Mal chciało się skakać z radości, kiedy otrzymała wiadomość Harry’ego. Zadzwoniła do znajomych, odwołując wyjście do teatru, po czym wyprysnęła z domu kupić coś do jedzenia.
Robiła sos do sałaty, kiedy zjawił się Harry. Wyszedł z windy na hol pełen weneckich luster, a ona wybiegła mu na spotkanie.
Ubrany był w skórzaną kurtkę, dżinsy i niebieską koszulę. Był nie ogolony, ciemne włosy miał potargane, twarz wymizerowaną. Uderzyło ją, że jest najbardziej seksownym facetem, jakiego zdarzyło jej się spotkać. Ale nie powiedziała mu tego.
– Cieszę się, że jesteś tak stosownie ubrany – stwierdziła tylko. Jęknął.
– Zlituj się, Malone! Jadę prosto z pracy, przebyłem sto mil, żeby cię zobaczyć.
– Więc mam nadzieję, że podoba ci się to, co widzisz.
Obejrzał ją od stóp do głowy, kiedy okręciła się przed nim, uśmiechnięta swoim najpiękniejszym uśmiechem. Ubrana była w długą, jedwabną spódnicę w malutkie niebieskie kwiatki i obcisłą czarną bluzkę z dużym wycięciem. Stopy miała bose, a na każdym różowym palcu widniał plaster. Wielki, biały fartuch kucharski zakrywał większą część jej osoby. Tryskała radością życia.
– Podoba mi się fartuch – przyznał ostrożnie. – Czy to oznacza, że coś gotujesz?
– Gotuję.
Miał większą ochotę na nią niż na kolację. Nadal mu się przyglądała.
– Doris powiedziała mi, że się niewłaściwie odżywiam, że potrzebuję kobiety, która by dla mnie gotowała.
– Doris to powiedziała?
– Aha! Odparłem, że to byłoby źle dla „Ruby”, a ona na to, że dobrze dla mojego cholesterolu.
Rzuciła mu kpiące spojrzenie.
W – Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy. Może wejdziesz? – odsunęła się i gestem zaprosiła go do środka. – Mój dom jest twoim domem, detektywie.
Stanął tuż przed nią.
– Wyglądasz… cudownie, w sensie odzieżowym i każdym innym – szepnął, ujmując jej twarz i całując w nos. – Zdecydowanie cudownie, choć pachniesz czosnkiem.
– Dobrze, że nie jodyną.
– To nigdy nie była jodyna – powiedział. Przytulił ją mocno i pocałował w usta.
Znów doznała tego cudownego wrażenia, że się w nim zatraca, nie wie o Bożym świecie, chce tylko, by nadal ją całował, chce czuć przy sobie jego mocne ciało, mięśnie twarde jak stal.
– Och, Mal! – powiedział odrywając w końcu wargi i obsypując pocałunkami jej włosy, czoło, zamknięte powieki. – Potrzebuję cię.
Gwałtownie otworzyła oczy. Odchyliła się w jego ramionach, zaglądając mu w twarz.
– To tak, jak z „cudowną” – powiedziała wzruszona. – Nikt mi tego wcześniej nie mówił.
Potrząsnął smutno głową.
– Ja ci to mówię. To były ciężkie dwa dni.
Zaprowadziła go do salonu, pomogła zdjąć kurtkę, podsadziła w wygodnym fotelu, zaproponowała szampana.
– A masz bourbona?
Skinęła głową. Harry wyglądał na znękanego, śmiertelnie znużonego faceta.
Zastanawiała się, co takiego mogło się wydarzyć między niedzielą wieczór, kiedy go pożegnała a dzisiejszym wieczorem. Podeszła do barku na kółkach, wrzuciła kilka kostek lodu do szklanki, zalała bourbonem.
– Dzięki – powiedział cicho, kiedy podała mu drinka. Spojrzała na niego z powątpiewaniem, przekrzywiając głowę.
– Czytałam gdzieś – pewnie w „Cosmo”, oni wiedzą najrozmaitsze rzeczy – że kiedy mężczyzna wraca zmęczony do domu, najłatwiej trafić do jego serca przez żołądek. Choć przyznaję, że nie oczekiwałam wyczerpanego mężczyzny, mogę go chyba uleczyć. Zajmę się gotowaniem, a ty połóż wysoko nogi i posłuchaj kojącej muzyki.
Zmieniła płytę z Santany na Mozarta, przyciszyła, rzuciła mu uśmiech przez ramię i zniknęła w kuchni.
Harry nie był nawet głodny, choć przez cały dzień nic nie jadł. Był po prostu zadowolony, że jest z nią. To prawda, że jej potrzebował. Potrzebował na więcej sposobów, niż mogła przypuszczać.
Popijał bourbona, rozkoszując się jego słodkawym smakiem. Z kuchni doleciał jakiś smakowity zapach, a cicha muzyka sączyła mu się w umysł, kojąc nerwy, jak to przewidziała Mal. Zrobiło mu się bardzo przyjemnie, i gdyby nie to, że była blisko, i że o niej myślał, pewnie by zasnął.
Wróciła do pokoju, podeszła do niego bezszelestnie.
– Przepraszam, Mal – powiedział ze znużeniem. – Nie powinienem tu dzisiaj przychodzić. Ale tak bardzo chciałem być z tobą.
Usiadła na dywanie u jego stóp, wsparła głowę na jego kolanach, szczęśliwa, że jest przy nim.
– Wpadaj jak najczęściej.
Z trudem otrząsnął się z wydarzeń ostatnich dni, wracając do miłej, bądź co bądź, rzeczywistości.
– Jeden przyzwoity posiłek i stanę na nogi – powiedział z uśmiechem.
– Ciekaw jestem, co szefowa kuchni tego luksusowego lokalu ma do zaproponowania.
– Pan pozwoli za mną – odparła, biorąc go za rękę.
Okrągły stół w kuchni był pięknie zastawiony podstawkami z reprodukcją obrazów Matisse’a i żółtoniebieskimi talerzami. Sałata zieleniła się w szklanej misie.
Był również chleb orzechowy, kostka słodkiego francuskiego masła i spaghetti ze świeżym pomidorowym sosem i malutkimi warzywami. Płonęły świece, butelka białego wina chłodziła się w wiaderku.
Harry spojrzał najpierw na zastawiony stół, potem na Mal.
– Ty to wszystko przygotowałaś? – zapytał ze zdumieniem. Skinęła głową.
– Lepiej spróbuj, zanim zaczniesz chwalić.
Wyjął butelkę, nalał wino do kieliszków, przysunął jej krzesło.
– Madame le Chef! – pocałował ją, kiedy usiadła, a ona przylgnęła ustami do jego warg.
– Nigdy w ten sposób nie zaczniemy jeść – powiedziała bez tchu.
– Ależ zaczniemy! To wygląda wspaniale, Mal. Nigdy bym się nie domyślił, ale właśnie na coś takiego mam ochotę.
Nałożyła sałatę, podsunęła mu chleb i masło, patrzyła niespokojnie, jak próbuje sosu.
– Bardzo dobre – powiedział. – Więcej niż dobre. Wspaniałe! Najlepsza rzecz, jaką jadłem od wielu dni.
– Cóż, wszystko wydaje się lepsze od tego, co serwuje „Ruby” – mruknęła, ale widać było, że jest zadowolona.
Harry rozgrzebywał jedzenie widelcem, a ona obserwowała go z niepokojem. Nie jadł, nie rozumiała, co się stało. Co miał na myśli, mówiąc, że jej potrzebuje?
Wtedy uznała, że jej pragnie, że chce z nią być. Pomyślała nawet, bardzo, bardzo nieśmiało, że ją kocha.
– To na nic, Mal – powiedział, odchylając się na oparcie krzesła.
– Nie to, żebym był tu pod fałszywym pozorem, ale przyszedłem nie tylko dlatego, że pragnę być z tobą.
Serce zaciążyło jej jak kamień. Czy przez cały czas udawał, że mu na niej zależy i teraz zdecydował się powiedzieć prawdę? Nagle zrozumiała, co jest tą prawdą.
Wstała, zebrała talerze ze stołu, unikając jego oczu. Czuła na plecach jego wzrok, kiedy przechodziła z oświetlonej świecami kuchni do salonu. Opadła na fotel, podkuliła nogi pod siebie.
Usiadł naprzeciwko niej, dokładnie w miejscu, gdzie zajadał śmieszną kanapkę Mattise’a. To nie było tak dawno temu, pomyślała, szukając uspokojenia. Znali się dopiero od paru tygodni. Najwyraźniej nie tak dobrze, jak się jej wydawało.
Inaczej nie dałaby się przecież tak oszukać.
– Mal – odezwał się, jakby czytając w jej myślach. – To nie tak. Wpatrzyła się w jakieś miejsce ponad jego głową.
– Doprawdy? – zapytała chłodno.
– Między nami nic się nie zmieniło, Mal, nie zmieniły się uczucia, jakie do siebie żywimy.
Wzruszyła ramionami.
– Może masz rację. Cofnęliśmy się po prostu do punktu wyjścia.
– Jestem tutaj, ponieważ chciałem cię zobaczyć – powtórzył z uporem.
– Ale nie tylko. Chodzi o moją pracę.
Wiedziała! Wstała i zaczęła chodzić po pokoju.
– Kochałeś się ze mną, żeby mnie wykorzystać! – zawołała z gniewem.
– Prawda, że tylko o to chodziło, detektywie Harry? W porządku, nie jestem pierwszą kobietą, której się to przytrafiło. I przypuszczam, że ja również ponoszę winę. W końcu, żeby się kochać, trzeba dwóch osób.
– Mal, przysięgam, że to nie tak.
– Chcesz powiedzieć, że to ci sprawiło przyjemność? Cóż, przyznaję, że mnie także. Zapomnijmy o wszystkim, Harry. Ty pójdziesz swoją drogą, ja swoją – odwróciła się i utkwiła w nim płonący wzrok. – Nie potrzebuje ciebie.
Wstał, chwycił ją za ramiona.
– Cholera, ale ja potrzebuję ciebie! Co się z tobą dzieje?! Wydajesz wyrok, nawet nie wysłuchawszy, co mam do powiedzenia. Dlaczego zawsze zakładasz najgorsze?
Szarpnęła się i Harry puścił ją.
– Ostatnie pytanie jest zbędne, skoro znam odpowiedź – powiedział, ponieważ milczała. – Jesteś tak zakompleksiona, że nie możesz dorosnąć.
– Co masz na myśli? – rzuciła mu złe spojrzenie.
– Powiedz mi, Mal, jakie to ma znaczenie, że zbliżył nas do siebie portret pamięciowy? Dzięki niemu cię poznałem i jestem za to wdzięczny.
– Doprawdy? – odrzuciła w tył głowę i wybuchnęła złym śmiechem.
– Teraz wiem, dlaczego.
Harry zgrzytnął zębami. Wziął głęboki oddech.
– Dobra, więc między nami wszystko skończone – powiedział chłodno.
– Ale skoro już tu jestem, powiem ci dlaczego, cię potrzebuję.
Zerknęła na niego podejrzliwie.
– Na litość Boską, Mal! – zawołał ze zniecierpliwieniem. – Usiądź! Wyglądasz jak źle ostrzyżony hart afgański, który chce kogoś dziabnąć.
– Och! – opadła na kanapę, z wściekłością bijąc w poduszkę obiema rękami.
– Bądź cicho i słuchaj! – warknął. – Mam jeszcze inne życie, poza tym zmysłowym, jakie prowadzę z tobą.
– Prowadzisz ze mną?! Ha! Parę przyjęć, weekend… Nazywać to życiem?
Uśmiechnął się niespodziewanie.
– Musisz przyznać, że było zmysłowe.
Chwyciła poduszkę w różyczki i przycisnęła ją do twarzy.
– Jesteś draniem, Harry Jordan – wymruczała w poduszkę. – Lepiej idź sobie.
– Och nie! Nie pozbędziesz się mnie równie łatwo, jak pozbyłaś się wszystkich nieprzyjemnych spraw w życiu. Wysłuchasz, co mam do powiedzenia, panno Malone. A kiedy skończę, dobrze się zastanowisz nad odpowiedzią. Zapytasz samą siebie, czy potrafisz znieść konsekwencje. Od razu ci mówię, że ja nie.
Odsunęła poduszkę od twarzy.
– Co takiego strasznie ważnego masz mi do powiedzenia?
– Oglądałaś dzisiaj wiadomości? Popatrzyła na niego, nie rozumiejąc.
– Widzę, że nie. Więc zacznę od początku. Okay, Malone, w niedzielę wieczorem poszedłem do pracy.
– Tak, wiem – powiedziała znużona. – Cmentarna zmiana.
– Dokładnie! Okazała się cmentarna. Dla kogoś, kogo znałem.
– Chcesz powiedzieć, że ktoś umarł?
– Młoda kobieta została zamordowana. Była pielęgniarką w Massachusetts General.
Nie znałem jej dobrze, właściwie tylko z widzenia, czasem zamieniliśmy parę słów. Była bardzo ładna. Miała wspaniałe rade włosy. Rossetti wiele razy próbował się z nią umówić, ale zawsze odmawiała.
W niedzielę zostaliśmy wezwani do jej mieszkania. Zadźgano ją nożem, poderżnięto gardło, zmasakrowano twarz. Kiedy ją znaleźliśmy, klęczała, z twarzą w kałuży własnej krwi. Jej kot jeszcze przy niej siedział.
Mal wcisnęła twarz w poduszkę. Cała scena stała jej w oczach.
– Nie! – zawołała, przerażona. – Proszę, nie! Nie chcę tego słuchać.
– Była martwa od trzydziestu sześciu godzin – ciągnął Harry bezlitośnie. – Umarła w czasie, gdy tańczyliśmy na przyjęciu urodzinowym mojej matki.
– Nie! – Mal zasłoniła sobie uszy.
Harry podszedł i odsunął jej dłonie od głowy.
– Zabił ją ten sam facet, Mal – powiedział. – Ten z portretu. Opadła na poduszki. Wbiła w niego przerażony wzrok i Harry’ego zalała fala czułości. Zapragnął pochwycić ją w ramiona i zapomnieć o wszystkim. Ale tym razem nie mógł.
Zabił cztery młode kobiety, Mal. Zniszczył cztery rodziny. Te kobiety były czyimiś córkami, przyjaciółkami, może kochankami. Były bezcenne dla tych, którzy je kochali. Nie znaczyły nic, prócz źródła chwilowej, perwersyjnej przyjemności dla mężczyzny, który je zabił.
Zwiesiła głowę, w milczeniu gapiąc się na swoje nogi. Widział jej rzęsy, tak słodko podkręcone na koniuszkach. Zdawał sobie sprawę, że to śmieszne poddawać się wzruszeniu z tak drobnej przyczyny. Mal myślała o Summer Young i ślicznej Suzie.
– Czego ode mnie oczekujesz? – zapytała szeptem.
– Chcę, żebyś mi powiedziała, co wiesz o mężczyźnie na portrecie. Poderwała głowę.
– Już ci powiedziałam. Nie znam go. Przysięgam, że to prawda.
– Więc dlaczego robi na tobie takie wrażenie? Odwróciła głowę.
– Nie mogę ci powiedzieć.
Harry jęknął, wznosząc oczy do nieba, jakby brał je na świadka swojej męki.
Jednym susem znalazł się przy niej, chwycił ją za ramiona, postawił na nogi.
– Dlaczego nie możesz mi powiedzieć, do ciężkiej cholery?! Patrzyła na niego, oniemiała z przerażenia. Harry puścił ją, odsunął się.
– Już dobrze, Mal, już dobrze. Przepraszam. Nie powinienem cię o to pytać. Masz prawo do prywatności. Zapomnij o tym.
Odwrócił się i podszedł do krzesła, na które rzucił kurtkę, kiedy tu wszedł, tysiąc lat temu.
– Przepraszam – powiedział szczerze – za to, że wyładowałem na tobie swoje frustracje, swoje własne braki. Zawiodłem te kobiety. Powinienem złapać mordercę zanim dopadł Summer Young. Zanim zabił Suzie.
– Czy to miałeś na myśli, mówiąc, że mnie potrzebujesz? – Głos jej się załamał, przełknęła głośno ślinę.
– Nie myślałem o twoim wpływowym programie – powiedział, patrząc jej w oczy. – Potrzebowałem cię, jak mężczyzna potrzebuje czasem kobiety. Jako podpory, przyjaciela, kochanki. To jest ten dragi powód, dlaczego tu dzisiaj przyszedłem, Mal.
Czuła w gardle kłąb waty. Długa, jedwabna spódnica zaszeleściła, kiedy do niego podeszła. Powiedziała:
– Przeraziły mnie jego oczy… Znałam kiedyś mężczyznę o takich oczach. Właśnie te oczy wryły jej się najbardziej w pamięć, choć były ukryte za grubymi szkłami okularów. Szkłami, które je wyolbrzymiały. Były ciemne, hipnotyczne, przenikające do wnętrza…
– Czy to był ten sam facet? Potrząsnęła głową.
– Tamten nosił okulary. On… przestraszył mnie. To wszystko.
– Przestraszył cię tak bardzo, że nie mogłaś pokazać w swoim programie portretu mężczyzny o podobnych oczach?
– To było głupie, wiem. Ale taka jest prawda. Harry widział, że jest wytrącona z równowagi.
– Chcesz mi o tym opowiedzieć?
– Naprawdę nie ma o czym.
Wyciągnęła rękę i dotknęła lekko jego policzka.
– Przykro mi, Harry. Z powodu Suzie. I przepraszam za to, co powiedziałam – głęboko zaczerpnęła powietrza. Podjęła decyzję. – Moim obowiązkiem jest pokazać ten portret w programie. Rozumiem to teraz.
A więc nie dowiedział się, dlaczego tak żywo zareagowała na portret, i pewnie nigdy się nie dowie. Mal uznała widocznie, że jest to zbyt osobiste, by o tym mówić.
– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?
– Tak. Jutro zacznę nad tym pracować. Zrobimy nagranie w czwartek. To nie daje nam dużo czasu.
– Proszę tylko o pięć minut. Potrząsnęła głową.
– Przesunę program, który miałam w planie. Chcę poświęcić temu cały czas antenowy.
– Och, Mal! – Ze smutkiem potrząsnął głową.
– Wiem, wiem. – Spojrzała na niego błagalnie. – I dlaczego nie mogłam zrobić tego od razu i zaoszczędzić nam wielu kłopotów? Nigdy nie nauczę się, prawda?
– Nauczysz – powiedział, przyciągając ją do siebie i tuląc, jakby nigdy nie chciał jej wypuścić z ramion.