Miała żywo w pamięci skórzaną kurtkę Harry’ego, Mal ubrała się w proste, czarne spodnie i sweter. Zrozumiała, że popełniła błąd w chwili, gdy przekroczyła próg „Arlette”. Bistro było małe, ale bardzo szykowne, z wysokimi, łukowatymi oknami i paroma interesującymi obrazami na ścianach. A Harry Jordan był elegancki.
Czekał na nią w małym barze i wyglądał jak skrzyżowanie Harrisona Forda z Johnem Kennedy. Miał na sobie blezer, dałaby głowę, że od Armaniego, płócienne spodnie i miękką białą koszulę. Poza tym miał krawat.
– Cieszę się, że pani przyszła – powiedział i zabrzmiało to szczerze. – Bałem się, że się pani rozmyśli.
– Najwyraźniej nie nadajemy na tej samej częstotliwości – odparła poirytowana drugą odzieżowa pomyłką. – Gdybym wiedziała, ubrałabym się bardziej odpowiednio.
Westchnął teatralnie.
– Myślałem, że zna pani „Arlette”. To szalenie popularna knajpa.
– Jasne. Jak „Ruby”.
Uśmiechnął się prowokacyjnie, kiedy kelner prowadził ich do stolika przy oknie.
– Może uda nam się następnym razem. Uda – w sensie doboru odzieży.
– Następnym razem? – zdziwiła się zajmując miejsce. – Czy nie wybiega pan zbytnio w przyszłość?
– Święcie wierzę w myślenie przyszłościowe.
Mal musiała się roześmiać. W oczach błyskał mu złośliwy chochlik, w kącikach ust czaił się uśmiech.
Siedząc naprzeciwko niej, Harry pomyślał, że jest najbardziej atrakcyjną kobietą, jaką zdarzyło mu się spotkać. Mimo że jej nos miał wyraźny wzgórek na samym środku, a niebieskie oczy były zbyt szeroko osadzone. No i jeszcze szczęka – odrobinkę zbyt okrągła. Ale usta miała piękne, pełne i jakieś takie bezbronne.
Podobała mu się jej chłodna energia i błysk inteligencji w oczach.
I jej uszczypliwość. Prawdę mówiąc, podobało mu się w niej wszystko. Nawet uszy, a był człowiekiem przywiązującym dużą wagę do kobiecych uszu. Uszy Mal były piękne. Małe i przylegające gładko do pięknie uformowanej czaszki.
Pomyślał, jaka to szkoda, że bawi się z nim w kotka i myszkę, inaczej uległby pokusie i cieszył się jej towarzystwem.
Wezwał kelnera i, nie pytając jej o zdanie, zamówił szampana. Uniosła brwi zaskoczona.
– Jeżeli nie znosi pani bąbelków, zamówię coś innego – powiedział. – Chciałem spróbować szampana. To specjalny gatunek, który odkryłem we Francji, tak się składa, że jeden z najlepszych.
– A jeżeli wolę martini?
– Dostanie pani martini.
– Rozumiem. Należy pan do facetów, którzy lubią się rządzić.
Oparł łokcie na stole i podbródek na dłoniach. Pochylił się i zajrzał jej w oczy.
– Tylko, jeżeli jestem pewien, że odpowiada to drugiej stronie.
Mal przybrała jego pozę, wspierając podbródek na dłoniach. Ich oczy spotkały się i znowu zobaczyła ciemne obwódki wokół stalowoszarych tęczówek. Pomyślała, że jest przystojny, jaka szkoda, że jednocześnie taki zarozumiały. Poza tym, była pewna, że nadal chodzi mu o portret pamięciowy, a z tym nie chciała mieć do czynienia. Inaczej może poszłaby mu na rękę.
– No więc, dlaczego pan mnie tu zaprosił, panie detektywie? – zapytała wyzywająco.
– Pomyślałem, że będziemy mogli lepiej się poznać. Uśmiechnęła się i był to chytry, koci uśmieszek.
– Radzę mieć się na baczności. Może się okazać, że wiem o panu więcej niż pan przypuszcza. Skoro lubi pan się szarogęsić, proszę zamówić dla nas obojga.
– Bardzo pani ufna – powiedział, nie kryjąc zdumienia.
– Ufna? Nie ma takiego wyrazu w moim słowniku.
Spojrzał na nią sceptycznie kątem oka, ale ona tylko się uśmiechnęła. Harry dał znak kelnerowi, złożył zamówienie i zwrócił się znów do swojej towarzyszki.
– „Panie detektywie” brzmi trochę zbyt oficjalnie między ludźmi dzielącymi to samo doświadczenie kulinarne. Poza tym nie zniósłbym, gdyby ktoś z obecnych podejrzewał, że jest to robocza kolacja. Czy mogłaby pani mówić do mnie po imieniu?
Kelner nalał szampana do kieliszków i Mal umoczyła w nim usta. Z aprobatą spojrzała na Harry’ego.
– Jedno można o panu powiedzieć na pewno – zna się pan na winach.
– Między innymi – przyznał.
– Hmmm, nie jest pan wybitnie skromny, detektywie.
– Nie wtedy, gdy jestem czegoś pewny. Miała mi pani mówić po imieniu.
Przekrzywiła głowę, jakby się głęboko nad czymś zastanawiała.
– Nie sądzę, żebym mogła się przyzwyczaić. Z drugiej strony, nie będę musiała, skoro jest to pierwsze i ostatnie nasze wspólne „doświadczenie kulinarne”, jak pan to ładnie ujął.
– Nie ścierpiałbym myśli, że jest to nasze ostatnie spotkanie, panno Malone.
– Panno Malone? Harry uniósł pytająco brwi.
– Wolałaby pani, żebym zwracał się do niej „psze pani”?
– Nie wiedziałam, że prowokacja wchodzi w zakres umiejętności oficera policji.
Westchnął ciężko.
– Nie wchodzi, ale pani nie poprosiła mnie jeszcze, żebym mówił do niej „Mallory”, panno Malone, psze pani.
Wzniosła toast.
– Za pana, Haraldzie Peascott Jordanie Trzeci, potomku bogatej rodziny wybitnych prawników. – W jej niebieskich oczach iskrzył śmiech. – Synu jednego z największych adwokatów naszych czasów, eksperta w dziedzinie krzyżowego ognia pytań, znanego z umiejętności znalezienia kruczka prawnego, dzięki któremu klient wychodził z Sądu jako wolny człowiek. Nawet jeżeli wszyscy, łącznie z sędzią, wiedzieli, że jest winien. Jak również z umiejętności wynegocjowania najlepszego losu dla tych morderców, którym nie mógł zagwarantować bezkarności.
Harry jęknął.
– Może nie wywlekajmy na światło dzienne wszystkich rodzinnych sekretów.
Uśmiechnęła się złośliwie.
– Ale pan, Haraldzie Trzeci, zerwał z rodzinną tradycją. Wstąpił pan na Uniwersytet Stanu Michigan i został gwiazdą futbolu, członkiem reprezentacji akademickiej Stanów, z przeciętną ocen – 5. Zwerbowany do ligi zawodowej.
Oferta, której pan nie przyjął – spojrzała na niego z ciekawością. Dlaczego, Harry? Co się wydarzyło?
Wzruszył ramionami, popił szampana.
– To znaczy, że nie wiesz?
– Nawet ja nie mogę znać wszystkich myśli człowieka, motywów, jakimi się kieruje. Ale mogę inteligentnie zgadnąć. Ojciec?
Harry skiną} głową.
– Starzał się. Był po czterdziestce, kiedy się ożenił, kiedy ja poszedłem na studia, stuknęła mu sześćdziesiątka. Chciał mieć pewność, że po jego śmierci wszystko będzie tak, jak za jego życia. Więc zrobił to, co umiał najlepiej – wytargował najlepsze warunki. „Starzeję się, powiedział, odwołując się do mojego serca i poczucia winy. W moim wieku człowiek nie wie, ile czasu mu pozostało. I pamiętaj, że musimy myśleć o twojej matce, o ciągłości jej życia. Muszę mieć pewność, że firma znajdzie się w twoich rękach, bezpieczna w rodzinie. Że nie wpadnie w ręce tych rabusi cmentarnych”. Miał na myśli swoich partnerów. Zawsze podejrzewał, że tylko czekają, żeby zająć jego miejsce, i pewnie miał rację. W każdym razie, kazał mi pójść na prawo. Jeżeli pójdziesz na prawo, powiedział, porozmawiamy o futbolu.
„Nie myśl, że nie jestem z ciebie dumny, synu”. Który ojciec nie byłby dumny, widząc, że jego syn zdobywa zwycięski punkt w meczu przeciwko Notre Dame?
Dopingowałem cię, aż zdarłem gardło. Ale fakty pozostają faktami, a ja się starzeję. Musisz stawić czoło swoim obowiązkom, Harry. Pomyśl o matce”.
– Więc, jak na grzecznego synka przystało, poszedłeś na harwardzki wydział prawa i o mały włos nie oblałeś pierwszego roku. Jak przypuszczam próbując odegrać się na ojcu.
– Litości, Malone, istnieje w tym kraju coś takiego, jak życie prywatne! – zawołał.
– Owszem – powiedziała słodko. – Ale nie wtedy, gdy zadajesz się z telewizją.
Spędziłeś więcej czasu na randkach ze studentkami drugiego roku niż na sali wykładowej. Dwa razy rozbiłeś swoje porsche, odwiedzałeś zbyt wiele barów. Nie przystąpiłeś do żadnego egzaminu i zostałeś zawieszony.
Harry uniósł ręce w geście rozpaczy.
– Przegląd błędów młodości nie jest tym, czego facet oczekuje na pierwszej randce. Czy celowo próbujesz podkopać moją pewność siebie?
W jej oczach ujrzał teraz coś więcej niż ciekawość. Pojawiło się w nich serdeczne zrozumienie, zupełnie jak podczas wywiadów telewizyjnych, kiedy jej rozmówcy odnosili nagle wrażenie, że panna Malone naprawdę im współczuje i wypruwali przed nią bebechy.
– Ależ nie, Harry, wszystko w porządku, mnie możesz powiedzieć. Obiecuję, że to pozostanie między nami.
Uległ jej, oczywiście.
– Chciałem wrócić do sportu, ale było już za późno. Spaliłem za sobą mosty. W świecie futbolu byłem już reliktem. Pojawili się nowi, młodsi, gorliwsi, sprawniejsi. Lepsi ode mnie.
Ojciec powiedział, że szczerze mi współczuje, ale rodzina przede wszystkim. On sam nigdy nie uchylił się od odpowiedzialności. I spodziewał się, że jego syn również tego nie zrobi.
Ze śmiechem przytoczył Mal słowa ojca o zapinaniu rozporka.
– Więc wróciłeś na uczelnię?
– Wiedziałem, że ojciec ma rację. W słodkim, krótkim życiu zawodowego sportowca szansa trafia się tylko raz. Musisz się zdecydować, teraz albo nigdy albo pochwycisz ją obiema rękami, albo za rok, dwa okaże się, że jesteś za stary, że zastąpili cię młodsi. Skończyłem prawo i zacząłem pracować w firmie ojca.
Zjawił się kelner i Harry zauważył, jak oczy Mal ogromnieją z zachwytu na widok wędzonego łososia, podanego na maleńkich babeczkach ziemniaczanych. Pomyślał, że wygląda jak mała dziewczynka nad urodzinowym tortem.
– Spróbuj! – zachęcił ją. – Sprawdź, czy smakują równie dobrze jak wyglądają.
– Mmm! – powiedziała z pełnymi ustani. – Lepiej.
– Co za ulga, wiedzieć, że jesteś człowiekiem mimo wszystko. Już zacząłem podejrzewać, że jesteś dokładnie taka, jak na ekranie.
– Może jestem – nie miała zamiaru odkryć się przed detektywem Harry Jordanem.
Podjęła znowu interesujący ją temat.
– Wytrzymałeś dwa lata pracując dla ojca. Potem złożyłeś wymówienie i zostałeś gliniarzem. Dlaczego?
Miał wrażenie, że jej jasne, niebieskie oczy na wylot drążą mu mózg w poszukiwaniu prawdy. Wiedział, że za tym miłym uśmiechem i łagodnym głosem kryje się osóbka o umyśle jak żyletka. Przypuszczał, że właśnie tej kombinacji łagodności i inteligencji zawdzięcza sukces.
– Wiesz już tyle, że musisz wiedzieć również i to. Po chwili milczenia, zaczęła z innej beczki.
– A twoja żona? Kochałeś ją?
– Jezu, Malone! – wybałuszył na nią oczy, zaszokowany. – Oczywiście, że ją kochałem. I jeżeli już musisz wiedzieć, cierpiałem jak cholera, kiedy odeszła.
Jeżeli wolno zapytać, po co ci te informacje?
– Sprawdzam tylko, czy gliniarze mają jakieś ludzkie uczucia.
– A ty, Malone? – zapytał zimno. Uśmiechnęła się radośnie.
– Jesteśmy drażliwi, panie detektywie? Opowiedz mi teraz o Moonlighting Club.
Musiał się roześmiać.
– Jak się, u licha, o tym dowiedziałaś? – zapytał, nie kryjąc podziwu. – To powinien być sekret! – Harry kupił i anonimowo dofinansowywał salę gimnastyczną, o czym wiedział tylko jego przełożony.
– Taką już mam pracę, że muszę wszystko wiedzieć. Wiem również, że organizujesz dragi taki klub, w innej dzielnicy, tym razem z basenem. I że ty i jeszcze paru gliniarzy prowadzicie to w czasie wolnym od pracy – popatrzyła na niego z powagą. – Zrobiłeś wspaniałą rzecz, Harry. Nie każdego stać na to, by w ten sposób pomóc dzieciakom z ulicy.
– Nie widzą tych dzieciaków nocą na ulicach tak często jak ja. Ktoś musi im pomóc, więc pomyślałem, że skoro nie zarobiłem tych pieniędzy, mogę je równie dobrze wydać na coś pożytecznego.
– To bardzo szlachetne – powiedziała bez kpiny.
– Jasne, święty Harry to ja. Czuję się jakbym występował w twoim programie – dodał zirytowany. – Chyba czas porozmawiać o tobie – ujął jej dłoń i odwrócił wnętrzem ku górze, badając linie. – Czy muszę czytać ci z ręki?
Mal popatrzyła na niego niespokojnie. Była ekspertem w zadawaniu pytań, gorzej wychodziło jej udzielanie odpowiedzi.
– Nie ma nic do opowiadania. Typowy życiorys: dziewczyna z małego miasteczka idzie na studia, dostaje pracę w małomiasteczkowej stacji telewizyjnej, otrzymuje posadę spikerki, zostaje wyłowiona przez sieć ogólnokrajową. Reszta jest historią.
– Hej, hej, hej! – Harry uniósł dłoń, jakby chciał ją przystopować. – Zwolnij!
Jakie małe miasteczko? A twoja rodzina? Bracia i siostry? Chłopcy. Małżeństwo – tu proszę o pełny raport. Daj spokój, Malone! Szczerość za szczerość.
Przez sekundę pochwycił jej wzrok i ujrzał ten sam wyraz osaczenia, jaki pojawił się w jej oczach, gdy oglądała portret pamięciowy.
– Daj spokój – powiedziała. – To już wszystko. Jestem najmniej interesującą kobietą na świecie.
Zmieniła się w jednej chwili, wyglądała teraz na osobę bezradną i zagubioną.
Harry potrząsnął głową: nic z tego wszystkiego nie rozumiał.
Uniosła podbródek i obdarzyła go olśniewającym uśmiechem, który rozświetlał jej twarz i powiedziała:
– Tylko żartowałam, Harry.
Kelner zebrał puste talerze i przez jakiś czas spoglądali na siebie w milczeniu.
– Więc po co ci był portret psychologiczny mojej osoby? – zapytał w końcu Harry. – Mało prawdopodobne, bym kiedyś wystąpił w twoim programie. Nie rozumiem, ale ostrzegam cię, że będę usilnie próbował.
Przez chwilę bawiła się kieliszkiem, potem powiedziała:
– Może chciałam poznać twój słaby punkt? Jaki jest prawdziwy powód, dla którego zaprosiłeś mnie na kolację?
– Az jakiego powodu ty przyjęłaś zaproszenie? Patrzyli sobie w oczy w pełnej napięcia ciszy.
– Po prostu byłam ciekawa, jaki naprawdę jesteś – powiedziała niewinnie.
Harry przesunął dłonią po szczecinie, która już ocieniała mu dół twarzy.
– Mam rozumieć, że to była taka sobie abstrakcyjna myśl, czy może chcesz poznać mnie jeszcze lepiej, Malone?
Uśmiechnęła się chłodno.
– Żartowałam, detektywie Jordan. Nie mogłam sobie darować. Westchnął z żalem.
– A ja miałem nadzieję, że molestujesz mnie seksualnie.
Patrzył zdumiony, jak zachłannie rzuca się na danie, które postawił przed nią kelner. Wyglądała, jakby żywiła się korzonkami, a tymczasem jadła za czterech.
– Jesz, jakbyś od dawna nic nie miała w ustach. Podniosła wzrok znad talerza.
– Przez ostatni tydzień miałam prawo do tysiąca dwustu kalorii dziennie.
A w dzieciństwie nigdy nie byłam syta. Zdarzało się, że w ogóle nie jadłam.
Pewnie dlatego jedzenie sprawia mi taką przyjemność.
W końcu odsłoniła mu kawałeczek siebie, zarysowało się drobne pęknięcie w ochronnej zbroi.
– Zaskakujesz mnie – powiedział.;- Wyobrażałem sobie, że pochodzisz z takiego miłego domu, o jakim każdy marzy. No wiesz, mama w kuchni gotuje pyszne obiadki, tata kosi trawę w ogródku, albo gra w kosza z młodszym bratem, zabiera rodzinę na ryby. A ty jesteś szefową drużyny kibicek i wszyscy chłopcy ubiegają się o to, by zaprosić cię na studniówkę.
– Miły obrazek? – odchyliła się na poręcz krzesła i obronnym ruchem skrzyżowała ramiona na piersiach. – Niestety, nie wszyscy jesteśmy w czepku urodzeni jak niejaki Harry Jordan.
– Prawda, ale nie musimy się niczego wstydzić. Roześmiała się sarkastycznie.
– Skąd ty to możesz wiedzieć? Zanim zostałeś gliną, nie wiedziałeś pewnie jak wygląda gorsza strona miasta.
– Tam wtedy mieszkałaś? Po tej gorszej stronie miasta?
– Mówiłam teoretycznie. Moja praca wymaga, żebym wiedziała, jak żyje druga połowa ludzkości.
– Moja praca również.
Przez chwilę spoglądała na niego w zadumie.
– Co taki facet jak ty porabia w wolne wieczory?
– Ty mi to powiedz, znasz mnie przecież na wylot.
– Lubisz nocne życie – wszystkie te podrzędne kluby. Jesteś ognistym tancerzem, znawcą wina. Lubisz smaczne kolacyjki w uroczych restauracyjkach takich jak „Arlette”. Na ogół podobasz się kobietom.
– A ty znowu swoje.
– Prawda, jak ten temat często powraca? Przykro mi, detektywie Harry, że psuję nastrój, ale muszę zabawić się w Kopciuszka. Z samego rana mam nagranie nowego programu. Odrobina snu mi nie zaszkodzi.
– Szkoda, właśnie teraz, kiedy zaczynałem cię poznawać.
– Naprawdę tak myślałeś? – rzuciła mu kpiące spojrzenie przez ramię. Szła już w stronę toalety dla pań.
Pokiwał głową, patrząc jak z wdziękiem przemyka między stolikami. Pomylił się.
Prawdę mówiąc, nie wiedział o niej więcej niż w chwili, gdy tu weszła.
– Nie musisz odwozić mnie do domu – powiedziała już na ulicy, machając na taksówkę.
– Zawsze odstawiam swoje kobiety pod same drzwi.
– Świat się zmienił od czasu, gdy twoja matka biegała na randki, detektywie Harry. Kobiety są niezależne, same łapią taksówki.
Poirytowany zerknął na nią kątem oka.
– Mów, co chcesz, ale nauczono mnie dobrych manier.
– O? Syneczek mamusi?
– Jak nasz morderca, pamiętasz?
– Obiecałeś, że nie będzie mowy o pracy – upomniała go ze śmiertelną powagą.
– Zawsze dotrzymuję obietnic.
Zajechała taksówka. Otworzył drzwi przed Mal, po czym wsiadł za nią. Nie zaprotestowała. Podała kierowcy adres i siedziała w milczeniu, wyglądając przez okno. Zastanawiała się, jak to jest być kochaną przez mężczyznę takiego jak Harry Jordan. Mężczyznę o staroświeckich, dobrych manierach, mężczyznę, który zawsze dotrzymuje obietnic. Mężczyznę, którego twarde uda czuła teraz przy swoich.
Harry czuł delikatny i gęsty zapach jej perfum. Jego wzrok powędrował do zagłębienia między jej piersiami, gdzie spoczywał antyczny kamień księżycowy zawieszony na łańcuszku. Odchrząknął przerywając ciszę.
– Dziękuję za uroczy wieczór, panno Malone. Obrzuciła go przeciągłym spojrzeniem.
– Cała przyjemność po mojej stronie, detektywie Jordan.
– A więc powrót do stopy oficjalnej – pokiwał smętnie głową. – Ale przecież nigdy nie poprosiłaś mnie, żebym mówił do ciebie „Mallory”.
– Faktycznie nie poprosiłam – spojrzała mu prosto w oczy. Taksówka zatrzymała się przy krawężniku, Harry wysiadł i przytrzymał drzwi.
– Będziesz musiała przyzwyczaić się do moich dobrych manier, jeżeli jeszcze kiedyś powtórzymy dzisiejszy wieczór – powiedział.
Popatrzyła na niego sceptycznie, ale nie odezwała się, kiedy wchodzili na schody prowadzące do bramy budynku.
– Nie mogę chyba liczyć na drinka – powiedział z żalem – nagrywasz rano ten program.
– Zgadza się.
– A więc dobranoc?
– Dobranoc, detektywie Jordan.
Harry stał ze skrzyżowanymi ramionami, patrząc jak Mal wchodzi do holu.
Zatrzymała się w drzwiach, zawahała przez moment, potem odwróciła się i podeszła do niego szybkim krokiem.
– Powiedz mi coś, Harry. Wtedy, gdy zadzwoniłam do ciebie? Dlaczego właściwie dyszałeś?
Przesunął palcami przez włosy.
– Mam powiedzieć prawdę, czy mogę skłamać?
– Prawdę.
– Szkoda. Mógłbym podać tyle interesujących odpowiedzi. Prawda wygląda tak, że jeździłem na rowerze. Zabieram ze sobą psa, bo to dobre ćwiczenie dla nas obu.
Mal odrzuciła głowę i wybuchnęła śmiechem.
– Byłam po prostu ciekawa. Dobranoc, Harry – weszła z powrotem na schody.
– Wiesz co, Malone? – zawołał za nią. Odwróciła się.
– Gdybyś musiała określić mnie jednym słowem, co byś powiedziała?
– Co to jest? – zmarszczyła brwi. – Test?
– Sama zaczęłaś tę zabawę. Namyślała się przez chwilę – Zarozumiały – powiedziała. – Tak, zarozumiały. To słowo znakomicie cię charakteryzuje.
– Dobra. Teraz ty powinnaś zapytać mnie.
Wsparła się rękoma pod boki, spoglądając na niego z niedowierzaniem.
– No więc, pytam.
– Enigmatyczna – powiedział Harry. – Jesteś zagadką, Malone. Mal myślała nad tym przez chwilę.
– Uznam to za komplement, Harry – powiedziała wchodząc do holu. – Dobranoc tym razem nieodwołalnie.
Nie odwracając się pomachała mu na pożegnanie.