ZURYCH, CZWARTEK, 4 GRUDNIA
Dokładnie w południe w biurze nadinspektora Schmieda zadzwonił telefon. Nadinspektor rozmawiał z kimś przez chwilę, a następnie połączył się z detektywem Hornungiem.
– Już po wszystkim, Hornung. Złapali zabójcę Sama Roffe'a. Pozbieraj się szybko i pędź na lotnisko. Za godzinę masz samolot…
– Dokąd, panie nadinspektorze?
– Do Berlina.
Następnie nadinspektor zadzwonił do Elżbiety Williams, aby podzielić się z nią dobrą nowiną.
– Złapaliśmy mordercę, proszę pani.
Elżbieta zacisnęła dłoń na słuchawce. A więc jednak… W końcu dowie się, kim jest ten anonimowy łotr, sprawca wszystkich jej nieszczęść.
– Kim jest ten człowiek? – zapytała.
– Nazywa się Walther Gassner, proszę pani.
Pędzili autostradą w kierunku Wannsee. Max siedział na tylnym siedzeniu obok majora Wagemana. Po drodze Wageman streścił Hornungowi przebieg wydarzeń.
– Dom jest otoczony – oznajmił. – Musimy jednak zachować ostrożność. Groził, że zabije swoją żonę.
– Jak udało się wam go dopaść? – zapytał Hornung.
– Dzięki panu. Dlatego pomyśleliśmy, że chciałby pan być obecny przy jego aresztowaniu.
– Ja wam pomogłem? – zapytał zaskoczony.
– Tak. Opowiedział mi pan o tym psychiatrze, którego odwiedził Gassner. Nie tylko jemu złożył wizytę. Sprawdziliśmy to. W ostatnim czasie odwiedzał kilku lekarzy. Za każdym razem podawał inne nazwisko i znikał bez słowa. Wiedział o swojej chorobie. Bał się jej. Jego żona dzwoniła do nas kilka miesięcy temu i błagała o ratunek.
Skręcili z autostrady na drogę prowadzącą do willi Gassnerów.
– Dzisiejszego ranka – mówił dalej Wageman – zadzwoniła do nas ich sprzątaczka. Mówiła, że w zeszły poniedziałek, gdy sprzątała w domu Gassnerów, rozmawiała z żoną Gassnera przez zamknięte drzwi sypialni. Biedna kobieta powiedziała jej, że jej mąż zabił ich dzieci i ją również zamierza pozbawić życia.
– To się stało w zeszły poniedziałek – przerwał majorowi – a ta kobieta zdecydowała się opowiedzieć o tym dopiero teraz?
– Była już notowana. Bała się zgłosić na policję. Dopiero jej konkubin namówił ją, aby do nas przyszła.
Dotarli do Wannsee. Major kazał zatrzymać samochód przecznicę dalej. Kiedy wysiadali, podbiegło do nich kilku mężczyzn.
– Jest w domu, majorze – poinformował Wagemana jeden z nich. – Otoczyliśmy cały dom.
– Czy jego żona jeszcze żyje?
– Niestety, nie wiem.
– W porządku. Powiadom ludzi, że za pięć minut spróbujemy wejść do środka. – Wageman wyjął z samochodu przenośny nadajnik i zaczął wydawać komendy.
Ze wszystkich stron zjawili się mężczyźni. Ubrani byli na czarno i mieli zasłonięte twarze. Zaczęli powoli zbliżać się do budynku. Jedni trzymali w ręku karabiny z lornetkami, inni uzbrojeni byli w miotacze gazu.
Cała akcja została przeprowadzona matematyczną precyzją. Na komendę Wagemana wrzucono przez okna pojemniki z gazem łzawiącym, a następnie policjanci w maskach przeciwgazowych wyważyli drzwi frontowe i weszli do środka.
Wageman i towarzyszący mu detektywi trzymali w ręku broń gotową do strzału. Kiedy wbiegli za policjantami do budynku, wewnątrz unosiły się kłęby siwego, gryzącego dymu, który szybko ulatniał się przez wybite okna.
Dwóch ludzi przyprowadziło zakutego w kajdanki Gassnera. Był w piżamie, na którą w pośpiechu narzucił szlafrok. Miał podkrążone oczy, bladą, zmęczoną twarz. Był nieogolony.
– Jest pan aresztowany – powiedział Wageman. – Gdzie jest pańska żona?
– Zamknąłem ją… – urwał w pół zdania, wznosząc oczy do góry.
– Jest tutaj, znalazłem ją! – zawołał jeden z detektywów. – Zamknął ją w sypialni!
Na schodach pojawiła się Anna Gassner. Drżała na całym ciele.
– Dzięki Bogu, że zdążyliście… – nie dokończyła i wybuchnęła płaczem.
Major Wageman wbiegł na schody i przytrzymał ją za ramię.
Kiedy Anna zobaczyła Walthera stojącego w holu, przerażona odwróciła się.
– Niech się pani uspokoi. – Major pogłaskał ją delikatnie po głowie. – Ten człowiek już nigdy pani nie skrzywdzi.
– Gdzie są moje dzieci? – krzyknęła nagle w stronę Gassnera. – Co zrobiłeś z naszymi dziećmi?
Gassner nie wytrzymał jej spojrzenia i odwrócił głowę.
– Ma pan prawo nic nie mówić. Może pan też poprosić o adwokata – powiedział spokojnie major.
– Dlaczego ich wezwałaś, Anno? – przerwał majorowi Walther. – Przecież byliśmy ze sobą tacy szczęśliwi.
– Co zrobiłeś z dziećmi? – Anna zacisnęła pięści. – Mów!
– Nie żyją – powiedział cicho Gassner.
– Jezus Maria! – krzyknęła Anna. – Ty morderco! – Zachwiała się i osunęła zemdlona na podłogę.
– Anno! – Gassner rzucił się do przodu, ale silna dłoń detektywa przytrzymała go na miejscu.
– Gdzie są ciała dzieci? – zapytał Wageman.
– Na cmentarzu Saint Paul – odpowiedział za Gassnera Hornung.