Kiedy godzinę później opuścili mieszkanie Suzie, czekał na nich Alex Kłosowski. Powiedział już policjantowi z patrolu, co słyszał i teraz to samo powtórzył Harry’emu.
Był sympatycznym facetem, z ciemnymi włosami, związanymi w kucyk i brązowymi oczami o łagodnym spojrzeniu.
– To było w piątek wieczorem. Około ósmej. Suzie wychodziła do pracy. Oboje zamykaliśmy drzwi i ona powiedziała, że poprzedniego dnia zgubiła klucze, ale ktoś je zwrócił. Zastanawiała się, kto to mógł być. Powiedziałem, że powinna zmienić zamki, ostrożności nigdy za wiele – odwrócił głowę. – Jezu! – wykrztusił przez ściśnięte gardło. – Nie myślałem o czymś takim.
– Nie mógł pan wiedzieć, panie Kłosowski – zapewnił go Harry spokojnie.
– Zakładałem, że idzie na nocny dyżur. Jest… Była pielęgniarką, wie pan, w szpitalu miejskim. Byłem zdziwiony, kiedy wróciłem do domu i zobaczyłem jej samochód. Potem zauważyłem światło w kuchni. Pomyślałem, że musiałem się pomylić, albo wróciła do domu wcześniej.
– Która to była godzina?
– Coś koło drugiej. Tak, parę minut po drugiej. Skończyłem pracę u Danielsa na Newbury Street. Wkładałem klucz w zamek, kiedy usłyszałem krzyk.
Spojrzał na Harry’ego wzrokiem pozbawionym wyrazu.
– To znaczy, z początku wziąłem to za krzyk. Nasłuchiwałem, ale panowała cisza, więc powiedziałem sobie, że to pewnie kot. Pełno tu dzikich kotów i czasem tak właśnie krzyczą – zwiesił głowę, bliski łez. – Boże, żeby to był kot! Tylko kot.
Gdybym to sprawdził…
Twarz miał znękaną, kiedy znowu spojrzał na Harry’ego.
– Czuję się za to odpowiedzialny. Gdybym coś zrobił, zapukał, zapytał, czy nic jej nie jest, zadzwonił na policję…
– Wątpię, czy to by się na coś zdało – powiedział Harry ze współczuciem. – Nie ma sensu się obwiniać. Próbuje nam pan pomóc.
– To nie wszystko – powiedział Kłosowski. – Widziałem go.
– Jezu! – szepnął Rossetti. – Naoczny świadek.
– Szykowałem się do łóżka. Podszedłem do okna, żeby je otworzyć. Zobaczyłem, jak wychodzi z jej domu i idzie przez ulicę. Bardzo się spieszył. Wszedł między zaparkowane samochody i zniknął mi z oczu. Nie, żebym specjalnie patrzył.
Pomyślałem tylko, że to dlatego Suzie wróciła wcześniej z pracy… Uśmiechnąłem się, na litość Boską!
– Może go pan opisać? – modlił się, żeby mógł.
– Mogę tylko powiedzieć, że to był niski, krępy facet. Ciemne włosy, zdaje się.
– Jak był ubrany?
Kłosowski spojrzał na niego, zbity z tropu.
– Nie zauważyłem, ale musiało to być coś ciemnego, bo wtapiał się tak jakoś w noc.
– Widział pan, jak wsiadał do samochodu?
– Nie… tak… To znaczy, widziałem, a potem ten samochód przejechał koło mojego domu…
– Jaki to był samochód, panie Kłosowski?
– Nie jestem pewien. Duże kombi. Coś jak jeep Cherokee, ale głowy nie dam.
Ciemny.
Harry westchnął, rozczarowany.
– Czy zechciałby pan pojechać z nami na posterunek i złożyć oficjalne zeznanie?
– Jasne, że tak!
Harry pomyślał, że Alex Kłosowski zrobi absolutnie wszystko, by uwolnić się od strasznego poczucia winy. Mimo przeżytego szoku, był dobrym świadkiem.
– Detektyw Rossetti zawiezie pana. Rossetti spojrzał na niego pytająco.
– Ja pojadę do szpitala przesłuchać siostrę. Zabrali ją, bo jest w szoku.
Sprawdzę czy może mówić. Rozumiem, że rodzice też tam są.
Harry jechał cichymi ulicami, starając się uporządkować w głowie informacje, jakie zebrał o zabójcy Suzie. Mieli broń, zeznanie naocznego świadka, ogólny opis samochodu zabójcy i przybliżony czas zgonu. Policjanci nadal przeszukiwali mieszkanie Suzie i był pewien, że dostarczą mu nowych poszlak.
Nie było to zaplanowane morderstwo. Dałby głowę, że zabójca był włamywaczem.
Suzie wróciła do domu niespodziewanie, przyłapała go na gorącym uczynku. Więc ją zabił.
Była to teoria robocza, ale postanowił się jej trzymać, dopóki nie wypłyną nowe okoliczności. Był przyzwyczajony do niespodziewanych zwrotów w śledztwie.
Doświadczenie nauczyło go, że w przypadku zabójstwa, nie istnieje coś takiego jak pewnik.
Zaparkował samochód przed izbą przyjęć. Z ciężkim sercem podszedł do stanowiska pielęgniarek, przy którym tyle razy widywał Suzie. Dwie pielęgniarki popatrzyły na niego oczami rozszerzonymi przerażeniem.
– Więc to prawda – odezwała się jedna z nich. – O Suzie?
– Przykro mi.
– Była wspaniałą dziewczyną – powiedziała pielęgniarka i łzy popłynęły po jej policzkach. – Zawsze miła, nawet kiedy byłyśmy przepracowane. I taka ładna…
– I była dobrą pielęgniarką – powiedziała druga, zaciskając pięści w bezsilnym gniewie. – Cholera! Parszywy drań! Takich morderców powinno się tępić jak szkodniki. Jak szczury.
Harry przyznał jej w duchu rację.
– Przykro mi – powtórzył. Poszedł wolno korytarzem do sali, gdzie czekała na niego rodzina Walkerów.
– Terry Walker leżała na łóżku całkowicie ubrana. Zdjęli jej tylko buty.
Otrzymała silne środki uspokajające, oczy miała otwarte, lecz widać było, że nie może skupić wzroku. Mimo to, kiedy wszedł do pokoju, usiadła. Trochę przypominała Suzie, tylko włosy miała ciemniejsze.
Pani Walker siedziała na krześle przy łóżku i Harry pomyślał, że nie ma wątpliwości, po kim jej córki odziedziczyły wygląd. Miała rude włosy i zielone oczy, jasną cerę, upstrzoną piegami i wystające kości policzkowe. Płakała bezgłośnie, nie ocierając łez. Mąż stał nad nią, mocno trzymając ją za rękę. Był wysoki i masywny, a na jego twarzy malował się wyraz tępej rozpaczy.
Harry dałby wiele, żeby oszczędzić im śledztwa, ale musiał robić, co do niego należało. Przedstawił się, wymienił uścisk dłoni z ojcem Suzie. Ręka Walkera była lodowato zimna. Harry przywołał pielęgniarkę i poprosił o dzbanek gorącej herbaty.
– Znałem Suzie – powiedział. – Widywałem ją często w szpitalu. Nie potrafię wyrazić, jak bardzo mi przykro. Przykro mi również, że muszę narzucać się w takiej chwili z pytaniami, ale, jeżeli mamy złapać tego… sprawcę przestępstwa, muszę dowiedzieć się od państwa pewnych rzeczy.
– Tato, powiedz mu o taśmie – głos Terry drżał. Znowu zamknęła oczy, jakby nie mogła znieść widoku, ludzi.
– Wszystko jest na taśmie – Ed Walker wręczył Harry’emu małe urządzenie do nagrywania rozmów. Widać było, że ogromnym wysiłkiem woli stara się wyrażać zwięźle i jasno, ale głos mu drżał. Z trudem dobierał właściwe słowa.
– Suzie… zadzwoniła do Terry, zostawiła wiadomość… urwała w pół zdania… powiedziała: „Och, Boże, Boże… co pan tu robi?… a potem był ten straszny dźwięk i… potem już nic…
Harry nie wierzył własnym uszom. Jeżeli to, co mówił Walker okaże się prawdą, mieli zbrodnię na taśmie. Widział już pętlę zaciskającą się na szyi mordercy Suzie.
– Miałyśmy się spotkać – powiedziała Terry matowym głosem. Poszukała wzrokiem jego oczu. – Wiem, że była umówiona tego wieczoru z facetem z Beth Israel.
Nazywa się Karl Hagen, jest tam internistą.
– Od dawna go znała?
– Nie wiem. Ale może on to zrobił?
– Masz jakieś podstawy, by tak twierdzić, Terry? Potrząsnęła głową.
– Suzie nieczęsto chodziła na randki, a w takich razach chodzi zwykle o seks, prawda?
Harry usłyszał jęk pani Walker i powiedział szybko:
– Nie w przypadku Suzie. Zakładamy, że przeszkodziła włamywaczowi.
– Przecież Suzie nie miała nic, co warto ukraść! – wybuchnął Ed Walker. – Była młodą kobietą, pielęgniarką, jeszcze na studiach. Nie miała nic: żadnej biżuterii, żadnych pieniędzy. Nic z wyjątkiem telewizora.
– Człowiek, który potrzebuje pieniędzy na narkotyki, panie Walker, ukradnie wszystko.
Ed Walker wpatrywał się w podłogę, niezdolny wykrztusić słowa. Harry dotknął ze współczuciem jego ramienia.
– Dziękuję panu – powiedział cicho. – Nie będę już państwa niepokoił. Kiedy będziecie gotowi do wyjścia, radiowóz odwiezie was do domu. Skontaktuję się z państwem później.
Harry odszukał siostrę przełożoną. Podobnie jak Kłosowski, czuła się winna.
– Powiedziałam jej, że nie nadaje się do pracy i żeby poszła do domu – wyznała pielęgniarka głuchym głosem. – To moja wina. Wysłałam ją na śmierć.
– Wypadki i zabójstwa są najczęściej wynikiem zbiegu okoliczności – powiedział Harry. – Suzie miała migrenę i nie była w stanie pracować. Tak czy inaczej musiałaby wrócić do domu.
– Tak pan myśli?
Harry widział, jak bardzo kobieta pragnie w to uwierzyć.
– Oczywiście. Tak to najczęściej bywa. Niefortunny splot wydarzeń. To smutne, ale prawdziwe.
– Była dobrą pielęgniarką, miłą dziewczyną. Chryste, była jeszcze taka młoda, że trudno ją nawet nazwać kobietą… Za młoda, żeby… Nie zasługiwała na to.
– Nikt na to nie zasługuje – powiedział Harry. Spisał zeznanie, chwycił papierowy kubek z kawą i pojechał do kostnicy.
Klimatyzacja szumiała głośno, kiedy wszedł przez metalowe drzwi do zimnej, wykafelkowanej sali autopsyjnej. Ponad szumem klimatyzatora dobiegł go głos doktora Blacke’a. Analizując ciało Suzie, Walker nucił przy pracy.
Leżała na metalowym stole w powodzi światła jarzeniówek. Blake skończył już wstępne badanie i dyktował spostrzeżenia do mikrofonu wiszącego nad stołem.
Każdy paznokieć Suzie został już oskrobany w poszukiwaniu cząsteczek skóry lub włókna, każdy włos na ciele przeczesany. Torba, w której ją tu przywieziono powędrowała wraz z jej bielizną do laboratorium kryminalistycznego.
Obecny na sali autopsyjnej fotograf utrwalał na taśmie wideo każdy ruch doktora Blacke’a.
W chwili, gdy Harry wszedł na salę, lekarz oczyścił ciało i przystępował do dalszego badania.
– Najprawdopodobniej umarła w pozycji klęczącej, tak jak ją znaleziono – powiedział z werwą do mikrofonu. Nucił, nanosząc na wykres dokładne umiejscowienie ran i ich głębokość. Zrobił wymaz, by stwierdzić, czy ofiara została zgwałcona, po czym oznajmił, że nie.
Zerknął na Harry’ego, stojącego ciągle w drzwiach.
– Proszę dalej, detektywie – powiedział łagodnie. – Widzę, że obaj zrobiliśmy sobie nocny dyżur.
Harry pozostał na swoim miejscu. To, co przydarzyło się Suzie, było wystarczająco obsceniczne. Nie chciał patrzeć, jak doktor Blake pastwi się nad jej ciałem, nawet jeżeli należało to do jego obowiązków.
– Wiecie już, kto to jest, prawda? – stwierdził rzeczowo Blake. – Nie znałem dobrze siostry Walker, nie mój wydział. Ale pracowaliśmy razem w zeszłym tygodniu, podczas tropikalnej burzy, która spowodowała to pandemonium na drogach. Była dobrą pielęgniarką, bystrą, mądrą. To wielka strata. Tak, wielka strata.
Nucił ujmując skalpel. Harry pomyślał z irytacją, że, jeżeli już musi nucić, mogłaby to być konkretna melodia. Bulgotał jak filtr do wody.
Blake wzniósł nóż nad ciałem Suzie i zrobił cięcie od szyi po krocze, omijając twardsze połacie skóry.
– Hmmm – powiedział, zaglądając do wnętrza. – Hmmm – wyjął organy wewnętrzne, odłożył na bok żołądek, rozciął go nożyczkami i przelał zawartość do wielkiego słoja.
– Niewiele tego – zwrócił się do Harry’ego. – Prawie nie jadła ostatniego dnia.
Piła też mało.
Harry był obecny przy wielu autopsjach, ale patrząc na sekcję Suzie, miał wrażenie, że jest zabijana po raz drugi. Odwrócił się, chory z żalu.
– Proszę przesłać mi wyniki najszybciej jak to możliwe, doktorze – zawołał, pchnąwszy ciężkie drzwi. Chłód przeniknął go do szpiku kości.
Powiedział sobie, że to przez tę lodową salę.
Powoli jechał na posterunek, z głową pełną dźwięków i obrazów strasznej nocy.
Rossetti czekał na niego przed komputerem, do którego wprowadzał dane o śmierci Suzie Walker.
– Co myślisz, Harry? – zapytał posępnie.
Harry rzucił się na twarde krzesło. Odchylił się na oparciu i zagapił w sufit.
– Myślę, że życie jest kurewskie – powiedział.