BERLIN, PONIEDZIAŁEK, 1 GRUDNIA, 10 RANO
Ból stawał się nie do zniesienia. Lekarz przepisał Waltherowi jakieś pigułki. On jednak bał się ich zażyć w obawie, że uśnie i Anna znów go zaatakuje, a potem będzie próbowała uciec.
– Musi pan jak najszybciej udać się do szpitala. Stracił pan dużo krwi – nalegał lekarz.
– Wykluczone! – O ranach zadanych nożem natychmiast poinformowano by policję. Celowo wezwał do siebie lekarza zatrudnionego w firmie, aby zachować wszystko w tajemnicy.
Wolał nie myśleć, co mogłoby się stać, gdyby policja zaczęła teraz węszyć w jego domu.
Doktor założył na ranę szwy i zaproponował, aby przez kilka następnych dni odwiedzała go pielęgniarka. Gassner jednak nie zgodził się, twierdząc, że żona zajmie się nim należycie.
Od tamtej pory minął dokładnie miesiąc. Gassner nie pojawił się w firmie, informując swoją sekretarkę, że miał wypadek i jeszcze przez jakiś czas musi pozostać w domu.
Często wracał myślami do tamtej dramatycznej chwili, gdy Anna próbowała pozbawić go życia przy pomocy nożyczek. Zdążył jednak obrócić się w porę i ostre narzędzie przebiło jego ramię zamiast serca. Czuł się wtedy tak, jakby za chwilę miał stracić przytomność. Jednak mimo dokuczliwego bólu miał jeszcze tyle siły, aby obezwładnić Annę i mimo jej protestów zamknąć ją w sypialni. Z oddali słyszał jej krzyki: “Co zrobiłeś z moimi dziećmi?”, “Co zrobiłeś z moimi maleństwami?”
Nie wypuszczał jej z sypialni ani na moment. Przyrządzał jej posiłki, przynosił do pokoju i stawiał tacę na toaletce.
Anna siedziała zwykle skulona w kącie i powtarzała bez końca: “Co zrobiłeś z moimi dziećmi? Co zrobiłeś z moimi maleństwami?”
Czasami, gdy wchodził do sypialni, widział, jak stała z uchem przy ścianie w nadziei, że usłyszy głosy dzieci. W domu panowała jednak grobowa cisza. Oprócz nich nie było w nim żywej duszy.
Któregoś dnia, gdy Walther sprzątał naczynia po posiłku, rozległ się hałas w holu.
“Kto to mógł być, do diabła? – myślał gorączkowo. – Przecież dokładnie pozamykałem wszystkie drzwi”.
Pani Mendler jak w każdy poniedziałek przyszła do willi Gassnerów, aby posprzątać.
Nie lubiła tego domu. Ale jak mówią: “Pieniądze nie śmierdzą”. Tydzień temu Gassner nie odstępował jej na krok. Może coś zginęło i pewnie ją o to podejrzewał. “Źle temu człowiekowi patrzy z oczu” – pomyślała, kiedy ujrzała go po raz pierwszy. Kiedy zaczęta odkurzać łazienkę na górze, przerwał jej poirytowany, zapłacił za sprzątanie i kazał wynieść się do wszystkich diabłów. Dzisiaj nigdzie nie było go widać. “Pewnie nie ma go w domu. Gott sei Daiik” – odetchnęła z ulgą. Postanowiła zacząć sprzątanie od góry. Pomyślała, że zdąży zejść na parter, kiedy Gassner wróci. W domu panował spokój. Skierowała kroki do sypialni, której od dawna nie odkurzała. Drzwi były jednak zamknięte na klucz. “Pewnie trzymają tam swoją drogocenną biżuterię” – pomyślała i już chciała odejść od drzwi, gdy usłyszała cichy szept:
– Kto tam jest?
– Frau Mendler, pomoc domowa. Chciałam posprzątać pani sypialnię.
– Niech mnie pani ratuje! – Kobieta zaczęła krzyczeć i pukać do drzwi. – Proszę wezwać policję i powiedzieć im, że mój mąż zabił moje dzieci, moje kochane maleństwa. Grozi mi śmiertelne niebezpieczeństwo! Niech się pani pośpieszy, zanim…
Gassner chwycił panią Mendler za ramię i odsunął od drzwi. Był blady.
– Czego pani tu szuka? – powiedział podniesionym głosem. – A może chce pani nas okraść?
– Nikogo nie mam zamiaru okradać, proszę pana. Przychodzę tu co tydzień, aby posprzątać.
– Ostatnim razem powiedziałem, że nie chcę tu pani więcej widzieć.
– Nic podobnego mi pan nie mówił! – pani Mendler nie dawała za wygraną.
“Pewnie zamierzałem jej o rym powiedzieć… tylko przez ten piekielny ból zapomniałem” – pomyślał z wyrzutem.
– Niech się pani stąd natychmiast wynosi! – rozkazał.
Pani Mendler zwlekała z wyjściem z domu. Miała nadzieję, że raz jeszcze usłyszy nawoływanie tamtej kobiety. W domu jednak znowu zapanowała cisza. Gassner tym razem nie zapłacił jej za przyjście. Dobrze, że nie oddała mu złotych spinek do mankietów, które znalazła na podłodze w holu. To jej przynajmniej w części zrekompensuje upokorzenie, jakiego doznała. Przykro jej było z powodu tamtej kobiety, ale nie mogła pójść na policję. Była tam już notowana.
W tym czasie detektyw Hornung przebywał w Zurychu. Z głównej kwatery Interpolu dostał kilka interesujących dalekopisów.
Poza tym poprosił o całodobową ochronę dla Elżbiety Roffe.
W Paryżu policja wyłowiła zwłoki jeszcze jednej jasnowłosej dziewczyny. Podobnie jak poprzednie, była naga i miała na szyi czerwoną kokardę.