pytasz?
Elżbieta nie odpowiedziała. Trzęsącymi się rękami odłożyła słuchawkę.
“Rhys znał treść raportu, bo go po prostu ukradł. – Myśli kłębiły się w jej głowie. – Potem pojechał do Chamonix i zabił ojca, przecinając mu linę”.
Elżbieta chwyciła się za głowę i wybuchnęła spazmatycznym płaczem. W natłoku myśli przypomniała sobie, że przed wypadkiem zostawiła dla niego wiadomość, że wyjeżdża na Sardynię. Pewnie ten podstawiony jeep to też jego sprawka. Podobnie jak uszkodzona winda… Wyszedł przecież z biura na krótko przed…
Zerwała się z miejsca i pobiegła do biura Rhysa. W środku było ciemno. Włączyła światło i stała przez chwilę w progu. Zastanawiała się, czego tu właściwie szuka. Dowodów winy Rhysa? A może jest tu coś, co zaświadczy o jego niewinności? Nie mogła uwierzyć, że człowiek, którego pokochała, okazał się… mordercą!
Podeszła do jego biurka i pociągnęła za uchwyt szuflady, w której mieściły się jego rzeczy osobiste. Była zamknięta na zamek. Zawahała się przez moment. Wiedziała, że jeżeli otworzy tę szufladę, nie będzie już odwrotu. Rhys dowie się o tym, a ona będzie musiała powiedzieć mu, dlaczego to zrobiła.
– Nic mnie to nie obchodzi! – powiedziała głośno do siebie i uderzyła w klamkę ciężkim metalowym dziurkaczem. Zamek odpadł z trzaskiem. Wewnątrz leżały równo poukładane dokumenty. Była tam też koperta, na której jakaś kobieca ręka napisała nazwisko i adres Rhysa. Na znaczku widniał stempel pocztowy z datą sprzed kilku dni. Wewnątrz znajdował się list od Heleny.
“Cheri, próbowałam dodzwonić się do ciebie. Na próżno. Chcę spotkać się z tobą raz jeszcze, aby omówić plany…”
Elżbieta położyła list na biurku. Jej wzrok padł na dużą szarą kopertę z napisem: “Sam Roffe, do rąk własnych”… Leżał przed nią skradziony raport. Świat zawirował jej przed oczami. A więc to jednak on. Anonimowy dotąd morderca ukazał swoje oblicze…
Ciszę przerwał nagle telefon w jej biurze. Szybkim krokiem podeszła do swojego biurka i podniosła słuchawkę. Usłyszała głos strażnika, który pilnował wejścia do budynku.
– Pani mąż prosił, abym powiadomił panią, że już wsiada do windy i za chwilę będzie na górze.
“Aby mnie zabić – dodała w myślach. – Szybko, nie mam chwili do stracenia”.
Chwyciła torebkę i płaszcz i wybiegła z biura. Zatrzymała się nagle przy windzie. Zapomniała paszportu.
Na tablicy świetlnej nad windą, którą jechał Rhys, pojawiło się światełko z cyfrą 2… 3… 4… Elżbieta pośpiesznie wróciła do gabinetu. Była tak zdenerwowana, że szarpnęła za mocno szufladę biurka. Szuflada spadła z hukiem na podłogę.
Z paszportem w ręku znowu znalazła się przy windach… l… 8… 9… Światełko zaczęło mrugać, co oznaczało, że za chwilę bezszelestnie rozsuną się drzwi windy. Elżbieta błyskawicznie skręciła na schody i zaczęła pędzić w dół. Wiedziała, że grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo.