37

Hunt wytoczył się na bardzo stromy stok wzgórza rzadko porośnięty krzakami i szorstką, wiosenną trawą. Reszta zdawała się być pokryta śliskimi łupkami wapienia i suchym kurzem. Nad horyzontem wisiał jasny półksiężyc. Około stu stóp poniżej Hunt widział niebrukowaną drogę na styku bardziej stromego stoku i zadbanej winnicy. Bez wątpienia tę drogę wybrał Juhle, gdy się rozdzielili, a kilkaset stóp w górę przy stodole miał spotkać się z Chiurco.

Wytarł krew z twarzy w rękawy koszuli, a z dłoni w spodnie. Zaczął schodzić, nisko pochylony, używając osłony zarośli, gdy tylko mógł, tak na wszelki wypadek. Z tego, co wiedział i zakładał, pani Manion była uzbrojona i ewidentnie na tyle kompetentna jako strateg, iż niemal powiodło jej się wyeliminowanie go z dzisiejszej rozgrywki.

Z uwagi na telefony Amy na pewno zdawała sobie sprawę, że walczy z więcej niż jednym przeciwnikiem, i mogło jej się udać obezwładnienie jednego lub wszystkich jego ludzi. Nie można było teraz pozwolić sobie na lekkomyślność.

Zmusił się zatem do poruszania powoli i bardzo ostrożnie. Mimo tego, co pięć, sześć kroków wywoływał małe lawiny niezbitego kurzu i kamieni, które pokrywały stok. Dwukrotnie wyzwolił coś, co brzmiało jak lawina ziemi. Poruszając się następnie od krzaka do krzaka, by uniknąć kolejnych obsuwów, dotarł wreszcie do drogi, gdzie skręcił w lewo. Wyjął pistolet z kabury, odbezpieczył, po czym trzymając się nisko, zaczął po cichu, miał taką nadzieję, truchtać.

Do skrzyżowania, gdzie mieli się spotkać Juhle i Chiurco, nie było daleko – kilkaset metrów – i Hunt stał na środku drogi, skąd odchodził podjazd i prowadził do stodoły po jego lewej stronie. Sparaliżowany, stał wyprostowany u styku dróg, gdzie Juhle i Chiurco muszą go zauważyć, wstrzymał oddech i usiłował wsłuchać się w odgłosy nocy, ponad biciem swego serca. Gdzie oni są? Gdzie jest Tamara?

Machinalnie spojrzał na zegarek, choć nic mu to nie dało. Nie miał prawie żadnego pojęcia, ile czasu upłynęło, odkąd rozstał się z Juhle’em – może nawet godzina. Na pewno nie mniej niż czterdzieści pięć minut.

Ale ile by to nie było, jego ludzi nie było tam, gdzie mieli się spotkać czy też czekać na niego. Co oznaczało, że coś poszło źle. Albo Craig i Devin zrezygnowali z czekania i coś sami zaplanowali. Jeśli tak było, to sądząc z panującej ciszy, było już po wszystkim.

Odwrócił się w stronę stodoły i wpatrywał się w jej zarysowaną sylwetę. Przesuwając się w jedną, po czym w drugą stronę, próbował dostrzec coś przez stare belki z sekwoi. Były w ogóle miejsca, przez które mógłby cokolwiek zobaczyć? Czy mu się wydawało, czy też na wysypisku po drugiej stronie widział przyćmione światło?

Teraz, bez gogli, bez latarki, musiał polegać na księżycu, lecz gdy posuwał się w stronę stodoły, cień wzniesienia zalał drogę i Hunt ponownie znalazł się w ciemności. Ale tu, z powodu kontrastu, widział, że się nie pomylił. Ktoś używał światła, być może nad drzwiami stodoły z drugiej strony.

Poruszał się naprzód, powoli, cicho, w kierunku stodoły, przegroda po przegrodzie, pozwalając, by jego wzrok przyzwyczajał się do tej przestrzeni. Drzwi frontowe nie były całkiem zamknięte i przez szczelinę sączył się wąski promyk słabego światła.

I wtedy, tak ulotny, że nie mógł ocenić skąd dochodził, usłyszał męski głos. Czekał cierpliwie, nie chcąc ujawnić swej obecności, aż będzie całkiem pewien, co działo się na zewnątrz. W końcu dotarł do niskiej ścianki ostatniej przegrody i przeszedł na twardą ziemię niczyją w samym środku stodoły, zatrzymując się w cieniu wciąż daleko od drzwi.

Teraz głos kobiety. Ostry i władczy, choć słowa pozostawały niezrozumiałe. Z całą pewnością nie była to Tamara, a Hunt nie mógł uwierzyć, żeby Carol Manion mówiła takim tonem do Juhle’a. Kto zatem?

Przemieścił się w lewo i w stronę drzwi. Cicho, cicho. Pistolet prosto przed sobą. Jeszcze jeden krok i widział Juhle’a, najwyraźniej żywego i całego, który siedział z rękami za sobą obok Chiurco, na brzegu pustej niecki, na środku zasłanego śmieciami dziedzińca. Opanowała go niesamowita ulga i nawet opuścił broń i zrobił kolejny krok w stronę drzwi – gdzie zobaczył całą scenę.

Shiu też tam był!

Juhle musiał zmięknąć i zadzwonił po niego, gdy siedzieli znudzeni w obozie i powiedział, że pewnie jednak wolałby tu przyjechać. Najwyraźniej Juhle chciał dopuścić go do aresztowania, chroniąc żałosny tyłek swojego partnera, bo inaczej mogłoby się to źle skończyć dla Shiu, który wyglądałby, jakby nie chciał prowadzić dochodzenia przeciwko ludziom, dla których wykonywał tyle pracy ochroniarskiej.

Obecność Shiu nie była częścią oryginalnego planu Hunta, ale niewiele tej nocy zdawało się dziać wedle zaplanowanego scenariusza. Poza tym Dev był zawsze tak niepoprawnie dobrym facetem, a jeśli wezwanie Shiu bez zawiadomienia o tym Hunta było częścią wprowadzenia planu w życie, nie zamierzał na to narzekać.

Shiu stał przed przerdzewiałym traktorem, obok Carol Manion, trzymając broń.

Właśnie miał dojść do drzwi i wyjść na zewnątrz, ale coś w układzie postaci zatrzymało go. Ponownie spojrzał na Juhle’a - który miał ręce za plecami.

Przyjrzał się dokładniej, zauważył błysk metalu.

Chryste! Juhle był skuty.

Co mogło oznaczać tylko, że Shiu…

Shiu?


– Jak twoja dziewczyna ma na imię? – Shiu celował w twarz Craiga Chiurco.

– Tamara.

– Zawołaj ją.

– Nie ma jej tu – powiedział Chiurco.

– Juhle powiedział, że jest.

– Myliłem się – wyjaśnił Juhle.

– Zamknij się, Devin. Rozmawiam z twoim przyjacielem.

– Juhle mówi prawdę, sir. Pomylił się. Zeszła szlakiem z tyłu, gdy on wchodził na górę.

– Zatem obawiam się, że okaże się to bardzo niekorzystne dla ciebie.

– Panie Shiu – odezwała się Carol Manion. – Proszę nie…

– Nie teraz, pani Manion – Shiu nieprzerwanie wpatrywał się w Juhle’a, lecz mówił do Carol. – Jakby pani nie spanikowała i nie porwała Parisi, nawet by nas tu nie było. Ale nie, pani musiała z nią porozmawiać, żeby dowiedzieć się, co ona wie, prawda? I przez to wszystko się spieprzyło. Nie rozumie pani? Jakby zostawiła pani wszystko mnie, nic z tego by się nie wydarzyło. Więc niech mi pani nie mówi, co mam robić. Ja podejmuję decyzje.

– No więc, co pani zrobiła z Parisi? – spytał Juhle. – Nie żyje?

– Prawdopodobnie – odparł Shiu. – Już nie – po czym wrócił do Chiurco. – Zawołaj swoją dziewczynę.

Craig zaczerpnął trochę powietrza i przełknął.

– Powiedziałem już. Nie ma jej tu.

Shiu postąpił szybko krok w przód, spojrzał w dół lufy i pociągnął za spust – wystrzał odbił się echem w całej dolinie. Craig wydał zduszony krzyk i padł na ziemię.

– Tamara! – krzyknął Shiu. – To było ostrzeżenie. Następny będzie w jego głowę. Wyjdź natychmiast.

Krzycząc, Tamara wybiegła zza cienia chäteau do nich, w stronę światła.

– Craig!

Shiu wycelował do Juhle’a, żeby upewnić się, że nadal ma jego uwagę, po czym ponownie odwrócił się do Chiurco. Cofając się, zrobił miejsce, by Tamara podeszła do Craiga. Chłopak podnosił się do pozycji siedzącej, przestraszony, trzymał się za prawe ucho.

– Nie musiał pan tego robić, panie Shiu – Carol Manion, nawykła do wydawania rozkazów, mówiła ostrym tonem. – W końcu by wyszła.

– Nie mamy w końcu, pani Manion. Mamy ją teraz i ona jest już z nami, więc może uznajmy, że mój sposób zakończył się sukcesem.

– Ciesz się, póki możesz – powiedział Juhle. – To twój pierwszy? Sukces, mam na myśli?

– A więc, nie, Devin. Skoro już o tym mówisz, skucie cię twoimi kajdankami, też bym uznał za sukces. Czy też może będzie to zabicie cię z twojego własnego pistoletu?

Shiu pokręcił głową z rozczarowaniem.

– Co? Żadnej błyskotliwej riposty? Nie wiem czemu, ale wciąż oczekuję, że wymyślisz coś trafnego, pasującego do okoliczności. Zaczynam sądzić, że nie masz do tego wystarczającej wyobraźni.

– Biorąc pod uwagę źródło krytyki, to uznam to za komplement. A mówiąc o wyobraźni, co zamierzasz teraz zrobić, skoro masz już nas wszystkich? Zastanowiłeś się nad tym, pieprzony debilu? Myślisz, że zabicie nas wszystkich ujdzie ci na sucho? – Juhle skorzystał z trwającej dynamiki między Shiu i jego szefem. Odwrócił się do Carol Manion. – Co on miał na myśli, że pani zabrała Parisi i ona prawdopodobnie nie żyje? Nie zajął się tym dla pani, tak jak sędzią i Staci? Zakładam, że zapłaciła mu pani za to.

Shiu ponownie podniósł broń.

– Zamknij się, Devin.

Ale do Juhle’a już celowano. Obecne zagrożenie nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia, do tego stopnia, że nawet zachichotał.

– Albo co, Shiu? Albo mnie zastrzelisz tu i teraz. Nie wydaje mi się. Wszystko bym zakrwawił, a nawet ty powinieneś wiedzieć, że pozostawi to ślady. W niektórych okręgach większość gliniarzy jest kompetentna.

Carol Manion złożyła ramiona przed sobą, na twarzy malował jej się wyraźny niepokój.

– Panie Shiu, on ma rację. Nie możemy…

– Wystarczy! Myślę.

Juhle patrzył na matriarchinię.

– Tylko posłuchajcie, jak te trybiki próbują się poruszać – powiedział. – Sam widok aż boli, prawda? – Po czym, zaczynając sobie zdawać sprawę z faktów, dodał: – Wsadziła ją pani do jaskini, gdzie teraz zamknęła pani Hunta.

– Nie chciałam jej zabić – powiedziała pani Manion. – Nie mogłabym nikogo zastrzelić.

– Nie. Sądzę, że nie.

– Razem z George’em i tą zdzirą… chcieli odebrać mi Todda i nagle, nie było innego wyjścia, tylko pan Shiu… ale ja, ja nie planowałam nic przeciw pannie Parisi. A pan Shiu nie mógł… pracował. To był środek dnia.

– Więc pojechała pani po nią, zabrała ją z garażu i przywiozła tutaj?

Carol skinęła.

– Chciała przyjechać. Powiedziałam, że jestem pod wrażeniem jej pracy w telewizji i chciałabym, żeby pracowała dla nas jako prawnik, dla winiarni, że powinna ją zobaczyć. Nie chciałam jej skrzywdzić. Po prostu musiałam się jej pozbyć – spojrzała na stary, rozpadający się budynek. – Burzymy w tym tygodniu stodołę, wie pan? Oczyszczamy cały teren. Ward chce założyć organiczny zielnik. I położyć stiuk nad starą jaskinią, oczywiście. To doprawdy odrażający widok.

– Wystarczy! – powiedział Shiu. – Wszyscy wstawać.

– Nie wydaje mi się – powiedział Juhle. – Albo kończymy tu, albo wcale.

– W porządku, zatem jeśli tak ma być, to niech będzie i tu – podniósł broń.

Carol Manion zakryła dłonią twarz.

– Nie! Nie może pan tego zrobić.


W stodole Hunt zrozumiał, że jego czas się skończył. Podniósł broń, wyciągnął ramię, celując w Shiu.

Ale na podwórzu, postępując w panice krok w stronę zakładników, Carol Manion zasłoniła mu widok. Nie mógł strzelić do Shiu. Ona stała na linii strzału.

Coś się działo z Shiu, choć tego nie widział, i pani Manion zrobiła kolejny krok, wyciągając do niego rękę, i krzyknęła.

– Nie może pan tego zrobić! Hunt usłyszał słowa Shiu.

– Mam cię dość.

Powietrze przeszyła straszliwa eksplozja i Hunt zobaczył, jak ramiona Carol Manion lecą w tył, gdy zatoczyła się i padła na plecy. Tamara krzyknęła. Ale w tym czasie, dosłownie w sekundzie, kiedy Hunt przenosił wzrok z powrotem z miejsca, gdzie upadła Carol Manion, Shiu ponownie się przesunął, tym razem za Juhle’a, znowu zablokowany, z wyciągniętą bronią.

Hunt musiał się natychmiast ruszyć, jeśli chciał mieć jakąkolwiek szansę.

W pośpiechu, by przejść na jedną stronę, nie mając czasu na myślenie ani nic do stracenia, usiłując nie spuszczać wzroku z Shiu i wycelować – Hunt nie zastanawiał się nad wszystkimi narzędziami rolniczymi i gruzem zaśmiecającymi podłogę stodoły, które, jak do tej pory, z taką ostrożnością omijał – kopnął coś metalowego i w tak grobowej ciszy mógł równie dobrze odpalić petardę.

Słysząc hałas, Shiu odwrócił się i bez wahania strzelił dwukrotnie w szczelinę w drzwiach stodoły. Kule uderzyły w drewno po obu stronach. Zaraz oddał kolejną serię strzałów.

Ze stodoły nie padł ani jeden strzał.

Wprawdzie ręce Juhle’a skrępowane były z tyłu, jednak w sekundach rozproszenia spowodowanego strzałami, zdołał się podnieść i zaserwował okrutne uderzenie karate w rękę, w której Shiu trzymał broń, uderzając pistolet i posyłając go ślizgiem w kurz.

– Craig! Tam! – wrzasnął. – Łapcie broń.

Shiu uderzył Juhle’a łokciem w twarz, przewracając go w tył przez przegrodę, po czym obrócił się i kopnął w tej samej chwili, trafiając Chiurco, który wstawał, i posłał go z zamachem Tamarze pod nogi. Ona także padła. Shiu przez chwilę rozglądał się dokoła, zebrał się, odwrócił i schylił po pistolet.

Teraz wreszcie Hunt miał czystą linię strzału, choć do ruchomego celu i ruszył w stronę drzwi naciskając na spust. Dwa, cztery. Wszystkie strzały spudłowane. Widział kurz wzbijający się dokoła nóg jego celu. Shiu, turlając się po ziemi, dotarł do pistoletu Juhle’a i na brzuchu wyciągnął ramiona i oddał dwa strzały w drzwi stodoły. Po pierwszym Hunt krzyknął. Shiu odwrócił się i strzelił w stronę swoich więźniów, aby wybić im z głów jakąkolwiek myśl o ataku.

Jego pistolet kliknął pusty. Kliknął ponownie, Shiu przeklął, odrzucił go, i znowu się przeturlał, zmierzając za koło traktora, by się ukryć.

– Wyatt! On nie ma pocisków! – krzyknął Juhle. – Wyatt!

– Leżę, Dev. Dostałem!

– Cholera!

Przycupnięta za brzegiem niecki z Juhle’em i Chiurco, Tamara jako pierwsza przyszła do siebie i ruszyła się.

– Nie ruszaj się, kotku – powiedziała, po czym rzuciła się szalonym biegiem. Pistolet Juhle’a leżał pięć stóp przed traktorem, Tamara skoczyła, przekoziołkowała i podniosła się, trzymając go w ręku, a potem rzuciła go swojemu chłopakowi.

– Craig! Devin ma naboje! Przeładuj!

Ledwie skończyła mówić, Shiu uderzył ją od tyłu w kolana i padła z impetem. Przez krótki moment wytchnienia, który zyskał za traktorem, Shiu wydobył z kabury własną broń. Teraz pociągnął Tamarę za włosy, założył jej rękę wokół szyi i przycisnął lufę do skroni.

– Koniec! Poddajcie się!

Gdy nie usłyszał żadnej odpowiedzi, oddał dwa nagłe strzały w powietrze, po czym wrzasnął.

– Następna kula ją zabije! Następna kula ją zabije! To nie bluff! Rzucać broń i wyłazić! Wszyscy! Ruszać się albo ona zginie!

Chiurco tylko przez moment zawahał się, po czym rzucił przed siebie pistolet. Wymienił spojrzenia z Juhle’em. Nie mieli wyboru. Podnieśli się.

Płynnym i niespodziewanym ruchem Shiu pochylił się i wziął broń Juhle’a. Trzymając własny pistolet przyciśnięty do głowy Tamary, wolną ręką wypuścił magazynek z broni automatycznej i niemal nim dotknął ziemi, przeładował pistolet Juhle’a. Tamara nie widziała, co się dzieje i nie zareagowała wystarczająco szybko – a teraz Shiu włożył swoją broń z powrotem do kabury, a przeładowaną broń Juhle’a przystawił jej do głowy.

– OK, teraz wy dwaj – powiedział – do drzwi stodoły – po czym podnosząc głos. – Ty w stodole! Hunt! Wyrzuć broń.

Cisza.

– Hunt! Liczę do trzech i ona umrze. Raz…

– Nie mam. Odstrzeliłeś ją. Leży gdzieś w ciemności.

Na chwilę zwolniło to impet Shiu, ale pozbierał się wystarczająco szybko.

– Muszę cię zobaczyć. Wyjdź na zewnątrz.

– Leżę na ziemi.

– To się czołgaj. Ręce z przodu. Tylko ślad broni i wszyscy umierają, rozumiesz? Pierwsza dziewczyna. Wy dwaj, odsuńcie się. Wypuśćcie go.

Jedynym dźwiękiem było powolne szuranie ciała Hunta, gdy ciągnął je przez kilka stóp aż do drzwi stodoły. Gdy zaczął się pojawiać, wyglądało, jakby dostał dwa razy w lewy bok. Jego lewe ramię wisiało najwyraźniej bezużyteczne wzdłuż zakrwawionej lewej nogi, gdy czołgał się prawą stroną. Twarz nadal była pokryta rozmazaną masą zaschniętej i świeżej krwi. Jego prawa ręka, drapiąc ziemię, gdy ciągnął się na zewnątrz, pozostawiała krwawy ślad na drodze.

Gdy trochę więcej niż połowa jego ciała wystawała ze stodoły, zatrzymał się i spojrzał w górę. Dyszał ciężko z bólu i wyczerpania.

– Nie możesz tego zrobić, Shiu.

– Nie? A niby co ja robię?

– Nikt ci nie uwierzy.

– Nie? Śmieszne, bo mnie się wydaje, że i owszem – powiedział Shiu. – Mimo wszystko to z pistoletu Devina zginęła biedna pani Manion. Obawiam się, że będzie wyglądało na to, że inspektor Juhle wplątał się w kolejną strzelaninę – wiecie, że jest z tego znany. A potem znalazł również powód, by zabić ciebie i twoich ludzi. Jakoś go zdradziłeś. Gdy przyjechałem tu po telefonie Manionów, po tych wszystkich dzisiejszych groźbach pod adresem rodziny, zobaczyłem, co się dzieje i próbowałem cię powstrzymać. W efekcie musiałem zabić partnera w samoobronie, lecz niestety za późno, by ocalić resztę ofiar. Myślę, że zadziała.

– Za wyjątkiem jednej rzeczy.

– Niby jakiej?

Hunt zrobił pauzę, aby upewnić się, że jego ciało przygotowane było do reakcji.

– Nie odbezpieczyłeś przy ostatnim przeładowaniu – gdy to powiedział, wyciągnął lewą rękę z bronią, którą trzymał ukrytą pod nogą.

Oszołomienie Shiu trwało tylko ułamek sekundy, zanim pociągnął za spust glocka Juhle’a za głową Tamary.

Suche kliknięcie nadal wisiało w powietrzu, gdy Hunt wymierzył z własnej broni tak szybko, jak potrafił. Jednym ruchem zablokował lewy nadgarstek prawą dłonią i wystrzelił.

Shiu dostał w czoło.Pistolet Juhle’a poleciał w górę, gdy impet kuli, która trafiła Shiu, sprawił, że uderzył on o traktor i padł na ziemię.

Tamara również padła i Chiurco podbiegł do niej, a Juhle ruszył do Shiu i kopnął go w ramię, przewracając na bok. Hunt, kulejąc, był tuż za nim i wyciągnął pistolet z kabury Shiu.

Nabierając powietrza, położył palec na szyi Shiu i przytrzymał go tam przez dłuższą chwilę. Następnie wyprostował się i stanął przed przyjacielem.

– Chyba mu się nie uda – powiedział.

– Ta, ale dość o nim – powiedział Juhle. – Zdejmij mi te cholerne kajdanki.

Загрузка...