Epilog

Dla Oska­ra skoń­czył się okres pro­spe­ri­ty. Cza­sy po­ko­ju ni­g­dy nie wy­nio­są go tak wy­so­ko jak woj­na. Oskar i Emi­lia przy­je­cha­li do Mo­na­chium. Przez ja­kiś czas dzie­li­li miesz­ka­nie z Ro­sne­ra­mi, Hen­ryk i jego brat bo­wiem otrzy­ma­li en­ga­ge­ment w jed­nej z mo­na­chij­skich re­stau­ra­cji i żyli w umiar­ko­wa­nym do­bro­by­cie. Je­den z by­łych więź­niów, spo­tkaw­szy Oska­ra w ma­łym, cia­snym miesz­ka­niu Ro­sne­rów, był wstrzą­śnię­ty wi­do­kiem jego po­dar­te­go płasz­cza. Ma­ją­tek w Kra­ko­wie i na Mo­ra­wach oczy­wi­ście skon­fi­sko­wa­li Ro­sja­nie, a po­zo­sta­łą bi­żu­te­rię Oskar prze­han­dlo­wał za żyw­ność i al­ko­hol.

Kie­dy do Mo­na­chium przy­by­li Fe­igen­bau­mo­wie, za­sta­li go z nową ko­chan­ką, Ży­dów­ką, byłą więź­niar­ką – ale nie Brin­n­litz, tyl­ko in­nych, gor­szych obo­zów. Wie­lu go­ści w wy­na­ję­tym po­ko­ju Oska­ra, choć wy­ro­zu­mia­łych dla jego sła­bo­ści, czu­ło wstyd z po­wo­du Emi­lii.

Na­dal był to szczo­dry przy­ja­ciel i wiel­ki od­kryw­ca rze­czy nie­do­stęp­nych. Hen­ryk Ro­sner pa­mię­ta, że Oskar zna­lazł źró­dło kur­cza­ków w po­zba­wio­nym żyw­no­ści Mo­na­chium. W ogó­le Oskar ob­ra­cał się w to­wa­rzy­stwie swo­ich by­łych więź­niów, któ­rzy za­miesz­ka­li w Niem­czech – a byli tam Ro­sne­ro­wie, Pfef­fer­ber­go­wie, Dre­sner, Fe­igen­baum, Stern­berg… Cy­ni­cy po­wie­dzą póź­niej, że w owych cza­sach mą­drze było ze stro­ny każ­de­go, kto miał coś wspól­ne­go z obo­za­mi kon­cen­tra­cyj­ny­mi, utrzy­my­wać bli­skie sto­sun­ki z Ży­da­mi, bo słu­ży­ły one jako bar­wy ochron­ne. Tyl­ko że sto­sun­ki Oska­ra prze­kra­cza­ły tego ro­dza­ju in­stynk­tow­ny spryt: Schin­dler­ju­den sta­li się po pro­stu jego ro­dzi­ną.

Ra­zem z nimi usły­szał, że w lu­tym woj­ska Pat­to­na uję­ły Amo­na Götha, któ­ry jako pa­cjent prze­by­wał w sa­na­to­rium SS w Bad Tolz; uwię­zio­no go w Da­chau i po za­koń­cze­niu woj­ny prze­ka­za­no no­we­mu rzą­do­wi pol­skie­mu. Amon był jed­nym z pierw­szych Niem­ców wy­sła­nych do Pol­ski pod sąd. Na pro­ce­sie za­pro­szo­no w cha­rak­te­rze świad­ków wie­lu by­łych więź­niów; na świad­ków obro­ny Amon łu­dził się po­zy­skać mię­dzy in­ny­mi He­le­nę Hirsch i Oska­ra Schin­dle­ra. Sam Schin­dler nie po­je­chał do Kra­ko­wa na roz­pra­wę. Ci, któ­rzy po­je­cha­li, zo­ba­czy­li, że wy­chu­dły z po­wo­du cu­krzy­cy Amon bro­nił się bez prze­ko­na­nia, ale i bez skru­chy. Twier­dził, że wszyst­kie roz­ka­zy eg­ze­ku­cji i trans­por­tów no­si­ły pod­pi­sy jego prze­ło­żo­nych, a za­tem to były ich zbrod­nie, a nie jego. Świad­ko­wie, opo­wia­da­ją­cy o do­ko­ny­wa­nych wła­sną ręką mor­der­stwach ko­men­dan­ta, jego zda­niem zło­śli­wie prze­sa­dza­li. Nie­któ­rych więź­niów stra­co­no jako sa­bo­ta­ży­stów, ale w cza­sie woj­ny za­wsze są sa­bo­ta­ży­ści.

Cze­ka­ją­cy na we­zwa­nie do zło­że­nia ze­znań Mie­tek Pem­per sie­dział obok in­ne­go „ab­sol­wen­ta” Pła­szo­wa, któ­ry pa­trzył na sie­dzą­ce­go na ła­wie oskar­żo­nych Amo­na i szep­tał: „On mnie na­dal prze­ra­ża”. Pem­per, jako pierw­szy świa­dek oskar­że­nia, przed­sta­wił do­kład­ny ka­ta­log zbrod­ni Amo­na. Po nim mó­wi­li inni, wśród nich dok­tor Bi­ber­ste­in i He­le­na Hirsch, któ­rzy za­cho­wa­li do­kład­ne i bo­le­sne wspo­mnie­nia. Amo­na ska­za­no na śmierć i po­wie­szo­no w Kra­ko­wie 13 wrze­śnia 1946, do­kład­nie w dwa lata od jego aresz­to­wa­nia przez SS w Wied­niu pod za­rzu­tem upra­wia­nia dzia­łal­no­ści czar­no­ryn­ko­wej. We­dług kra­kow­skiej pra­sy po­szedł na sza­fot bez wy­rzu­tów su­mie­nia i przed śmier­cią wy­cią­gnął rękę do hi­tle­row­skie­go po­zdro­wie­nia.

W Mo­na­chium Oskar sam zi­den­ty­fi­ko­wał za­trzy­ma­ne­go przez Ame­ry­ka­nów Lie­pol­da. Przy iden­ty­fi­ka­cji Oska­ro­wi to­wa­rzy­szył były wię­zień Brin­n­litz. Oskar spy­tał pro­te­stu­ją­ce­go Lie­pol­da: „Czy mam to zro­bić ja, czy może chce pan, żeby zro­bi­ło to pięć­dzie­się­ciu roz­ju­szo­nych Ży­dów, któ­rzy cze­ka­ją na uli­cy?” Lie­pold rów­nież zo­sta­nie po­wie­szo­ny – nie za zbrod­nie w Brin­n­litz, ale za wcze­śniej­sze mor­der­stwa w Bu­dzy­niu.

Już chy­ba wte­dy Oskar po­sta­no­wił, że zo­sta­nie far­me­rem w Ar­gen­ty­nie, że bę­dzie ho­dow­cą nu­trii, du­żych, ży­ją­cych w wo­dzie po­łu­dnio­wo­ame­ry­kań­skich gry­zo­ni, ce­nio­nych z po­wo­du ich fu­tra. Oskar uwa­żał, że ten sam do­sko­na­ły in­stynkt han­dlo­wy, któ­ry spro­wa­dził go w 1939 do Kra­ko­wa, pcha go te­raz za Atlan­tyk. Był bez gro­sza, ale Jo­int Di­stri­bu­tion Com­mit­tee, mię­dzy­na­ro­do­wa ży­dow­ska or­ga­ni­za­cja po­mo­cy, któ­rej Oskar skła­dał spra­woz­da­nia pod­czas woj­ny i dla któ­rej czy­ny Oska­ra nie były obce, ofia­ro­wa­ła mu po­moc. W 1949 wy­pła­co­no mu ex gra­tia 15 000 do­la­rów i wrę­czo­no list po­le­ca­ją­cy („Do wszyst­kich za­in­te­re­so­wa­nych”) pod­pi­sa­ny przez M. W. Bec­kel­ma­na, wi­ce­prze­wod­ni­czą­ce­go rady wy­ko­naw­czej Jo­in­tu. Brzmiał on:

„Ame­ri­can Jo­int Di­stri­bu­tion Com­mit­tee do­kład­nie zba­dał wo­jen­ną i oku­pa­cyj­ną dzia­łal­ność pana Schin­dle­ra… Ser­decz­nie pro­si­my wszyst­kie or­ga­ni­za­cje i oso­by, do któ­rych p. Schin­dler się zwró­ci, o udzie­le­nie mu wszel­kiej po­mo­cy w uzna­niu jego wy­bit­nych za­sług…

Pod po­zo­rem pro­wa­dze­nia nie­miec­kiej fa­bry­ki, naj­pierw w Pol­sce, a po­tem w Su­de­tach, p. Schin­dler przy­jął do pra­cy i chro­nił męż­czyzn i ko­bie­ty prze­zna­czo­ne na śmierć w Oświę­ci­miu lub in­nych nie­sław­nych obo­zach kon­cen­tra­cyj­nych… Obóz Schin­dle­ra w Brin­n­litz – jak Jo­int Di­stri­bu­tion Com­mit­tee do­wie­dział się od świad­ków – był je­dy­nym obo­zem na te­re­nach oku­po­wa­nych przez Niem­cy na­zi­stow­skie, w któ­rym Ży­dów nie bito i ża­den Żyd nie zo­stał za­bi­ty, lecz prze­ciw­nie, trak­to­wa­no wszyst­kich z god­no­ścią i po ludz­ku.

Te­raz, kie­dy za­mie­rza on roz­po­cząć nowe ży­cie, po­móż­my mu, jak on nie­gdyś po­mógł na­szym bra­ciom”.


Od­pły­wa­jąc do Ar­gen­ty­ny, Oskar za­brał z sobą kil­ka ro­dzin Schin­dler­ju­den, opła­ca­jąc nie­któ­rym po­dróż. Osie­dlił się na far­mie w pro­win­cji Bu­enos Aires i pra­co­wał tam przez pra­wie dzie­sięć lat. Tym z jego by­łych pod­opiecz­nych, któ­rzy nie wi­dzie­li go w tych la­tach, z tru­dem przy­cho­dzi­ło wy­obra­zić go so­bie jako far­me­ra, po­nie­waż nie był czło­wie­kiem na­wy­kłym do ru­ty­no­wej, mo­no­ton­nej pra­cy. Nie­któ­rzy mó­wią, i jest w tym tro­chę praw­dy, że „Ema­lia” i Brin­n­litz za­wdzię­cza­ły swo­je dzi­wacz­ne po­wo­dze­nie zdol­no­ściom ta­kich lu­dzi, jak Stern i Ban­kier. W Ar­gen­ty­nie Oskar zna­lazł się bez ta­kiej po­mo­cy, je­śli nie li­czyć zdro­we­go roz­sąd­ku i rol­ni­czej przed­się­bior­czo­ści jego żony.

W okre­sie kie­dy Oskar za­jął się nu­tria­mi, oka­za­ło się jed­nak, że ho­dow­la, w od­róż­nie­niu od ło­wiec­twa, nie daje skór wła­ści­wej ja­ko­ści. Upa­dło wte­dy wie­le przed­się­biorstw ho­dow­la­nych. W roku 1957 zban­kru­to­wa­ła rów­nież fir­ma Schin­dle­ra. Oskar i Emi­lia prze­nie­śli się do ofia­ro­wa­ne­go im przez or­ga­ni­za­cję B’nai B’rith domu w San Vi­cen­te na po­łu­dnio­wym przed­mie­ściu Bu­enos Aires. Przez ja­kiś czas Oskar szu­kał pra­cy jako przed­sta­wi­ciel han­dlo­wy. Po nie­ca­łym roku wy­je­chał jed­nak do Nie­miec. Emi­lia zo­sta­ła.

Za­miesz­kał w ma­łym miesz­ka­niu we Frank­fur­cie i za­czął szu­kać ka­pi­ta­łu na za­kup fa­bry­ki ce­men­tu. Ubie­gał się rów­nież o wy­so­kie od­szko­do­wa­nie z za­chod­nio­nie­miec­kie­go Mi­ni­ster­stwa Fi­nan­sów za utra­co­ny w Pol­sce i Cze­cho­sło­wa­cji ma­ją­tek. Jego wy­sił­ki nie zda­ły się na wie­le. Nie­któ­rzy z by­łych więź­niów uwa­ża­li, że od­mo­wa rzą­du nie­miec­kie­go wy­ni­ka­ła z po­zo­sta­ło­ści hi­tle­ry­zmu w śred­nim apa­ra­cie służb pu­blicz­nych. Ale tak na­praw­dę sta­ra­nia Oska­ra upa­dły praw­do­po­dob­nie z przy­czyn for­mal­nych, bo w ko­re­spon­den­cji mię­dzy Oska­rem i mi­ni­ster­stwem nie wi­dać śla­dów biu­ro­kra­tycz­nej zło­śli­wo­ści.

Ce­men­tow­nia Schin­dle­ra wy­star­to­wa­ła z ka­pi­ta­łem od Jo­in­tu i z „po­ży­czek” od tych Ży­dów Schin­dle­ra, któ­rym się w po­wo­jen­nych Niem­czech po­wio­dło. Ce­men­tow­nia ta mia­ła krót­ką hi­sto­rię. W 1961 roku Oskar znów był ban­kru­tem. Jego za­kład do­znał strat z po­wo­du ko­lej­nych ostrych zim, któ­re unie­ru­cho­mi­ły prze­mysł bu­dow­la­ny. Nie­mniej jed­nak nie­któ­rzy uwa­ża­ją, że do upad­ku fir­my przy­czy­nił się nie­spo­koj­ny duch Oska­ra i jego brak zro­zu­mie­nia dla co­dzien­nej ru­ty­ny.

Tego roku, na wieść o jego kło­po­tach, Schin­dler­ju­den z Izra­ela za­pro­si­li go do sie­bie na swój koszt. W pol­sko­ję­zycz­nej pra­sie izra­el­skiej uka­za­ła się proś­ba do by­łych więź­niów obo­zu kon­cen­tra­cyj­ne­go Brin­n­litz, któ­rzy zna­li „Niem­ca Oska­ra Schin­dle­ra”, o skon­tak­to­wa­nie się z re­dak­cją. W Tel Awi­wie po­dej­mo­wa­no Oska­ra z unie­sie­niem. Po­wo­jen­ne dzie­ci jego by­łych pod­opiecz­nych tłum­nie gro­ma­dzi­ły się wo­kół nie­go. Przy­brał na wa­dze, zgru­bia­ły mu rysy. Ale na przy­ję­ciach ci, co go zna­li wcze­śniej, po­zna­wa­li w nim tego sa­me­go nie­ugię­te­go Oska­ra. Żywy dow­cip, nie­sły­cha­ny urok, nie­za­spo­ko­jo­ne pra­gnie­nie prze­trwa­ły dwa ban­kruc­twa.

Był to rok pro­ce­su Eich­man­na i wi­zy­ta Oska­ra w Izra­elu wzbu­dzi­ła pew­ne za­in­te­re­so­wa­nie mię­dzy­na­ro­do­wej pra­sy. W przed­dzień roz­po­czę­cia pro­ce­su Eich­man­na ko­re­spon­dent lon­dyń­skie­go „Dail Mail” na­pi­sał dłuż­szy ar­ty­kuł o róż­ni­cach mię­dzy tymi dwo­ma ludź­mi i za­cy­to­wał wstęp do ape­lu, wy­sto­so­wa­ne­go przez Schin­dler­ju­den, o po­moc dla Oska­ra. „Nie za­po­mi­na­my smut­ków Egip­tu, nie za­po­mi­na­my Ha­ma­nu, nie za­po­mi­na­my Hi­tle­ra. Za­tem wśród nie­spra­wie­dli­wych nie za­po­mi­na­my spra­wie­dli­wych. Pa­mię­taj­cie o Oska­rze Schin­dle­rze”.

Wśród oca­la­łych po Ho­lo­cau­ście po­ja­wi­ło się pew­ne nie­do­wie­rza­nie co do sa­mej idei do­bro­czyn­nych obo­zów pra­cy, ta­kich jak obóz Oska­ra. Wąt­pli­wo­ści te prze­mó­wi­ły przez ja­kie­goś dzien­ni­ka­rza, obec­ne­go na kon­fe­ren­cji pra­so­wej Schin­dle­ra w Je­ro­zo­li­mie.

– Jak wy­tłu­ma­czy pan – py­tał on – że znał pan wszyst­kich star­szych ofi­ce­rów SS w re­gio­nie kra­kow­skim i że utrzy­my­wał pan z nimi sto­sun­ki?

– Na tym eta­pie hi­sto­rii – od­parł Oskar – trud­no było oma­wiać los Ży­dów z na­czel­nym ra­bi­nem Je­ro­zo­li­my.

Pod ko­niec po­by­tu Oska­ra w Ar­gen­ty­nie Wy­dział Świa­dectw Yad Va­szem po­pro­sił go o ogól­ne spra­woz­da­nie z jego dzia­łal­no­ści w Kra­ko­wie i Brin­n­litz. Te­raz, po otrzy­ma­niu tego spra­woz­da­nia, z wła­snej ini­cja­ty­wy, a tak­że pod wpły­wem Iza­aka Ster­na i Mo­sze Bej­skie­go (nie­gdyś fał­sze­rza pie­czą­tek u Oska­ra, te­raz sza­no­wa­ne­go i uczo­ne­go praw­ni­ka), Rada Po­wier­ni­cza Yad Va­szem za­czę­ła roz­wa­żać kwe­stię ofi­cjal­ne­go uho­no­ro­wa­nia Oska­ra. Pre­ze­sem rady był sę­dzia Lan­dau, prze­wod­ni­czą­cy sądu w pro­ce­sie Eich­man­na. Yad Va­szem po­pro­sił o świa­dec­twa do­ty­czą­ce Oska­ra. Otrzy­mał ich bar­dzo dużo. Z wiel­kie­go zbio­ru oświad­czeń czte­ry są wo­bec Oska­ra kry­tycz­ne. Ci czte­rej świad­ko­wie po­twier­dza­ją, że gdy­by nie Oskar zgi­nę­li­by, ale kry­ty­ku­ją jego me­to­dy pro­wa­dze­nia in­te­re­sów w pierw­szych mie­sią­cach woj­ny. Dwa z czte­rech ne­ga­tyw­nych świa­dectw po­cho­dzą od ojca i syna, w ni­niej­szej opo­wie­ści wy­stę­pu­ją­cych jako pa­no­wie C. To w ich skle­pie z na­czy­nia­mi ema­lio­wa­ny­mi w Kra­ko­wie Oskar za­in­sta­lo­wał swą ko­chan­kę In­grid jako ko­mi­sa­rza. Au­tor­ką trze­cie­go ra­por­tu jest se­kre­tar­ka pa­nów C.; po­twier­dza ona za­rzut po­bi­cia i gróźb; o po­gło­skach na ten te­mat, po­wie­dział Oska­ro­wi w 1940 roku Stern. Czwar­ty po­cho­dzi od czło­wie­ka, któ­ry twier­dzi, że już przed woj­ną in­te­re­so­wał się ema­lier­nią Oska­ra, kie­dy ta na­zy­wa­ła się jesz­cze „Re­kord” – i za­in­te­re­so­wa­nie to Oskar miał zi­gno­ro­wać.

Sę­dzia Lan­dau i jego rada mu­sie­li uznać te czte­ry oświad­cze­nia za mało zna­czą­ce wo­bec zbyt licz­nych świa­dectw in­nych by­łych więź­niów i po­zo­sta­wi­li je bez ko­men­ta­rza. Po­nie­waż wszy­scy czwo­ro stwier­dza­li, że w każ­dym ra­zie Oskar był ich wy­baw­cą, człon­ko­wie rady za­da­li so­bie py­ta­nie, dla­cze­go za­dał so­bie tyle tru­du, by ich oca­lić?

Za­rząd mia­sta Tel Awiw jako pierw­szy uho­no­ro­wał Oska­ra. W jego pięć­dzie­sią­te trze­cie uro­dzi­ny od­sło­nił ta­blicz­kę w Par­ku Bo­ha­te­rów. In­skryp­cja opi­su­je go jako wy­baw­cę ty­sią­ca dwu­stu więź­niów z obo­zu pra­cy Brin­n­litz. Wpraw­dzie za­ni­ża licz­bę ura­to­wa­nych, jed­nak stwier­dza, iż ta­bli­cę wmu­ro­wa­no z czci i wdzięcz­no­ści. Dzie­sięć dni póź­niej w Je­ro­zo­li­mie Oska­ra ogło­szo­no Spra­wie­dli­wym. Ten spe­cy­ficz­nie ży­dow­ski w swym cha­rak­te­rze ty­tuł bie­rze swój po­czą­tek z daw­ne­go, ple­mien­ne­go prze­ko­na­nia, że Bóg Izra­ela w ma­sie go­jów umie­ścił ro­dzyn­ki lu­dzi spra­wie­dli­wych. Oska­ra po­pro­szo­no rów­nież o za­sa­dze­nie drzew­ka chle­bo­we­go w Alei Spra­wie­dli­wych, któ­ra pro­wa­dzi do bu­dyn­ku mu­zeum Yad Va­szem. Ozna­czo­ne ta­blicz­ką drzew­ko stoi tam na­dal, w oto­cze­niu in­nych za­sa­dzo­nych w imię wszyst­kich Spra­wie­dli­wych. Drzew­ko Ju­liu­sa Ma­drit­scha, któ­ry nie­le­gal­nie kar­mił i ochra­niał swych pra­cow­ni­ków (co było nie do po­my­śle­nia u Krup­pów i Far­ben­sów), też tam jest, jak rów­nież drzew­ko Ra­imun­da Tit­scha, kie­row­ni­ka za­kła­du Ma­drit­scha w Pła­szo­wie. Na ka­mie­ni­stej zie­mi tyl­ko nie­licz­ne drzew­ka prze­kro­czy­ły trzy me­try wy­so­ko­ści{7}.

Opi­sy wo­jen­nych czy­nów Oska­ra i uro­czy­sto­ści w Yad Va­szem za­mie­ści­ła pra­sa nie­miec­ka. Te za­wsze po­chwal­ne re­la­cje nie uła­twi­ły mu ży­cia. Na uli­cach sły­szał po­gar­dli­we sy­cze­nie, rzu­ca­no w nie­go ka­mie­nia­mi; gru­pa ro­bot­ni­ków wo­ła­ła za nim, że po­win­no się go spa­lić ra­zem z Ży­da­mi. W 1963 roku ude­rzył w twarz ro­bot­ni­ka, któ­ry na­zwał go ży­do­li­zem, a ten zło­żył skar­gę o na­paść. W są­dzie naj­niż­sze­go szcze­bla nie­miec­kiej ju­rys­dyk­cji Oskar wy­słu­chał re­pry­men­dy od sę­dzie­go, po czym ka­za­no mu za­pła­cić od­szko­do­wa­nie. „Po­peł­nił­bym sa­mo­bój­stwo – pi­sał do miesz­ka­ją­ce­go w No­wym Jor­ku Hen­ry­ka Ro­sne­ra – gdy­by tyl­ko nie spra­wi­ło im to ta­kiej sa­tys­fak­cji”.

Po­ni­że­nia te zwięk­szy­ły jego za­leż­ność od daw­nych pod­opiecz­nych. Byli dla nie­go je­dy­ną emo­cjo­nal­ną i fi­nan­so­wą pod­po­rą. Do koń­ca ży­cia spę­dzał po kil­ka mie­się­cy każ­de­go roku w Tel Awi­wie i Je­ro­zo­li­mie, jadł za dar­mo w ru­muń­skiej re­stau­ra­cji na uli­cy Bena Je­hu­dy w Tel Awi­wie, na­ra­żał się na „sy­now­skie” uwa­gi Mo­sze Bej­skie­go, któ­ry na­ma­wiał go do ogra­ni­cze­nia ilo­ści wy­pi­ja­ne­go al­ko­ho­lu do trzech po­dwój­nych ko­nia­ków w cią­gu wie­czo­ra. W koń­cu jed­nak za­wsze po­wra­cał do dru­giej po­ło­wy wła­snej du­szy: do sie­bie wy­dzie­dzi­czo­ne­go – do nędz­ne­go, cia­sne­go miesz­ka­nia o kil­ka­set me­trów od frank­furc­kie­go cen­tral­ne­go dwor­ca ko­le­jo­we­go. Pi­sząc tam­te­go lata do in­nych Schin­dler­ju­den w Sta­nach Zjed­no­czo­nych Po­ldek Pfef­fer­berg go­rą­co na­ma­wiał ich do prze­ka­zy­wa­nia przy­naj­mniej jed­no­dnio­we­go za­rob­ku rocz­nie Oska­ro­wi Schin­dle­ro­wi, któ­re­go stan opi­sał za po­mo­cą ta­kich słów jak „znie­chę­ce­nie, sa­mot­ność, roz­cza­ro­wa­nie”.

Kon­tak­ty Oska­ra z Schin­dler­ju­den po­wta­rza­ły się co rok, se­zo­no­wo: po­ło­wę roku, ni­czym mo­tyl, spę­dzał w Izra­elu, dru­gą – jak ro­bak, we Frank­fur­cie. Cią­gle bra­ko­wa­ło mu pie­nię­dzy.

Ko­mi­tet z Tel Awi­wu, któ­re­go człon­ka­mi byli Iza­ak Stern, Ja­kub Stern­berg i Mo­sze Bej­ski, nie prze­sta­wał na­ga­by­wać rzą­du Nie­miec Za­chod­nich o od­po­wied­nią ren­tę dla Oska­ra. Pod­sta­wą ich ape­li było wo­jen­ne bo­ha­ter­stwo Oska­ra, prze­pa­dek jego ma­jąt­ku i obec­ny zły stan zdro­wia. Jed­nak­że pierw­szą ofi­cjal­ną re­ak­cją ze stro­ny nie­miec­kie­go rzą­du było przy­zna­nie Oska­ro­wi Krzy­ża Za­słu­gi. Sta­ło się to w 1966 roku pod­czas ce­re­mo­nii, któ­rej prze­wod­ni­czył Kon­rad Ade­nau­er. I do­pie­ro 1 lip­ca 1968 roku Mi­ni­ster­stwo Fi­nan­sów z za­do­wo­le­niem po­wia­do­mi­ło Oska­ra, iż od tego mo­men­tu bę­dzie mu wy­pła­ca­na suma 200 ma­rek mie­sięcz­nie. Trzy mie­sią­ce póź­niej ren­ci­sta Schin­dler otrzy­mał z rąk bi­sku­pa Lim­bur­ga Pa­pie­ski Krzyż Ry­cer­ski św. Syl­we­stra.

Oskar na­dal chęt­nie współ­pra­co­wał z Fe­de­ral­nym De­par­ta­men­tem Spra­wie­dli­wo­ści, tro­pią­cym zbrod­nia­rzy wo­jen­nych. W tej spra­wie wy­da­wał się nie­stru­dzo­ny. W dzień swo­ich uro­dzin w 1967 roku do­star­czył po­uf­nych in­for­ma­cji na te­mat wie­lu lu­dzi z per­so­ne­lu obo­zu kon­cen­tra­cyj­ne­go Pła­szów. Pro­to­kół jego ze­znań z tą datą po­ka­zu­je, że nie wa­hał się świad­czyć i że był świad­kiem skru­pu­lat­nym. Je­śli o ja­kimś es­es­ma­nie nie wie­dział nic lub mało, nie ukry­wał tego. Stwier­dził tak w od­nie­sie­niu do Am­tho­ra, es­es­ma­na Zugs­bur­ge­ra, Frau­le­in Ohne­sor­ge, po­ryw­czej nad­zor­czym. Nie wa­hał się jed­nak na­zwać Bo­scha mor­der­cą i wy­zy­ski­wa­czem i do­dał, iż roz­po­znał Bo­scha na sta­cji ko­le­jo­wej w Mo­na­chium w 1946, pod­szedł do nie­go i za­py­tał, czy po Pła­szo­wie może jesz­cze spać spo­koj­nie. Bosch – mó­wił Oskar – miał wte­dy wschod­nio­nie­miec­ki pasz­port. Ko­mi­sa­rza o na­zwi­sku Moh­win­kel, przed­sta­wi­cie­la Nie­miec­kich Za­kła­dów Zbro­je­nio­wych w Pła­szo­wie, tak­że spo­ty­ka ze stro­ny Oska­ra osąd: „in­te­li­gent­ny, ale bru­tal­ny”. Mó­wiąc o Grünie, go­ry­lu Amo­na, opo­wie­dział Oskar o tym, jak to za po­mo­cą prze­kup­stwa za­po­biegł eg­ze­ku­cji na La­mu­sie, więź­niu „Ema­lii”. (Hi­sto­rię tę po­twier­dza w swych ze­zna­niach dla Yad Va­szem wie­lu więź­niów.) O pod­ofi­ce­rze Rit­sch­ku Oskar po­wie­dział, że nie miał do­brej re­pu­ta­cji, ale on sam nie wie nic o jego zbrod­niach. Nie jest tak­że pe­wien, czy fo­to­gra­fia, któ­rą po­ka­zał mu De­par­ta­ment Spra­wie­dli­wo­ści, rze­czy­wi­ście przed­sta­wia Rit­sch­ka. Na li­ście De­par­ta­men­tu Spra­wie­dli­wo­ści fi­gu­ru­je tyl­ko jed­na oso­ba, za któ­rą Oskar bez za­strze­żeń za­rę­czy. Jest nią in­ży­nier Huth, któ­ry po­mógł mu pod­czas ostat­nie­go aresz­to­wa­nia. We­dług Oska­ra Huth cie­szył się du­żym sza­cun­kiem i był chwa­lo­ny na­wet przez więź­niów.


Po sześć­dzie­siąt­ce Oskar za­czął pra­co­wać dla Nie­miec­kich Przy­ja­ciół Uni­wer­sy­te­tu He­braj­skie­go. Do współ­pra­cy tej do­pro­wa­dzi­ły na­ci­ski tych spo­śród Ży­dów Schin­dle­ra, któ­rzy trosz­czy­li się o przy­wró­ce­nie Oska­ro­wi celu w ży­ciu. Roz­po­czął pra­cę zbie­ra­jąc fun­du­sze na te­re­nie Nie­miec Za­chod­nich. Jego sta­re umie­jęt­no­ści omo­ty­wa­nia i ocza­ro­wy­wa­nia urzęd­ni­ków i przed­się­bior­ców znów się przy­da­ły. Po­ma­gał tak­że przy or­ga­ni­zo­wa­niu wy­mia­ny dzie­ci nie­miec­kich i izra­el­skich.

Po­mi­mo sła­be­go zdro­wia na­dal żył i pił jak mło­dzie­niec. Za­ko­chał się w Niem­ce o imie­niu An­ne­ma­rie, któ­rą po­znał w ho­te­lu „King Da­vid” w Je­ro­zo­li­mie. Sta­nie się ona uczu­cio­wym opar­ciem w jego póź­niej­szym ży­ciu.

Jego żona, Emi­lia, wciąż miesz­ka­ła w dom­ku w San Vi­cen­te pod Bu­enos Aires. Ze stro­ny Oska­ra nie mia­ła żad­nej fi­nan­so­wej po­mo­cy. Kie­dy po­wsta­wa­ła ta książ­ka na­dal tam prze­by­wa­ła. Po­dob­nie jak w Brin­n­litz, rów­nież i tu sta­no­wi­ła uoso­bie­nie spo­ko­ju i god­no­ści. W fil­mie do­ku­men­tal­nym, na­krę­co­nym przez te­le­wi­zję nie­miec­ką w 1973 roku, mó­wi­ła bez żad­nej go­ry­czy czy uczu­cia żalu po­rzu­co­nej żony o Oska­rze i Brin­n­litz, o swej wła­snej dzia­łal­no­ści w obo­zie. Przy­tom­nie za­uwa­ży­ła, że Oskar przed woj­ną nie zro­bił ni­cze­go nie­zwy­kłe­go i nie był ni­kim wy­jąt­ko­wym po jej za­koń­cze­niu. Miał za­tem szczę­ście, iż w tym krót­kim, gwał­tow­nym okre­sie 1939-1945 spo­tkał lu­dzi, dzię­ki któ­rym mógł ujaw­nić swo­je głęb­sze war­to­ści.

W 1971 roku, pod­czas wi­zy­ty Oska­ra w no­wo­jor­skim biu­rze Ame­ry­kań­skich Przy­ja­ciół Uni­wer­sy­te­tu He­braj­skie­go, trzej Schin­dler­ju­den, wspól­ni­cy du­żej fir­my bu­dow­la­nej z New Jer­sey, ze­bra­li wśród sie­dem­dzie­się­ciu pię­ciu in­nych by­łych więź­niów Schin­dle­ra sumę stu dwu­dzie­stu ty­się­cy do­la­rów, by po­świę­cić Oska­ro­wi pię­tro w Cen­trum Ba­daw­czym im. Tru­ma­na na Uni­wer­sy­te­cie He­braj­skim. Na pię­trze znaj­dzie się Księ­ga Ży­cia, za­wie­ra­ją­ca opis czy­nów Oska­ra, jak rów­nież li­stę oca­lo­nych. Dwaj z tych trzech wspól­ni­ków, Mur­ray Pan­ti­rer i Isak Le­ven­ste­in, mie­li po szes­na­ście lat, gdy Oskar spro­wa­dził ich do Brin­n­litz. Te­raz dzie­ci Oska­ra sta­ły się jego ro­dzi­ca­mi, jego ostat­nią uciecz­ką, źró­dłem jego ho­no­ru.

Był bar­dzo cho­ry. Le­ka­rze z Brin­n­litz – na przy­kład Alek­san­der Bi­ber­ste­in – zda­wa­li so­bie z tego spra­wę. Je­den z nich ostrzegł bli­skich przy­ja­ciół Oska­ra: „Ten czło­wiek nie po­wi­nien już żyć. Jego ser­ce pra­cu­je z czy­ste­go upo­ru”.

W paź­dzier­ni­ku 1974 roku, w swym ma­łym miesz­ka­niu nie­da­le­ko dwor­ca we Frank­fur­cie, do­stał ata­ku ser­ca. Zmarł w szpi­ta­lu 9 paź­dzier­ni­ka. Świa­dec­two zgo­nu stwier­dza, że atak zo­stał spo­wo­do­wa­ny za­awan­so­wa­nym stward­nie­niem ar­te­rii w mó­zgu i ser­cu. W te­sta­men­cie wy­ra­ził ży­cze­nie, któ­re już wcze­śniej wy­po­wia­dał w obec­no­ści wie­lu swych by­łych pod­opiecz­nych, aby go po­cho­wa­no w Je­ro­zo­li­mie. W cią­gu dwóch ty­go­dni pro­boszcz pa­ra­fii Fran­cisz­ka­nów w Je­ro­zo­li­mie wy­ra­ził zgo­dę na po­cho­wa­nie Oska­ra Schin­dle­ra, jed­ne­go z naj­mniej prak­ty­ku­ją­cych sy­nów Ko­ścio­ła, na ka­to­lic­kim cmen­ta­rzu w Je­ro­zo­li­mie.

Po mie­sią­cu cia­ło Oska­ra, za­mknię­te w oło­wia­nej trum­nie, po­nie­sio­no przez za­tło­czo­ne uli­ce je­ro­zo­lim­skie­go Sta­re­go Mia­sta na cmen­tarz, ż któ­re­go roz­cią­ga się wi­dok na po­łu­dnie, ku do­li­nie Hin­nom, zwa­nej w No­wym Te­sta­men­cie Ge­hen­na. Na pra­so­wej fo­to­gra­fii z pro­ce­sji wśród wie­lu Ży­dów Schin­dle­ra moż­na zo­ba­czyć Iza­aka Ster­na, Mo­sze Bej­skie­go, He­le­nę Hirsch, Ja­ku­ba Stern­ber­ga, Judę Dre­sne­ra.

Opła­ki­wa­no go na wszyst­kich kon­ty­nen­tach.

Загрузка...