Pracujesz nad sprawą czy nie, ciężkie doświadczenia nauczyły Juhle’a, że jeśli nie chcesz, aby ci przeszkadzano, w czasie gdy dzieci grają mecz, nie bierz ze sobą komórki. A tego wieczora, gdy występował w roli trenera Szerszeni, zasady tej przestrzegał jeszcze surowiej. Był więc naprawdę nieosiągalny – pager i telefon zostawił w schowku na rękawiczki w samochodzie.
Później, po wygranej drużyny i pizzy z rodziną, sumienie wzięło górę i pojechał ze wszystkimi aż do Francis Wood, odwiedzić Malinoffa. Doug nadal leżał w łóżku, mając nogę unieruchomioną aż do uda. Wszyscy podpisali się na gipsie – Juhle napisał „Ślizg, cholera, ślizg!”, a pod spodem Connie dopisała „Ale nie w korkach na trawie”. Wszyscy się nieźle uśmiali. Potem Juhle i Connie wypili kilka piw i posiedzieli w sypialni z inwalidą i jego żoną, Liz, aż mecz Gigantów na dużym ekranie dobiegł końca, podczas gdy szóstka dzieci siedziała w pokoju dziecięcym wpatrzona w jakąś długometrażową kreskówkę.
Było trochę po dziesiątej, dzieci leżały w swoich łóżkach z powrotem w domu, a Juhle zdjął temblak i położył go na oparciu łóżka, zatoczył ramieniem małe kółko.
– Choć trochę lepiej? – spytała Connie, idąc korytarzem do sypialni.
– Przynajmniej działa. Chyba przestanę nosić ten temblak. W drugą rękę mogę już brać małe przedmioty. Powoli, ale za każdym razem, jak mnie to przybija, myślę sobie o biednym Dougu przykutym do łóżka na kilka następnych tygodni z uszkodzonym kręgosłupem, i może jestem okrutny, ale jakoś mi od tego lepiej.
– Jesteś okrutny.
– Fakt. Ale w delikatny, sympatyczny sposób. Nie wiem, może to tylko moje wrażenie, ale nie wydaje ci się, że Doug był zaskoczony naszym dzisiejszym zwycięstwem?
– Zaskoczony? Jego światopogląd legł w gruzach. Widziałeś jego minę, jak powiedziałeś mu, że pozwoliłeś, żeby dzieci same ustalały kolejność? I jak wszyscy grali na pozycjach, na których jeszcze nigdy nie grali? Myślałam, że dostanie ataku serca.
– Pewnie cofnąłem drużynę o kilka lat.
– Bez dwóch zdań – nie zatrzymując się, Connie podeszła do niego i położyła palec na jego klatce piersiowej. – Widzę, że patrzysz na telefon, inspektorze, i muszę cię upomnieć – nie włączaj go. Nawet go nie dotykaj. Na chwilę wejdę do łazienki, a kiedy wyjdę w stanie naturalnego piękna, powinieneś być przygotowany. Ostrzegam, będzie ci potrzebna cała energia.
Prawie godzinę później Connie spała obok niego, oddychając głęboko i Juhle wstał, zabierając telefon i szlafrok i przeszedł do salonu. Odebrał wiadomości. Na koniec zadzwonił do Hunta.
– Nie śpisz?
– W żadnym wypadku – odparł Hunt. – Gdzie jesteś? Odebrałeś moje wiadomości?
– W domu i właśnie je odsłuchałem. Sporo zrobiłeś.
Hunt opowiedział mu wszystko pokrótce, Juhle zapisał nazwiska, przybliżone daty, numery telefonów.
– Więc w tym wszystkim chodzi o to dziecko? – spytał Juhle, gdy Hunt skończył.
– Tak. Carol Manion od samego początku wychowywała Todda jak własnego syna, braciszka Camerona, podczas gdy był on jego synem. Wygląda na to, że nawet adopcja nie była legalna. Po prostu zapłacili rodzicom Staci zaraz po urodzeniu, by się pozbyć biologicznej matki z życia.
– Przyznali się do tego?
– Tak jakby, Dev. Ale Staci nie umie z tym żyć. Gdy kończy osiemnaście lat, przeprowadza się tutaj po szkole średniej, bez wątpienia, by być blisko dziecka, i niedługo potem znajduje Todda i robi mu zdjęcie z oddali, to które już wszyscy znają. Nie wiem, co się dzieje potem. Może zobaczyła, że dzieciak dobrze żyje, dużo lepiej, niż ona mogłaby mu zapewnić. Ma tylko naście lat. Manionowie z pewnością ją onieśmielają. No, ale jest przynajmniej fizycznie blisko syna. A Todd ma kochającą matkę i wierzy, że to jego prawdziwa matka. Do tego Todd nie zna Staci, nigdy jej nie znał. I mieszka z biologicznym ojcem. Może się z tym wszystkim pogodziła.
– Aż Cameron ginie w wypadku?
– Dokładnie. Myślę, że tak było. Cameron, prawdziwy ojciec Todda, zginął. I przez to sytuacja nie była już taka sama. Dla Staci to nie było to samo, Todd wychowywany tylko przez babkę. To było nie fair i nie w porządku. Poza tym wtedy – mówimy o minionym lecie – w jej życiu zaszło sporo zmian. Ma cztery lata więcej i jest oficjalnie dorosła, ma dobrą pracę, mieszka w ładnym mieszkaniu. Na dodatek jest blisko z Palmerem, który nie tylko ma wielką władzę, ale również, jak się okazuje, zna Manionów. Ma punkt zaczepienia, a nawet reprezentanta prawnego. Może walczyć, by odzyskać syna.
– Więc sędzia kontaktuje ją z Parisi – powiedział Juhle, podążając tym samym tokiem.
– Nie, myślę, że jeszcze nie – odparł Hunt. – Daje jej wizytówkę Andrei, okay, ale nim zaczną zatrudniać prawników, a sytuacja zrobi się paskudna, Palmer chce być wielkim negocjatorem, plus ma niemałe ego, tak? Może zadzwonić do Carol Manion i mogą to przedyskutować jak cywilizowani ludzie. W oczach Staci robi to z niego jeszcze większego bohatera.
– Więc zaprasza ją do siebie na poniedziałkowy wieczór?
– Tak to widzę. Zaczyna się od miłego telefonu – Palmer do Carol Manion, starzy przyjaciele. Przyjedź, pogadamy o zaistniałej sytuacji, dojdziemy do jakiegoś polubownego rozwiązania. Sędzia wspomina, że jest bardzo czuły na punkcie prywatności Carol, więc dopilnował, by ani on, ani Staci nie wspomnieli o tym nikomu. Staci chce tylko trochę czasu, może regularne spotkania z dzieckiem.
– Ale…
– Właśnie. Ale Carol nie chce polubownego porozumienia. Rok wcześniej straciła Camerona. Nie ma mowy, żeby ta biała zdzira z przyczepy campingowej miała do czynienia z Toddem, teraz jej jedynym synem, i życiem, jakie dla niego stworzyła. Więc kiedy pojawia się u sędziego w poniedziałek, ma broń. Gotowa jest uczynić wszystko, aby cała sprawa skończyła się wraz ze śmiercią sędziego i Staci.
– A Parisi?
– Zastanawiałem się nad tym i mogło być tak. Słuchaj. Wiemy, że Carol nie otworzyła ognia od razu. Sędzia siedział przy biurku, tak? A Staci stała obok. Czyli przynajmniej przez chwilę rozmawiali, może dużo dłużej. Myślę, że Palmer powiedział Carol, że on, albo Staci, rozmawiali już z Andreą, że ona zajmie się szczegółami odwiedzin, dokumentami, coś w tym stylu. No więc zadzwoniła do Andrei tego samego wieczora albo następnego dnia i umówiła się na spotkanie na środę.
– Yhy.
– Co?
– Dobrze ci szło. Dlaczego czekałaby do środy?
– Może Andrea nie miała wcześniejszego terminu.
– Ale gdybyśmy zidentyfikowali Rosalier wcześniej, Parisi dostrzegłaby powiązanie i zgłosiła się na policję.
– Może, ale niekoniecznie. Nie sądzę, że musiałaby komukolwiek powiedzieć. Jest prawnikiem. Manion mogła zadzwonić, obiecać zaliczkę, by powstała relacja adwokat-klient, po czym wyznać jej wszystko w poniedziałek, a tamta nie mogłaby słowa pisnąć. I nie zrobiłaby tego. Andrea mogła spotkać się z nią, myśląc, że będzie prowadziła jej obronę w sądzie. – Po minucie ciszy, spytał: – Dev?
– Jestem.
– Podoba mi się.
– Mnie też.
– Ale nadal nie mamy dowodów.
– Ano nie.
– Ani śladu Andrei.
– Hej, Wyatt – powiedział Juhle łagodnie – tego możemy nigdy nie mieć. Rozumiesz?
– Wiem. Nie liczę na to. Manionów nie ma w domu, tak przy okazji.
– Pojechałeś tam?
– Ta.
– Po co?
– Może, żeby z nimi porozmawiać. Juhle wziął głęboki wdech.
– Wyatt, myślę, że wkroczyliśmy na obszar działania policji. Może dotarłeś już tak blisko, to teraz ja zacznę wykonywać moją pracę. Nie chcesz przecież tego popsuć.
– OK.
– Gdzie jesteś?
Hunt nie odpowiedział od razu.
– Stoję przed ich domem.
– Wyatt!
– Spokojnie, Dev. Nic się nie martw. Nie zrobię nic głupiego.
– Już robisz coś głupiego. Jeśli Carol zabiła Andreę, to sprawa policji.
– Oczywiście, cóż innego?
– Coś, co sam chciałbyś z niej wyciągnąć. Może jakieś przeczucie, że mógłbyś znaleźć Andreę?
– Nie.
– No więc co? Andrea nie żyje, Wyatt. Naprawdę. Przykro mi, ale taka jest prawda. I wolałbym, żebyś nie rozmawiał z żadnym z Manionów, nawet jeśli nadarzyłaby ci się okazja. Mówię poważnie.
– Jak powiedziałem, nie ma ich w domu.
– Ciebie też nie ma, a powinieneś.
– Niedługo tam pojadę.
– A dokładnie?
– Jak tu skończę.
Kiedy się rozłączył, zadzwonił do Mickeya Dade’a i próbował skusić go na wybranie się do Napa, by znalazł Piwnice Manionów, sprawdził, czy właściciele są w domu w zagłębiu winiarskim. Mickey nie okazał zbytniego zainteresowania tą wycieczką. Już stracił trochę możliwości zarobku jako taksówkarz, jeżdżąc dla Hunta poprzedniego wieczora i tego dnia rano. Piątek jest jego najlepszym dniem, a potrzebne mu są pieniądze na zajęcia w przyszłym tygodniu. Poza tym był już w tamtych okolicach wielokrotnie i wie, gdzie są Piwnice Manionów. Nie bardzo starali się ukryć budynki, skoro zadali sobie trud postawienia i wyposażenia sal do degustacji i całej reszty.
– Jeśli ich nie znajdziesz, Wyatt – powiedział – to na twoim miejscu pomyślałbym o zmianie zawodu. Słyszałem, że hydraulika jest w modzie.
Kiedy Hunt podjechał pod posiadłość Manionów, zadzwonił do drzwi, słuchając jak kurant wygrywa melodyjkę, która umilkła w niewidocznym, przepastnym wnętrzu. Przez jakiś czas siedział w samochodzie, unieruchomiony przez sprzeczne uczucia. Nie wiedział, gdzie są Manionowie, ani kiedy wrócą. Nie był też stuprocentowo pewien, co zamierza zrobić, jeśli się pojawią i musiałby z nimi rozmawiać.
Ale pojechał tam, kierując się instynktem, a teraz ponownie usłyszał jego głos. Wysiadł z samochodu i stał przez chwilę, wpatrując się przez mgłę w ciemną fasadę domu. Przeszedł przez ulicę i zaczął iść w stronę drzwi, gdy usłyszał za sobą dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi samochodu. Odwrócił się i zmrużył oczy pod nagłym, jaskrawym światłem latarki. W jego stronę zbliżało się dwóch mężczyzn.
– Stać! Policja! Podnieś ręce nad głowę!
Zamiast tego, myśląc, że to Juhle lub jego koledzy, których namówił, żeby podręczyli go dla zabawy, Hunt rozłożył ramiona i ruszył w ich stronę:
– Co wy…
– Powiedziałem nad głowę!
– Sięga po broń…!
Nagle ruszyli na niego pędem, jeden uderzył go mocno w głowę, brutalnie popchnął do tyłu, oszałamiając, nim miał nawet szansę zareagować.
– Jezu! Hej! Co do…
A wtedy już obaj się nim zajęli, profesjonaliści w każdym calu, którzy wiedzieli, jak szybko obezwładnić człowieka i ewidentnie robili to już wiele razy. Jeden pociągnął ręce Hunta za plecy, przetaczając go na mokrą trawę; drugi, z kolanem w jego żebrach, jedną ręką ściskał mu kark, a drugą obszukał go, znajdując pistolet i wyciągnął go z kabury.
– Proszę, proszę – usłyszał. Spojrzał w górę, w nieco oszołomioną twarz Shiu. Skuwając go, policjant niemal wyłamał mu ramiona ze stawów.
Hunt nadal czuł kolano wgniatające się w jego kręgosłup i dłoń na karku. Wciąż się szarpiąc, zdołał powiedzieć:
– Shiu, to ja, Wyatt Hunt. Daj spokój. Popełniasz błąd!
– To ty popełniłeś błąd – usłyszał głos drugiego mężczyzny – kiedy nie podniosłeś rąk.
Dysząc, niezadowolony z ucisku na kark, Hunt rzucił ze złością:
– Mam pozwolenie na ten pistolet – powiedział. – Sprawdź w moim portfelu, prawa kieszeń z tyłu.
– Wiem, kim jesteś – odparł Shiu. – Uspokój się i zaraz to wyjaśnimy.
Niemniej ucisk na jego plecy i kark nie osłabł. Dłonie wyszarpnęły portfel z jego kieszeni, strumień światła zatańczył na wypielęgnowanym trawniku, przez kilka sekund chór ciężkich oddechów wypełniał nocną ciszę, ale nikt się nie odezwał.
– Co tu robisz, Hunt? – powiedział w końcu Shiu.
Hunt przetoczył się na bok, mrugając pod wpływem światła.
– Może tak zdejmiesz mi te kajdanki?
– Jeszcze nie – padła odpowiedź. – Zadałem ci pytanie. Co tu robisz?
Hunt udzielił odpowiedzi, która, jak sądził, może się im spodobać:
– Pomagam Devinowi.
Sprawy nie potoczyły się tak, jak Hunt planował.
Z jakiegoś powodu, prawdopodobnie chcąc zażyć trochę nieprzerwanego snu, nim rozpocznie w sobotę rano pracę, Juhle nie odebrał telefonu, gdy Shiu zadzwonił do niego przekazać wieści.
Shiu i Al Poggio, drugi glina biorący udział w zatrzymaniu, należeli do grupy około dziesięciu inspektorów wydziału zabójstw, którzy sporo czasu po służbie poświęcali na ochronę dla Manionów. W mieście, gdzie policjanci dorabiali do pensji, wynajmując się do wszystkiego: od wydarzeń sportowych po konwencje zawodowe, od pokazów mody po uroczyste otwarcia, najlepszą fuchą była tego typu prywatna ochrona. I stąd zarezerwowana była dla elity, takiej jak wydział zabójstw i kilku innych starszych inspektorów. Płatna pięćdziesiąt dolarów na godzinę, praca ta była śmiesznie łatwa i polegała zazwyczaj na kilku godzinach zmiany oglądania telewizji – przemysłowej, kablowej i krajowej.
Kiedy Juhle nie odebrał telefonu, ani Shiu, ani Poggio nie byli skłonni rozkuć Hunta. Było to jak najbardziej na ich korzyść, gdy od czasu do czasu zareagowali na faktyczne zagrożenie bezpieczeństwa klienta, a jeśli zagrożenie to większe było poprzez zagrożenie związane z posiadaniem ukrytej broni, tym lepiej. Manionowie płacili najwyższe stawki, aby ich dom był chroniony, a jeśli nigdy nie zachodziło żadne niebezpieczeństwo, mogli poczuć pokusę, by obniżyć stan gotowości bojowej – i liczbę ochrony.
Pod żadnym pozorem Shiu i Poggio nie zamierzali pozwolić, żeby zajście to zakończyło się bez jakiegoś oficjalnego sprawozdania. Sig Sauer P232 Hunta nie figurował na jego pozwoleniu na ukrytą broń i więcej nie potrzebowali. Wezwali zatem radiowóz, by zabrał ich zatrzymanego na miejscowy posterunek celem przesłuchania.
Shiu oczywiście dobrze wiedział o współpracy Hunta z Juhle’em, ale był na krawędzi i kipiał cały dzień – a właściwie już kilka dni – pod wpływem niezbyt subtelnych żartów Juhle’a. Mówiąc mu, by w laboratorium użył trochę władzy. Żartując o San Quentin – budzie z hamburgerami. Nie śmieszne. Cóż, Shiu przekona się, czy Juhle uzna to za zabawne – Wyatt Hunt za kratkami całą noc. Bezprawne wkroczenie. Posiadanie niezarejestrowanej broni.
Shiu zamknął telefon i wrócił do miejsca, gdzie stał Poggio z Huntem.
– Jeśli my czegoś szukamy – mówił Poggio – to zdobywamy nakaz oparty na prawdopodobnej przyczynie, podpisany przez sędziego. Może coś obiło ci się o uszy? Więc biorąc to pod uwagę, może nam powiesz, co tu robiłeś?
– Pracuję nad sprawą Palmer/Rosalier i mam kilka pytań do Manionów – powiedział Hunt. – Byłem w okolicy, więc pomyślałem, że sprawdzę, czy są w domu – odwrócił się do Shiu.
– Wiesz, że nad tym pracuję. Powiedz mu.
– Wiem, że pracujesz z Devem, pewnie – odparł kręcąc głową
– ale nie mam pojęcia, co tu robisz, a Dev nie odbiera telefonu, więc nie wygląda to na twoją najszczęśliwszą noc. A skoro o tym mowa, to co tu robisz?
– Chciałem porozmawiać z Mamonami.
– Dobre – zachichotał Poggio. – Tylko, że zauważ, chyba nie ma ich w domu. No więc akurat tędy przejeżdżałeś i zamierzałeś zapukać? O tej porze?
Hunt wzruszył ramionami.
– Chciałem zobaczyć, czy palą się jakieś światła, może zajrzeć do garaży.
– A to zabawne – powiedział Shiu – bo mamy cię na taśmie godzinę temu, jak dzwonisz do drzwi. I cały czas miałeś samochód zaparkowany przed ich domem. Myślałeś, że wrócili, jak tam siedziałeś i ich po prostu nie zauważyłeś?
Na co Hunt nie mógł udzielić żadnej odpowiedzi, która by go jeszcze bardziej nie pogrążyła.
Po chwili pojawił się radiowóz. Gdy w końcu zdjęli mu kajdanki, dwaj policjanci złapali go pod ramiona i razem wsadzili na tylne siedzenie, zatrzaskując za nim drzwi. Shiu odciągnął kierowcę na bok.
– Możecie spisać go za dwanaście-zero-dwadzieścia-pięć – ukryta broń bez pozwolenia – ale nie wieźcie go do śródmieścia, bo od razu dostanie kaucję. Potrzymajcie go z godzinę na komisariacie, wtedy pojawia się tu następna zmiana, a my przyjedziemy z nim porozmawiać.