– Dzięki, za dobre chęci, Profesorku – powiedział Rossetti, sześć godzin później w drodze powrotnej do Bostonu. Siedzieli w przydrożnej kawiarni i jedli śniadanie albo lunch, Rossetti nie wiedział już co, ponieważ stracił wyczucie czasu.
– Dzięki. Nie jest to wiele, ale przynajmniej mamy punkt zaczepienia – Harry nie odrywał wzroku od portretu pamięciowego mordercy: typ kaukaski, szczupła twarz, szerokie usta o wąskich wargach, szerokie czoło, strzecha ciemnych włosów. I nieruchome oczy, które wryły się w pamięć ostatniej ofiary.
Wydobycie z rybaków tego pobieżnego opisu mężczyzny, którego widzieli zaledwie przez parę sekund w złudnym świetle latarki, zajęło Harry’emu cztery godziny. Na początku twierdzili z uporem, że w ogóle nic nie pamiętają: było za ciemno, wszystko odbyło się za szybko, facet zniknął zanim w ogóle się zorientowali, że tam jest. Ale Harry wziął ich w obroty, umiejętnie cofnął do chwili, gdy zobaczyli dziewczynę, do tej decydującej chwili, kiedy ich mózg zarejestrował obraz mordercy.
Powiedział im, co Summer mówiła o oczach mordercy, zagrał na ich wrażliwości, napomykając, że były to jej ostatnie słowa przed śmiercią. Byli z grantu porządnymi facetami, chcieli pomóc. Potem do pracy przystąpił Latchwell i w rezultacie zdobyli coś w rodzaju portretu.
– Średniej budowy, średniego wzrostu – po raz kolejny przeczytał Harry. – Twarz szczupła, gładko wygolona. Wyraziste oczy, mocno zarysowane brwi. Gęste, kędzierzawe, czarne włosy. Ubrany na czarno. Jeździ małą, ciemną ciężarówką, albo samochodem typu combi. Jutro informacja trafi na pierwsze strony „Heralda”
„Globe”, i wszystkich lokalnych dzienników, może nawet do prasy ogólnokrajowej.
Rossetti wzruszył ramionami: niewiele sobie po tym obiecywał.
– I znowu zgłosi się kupa szaleńców szukających łatwej sławy i zastęp małych staruszek, przekonanych, że ten właśnie osobnik krył się w szafie zeszłej nocy.
Głośno siorbnął kawę i Harry spojrzał na niego z dezaprobatą.
– Powinieneś przestać żłopać to paskudztwo. Kofeina zżera ci już pewnie żołądek.
– Wyobraź sobie, jakbym wyglądał, gdyby doktor Blake zatopił we mnie swój skalpel.
– Bałby się ciebie otworzyć. Zamiast krwi znalazłby w żyłach kawę – ich oczy się spotkały. – Dzisiaj o szóstej robi sekcję Summer Young.
– Idziesz?
Harry skinął głową.
– Na mnie nie licz, stary. Nie znoszę babrania się w bebechach, ważenie serca, wątroby to nie dla mnie. Powiedz, Profesorku, co skłania faceta, żeby zostać lekarzem sądowym?
– Nauka. Bez lekarzy takich, jak Blake często nie wiedzielibyśmy, co się naprawdę wydarzyło. On też jest detektywem, tyle że zadaje pytania umarłym.
Rossetti wzdrygnął się nerwowo.
– Brrr. Zostanę przy żywych, dzięki. Harry roześmiał się.
– Nie uda ci się, jeżeli będziesz żłopał kawę.
– Przy ganiał kocioł garnkowi! Skoro mowa o zdrowiu, kiedy zjadłeś ostatni porządny posiłek? I nie chodzi mi o to, co serwują u „Ruby”.
Harry zamyślił się.
– Trzy tygodnie temu – powiedział w końcu. W „Marais”, w towarzystwie uroczej kobiety, zupełnie ci obcej, nie musisz więc znać jej nazwiska, do której miałem potem zadzwonić – pokiwał głową z ubolewaniem.
Rossetti spojrzał na niego jak na ciekawy przypadek chorobowy.
– Taki przystojny facet, jak ty, Profesorku! Z takim wykształceniem i takim fikuśnym mieszkankiem! Kobiety walą ci się pewnie do łóżka drzwiami i oknami.
Harry wstał ze śmiechem i grzmotnął Rossettiego w plecy.
– Dzięki za komplement. Ale związek z kobietą wymaga czasu. Zadzwoniłem, ona oddzwoniła… poszliśmy na drinka, na kolację, godzina tu, godzina tam. To nie wystarcza.
Poprosił o rachunek, położył pieniądze na stole wraz z pięciodolarowym napiwkiem. Miał słabość do kelnerek; pracowały ciężko, wiedział, że właśnie napiwki wynagradzają im długi dzień pracy i niskie pensje.
Młoda kobieta uśmiechnęła się z wdzięcznością, zgarniając pieniądze.
– Piękne dzięki! – zawołała za nim. – Życzę miłego dnia! Rossetti puścił do niej oko, co skwitowała uśmiechem.
– Widzisz? – powiedział do Harry’ego. – Jedno słowo zachęty i załatwiłbyś sobie randkę.
Harry westchnął ze znużeniem.
– Rossetti, Rossetti, to ty jesteś samozwańczym Casanovą, nie ja. To do ciebie ona się uśmiechała. Poza tym, ma pewnie męża i trójkę dzieci.
– Od kiedy jest to dla ciebie problemem?
Rossetti zrobił minę niewiniątka i Harry musiał się roześmiać.
– Wstydź się! Dobry, włoski katolik! Gdyby twoja mama o tym wiedziała. I twój spowiednik!
– Wierz mi, on wie o wszystkim. Także, co sądzę o gwałcicielach i mordercach. Wie nawet, że chciałbym urwać im jaja.
Pies siedział przy drzwiach nad opróżnioną miską psiej karmy. Harry odwiązał smycz.
– Spotkamy się przy samochodzie – powiedział do Rossettiego.
– Przepraszam, stary – mruknął, kiedy pies zaczął go ciągnąć w stronę trawnika.
– To był ciężki dzień. Pójdziemy później na długi spacer i wszystko ci wynagrodzę.
Pies machnął ogonem, obwąchał trawę i załatwił potrzebę. Harry pomyślał, że cokolwiek zrobi, zawsze zyska aprobatę Squeeza.
Jadąc z powrotem do Bostonu, myślał o kobiecie, którą zaprosił na kolację trzy tygodnie temu. Była atrakcyjna, urocza, kulturalna i bardzo pewna siebie.
Pochodziła z dobrej bostońskiej rodziny, ich rodzice się znali. Zadzwoniła do niego i nagrała się na automatyczną sekretarkę.
– Zmówili się na nas – usłyszał, kiedy odsłuchiwał nagrania. – Przez parę lat nie było mnie w kraju, pracowałam w Paryżu, więc rodzice uznali, że zupełnie wypadłam z tak zwanego towarzyskiego nurtu. A twoja matka straciła podobno resztę nadziei. Ich zdaniem, stanowimy dla siebie ostatnią szansę, więc czemu nie mielibyśmy ich uszczęśliwić? Zapraszam cię na kolację. Może w przyszłym tygodniu?
Był zachwycony wiadomością, i oczarowany nią. Była wysoka, szczupła i zgrabna, a długie, czarne włosy wiązała z tyłu w węzeł na modłę hiszpańską. Jej brązowe oczy iskrzyły się i iskrzył się jej dowcip. Kolacja była zabawna, podobnie jak spotkanie przy drinku, parę wieczorów później, u niej w mieszkaniu. Miał dyżur od dwudziestej do czwartej i musiał wyjść. Ujrzał żal w jej oczach, usłyszał go także w swoim głosie, ale nie znalazł czasu, by kontynuować tę interesującą znajomość.
Parę dni temu zadzwoniła matka z wiadomością, że tamta kobieta spotyka się już z byłym kolegą ze studiów. Wydają się dla siebie stworzeni.
Harry wzruszył ramionami. Takie jest życie gliniarza. Zwłaszcza gliniarza bez reszty oddanego pracy.
Zerknął na zegarek w obitej drewnem tablicy rozdzielczej jaguara. Jeżeli dociśnie pedał gazu, będzie miał czas na szybki prysznic przed wizytą u doktora Blacke’a w szpitalu.