10

Gdy Juhle dotarł do wydziału było po dziesiątej. Założył, że skoro pracował w terenie nad sprawą Palmera – obecnie Palmera/Rosalier – aż do wczesnych godzin porannych, porucznik Lanier będzie trochę bardziej pobłażliwy w czasie normalnych godzin pracy. Z kilku powodów okazało się jednak być inaczej.

Po pierwsze, jego partner był za biurkiem przed ósmą rano, ogolony i wycackany, pisząc raport z identyfikacji Staci Rosalier przez Mary Mahoney, nie pomijając faktu, iż ofiara była utrzymanką Palmera. Tego ranka zespół badający miejsce zbrodni przeszukiwał mieszkanie jeszcze dokładniej i liczył na to, iż będzie w stanie dostarczyć wydziałowi zabójstw dużo więcej informacji, plus nazwisko najbliższego krewnego, jeszcze tego samego dnia.

Drugim powodem tego, iż Lanier nie był w wybaczającym nastroju było to, że dwóch agentów specjalnych FBI, którzy zajmowali się tą sprawą, umówiło się z nim, by zwołać nieoficjalne spotkanie grupy dochodzeniowej o dziewiątej trzydzieści w jego biurze, z Juhle’em i Shiu oraz dwoma agentami z Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego.

Tak, aby nie wchodzili sobie w drogę.

Gdy Juhle się pojawił, okazało się, że Shiu całkiem nieźle sprzedał ich sprawę. Podzielił się wiadomościami o związku między Rosalier i sędzim, jak również zeznaniem sąsiadki, panny Levin, o tym, jak widziała przed swym domem samochód pani Palmer, podczas gdy oficjalnie miał on być w Navato. Pomimo wszystkich potencjalnych problemów z jurysdykcją Shiu przekonał wszystkich pozostałych pięciu zawodowych śledczych w gabinecie Laniera, iż najbardziej prawdopodobnym scenariuszem przebiegu podwójnego morderstwa było to, że żona dowiedziała się o niewierności męża i w jakiś sposób wiedziała, że dziewczyna będzie u nich w domu, gdy ona wyjedzie. Albo skusiła ich tam pod jakimś pretekstem.

Pozostało jedynie, powiedział im Shiu, zniszczenie alibi pani Palmer, zapewnianego jej przez siostrę i, jeśli im się poszczęści, znalezienie narzędzia zbrodni, choć prawdopodobnie pozbyła się go gdzieś po drodze albo wrzuciła do Zatoki, gdy wracała do domu siostry w Navato. Wnioskiem było to, iż sprawa wyglądała na zbrodnię namiętności, osobistą i lokalną, a jako taka podlegała jurysdykcji wydziału policji San Francisco.

Jeden z inspektorów tego wydziału nie pojawił się na spotkaniu.

– To prawdziwy cud, że tam byłeś – powiedział do Shiu. – Co ty w ogóle robiłeś tak wcześnie w pracy?

Siedzieli w samochodzie, jadąc tunelem Sausalito w drodze do Mili Valley. Shiu odparł.

– Nie chciałem, by obrócili się w złym kierunku, Dev. Poza tym wiesz, że staram się być na miejscu, gdy zaczyna się zmiana, a spotkanie nie zaczęło się przed dziewiątą trzydzieści, co każdemu powinno zapewnić wystarczającą ilość czasu na przyjazd.

– Boże, ja nawet nie wiedziałem o tym cholernym spotkaniu. I tylko mi nie mów, żebym nie wzywał cholernego imienia Bożego nadaremno, co właśnie miałeś zamiar zrobić. Ponieważ faktem jest, że jestem cholernie wkurzony i muszę przeklinać. Wiesz, o czym mówię?

– Pewnie, też bywam zły. Wszyscy potrafią odczuwać gniew – Shiu zerknął z ukosa. – Dla jasności, uważam, że Lanier był dziś nieco szorstki.

– Nieco szorstki! – Juhle naśladował Laniera. – Czy kiedykolwiek wpadłem na to, że morderstwo sędziego federalnego może być ważniejsze od mojego odpoczynku? Czy można by spodziewać się, że uczynię tę sprawę moim priorytetem, ponieważ jeśli nie, to jest pewien, iż ci pracownicy federalni z radością nam pomogą. Kto jego zdaniem znalazł osobę, która zidentyfikowała Rosalier i jej związek z sędzim, w niecałą dobę, co? Do diabła, na pewno nie było to FBI.

Shiu skręcił na zjazd z autostrady.

– Było mu wstyd, to wszystko.

– Nie było powodu do wstydu. Dostaliśmy sędziego z milionem nierozstrzygniętych spraw, z których każda mogła wyciągnąć morderców z opresji, mogliśmy śledzić błędne poszlaki stąd to Timbuktu i z powrotem, a jednak, prawie żeśmy zamknęli sprawę w ciągu jednego dnia. To niespotykane. Cholera, to niemal boska interwencja. Powinniśmy zbierać pochwały, a nie dostawać po dupsku. To nie fair.

– Może chce, żeby była całkowicie zamknięta. Sam jest pod niezłą presją. Jeśli odwoła FBI, a się myli…

– Nie myli się, my się nie mylimy.

– Nie powiedziałem, że się mylimy. Powiedziałem „jeśli”.

– Myśl pozytywnie – powiedział Juhle. – My jesteśmy dobrzy i mamy rację.


Salon JV w Mili Valley był dużo większy, niż Juhle się spodziewał. Zajmując powierzchnię kilku apartamentów w ekskluzywnym kompleksie handlowym, swym klientkom zapewniał pełen wachlarz pielęgnacji osobistej. W ogrodzonej szkłem antyseptycznej recepcji Juhle i Shiu czekali na Vanesse Waverly, by poświęciła im trochę swego czasu. Umówili się na spotkanie, zatem, teoretycznie, Waverly powinna ich oczekiwać, ale nie odpowiadała na telefon recepcjonistki i teraz młoda rudowłosa kobieta szukała swojej szefowej gdzieś w labiryncie salonu.

Shiu przechadzał się po pomieszczeniu, sprawdzając usługi.

– Co to jest eksfoliacja? – spytał.

– Coś z włosami, myślę. Usuwanie. Choć może skóry. Nie jestem pewien.

– Usuwanie skóry?

– Tylko zewnętrznej warstwy.

– To musi być skóra, bo woskowanie jest wymienione oddzielnie. Woskowanie, to musi być usuwanie włosów, nie sądzisz?

Juhle spojrzał na niego z niebywałym wyczerpaniem.

– Musimy o tym rozmawiać?

– Tylko posłuchaj, co oni tu mają – manicure, farbowanie i usuwanie włosów, salon odnowy biologicznej, masaż, zabiegi kosmetyczne twarzy, opalanie, wizaż, złuszczanie, wosk. Robiłeś cokolwiek z tego?

– Jasne. Strzygę się co miesiąc albo dwa i ogryzam paznokcie, gdy mi przeszkadzają.

– A więc nie.

– Shiu – Juhle podniósł rękę – kobiece piękno jest jak kiełbasa, okay? Nie chcesz wiedzieć zbyt wiele na temat tego, jak się je tworzy. Jeśli o mnie chodzi, to miejsce tego typu jest sposobem Boga na powiedzenie, że niektóre kobiety mają za dużo czasu, za dużo pieniędzy i są, może, ale tylko może, trochę zapatrzone w siebie.

– Proszę, proszę – rozległ się za nim kobiecy głos – cóż za postępowa uwaga.

Uśmiechała się serdecznie – zęby też sobie poprawiła, pomyślał Juhle – wyciągając do niego rękę. Z powodu temblaka, jego prawa przylegała ciasno do ciała, lecz szybko wyciągnął lewą, a jego połamane kości zmiażdżone zostały za fatygę.

Vanessa Waverly była wysportowaną, kasztanowłosą Wenus w średnim wieku i miała na sobie czarny kostium kąpielowy oraz wielobarwny szal owinięty wokół bioder. Juhle pomyślał, iż stanowiła wspaniałą, żywą reklamę chirurgii plastycznej. Na pierwszy rzut oka widać było, że wszystko, co dało się zoperować w jej ciele, zostało zoperowane.

– Przepraszam, że musieliście panowie czekać – wyjaśniła – mieliśmy problem z suszarką, a potem Jeannette znowu zadzwoniła.

Shiu wydobył legitymację i odznakę, które Waverly dość dokładnie obejrzała, po czym zaproponowała, iż wygodniej będzie rozmawiać w jej biurze. Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i poprowadziła w głąb wyłożonego wykładziną korytarza, na ścianach którego wisiały oprawione okładki magazynów kosmetycznych, przeplatane powiększeniami kolorowych, połyskujących zdjęć roznegliżowanych kobiet w różnym wieku, od dzieci po, najwyraźniej, babcie. Gabinet Waverly, o przyciemnionych oknach wychodzących na porośnięty dębami stok, powtarzał ten sam motyw, jednak w nieco bardziej surowym stylu. W narożnikach, na piedestałach, wznosiły się cztery brązowe posągi wyidealizowanych kobiet. Duża figura półleżącej kobiety z czarnego marmuru służyła za stolik otoczony kanapami i fotelami z białej skóry. Na szklanym biurku stał telefon i komputer, ale nie leżały żadne papiery, ani suszka, ani żadne inne rzeczy. To było biurko władzy, proste i zwykłe, choć Waverly nie usiadła za nim.

Odwróciła się do inspektorów.

– Mogę zaproponować panom kawę, herbatę, wodę mineralną? Nie. Mają panowie coś przeciwko, jeśli ja się napiję? W międzyczasie, proszę, niech panowie usiądą, gdzie chcą – ponownie, nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i podeszła do lodówki, która tkwiła, bynajmniej nie ukryta, w półkach za biurkiem.

Kiedy powróciła z butelką Evian, usiadła na kanapie. Inspektorzy zajęli fotele.

– To straszny dzień – powiedziała bez żadnego wstępu. – Co mogę dla panów zrobić?

Juhle odchrząknął.

– Po pierwsze, to, co powiedziałem…

– Proszę, inspektorze, już to słyszałam, niech mi pan wierzy. Wyrosła mi bardzo gruba skóra. Przyszli panowie z powodu George’a i Jeannette – to nie było pytanie.

– Tak, proszę pani – odparł Juhle. Wyjął z kieszeni magnetofon. – Nie wiem, czy zdaje sobie pani z tego sprawę, ale w przypadku każdego dochodzenia w sprawie morderstwa zazwyczaj nagrywamy przesłuchania. To standardowa procedura. W porządku?

– Tak, oczywiście. Dlaczego miałaby się nie zgadzać? Juhle wzruszył ramionami.

– Niektórzy się nie zgadzają. Wolę spytać – uśmiechnął się, włączył nagrywanie, podał dane wstępne: numer sprawy i swojej odznaki, datę, adres i nazwisko świadka. – Powiedziała pani właśnie, że gdy przyjechaliśmy, rozmawiała pani z siostrą?

– Tak – skinęła głową. – Pomieszka u mnie przez jakiś czas. Aż… No cóż, aż poczuje, że jest w stanie wrócić do siebie. A to może nigdy nie nastąpić.

Juhle przejął prowadzenie przesłuchania.

– O co chodziło? W tej rozmowie?

Vanessa Waverly, być może zaskoczona szorstkim tonem, pochyliła głowę w jedną stronę.

– Chciała wiedzieć, czy już przyjechaliście. Nie rozumie, dlaczego chcecie ze mną rozmawiać. Właściwie dla mnie też nie jest to całkiem jasne, prawdę mówiąc.

– Wiedziała zatem, że przyjedziemy? – spytał Juhle.

– Tak. Powiedziałam jej po tym, jak do mnie zadzwoniliście. Wydawało mi się to naturalną reakcją. Czemu? Czy to problem?

– Nie, proszę pani, tylko pytanie.

– Jak ona się czuje? – spytał Shiu. Waverly odetchnęła.

– Jest oczywiście zdruzgotana. Jak miałaby się czuć w takich okolicznościach? I nie mówię tylko o śmierci George’a, co samo w sobie jest tragedią, ale również o drugiej ofierze, tej młodej kobiecie. Odkryliście kim była?

Shiu skinął. Do wieczornych wiadomości informacja ta zostanie upubliczniona i nic nie zyskaliby, usiłując ją ukryć.

– Nazywała się Staci Rosalier. Słyszała pani kiedykolwiek o niej?

– Nie.

– Była kelnerką w MoMo, gdzie sędzia Palmer często jadał lunch.

Kobieta spuściła głowę.

– Cholera, George! – powiedziała. – Niech cię szlag.

– Nic pani nie wiedziała? – spytał Shiu.

– Nic. Szczerze wierzyłam, że George i Jeannette byli jedyną parą, jaką znam… – kiwając głową z boku na bok, przeklęła ponownie. – Człowiek stara się zachować trochę wiary w ludzi, wie pan? Ale oni wciąż rozczarowują.

– Zatem – odezwał się Shiu – nic nie wskazywało na to, że pani siostra coś o tym wiedziała?

– Nic. Nie wiedziała. Wciąż może nie wiedzieć. Nie na pewno, w każdym razie. Choć, oczywiście, coś podejrzewa. Ale dlaczego mieliby być w ich domu? Szczególnie, jeśli w pobliżu miała mieszkanie? Zamierzał obrazić Jeannette, sprowadzając tę swoją małą ladacznicę do domu? – ponownie pokręciła głową. – To znaczy, to byłoby takie bez charakteru. Wiem, że George nie nienawidził Jeannette, a musiałby, żeby zrobić coś tak okrutnego. Nawet, jeśli był w tym… związku. W porządku, jest mężczyzną, a oni robią takie rzeczy. Ale szanował ją. Po prostu nie przyprowadziłby innej kobiety do domu. Nie obraziłby Jeannette w taki sposób.

– Jeszcze nie wiemy, dlaczego ją tam przyprowadził – powiedział Shiu – ani czy w ogóle ją przyprowadził. Jest bardzo możliwe, że sama przyjechała. Ktoś mógł ją przywieźć. Może miała innego partnera i to on jest mordercą. Może przyjechała taksówką. Może życzyła sobie ostatecznej rozgrywki z pani siostrą i sędzią. Po prostu nie wiemy.

Ku pewnemu zaskoczeniu Juhle’a, Shiu zachowywał się porządnie, mówił do tej kobiety, utrzymując ją w stałym zainteresowaniu i gotową do odpowiedzi. Większą niemal niespodzianką było to, że posiadał najwyraźniej głębokie zrozumienie różnorodnych scenariuszy tego podwójnego morderstwa. Może tym razem porządnie się nad tym zastanowił. Czy cudom nie będzie końca?

Poza tym Shiu nie zdradzał informacji na chybił trafił, co często wydawało się być jego zwyczajem. Na przykład nie było powodu, by mówić Vanessie Waverly, że biuro lekarza sądowego poinformowało ich rano, iż Staci Rosalier miała w sobie spiralę i krótko przed śmiercią uprawiała seks, prawdopodobnie z sędzią, może w łóżku na piętrze, choć nie można tego potwierdzić przed otrzymaniem wyników badań DNA ze spirali i pościeli.

Po chwili przerwy odezwał się Juhle.

– Pani siostra powiedziała nam, że spędziła u pani całą noc – we wcześniejszej rozmowie z Jeannette Juhle i Shiu ostrożnie unikali dania jej do zrozumienia, że jest podejrzaną – tak naprawdę, główną podejrzaną – o dokonanie morderstwa. Być może w wersjach sióstr będzie jakaś rozbieżność. – Mogłaby pani prześledzić z nami ten czas?

– Po co, na Boga? – jej zaskoczenie było w pewien sposób przyjemne. Od chwili morderstwa Juhle był niemal pewien, nie rozmawiały ze sobą na temat alibi Jeannette.

Dawało mu to wolną rękę i wykorzystał to.

– Jeannette powiedziała nam, że wyjechała z miasta około czwartej, by uniknąć korków. Czy pamięta pani, o której się spotkałyście?

– To śmieszne – powiedziała Waverly, oczy błyszczały jej ze złości. – Jeannette nie zabiła George’a. Nie wiedziała, że spotykał się z tą dziewczyną – potrząsnęła głową, przeczesała palcami włosy. – Ale w porządku. Była… Przyjechałam do domu o zwyczajnej porze, czyli około siódmej.

– I tam się spotkałyście? U pani w domu? – spytał Juhle.

– Tak.

– A więc była tam, gdy pani przyjechała? – Shiu chciał wyraźnego potwierdzenia.

– Nie – rzuciła im obu wyzywające spojrzenie. – Pracuję cały dzień. Zazwyczaj nie mam w domu dużo jedzenia, a kiedy Jeannette przyjeżdża, często idzie na zakupy, abyśmy mogły coś razem ugotować.

Juhle nie zmniejszył nacisku.

– Czy to właśnie zrobiła tamtego wieczora?

– Tak. Shiu:

– I o której wróciła do domu? Po zakupach?

– Nie jestem pewna. Juhle:

– Ale nie było jej, kiedy pani przyjechała?

– Już powiedziałam, że nie. Shiu:

– Była pani po pracy. Nalała sobie pani drinka po powrocie do domu? Albo wzięła prysznic? Sprawdziła pocztę? Pamięta pani?

Wciąż wyraźnie przygnębiona tym sposobem przesłuchiwania, Waverly niemniej jednak usiadła głębiej na kanapie i zastanowiła się. Wreszcie odkręciła wodę i wzięła duży łyk.

– Zaparkowałam na podjeździe, wyjęłam pocztę, weszłam do środka i z porannych pozostałości zrobiłam sobie mrożoną kawę. Jeannette zadzwoniła do mnie z komórki.

Juhle na ułamek sekundy zerknął na partnera.

– O co chodziło?

– Nie wiedziała, czy mam jakieś schłodzone wino, a zapomniała kupić. Zadzwoniła z prośbą, bym sprawdziła, co też zrobiłam, i nie miałyśmy żadnego, więc powiedziała, że wstąpi do „Adriano” i weźmie butelkę. „Adriano” jest tuż obok 101, następny zjazd.

– Więc dziesięć minut? – sprecyzował Juhle.

– Możliwe, owszem.

– I dziesięć z powrotem – dodał Shiu. – Kiedy zatem przyjechała do pani?

Pytanie wyprowadziło ją z równowagi.

– Cóż, jeśli wyjechała z miasta około czwartej, jak powiedziała, to przyjechała tam pewnie około czwartej czterdzieści pięć. Możliwe, że któryś z sąsiadów ją widział. Moglibyście ich spytać.

– Spytamy – Juhle mówił łagodnym tonem. – Oczywiście, że spytamy.

– Potem, jak już mówiłam, wyszła na zakupy. Juhle nie ustępował.

– Ale nie dojechała do pani domu aż do ósmej, może ósmej trzydzieści. Zgadza się, mniej więcej? Czy było już ciemno, przypomina pani sobie?

Waverly oparła się i zamknęła oczy. W końcu powiedziała:

– Było ciemno. Pamiętam, ponieważ gdy podjechała, wyszła się przywitać i zobaczyłam, że zapomniała wyłączyć światła.

W drodze do Novato Shiu powiedział:

– A więc zapomniała sprawdzić, czy mają wino, potem zapomniała je kupić, a później zapomniała wyłączyć światła…

– Coś innego zaprzątało jej głowę.

Popołudnie było jasne, chmur niewiele. Juhle spojrzał na Zatokę i niemal pozwolił sobie na myśl, iż czeka ich ładna pogoda.

– Ta kobieta – powiedział – jej siostra – to naturalny afrodyzjak.

– Nie będziesz pożądał żony bliźniego swego – powiedział Shiu.

– Mam jedno dla ciebie – odparł Juhle. – Co powiesz na: „Nie będziesz mówił nie będziesz” - Poza tym, nie jest mężatką. Zatem nie jest żoną żadnego bliźniego.

– Ale ty masz żonę.

– Jeju, dzięki Shiu, przez chwilę jakoś zapomniałem. Nie pożądam jej, cokolwiek to dla ciebie, do diabła, znaczy. Zwyczajnie skomentowałem, że to naturalny afrodyzjak. To nasz zjazd.

– Wiem.

„Adriano” był małym sklepem monopolowym w kolejnym centrum handlowym hrabstwa Marin, którego parking wypełniały w niewiarygodnej części luksusowe samochody. Shiu zaparkował dokładnie naprzeciwko drzwi i inspektorzy weszli do środka. W tle płynęła muzyka klasyczna, a gdy przekroczyli próg, rozległ się dzwonek. Z zaplecza wyszedł dobrze ubrany, niski, siwy mężczyzna o zadbanych wąsach.

Po przedstawieniu się, okazało się, że choć raz wszystko może być proste. Pan Adriano powiedział, że w sklepie pracuje sam. Sześć dni w tygodniu. Poza nim nikt nie ma dostępu do kasy.

Oczywiście zna panią Palmer z widzenia. Była u niego wielokrotnie z Vanessa Waverly.

– Jej siostra, prawda?

Ale chętniej porozmawiałby o Vanessie. Tak między nimi – poznali ją? Mamma mia!

– Z radością oddałbym moje lewe jądro za jedną noc, wiecie panowie, co mam na myśli? Choć obawiam się, że musiałbym ustawić się w bardzo długiej kolejce. Ale, co chcą panowie wiedzieć o jej siostrze, pani Palmer? Jeanne?

– Jeannette – poprawił Shiu.

– A tak, Jeannette. Muszę zapamiętać – jego zwyczajowy uśmiech zbladł. Nagły przebłysk pamięci spowodował, że przyłożył dwa palce do czoła. – Właśnie do mnie dotarło. Panowie. Sędzia. Jej mąż, prawda?

– Obawiam się, że tak, proszę pana. Czy pamięta pan, kiedy była tu po raz ostatni? Pani Palmer – spytał Juhle.

Przez chwilę Adriano drapał się po policzku.

– Na pewno nie ostatnio, nie sądzę. Chyba z miesiąc temu.

– Nie przed dwoma dniami? – spytał Shiu.

– O nie. Na pewno nie.

– Jest pan pewien? W porze kolacji? Około ósmej.

– Nie – odparł mężczyzna, wpatrując się przed siebie. – Mogła wejść i nic nie kupić, jeśli mnie tu nie było i potem może wyszła. Mogłem to przegapić. Zawsze staram się nasłuchiwać dzwoneczka i wychodzić, kiedy pracuję na zapleczu. Ale nie kupiła nic, co miałbym w kasie. I o ósmej nie jest tu zbyt gęsto. Oczywiście

– na jego twarzy ponownie pojawił się szelmowski uśmiech – jeśli schowała się i ukradła butelkę…

– Nie – powiedział Juhle – nie zrobiłaby tego.

– W takim razie, przykro mi – odparł Adriano – nie widziałem jej.

Загрузка...