35

SZCZURY

Servaz jechał wśród wzgórz. Sygnały zbliżającej się burzy były coraz liczniejsze: pejzaż zmienił kolor, był teraz szary i metaliczny, niebo pociemniało, a wśród skłębionych na horyzoncie chmur policjant dostrzegał dalekie błyskawice bez grzmotów. Zatrzymał się na chwilę w trawie na poboczu drogi, w samym sercu gęstego lasu, by przygotować się psychicznie. Oparty o karoserię, spokojnie palił papierosa, przypatrując się długiej prostej linii schodzącej zboczem naprzeciwko, która następnie wspinała się w jego stronę przecinką biegnącą przez środek lasu.

Obserwował muchy i muszki, które zdawały się ulegać powszechnej ekscytacji. W oddali usłyszał nerwowe szczekanie psów. Dłonią przegnał

gza rozdrażnionego panującą duchotą. Następnie znowu ruszył w drogę. W

ciągu pięciu minut nie minął go ani jeden samochód. Serce Servaza biło ciężko, kiedy wysiadł z jeepa na końcu alei, na skraju polany. Od czasu, kiedy psiarnię opróżniono z jej mieszkańców, panowała tu cisza. Starał się nie myśleć o tej zbiorowej eutanazji. Pod burzowym niebem polana wydawała się jeszcze bardziej ponura. Wszedł na werandę po skrzypiących schodach, uniósł taśmę, którą żandarmeria odgrodziła miejsce zdarzenia i wytrychem otworzył drzwi. W środku rozejrzał się dokoła i włożył

rękawiczki. Funkcjonariusze wydziału kryminalnego zajrzeli w każdy kąt, ale nie szukali niczego konkretnego. Czyżby coś pominęli? Servaz patrzył

na panujący we wnętrzu chaos. Meble, podłoga, aneks kuchenny, brudne naczynia w zlewie, opakowania po pizzy i hamburgerach, pełne popielniczki i puste butelki po piwie: wszystko znajdowało się w takim stanie, w jakim było na początku, jednak obecnie pokryte było proszkami mineralnymi i organicznymi w różnych kolorach. Zastanawiał się, kto to posprząta. Przez otwarte drzwi jego uszu dobiegł huk grzmotu i Servaz usłyszał szelest liści na zewnątrz.

Powoli zaczął przeszukanie. Światło wpadające przez okna miało barwę gipsowej szarości i policjant miał wrażenie, jakby znajdował się na dnie oceanu. Zaświecił latarkę.

Rundka po parterze zajęła mu dobrą godzinę. W pokoju, podobnie jak w salonie, panował odpychający bałagan. Na niepościelonym łóżku poniewierała się skotłowana brudna bielizna i pudełka po grach wideo. W

powietrzu unosił się ten sam lekki zapach marihuany i woń rozkładu.

Wszędzie kłębiły się muchy podniecone zbliżającą się burzą. Servaz przeszukał też łazienkę, nie zauważył w niej jednak niczego szczególnego poza jednorazowymi maszynkami do golenia, których ostrza były pełne zarostu, brudną rękawiczką, ogryzkiem szarego mydła, szczoteczką do zębów z zaschniętą pastą i apteczką świadczącą o uzależnieniu jej właściciela od wszelkiego rodzaju leków. Wnętrze kabiny prysznicowej było zielone od pleśni. W muszli klozetowej w kałuży moczu pływał papier toaletowy: najwyraźniej Elvis rzadko używał spłuczki. Servaz wrócił do wąskiego korytarzyka prowadzącego do połączonej z salonem kuchni.

Zauważył klapę nad głową. Przyniósł krzesło, wszedł na nie i złapał za uchwyt. Klapa się otworzyła i oczom policjanta ukazała się metalowa drabina. Rozsunął ją.

Strych był nisko sklepiony: by tam wejść, Servaz musiał się pochylić.

Przez lukarnę ze szklanych płytek wpadało skąpe światło. Elvis zgromadził

tam odpady z wielu lat egzystencji: komputery i drukarki, ubrania filcujące się na wieszakach umieszczonych na metalowych rusztowaniach, kartony, pudełka, segregatory, zepsute odkurzacze, rolki tapet, konsole do gier, wideokasety z filmami porno. Na zakurzonych deskach Servaz zauważył wiele ścieżek wydeptanych przez szczury czy myszy. Szczury, podobnie jak mrówki, to zwierzęta funkcjonujące zgodnie z pewną rutyną: mają tendencję do poruszania się zawsze tymi samymi trasami, na których zostawiają ślady łapek, mocz i odchody. W jednej z szaf, pod zimowymi ubraniami i butami na po nartach, Servaz znalazł metalowe pudła. Przysunął je do siebie po podłodze, podniósł wieko pierwszego i przez chwilę miał wrażenie, jakby czas stanął w miejscu. Dziecko na plaży, bawiące się wiaderkiem i łopatką, w towarzystwie rodziców, to samo dziecko w plastikowym czerwonym samochodzie na pedały z żółtą kierownicą. Dziecko podobne do innych. Jeszcze nie potwór, jeszcze nie bandzior. Servaz był pewien, że to Elvis. Można go było rozpoznać po niektórych szczegółach, Jednak ten maluch miał buzię tak samo promienną, wesołą i niewinną jak inne dzieci. Lwiątka także wyglądają jak słodkie pluszaki, pomyślał.

Szperał dalej.

Zdjęcia nastoletniego Elvisa. Twarz bardziej ponura, chytra.

Spojrzenie spode łba wymierzone prosto w obiektyw. Czy Servazowi się wydawało, czy nastąpiła jakaś zmiana? Coś się wydarzyło. Nie miał już przed sobą tego samego człowieka co przed chwilą.

Kobieta… Przytulona do Elvisa. Żona? Ta, która zażądała rozwodu? I którą – kiedy wygrała sprawę – Elvis pobił tak dotkliwie, że trafiła do szpitala? Na zdjęciu wygląda na szczęśliwą, ufną. Obejmuje swojego mężczyznę ramionami, ale podczas gdy ona wesoło spogląda w obiektyw, on patrzy gdzie indziej.

Inne zdjęcia nieznanych Servazowi osób. Zamknął pudło. Rozejrzał

się dookoła. W roztargnieniu rzucił okiem na ślady odchodów pozostawione przez szczury.

Ekipa śledczych przeczesała już ten strych, Servaz czytał ich raport.

Szukali śladów, tropów tych, którzy napadli na Elvisa i nakarmili nim jego psy. A on, czego on szukał? Jego akurat interesowali nie napastnicy, ale sam Elvis.

Niech Servaz grzebie w przeszłości, napisał Albańczyk.

Niczego szczególnego tu nie widział. Zwyczajny strych. Przez kolejną godzinę poruszał niebo i ziemię, otwierając nawet pudełka od gier wideo i kaset z filmami porno i zastanawiając się, czy nie trzeba by ich przejrzeć na wszelki wypadek…

Zachowywał się jak szczur.

Jak te gryzonie, które zostawiły po sobie tę ścieżkę na podłodze, maszerując przez nią jak karawana przez pustynię.

Ścieżka…

W jednym miejscu się urywała, by zacząć się na nowo kawałek dalej.

Servaz spojrzał w górę i poczuł, jak w jego mózgu zapala się sygnał

alarmowy. Podszedł bliżej, przyklęknął. Pochylił się. W tym miejscu deski były mniej zwarte niż dookoła i warstwa kurzu była cieńsza. Servaz położył dłonie na dwóch luźniejszych deskach, próbując poruszyć je palcami. Szukał miejsca, za które mógłby złapać. Znalazł. Pociągnął. Dwie deski ustąpiły. Jego oczom ukazało się zagłębienie. Wnęka. W środku coś było. Servaz chwycił przedmiot i wyjął go z kryjówki.

Segregator.

Uniósł sztywną okładkę i zobaczył przezroczyste koszulki przypięte do grzbietu metalowymi pierścieniami. Z bijącym sercem zaczął je przewracać. Trafił na coś… Usiadłszy wygodniej na zakurzonej podłodze, przeglądał zdjęcia. Jedno po drugim.

Загрузка...