Obudził się z myślą o Mal. Zsunął łeb Squeeze’a ze swojej piersi, usiadł, przeciągnął dłonią przez włosy i wykręcił jej domowy numer. Zgłosiła się automatyczna sekretarka i Harry westchnął ciężko. Jasne, o drugiej trzydzieści po południu Mal musiała być w biurze. Zadzwonił do Malmar Productions, gdzie powiedziano mu, że panna Malone jest na lunchu, wróci koło trzeciej.
O trzeciej był u „Ruby” i jadł przy barze śniadanie, ze Squeezem wciśniętym między stołek? kontuar.
– Całe szczęście, że to pies policyjny – powiedziała Doris donośnie. – Inaczej klienci mogliby protestować ze względów higienicznych.
Harry obrzucił wzrokiem klientów. Jeden żłopał budwisera, dragi krztusił się dymem marlboro, trzeci maczał chleb w sosjerce.
– Nie ci klienci, Doris – rzucił przez ramię, idąc do telefonu przy drzwiach.
Squeeze odprowadził go wzrokiem, ale nawet nie podniósł łba. Wiedział, kiedy Harry domaga się od niego działania.
– Panna Malone ma spotkanie w studio – dowiedział się Harry od sekretarki.
– W porządku – powiedział z rezygnacją. – Proszę jej przekazać, że dzwoniłem.
Skontaktuję się z nią później.
Zirytowany wrócił do kontuaru i zabrał się za jajka na szynce.
– Wiesz co, Profesorku, nie odżywiasz się właściwie – stwierdziła Doris, opierając się na łokciu o ladę naprzeciwko niego. – Jesz coś w ogóle poza tym śmieciem?
Obrzucił ją chmurnym spojrzeniem.
– Jasne, że jem. Bułeczki cynamonowe, pizzę z kiełbasą i kanapki Matisse’a.
– Nigdy nie słyszałam o kanapkach Matisse’a, ale wiem jedno; potrzeba ci kobiety, która by dla ciebie gotowała. Właściwe jedzenie, no wiesz, to, co każą jeść w czasopismach.
– Kobiety, które znam, nie gotują – powiedział ze smutkiem. Potem przypomniał sobie lodówkę Mal, przepiórkę i faszerowaną paprykę. – No, może z wyjątkiem jednej – dodał.
– To ją łap, Profesorku, póki czas, bo jak tego nie zrobisz, sam wylądujesz w Mass General. Na kardiologii. Pożałujesz, że kiedykolwiek usłyszałeś o słynnych frytkach „Ruby”.
Czy to przez gadaninę Doris, czy z jakiegoś innego powodu, śniadanie nie smakowało mu tak, jak zwykle. Wypił coca-colę, zapłacił rachunek, pomachał Doris na pożegnanie i ruszył ku drzwiom. Tym razem Squeeze poszedł za nim.
Po wejściu do wydziału zabójstw poczuł się tak, jakby w ogóle z niego nie wychodził. Usiadł przed komputerem, przejrzał fakty dotyczące śmierci Suzie.
Dręczyły go wątpliwości. Po pierwsze, włamywacz niczego nie ukradł: telewizor i wieża stereo stały nietknięte. A jednak wszystko wskazywało na to, że Suzie przeszkodziła mu, zanim zdążył przenieść łup do samochodu.
Przestudiował zdjęcia ciała. Twarz Suzie pokrywała zakrzepła krew. Przyjrzał się uważnie jej czołu. Wyjął z szuflady szkło powiększające i spojrzał ponownie.
Sięgnął po telefon, zadzwonił do laboratorium kryminalistycznego i poprosił o powiększenie środkowego fragmentu czoła Suzie Walker. Trudno mu było uwierzyć w to, co właśnie zobaczył, nie wątpił jednak, że się nie myli.
Wziął do ręki fotografię czarnych koronkowych majtek leżących na łóżku. Suzie nie została jednak zgwałcona. Majtki przebywały obecnie w laboratorium, razem z prześcieradłami, torebką po groszku, nożem, próbkami krwi i tego, co miała za paznokciami. Rekwizyty zmarnowanego ludzkiego życia.
Przyjrzał się zdjęciu noża: był mały, o cienkim, wąskim ostrzu. Podobny do tego, jakim zamordowano Summer Young. Harry wywołał na ekranie zeznania Kłosowskiego. Opis napastnika i samochodu również się zgadzał.
Z niedowierzaniem potrząsnął głową. Suzie padła przecież ofiarą zbrodni w afekcie, a zabójstwa trzech młodych studentek zostały starannie zaplanowane.
Dziewczęta były śledzone, ogłuszane i gwałcone, a następnie zabijane w starannie przemyślanym akcie seksualnej przemocy.
Ponownie zadzwonił do laboratorium, zapytał, czy mają coś dla niego, cokolwiek, z czym mógłby zacząć.
– Daj nam jeszcze parę godzin – powiedział szef laboratorium. Zabrał więc Squeeze’a na długi spacer brzegiem rzeki Charles.
Wlókł się bulwarem, spoglądając na płyty chodnika, zamiast na rzeczną scenerię.
Pies dreptał za nim posępnie, wyczuwając, że pan nie jest w nastroju na zabawę z kijem. Potem, skuszony widokiem stadka mew, rozpłaszczył się na ziemi i przecisnął pod płotem oddzielającym bulwar od nadbrzeża.
– Wracaj, idioto! – wrzasnął Harry, kiedy pies dopadł mew. Poderwały się w powietrze, pokrzykując gniewnie. Squeeze obszczekał je z zadowoleniem i wrócił triumfalnym krokiem. Tym razem przeskoczył płot i, jakby nigdy nic, zajął poprzednią pozycję przy nodze Harry’ego.
– Wariat! – powiedział Harry, z czułością targając go za uszy, po czym powrócił do swoich myśli.
A jeżeli faktycznie istniało powiązanie między zabójstwami studentek a śmiercią Suzie Walker? Morderca znał rozkład dnia Suzie, wiedział, że dziewczyna ma nocny dyżur i dom będzie pusty. Zaskoczyła go wcześniejszym powrotem z pracy. Harry przeciągnął palcami przez włosy. Niepokoiły go te podobieństwa.
Teoretycznie jego zmiana zaczynała się o ósmej wieczorem. Zdążył odwalić dzienną porcję roboty, zanim nadeszły powiększenia twarzy Suzie.
– Co o tym sądzisz, Rossetti? – zapytał, wskazując ślad w zakrzepłej krwi.
Rossetti pochylił się nad zdjęciem.
– Wygląda jak odcisk czegoś. Jakby pieczęć na czole.
– Właśnie. Tylko, że to nie jest pieczęć. Ona w to upadła. Przyjrzyj się, Rossetti. Widzisz te dwie pętelki połączone czymś prostym z garbkiem pośrodku?
Czy nie przypomina ci to sławnego znaku firmowego Gucciego? Rossetti, ten ptaszek ma wyrafinowany gust.
– Zupełnie jak masowy morderca – Rossetti spojrzał na niego ze zdumieniem. – Ale to jest inny rodzaj przestępstwa! – zaprotestował. – Bez premedytacji, bez ogłuszenia, bez gwałtu. Mamy za to wielokrotne rany cięte…
– Rossetti, pomyśl o jego metodzie działania. Załóżmy, że wybrał Suzie na następną ofiarę. Osaczał ją. Wiedział, że ma nocny dyżur. Pamiętasz, zgubiła klucze. On się nie włamał do mieszkania, miał dorobione klucze. Wróciła do domu niespodziewanie, przyłapała go, wpadł w panikę. Planował ogłuszyć ją i zabić, ale później. Zrobił to wtedy, ponieważ nie miał wyboru. Walczyła, cisnęła w niego ciężką paczkę mrożonego groszku. Nie był przyzwyczajony do oporu i dlatego tak ją poranił. To jest masowy morderca, Rossetti. Jestem o tym przekonany.
Czuję to przez skórę.
– Myślisz, że szef to kupi?
– Z wyjątkiem metody zabójstwa, wszystko się zgadza – od noża po drogie buty.
On uderzył ponownie, Rossetti, trochę wcześniej niż zaplanował, to wszystko.
Poczekamy na resztę dowodów z laboratorium, a potem pójdziemy z tym do szefa, ale dam głowę, że się nie mylę.
Nie zadzwonił tego wieczoru do Mal. W domu czekała na niego wiadomość. Mal ubolewała przez telefon, że jakoś nie mogą na siebie trafić. Bardzo jej z tego powodu przykro.
Harry pomyślał, że trudno jest prowadzić romans przez telefon. Zwłaszcza, kiedy strony nie mogą się do siebie dodzwonić.
Pogrzeb Suzie Walker odbył się nazajutrz o trzeciej po południu. Skromny kościółek baptystów, do którego chodziła od dziecka, wypełniony był ludźmi.
Harry zauważył doktora Waxmana pośród pielęgniarek i lekarzy, którzy nie mieli akurat dyżurów i mogli pożegnać Suzie. Stawili się również przedstawiciele władz szpitala.
Ubrana na czarno rodzina stała przed kaplicą. Matka, ojciec, siostra i rudowłosy brat, dziadkowie, wujowie i ciotki, kuzyni i przyjaciele z dzieciństwa. Trumna przed prostym ołtarzem tonęła w kwiatach, po obu jej stronach płonęły wysokie świece.
Harry i Rossetti stanęli w odległym kącie, a potem, na cmentarzu, dyskretnie trzymali się z tyłu. Na miejscu był również policyjny fotograf i ekipy telewizyjne. Pani Walker krzyknęła, kiedy opuszczano prostą trumnę do grobu.
Harry zobaczył, jak mąż chwyta ją za ramiona, jak lgną do siebie, szukając wsparcia.
Zamknął oczy, nie mógł na to patrzeć. Przypomniał sobie, że jest tu służbowo.
Już nie raz zdarzyło się, że morderca przyszedł na pogrzeb ofiary. Będzie musiał popytać rodziny, czy nie widzieli kogoś obcego. Osobiście w to wątpił, uważał, że morderca jest zbyt wstrząśnięty przebiegiem wydarzeń, za bardzo wytrącony z równowagi fiaskiem swojej bezbłędnej metody, by ryzykować.
Po pogrzebie wrócili z Rossettim na posterunek. Czekały już na nich nowe materiały z laboratorium. Na koronkowych majtkach technicy znaleźli włos pubiczny, nie należący do ofiary, włos z głowy odkryto w prześcieradle. Typ kaukaski, siwy, farbowany na brąz. Przy odrobinie szczęścia uda się zrobić odczyt DNA z cząsteczek komórki na korzeniu. Ale to będzie wymagało czasu.
– Chyba miałeś rację, Profesorku – powiedział Rossetti, kiedy szli na rozmowę z szefem.
Potem wybrali się do pubu, żeby w milczeniu posiedzieć nad kuflem piwa. O piątej mieli spotkanie z szefem policji i burmistrzem w studio telewizyjnym.
Wystąpienie szefa nadano w wiadomościach o szóstej. Poinformował bostończyków o następnym uderzeniu seryjnego mordercy.
Ekran wypełniła uśmiechnięta twarz Suzie, potem pokazano migawki z jej pogrzebu.
Burmistrz wygłosił krótkie przemówienie o stanie bezpieczeństwa w mieście, zapewnił słuchaczy, że policja dysponuje niezbitymi dowodami. Wkrótce morderca zostanie aresztowany.
Natychmiast po wyjściu ze studia, Harry zadzwonił do Myry, opiekunki psów, żeby zajęła się Squeezem. Wsiadł w samochód, pojechał na lotnisko i kupił bilet na pierwszy samolot do La Guardii.
Tuż przed startem zadzwonił do Mal i nagrał się na taśmę: Jest szósta trzydzieści, za chwilę wsiadam do samolotu. Będę u ciebie około ósmej piętnaście. Wiem, że się na dzisiaj nie umawialiśmy, ale mam nadzieję, że będziesz w domu. – Po chwili wahania dodał: – Potrzebuję cię, Mal.
Kiedy Harry dzwonił do Mal, mężczyzna wracał z pracy do domu. Pozdrowił z samochodu sąsiada, skręcił na podjazd i zjechał wprost do garażu. Zrobił rutynowy przegląd zamków i zasuw, po czym ruszył przez dom, sprawdzając kolejno każde pomieszczenie. W oczach miał niepokój, zupełnie jakby spodziewał się niemiłej niespodzianki, na przykład paru gliniarzy, przewracających dom do góry nogami w poszukiwaniu dowodów.
Źródłem jego niepokoju był nóż. Mógłby przysiąc, że przed opuszczeniem mieszkania Suzie, wsunął go do kieszeni. Denerwowała go świadomość, że nie wie, gdzie go zgubił. Przeszukał samochód, garaż i cały dom. Mógł upuścić go w mieszkaniu Suzie, na ulicy, wszędzie. Policja już go prawdopodobnie znalazła.
Zdenerwowany poszedł do kuchni, otworzył lodówkę i przez chwilę gapił się na skromną zawartość, jakby się spodziewał ujrzeć nóż na jego zwykłym miejscu.
Nalał wódki do wysokiej szklanki, tym razem rezygnując z lodu. Wrócił do salonu i włączył telewizor.
Stał przed odbiornikiem, czekając na wiadomości lokalne, dużymi haustami popijając czystą wódkę. Dokuczał mu głód, ale był zbyt podniecony, by pójść na kolację do ulubionego bistro. Przypomniał sobie, że kupił sandwicha. Poszedł do kuchni, po czym szybko wrócił z kanapką przed telewizor.
Jest! Suzie Walker spojrzała mu prosto w oczy. Z trudem przełknął kawałek sera, który utkwił mu w gardle.
– Cipa – jęknął. – Tania dziwka! Zobacz, co przez ciebie zrobiłem.
Bluzgał jeszcze przekleństwami, kiedy pokazywano migawki z pogrzebu. Potem wystąpił szef policji i burmistrz. Mężczyzna słuchał z rozdziawionymi ustami.
Powiedzieli, że policja ma powody przypuszczać, iż mężczyzna, który zabił pielęgniarkę Walker jest również zabójcą trzech młodych studentek.
„Zwracam się do wszystkich kobiet w tym mieście z apelem o zachowanie ostrożności” – powiedział burmistrz. – „Według wszelkich danych, morderca nie pozostanie na wolności długo. Wkrótce nastąpi aresztowanie.”
Kolana się pod nim ugięły, osunął się na fotel. Kanapka pacnęła na niepokalany dywan.
Oblizał suche wargi, powiedział sobie, że kłamią. Nawet jeżeli znaleźli nóż, nie było na nim odcisków palców. Wymył go przecież i wysuszył bardzo starannie. I cały czas nosił gumowe rękawiczki. Nigdy tego nie zaniedbał. Nic innego nie zostawił. Tego był pewien.
Próbują po prostu uspokoić mieszkańców, łudzą ich szybkim aresztowaniem. Tamtej nocy nikt prócz Suzie go nie widział. Mieli tylko nóż, a nóż był czysty.
Odetchnął z ulgą. Blefowali. Był bezwzględnie pewny, że nie znają jego nazwiska.
Wyłączył telewizor, potem zauważył kanapkę i plamę po musztardzie na dywanie.
Cmoknął z niezadowoleniem i pobiegł do kuchni po odplamiacz. Nie znosił nieporządku.