– Przepraszam, pani Williams – powiedziała przez intercom Henrietta. – Przyszedł detektyw Hornung i chciałby z panią porozmawiać. Mówi, że to pilne.
Elżbieta zaskoczona spojrzała na Rhysa. Dopiero wczoraj przylecieli z Rio i byli w biurze zaledwie od kilkunastu minut. Rhys wzruszył ramionami i powiedział:
– Wpuść go, Henrietto. Ciekawe, co go do nas sprowadza?
Siedzieli w małym saloniku obok gabinetu. Hornung najpierw przyglądał się w milczeniu Elżbiecie, a następnie oznajmił coś, co wprawiło ją w osłupienie.
– Ktoś próbuje panią zabić!
– O czym pan, do diabła, mówi? – Rhys poderwał się z krzesła.
Max widząc bladą twarz Elżbiety, wyrzucał sobie, że postąpił z nią zbyt grubiańsko.
– Do tej pory dokonano dwóch zamachów na pani życie i będzie ich prawdopodobnie więcej – powiedział z naciskiem.
– Pan… pan się myli. – Elżbieta była zupełnie wytrącona z równowagi.
– Nie, droga pani. Ta winda, w której zginęła pani sekretarka, miała zabić panią. Podobnie jak tamten jeep na Sardynii.
– To był wypadek. Byłam obecna, kiedy mechanik dokonywał przeglądu wozu.
– To nie był pani samochód.
– Nie rozumiem.
– To proste – kontynuował Max. – Jeep, w którym pani o mało nie zginęła, nigdy nie stał w garażu policyjnym. Znalazłem go na złomowisku w Olbi. Śruba w pojemniku na płyn hamulcowy była poluzowana i cała ciecz wyciekła. Dlatego właśnie hamulce nie działały. Przedni zderzak był wgnieciony. Pobrałem z niego próbki kory i kazałem ' zbadać w laboratorium. Pasowała jak ulał do tej, którą zdjąłem z drzewa na miejscu wypadku.
– Ja nadal nic nie rozumiem – odezwał się Rhys. – Przecież Elżbieta…
– Wszystkie jeepy są do siebie podobne. Na to właśnie liczył ten, kto to wszystko zaplanował. Niestety i tym razem nie powiodło mu się. Panią zabrano do szpitala, a jeepa morderca podmienił po drodze. Aby nie wzbudzać pani podejrzeń, cały incydent musiał wyglądać na wypadek.
– Wciąż pan mówi: “on”, “ten morderca”. Kogo ma pan na myśli? – zapytał Rhys.
– Komu mogłoby zależeć na mojej śmierci? Elżbieta powoli odzyskiwała równowagę.
– Tej samej osobie, która zabiła pani ojca. “To jakiś koszmar – pomyślała Elżbieta. – Kiedy to się w końcu skończy?”
– Pani ojciec został zamordowany – Max mówił dalej – przez człowieka, który podawał się za przewodnika. Poza tym Sam Roffe nie był sam w Chamonix.
– Nie był sam? – powtórzyła drżącym głosem. – Kto więc z nim był?
Hornung spojrzał na Rhysa.
– Pani mąż.
Elżbiecie wydawało się, że traci grunt pod nogami. “Czyżby Rhys…?”
– Liz – Rhys był blady – nie byłem przy Samie, gdy zginął.
– Ale był pan z nim w Chamonix – powiedział Max z naciskiem.
– Wyjechałem jednak, zanim Sam poszedł w góry – odparł Rhys, nie patrząc na Elżbietę.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytała.
– Bo nie chciałem, aby ktokolwiek o tym wiedział. Od roku ktoś próbuje zniszczyć naszą korporację. Sam i ja zdecydowaliśmy poprosić o pomoc jedną z agencji detektywistycznych spoza korporacji.
Elżbieta, w miarę jak mówił, odczuwała coraz większą ulgę. Rhys od samego początku wiedział o istnieniu tajnego raportu. Powinna była mu zaufać, a zaoszczędziłaby sobie wielu cierpień.
Rhys zwrócił się do Hornunga:
– Sam Roffe dostał raport, który potwierdzał nasze przypuszczenia. Zaprosił mnie do Chamonix, aby przedyskutować plan działania. Postanowiliśmy też zachować wszystko w tajemnicy, póki nie dowiemy się, kto za tym wszystkim stoi. Ten ktoś dowiedział się jednak, że mamy przeciwko niemu dowody, i zabił Sama. Zniknął też raport.
– Czytałam ten raport – odezwała się Elżbieta.
Rhys spojrzał na nią wyraźnie zaskoczony.
– Dostałam go razem z rzeczami osobistymi ojca. Donosił o istnieniu sabotażysty wśród członków zarządu. Dlaczego ktoś, kto ma udziały w korporacji, chciałby ją zniszczyć?
– Ten ktoś, za cichą aprobatą pozostałych członków rodziny, chce zepsuć dobrą opinię firmy po to, aby banki zażądały od “Roffe & Sons” spłaty kredytów. Najpierw chciano zmusić pani ojca, aby zgodził się na sprzedaż akcji. Zginął, ponieważ stanowczo się temu sprzeciwiał. Teraz przyszła kolej na panią. Sama pani rozumie… – Max przerwał wpół zdania.
– Musi pan przydzielić mojej żonie policjantów do ochrony.
– Spokojna głowa, panie Williams. Nie spuszczamy z niej oka, odkąd pana poślubiła.