Epilog
Dla Oskara skończył się okres prosperity. Czasy pokoju nigdy nie wyniosą go tak wysoko jak wojna. Oskar i Emilia przyjechali do Monachium. Przez jakiś czas dzielili mieszkanie z Rosnerami, Henryk i jego brat bowiem otrzymali engagement w jednej z monachijskich restauracji i żyli w umiarkowanym dobrobycie. Jeden z byłych więźniów, spotkawszy Oskara w małym, ciasnym mieszkaniu Rosnerów, był wstrząśnięty widokiem jego podartego płaszcza. Majątek w Krakowie i na Morawach oczywiście skonfiskowali Rosjanie, a pozostałą biżuterię Oskar przehandlował za żywność i alkohol.
Kiedy do Monachium przybyli Feigenbaumowie, zastali go z nową kochanką, Żydówką, byłą więźniarką – ale nie Brinnlitz, tylko innych, gorszych obozów. Wielu gości w wynajętym pokoju Oskara, choć wyrozumiałych dla jego słabości, czuło wstyd z powodu Emilii.
Nadal był to szczodry przyjaciel i wielki odkrywca rzeczy niedostępnych. Henryk Rosner pamięta, że Oskar znalazł źródło kurczaków w pozbawionym żywności Monachium. W ogóle Oskar obracał się w towarzystwie swoich byłych więźniów, którzy zamieszkali w Niemczech – a byli tam Rosnerowie, Pfefferbergowie, Dresner, Feigenbaum, Sternberg… Cynicy powiedzą później, że w owych czasach mądrze było ze strony każdego, kto miał coś wspólnego z obozami koncentracyjnymi, utrzymywać bliskie stosunki z Żydami, bo służyły one jako barwy ochronne. Tylko że stosunki Oskara przekraczały tego rodzaju instynktowny spryt: Schindlerjuden stali się po prostu jego rodziną.
Razem z nimi usłyszał, że w lutym wojska Pattona ujęły Amona Götha, który jako pacjent przebywał w sanatorium SS w Bad Tolz; uwięziono go w Dachau i po zakończeniu wojny przekazano nowemu rządowi polskiemu. Amon był jednym z pierwszych Niemców wysłanych do Polski pod sąd. Na procesie zaproszono w charakterze świadków wielu byłych więźniów; na świadków obrony Amon łudził się pozyskać między innymi Helenę Hirsch i Oskara Schindlera. Sam Schindler nie pojechał do Krakowa na rozprawę. Ci, którzy pojechali, zobaczyli, że wychudły z powodu cukrzycy Amon bronił się bez przekonania, ale i bez skruchy. Twierdził, że wszystkie rozkazy egzekucji i transportów nosiły podpisy jego przełożonych, a zatem to były ich zbrodnie, a nie jego. Świadkowie, opowiadający o dokonywanych własną ręką morderstwach komendanta, jego zdaniem złośliwie przesadzali. Niektórych więźniów stracono jako sabotażystów, ale w czasie wojny zawsze są sabotażyści.
Czekający na wezwanie do złożenia zeznań Mietek Pemper siedział obok innego „absolwenta” Płaszowa, który patrzył na siedzącego na ławie oskarżonych Amona i szeptał: „On mnie nadal przeraża”. Pemper, jako pierwszy świadek oskarżenia, przedstawił dokładny katalog zbrodni Amona. Po nim mówili inni, wśród nich doktor Biberstein i Helena Hirsch, którzy zachowali dokładne i bolesne wspomnienia. Amona skazano na śmierć i powieszono w Krakowie 13 września 1946, dokładnie w dwa lata od jego aresztowania przez SS w Wiedniu pod zarzutem uprawiania działalności czarnorynkowej. Według krakowskiej prasy poszedł na szafot bez wyrzutów sumienia i przed śmiercią wyciągnął rękę do hitlerowskiego pozdrowienia.
W Monachium Oskar sam zidentyfikował zatrzymanego przez Amerykanów Liepolda. Przy identyfikacji Oskarowi towarzyszył były więzień Brinnlitz. Oskar spytał protestującego Liepolda: „Czy mam to zrobić ja, czy może chce pan, żeby zrobiło to pięćdziesięciu rozjuszonych Żydów, którzy czekają na ulicy?” Liepold również zostanie powieszony – nie za zbrodnie w Brinnlitz, ale za wcześniejsze morderstwa w Budzyniu.
Już chyba wtedy Oskar postanowił, że zostanie farmerem w Argentynie, że będzie hodowcą nutrii, dużych, żyjących w wodzie południowoamerykańskich gryzoni, cenionych z powodu ich futra. Oskar uważał, że ten sam doskonały instynkt handlowy, który sprowadził go w 1939 do Krakowa, pcha go teraz za Atlantyk. Był bez grosza, ale Joint Distribution Committee, międzynarodowa żydowska organizacja pomocy, której Oskar składał sprawozdania podczas wojny i dla której czyny Oskara nie były obce, ofiarowała mu pomoc. W 1949 wypłacono mu ex gratia 15 000 dolarów i wręczono list polecający („Do wszystkich zainteresowanych”) podpisany przez M. W. Beckelmana, wiceprzewodniczącego rady wykonawczej Jointu. Brzmiał on:
„American Joint Distribution Committee dokładnie zbadał wojenną i okupacyjną działalność pana Schindlera… Serdecznie prosimy wszystkie organizacje i osoby, do których p. Schindler się zwróci, o udzielenie mu wszelkiej pomocy w uznaniu jego wybitnych zasług…
Pod pozorem prowadzenia niemieckiej fabryki, najpierw w Polsce, a potem w Sudetach, p. Schindler przyjął do pracy i chronił mężczyzn i kobiety przeznaczone na śmierć w Oświęcimiu lub innych niesławnych obozach koncentracyjnych… Obóz Schindlera w Brinnlitz – jak Joint Distribution Committee dowiedział się od świadków – był jedynym obozem na terenach okupowanych przez Niemcy nazistowskie, w którym Żydów nie bito i żaden Żyd nie został zabity, lecz przeciwnie, traktowano wszystkich z godnością i po ludzku.
Teraz, kiedy zamierza on rozpocząć nowe życie, pomóżmy mu, jak on niegdyś pomógł naszym braciom”.
Odpływając do Argentyny, Oskar zabrał z sobą kilka rodzin Schindlerjuden, opłacając niektórym podróż. Osiedlił się na farmie w prowincji Buenos Aires i pracował tam przez prawie dziesięć lat. Tym z jego byłych podopiecznych, którzy nie widzieli go w tych latach, z trudem przychodziło wyobrazić go sobie jako farmera, ponieważ nie był człowiekiem nawykłym do rutynowej, monotonnej pracy. Niektórzy mówią, i jest w tym trochę prawdy, że „Emalia” i Brinnlitz zawdzięczały swoje dziwaczne powodzenie zdolnościom takich ludzi, jak Stern i Bankier. W Argentynie Oskar znalazł się bez takiej pomocy, jeśli nie liczyć zdrowego rozsądku i rolniczej przedsiębiorczości jego żony.
W okresie kiedy Oskar zajął się nutriami, okazało się jednak, że hodowla, w odróżnieniu od łowiectwa, nie daje skór właściwej jakości. Upadło wtedy wiele przedsiębiorstw hodowlanych. W roku 1957 zbankrutowała również firma Schindlera. Oskar i Emilia przenieśli się do ofiarowanego im przez organizację B’nai B’rith domu w San Vicente na południowym przedmieściu Buenos Aires. Przez jakiś czas Oskar szukał pracy jako przedstawiciel handlowy. Po niecałym roku wyjechał jednak do Niemiec. Emilia została.
Zamieszkał w małym mieszkaniu we Frankfurcie i zaczął szukać kapitału na zakup fabryki cementu. Ubiegał się również o wysokie odszkodowanie z zachodnioniemieckiego Ministerstwa Finansów za utracony w Polsce i Czechosłowacji majątek. Jego wysiłki nie zdały się na wiele. Niektórzy z byłych więźniów uważali, że odmowa rządu niemieckiego wynikała z pozostałości hitleryzmu w średnim aparacie służb publicznych. Ale tak naprawdę starania Oskara upadły prawdopodobnie z przyczyn formalnych, bo w korespondencji między Oskarem i ministerstwem nie widać śladów biurokratycznej złośliwości.
Cementownia Schindlera wystartowała z kapitałem od Jointu i z „pożyczek” od tych Żydów Schindlera, którym się w powojennych Niemczech powiodło. Cementownia ta miała krótką historię. W 1961 roku Oskar znów był bankrutem. Jego zakład doznał strat z powodu kolejnych ostrych zim, które unieruchomiły przemysł budowlany. Niemniej jednak niektórzy uważają, że do upadku firmy przyczynił się niespokojny duch Oskara i jego brak zrozumienia dla codziennej rutyny.
Tego roku, na wieść o jego kłopotach, Schindlerjuden z Izraela zaprosili go do siebie na swój koszt. W polskojęzycznej prasie izraelskiej ukazała się prośba do byłych więźniów obozu koncentracyjnego Brinnlitz, którzy znali „Niemca Oskara Schindlera”, o skontaktowanie się z redakcją. W Tel Awiwie podejmowano Oskara z uniesieniem. Powojenne dzieci jego byłych podopiecznych tłumnie gromadziły się wokół niego. Przybrał na wadze, zgrubiały mu rysy. Ale na przyjęciach ci, co go znali wcześniej, poznawali w nim tego samego nieugiętego Oskara. Żywy dowcip, niesłychany urok, niezaspokojone pragnienie przetrwały dwa bankructwa.
Był to rok procesu Eichmanna i wizyta Oskara w Izraelu wzbudziła pewne zainteresowanie międzynarodowej prasy. W przeddzień rozpoczęcia procesu Eichmanna korespondent londyńskiego „Dail Mail” napisał dłuższy artykuł o różnicach między tymi dwoma ludźmi i zacytował wstęp do apelu, wystosowanego przez Schindlerjuden, o pomoc dla Oskara. „Nie zapominamy smutków Egiptu, nie zapominamy Hamanu, nie zapominamy Hitlera. Zatem wśród niesprawiedliwych nie zapominamy sprawiedliwych. Pamiętajcie o Oskarze Schindlerze”.
Wśród ocalałych po Holocauście pojawiło się pewne niedowierzanie co do samej idei dobroczynnych obozów pracy, takich jak obóz Oskara. Wątpliwości te przemówiły przez jakiegoś dziennikarza, obecnego na konferencji prasowej Schindlera w Jerozolimie.
– Jak wytłumaczy pan – pytał on – że znał pan wszystkich starszych oficerów SS w regionie krakowskim i że utrzymywał pan z nimi stosunki?
– Na tym etapie historii – odparł Oskar – trudno było omawiać los Żydów z naczelnym rabinem Jerozolimy.
Pod koniec pobytu Oskara w Argentynie Wydział Świadectw Yad Vaszem poprosił go o ogólne sprawozdanie z jego działalności w Krakowie i Brinnlitz. Teraz, po otrzymaniu tego sprawozdania, z własnej inicjatywy, a także pod wpływem Izaaka Sterna i Mosze Bejskiego (niegdyś fałszerza pieczątek u Oskara, teraz szanowanego i uczonego prawnika), Rada Powiernicza Yad Vaszem zaczęła rozważać kwestię oficjalnego uhonorowania Oskara. Prezesem rady był sędzia Landau, przewodniczący sądu w procesie Eichmanna. Yad Vaszem poprosił o świadectwa dotyczące Oskara. Otrzymał ich bardzo dużo. Z wielkiego zbioru oświadczeń cztery są wobec Oskara krytyczne. Ci czterej świadkowie potwierdzają, że gdyby nie Oskar zginęliby, ale krytykują jego metody prowadzenia interesów w pierwszych miesiącach wojny. Dwa z czterech negatywnych świadectw pochodzą od ojca i syna, w niniejszej opowieści występujących jako panowie C. To w ich sklepie z naczyniami emaliowanymi w Krakowie Oskar zainstalował swą kochankę Ingrid jako komisarza. Autorką trzeciego raportu jest sekretarka panów C.; potwierdza ona zarzut pobicia i gróźb; o pogłoskach na ten temat, powiedział Oskarowi w 1940 roku Stern. Czwarty pochodzi od człowieka, który twierdzi, że już przed wojną interesował się emaliernią Oskara, kiedy ta nazywała się jeszcze „Rekord” – i zainteresowanie to Oskar miał zignorować.
Sędzia Landau i jego rada musieli uznać te cztery oświadczenia za mało znaczące wobec zbyt licznych świadectw innych byłych więźniów i pozostawili je bez komentarza. Ponieważ wszyscy czworo stwierdzali, że w każdym razie Oskar był ich wybawcą, członkowie rady zadali sobie pytanie, dlaczego zadał sobie tyle trudu, by ich ocalić?
Zarząd miasta Tel Awiw jako pierwszy uhonorował Oskara. W jego pięćdziesiąte trzecie urodziny odsłonił tabliczkę w Parku Bohaterów. Inskrypcja opisuje go jako wybawcę tysiąca dwustu więźniów z obozu pracy Brinnlitz. Wprawdzie zaniża liczbę uratowanych, jednak stwierdza, iż tablicę wmurowano z czci i wdzięczności. Dziesięć dni później w Jerozolimie Oskara ogłoszono Sprawiedliwym. Ten specyficznie żydowski w swym charakterze tytuł bierze swój początek z dawnego, plemiennego przekonania, że Bóg Izraela w masie gojów umieścił rodzynki ludzi sprawiedliwych. Oskara poproszono również o zasadzenie drzewka chlebowego w Alei Sprawiedliwych, która prowadzi do budynku muzeum Yad Vaszem. Oznaczone tabliczką drzewko stoi tam nadal, w otoczeniu innych zasadzonych w imię wszystkich Sprawiedliwych. Drzewko Juliusa Madritscha, który nielegalnie karmił i ochraniał swych pracowników (co było nie do pomyślenia u Kruppów i Farbensów), też tam jest, jak również drzewko Raimunda Titscha, kierownika zakładu Madritscha w Płaszowie. Na kamienistej ziemi tylko nieliczne drzewka przekroczyły trzy metry wysokości{7}.
Opisy wojennych czynów Oskara i uroczystości w Yad Vaszem zamieściła prasa niemiecka. Te zawsze pochwalne relacje nie ułatwiły mu życia. Na ulicach słyszał pogardliwe syczenie, rzucano w niego kamieniami; grupa robotników wołała za nim, że powinno się go spalić razem z Żydami. W 1963 roku uderzył w twarz robotnika, który nazwał go żydolizem, a ten złożył skargę o napaść. W sądzie najniższego szczebla niemieckiej jurysdykcji Oskar wysłuchał reprymendy od sędziego, po czym kazano mu zapłacić odszkodowanie. „Popełniłbym samobójstwo – pisał do mieszkającego w Nowym Jorku Henryka Rosnera – gdyby tylko nie sprawiło im to takiej satysfakcji”.
Poniżenia te zwiększyły jego zależność od dawnych podopiecznych. Byli dla niego jedyną emocjonalną i finansową podporą. Do końca życia spędzał po kilka miesięcy każdego roku w Tel Awiwie i Jerozolimie, jadł za darmo w rumuńskiej restauracji na ulicy Bena Jehudy w Tel Awiwie, narażał się na „synowskie” uwagi Mosze Bejskiego, który namawiał go do ograniczenia ilości wypijanego alkoholu do trzech podwójnych koniaków w ciągu wieczora. W końcu jednak zawsze powracał do drugiej połowy własnej duszy: do siebie wydziedziczonego – do nędznego, ciasnego mieszkania o kilkaset metrów od frankfurckiego centralnego dworca kolejowego. Pisząc tamtego lata do innych Schindlerjuden w Stanach Zjednoczonych Poldek Pfefferberg gorąco namawiał ich do przekazywania przynajmniej jednodniowego zarobku rocznie Oskarowi Schindlerowi, którego stan opisał za pomocą takich słów jak „zniechęcenie, samotność, rozczarowanie”.
Kontakty Oskara z Schindlerjuden powtarzały się co rok, sezonowo: połowę roku, niczym motyl, spędzał w Izraelu, drugą – jak robak, we Frankfurcie. Ciągle brakowało mu pieniędzy.
Komitet z Tel Awiwu, którego członkami byli Izaak Stern, Jakub Sternberg i Mosze Bejski, nie przestawał nagabywać rządu Niemiec Zachodnich o odpowiednią rentę dla Oskara. Podstawą ich apeli było wojenne bohaterstwo Oskara, przepadek jego majątku i obecny zły stan zdrowia. Jednakże pierwszą oficjalną reakcją ze strony niemieckiego rządu było przyznanie Oskarowi Krzyża Zasługi. Stało się to w 1966 roku podczas ceremonii, której przewodniczył Konrad Adenauer. I dopiero 1 lipca 1968 roku Ministerstwo Finansów z zadowoleniem powiadomiło Oskara, iż od tego momentu będzie mu wypłacana suma 200 marek miesięcznie. Trzy miesiące później rencista Schindler otrzymał z rąk biskupa Limburga Papieski Krzyż Rycerski św. Sylwestra.
Oskar nadal chętnie współpracował z Federalnym Departamentem Sprawiedliwości, tropiącym zbrodniarzy wojennych. W tej sprawie wydawał się niestrudzony. W dzień swoich urodzin w 1967 roku dostarczył poufnych informacji na temat wielu ludzi z personelu obozu koncentracyjnego Płaszów. Protokół jego zeznań z tą datą pokazuje, że nie wahał się świadczyć i że był świadkiem skrupulatnym. Jeśli o jakimś esesmanie nie wiedział nic lub mało, nie ukrywał tego. Stwierdził tak w odniesieniu do Amthora, esesmana Zugsburgera, Fraulein Ohnesorge, porywczej nadzorczym. Nie wahał się jednak nazwać Boscha mordercą i wyzyskiwaczem i dodał, iż rozpoznał Boscha na stacji kolejowej w Monachium w 1946, podszedł do niego i zapytał, czy po Płaszowie może jeszcze spać spokojnie. Bosch – mówił Oskar – miał wtedy wschodnioniemiecki paszport. Komisarza o nazwisku Mohwinkel, przedstawiciela Niemieckich Zakładów Zbrojeniowych w Płaszowie, także spotyka ze strony Oskara osąd: „inteligentny, ale brutalny”. Mówiąc o Grünie, gorylu Amona, opowiedział Oskar o tym, jak to za pomocą przekupstwa zapobiegł egzekucji na Lamusie, więźniu „Emalii”. (Historię tę potwierdza w swych zeznaniach dla Yad Vaszem wielu więźniów.) O podoficerze Ritschku Oskar powiedział, że nie miał dobrej reputacji, ale on sam nie wie nic o jego zbrodniach. Nie jest także pewien, czy fotografia, którą pokazał mu Departament Sprawiedliwości, rzeczywiście przedstawia Ritschka. Na liście Departamentu Sprawiedliwości figuruje tylko jedna osoba, za którą Oskar bez zastrzeżeń zaręczy. Jest nią inżynier Huth, który pomógł mu podczas ostatniego aresztowania. Według Oskara Huth cieszył się dużym szacunkiem i był chwalony nawet przez więźniów.
Po sześćdziesiątce Oskar zaczął pracować dla Niemieckich Przyjaciół Uniwersytetu Hebrajskiego. Do współpracy tej doprowadziły naciski tych spośród Żydów Schindlera, którzy troszczyli się o przywrócenie Oskarowi celu w życiu. Rozpoczął pracę zbierając fundusze na terenie Niemiec Zachodnich. Jego stare umiejętności omotywania i oczarowywania urzędników i przedsiębiorców znów się przydały. Pomagał także przy organizowaniu wymiany dzieci niemieckich i izraelskich.
Pomimo słabego zdrowia nadal żył i pił jak młodzieniec. Zakochał się w Niemce o imieniu Annemarie, którą poznał w hotelu „King David” w Jerozolimie. Stanie się ona uczuciowym oparciem w jego późniejszym życiu.
Jego żona, Emilia, wciąż mieszkała w domku w San Vicente pod Buenos Aires. Ze strony Oskara nie miała żadnej finansowej pomocy. Kiedy powstawała ta książka nadal tam przebywała. Podobnie jak w Brinnlitz, również i tu stanowiła uosobienie spokoju i godności. W filmie dokumentalnym, nakręconym przez telewizję niemiecką w 1973 roku, mówiła bez żadnej goryczy czy uczucia żalu porzuconej żony o Oskarze i Brinnlitz, o swej własnej działalności w obozie. Przytomnie zauważyła, że Oskar przed wojną nie zrobił niczego niezwykłego i nie był nikim wyjątkowym po jej zakończeniu. Miał zatem szczęście, iż w tym krótkim, gwałtownym okresie 1939-1945 spotkał ludzi, dzięki którym mógł ujawnić swoje głębsze wartości.
W 1971 roku, podczas wizyty Oskara w nowojorskim biurze Amerykańskich Przyjaciół Uniwersytetu Hebrajskiego, trzej Schindlerjuden, wspólnicy dużej firmy budowlanej z New Jersey, zebrali wśród siedemdziesięciu pięciu innych byłych więźniów Schindlera sumę stu dwudziestu tysięcy dolarów, by poświęcić Oskarowi piętro w Centrum Badawczym im. Trumana na Uniwersytecie Hebrajskim. Na piętrze znajdzie się Księga Życia, zawierająca opis czynów Oskara, jak również listę ocalonych. Dwaj z tych trzech wspólników, Murray Pantirer i Isak Levenstein, mieli po szesnaście lat, gdy Oskar sprowadził ich do Brinnlitz. Teraz dzieci Oskara stały się jego rodzicami, jego ostatnią ucieczką, źródłem jego honoru.
Był bardzo chory. Lekarze z Brinnlitz – na przykład Aleksander Biberstein – zdawali sobie z tego sprawę. Jeden z nich ostrzegł bliskich przyjaciół Oskara: „Ten człowiek nie powinien już żyć. Jego serce pracuje z czystego uporu”.
W październiku 1974 roku, w swym małym mieszkaniu niedaleko dworca we Frankfurcie, dostał ataku serca. Zmarł w szpitalu 9 października. Świadectwo zgonu stwierdza, że atak został spowodowany zaawansowanym stwardnieniem arterii w mózgu i sercu. W testamencie wyraził życzenie, które już wcześniej wypowiadał w obecności wielu swych byłych podopiecznych, aby go pochowano w Jerozolimie. W ciągu dwóch tygodni proboszcz parafii Franciszkanów w Jerozolimie wyraził zgodę na pochowanie Oskara Schindlera, jednego z najmniej praktykujących synów Kościoła, na katolickim cmentarzu w Jerozolimie.
Po miesiącu ciało Oskara, zamknięte w ołowianej trumnie, poniesiono przez zatłoczone ulice jerozolimskiego Starego Miasta na cmentarz, ż którego rozciąga się widok na południe, ku dolinie Hinnom, zwanej w Nowym Testamencie Gehenna. Na prasowej fotografii z procesji wśród wielu Żydów Schindlera można zobaczyć Izaaka Sterna, Mosze Bejskiego, Helenę Hirsch, Jakuba Sternberga, Judę Dresnera.
Opłakiwano go na wszystkich kontynentach.