Choć patrząc wstecz było to uderzająco logiczne, to policjanci nie przewidzieli tego w odpowiedniej chwili – gdy tylko Juhle i Shiu wyszli po zakończeniu przesłuchania w Salonie JV, Vanessa zadzwoniła do siostry, by poinformować ją, że, czy zdawała sobie z tego sprawę, czy nie, była podejrzaną o morderstwo męża. Inspektorzy wyrazili się dostatecznie jasno.
Zanim jeszcze zdążyli wyjść z „Adriano”, Shiu – przejawiając niemal nieprzerwanie oznaki tego, iż presja znalezienia podejrzanego wpływała na jego zdolność osądu – naprawdę próbował udowodnić, że powinni spotkać się z jednym z zastępców prokuratora okręgowego. Teraz. Powinni przedstawić, co mają na Jeannette i zacząć dyskusję na temat strategii oskarżenia jej o morderstwo – czy aresztować ją, nim będzie miała okazję uciec, albo zrobić coś podobnie nagłego jak samobójstwo, czy też powinni poczekać i przedstawić posiadane dowody wielkiej ławie przysięgłych, rozstrzygającej zasadność takich wniosków, by otrzymać oficjalny akt oskarżenia.
Juhle nie był przeciwny żadnemu z tych rozwiązań per se. Właściwie on sam niemal wierzył w to, co bredził Shiu w drodze do „Adriano” – że, ni mniej, ni więcej, rozwiązali sprawę w jeden dzień. Niemniej, abstrahując od presji, aby wnieść oskarżenie przeciw Jeannette, to najzwyczajniej nie mieli narzędzia zbrodni.
Fakt, w grafiku żony mieli dziurę, której nie potrafili wyjaśnić, a w czasie której niewykluczone, że mogła dokonać morderstw, ponieważ miała motyw – zakładając, że w ogóle wiedziała o Staci Rosalier. Ale to, że nie pojechała do „Adriano” kupić wina, wcale nie pomogło im wyjaśnić, co robiła w czasie krytycznych czterech godzin. Poza tym, jeszcze nawet jej nie przesłuchali. Trochę pechowym byłoby, gdyby przedstawili ją jako podejrzaną prokuratorowi okręgowemu albo porucznikowi Lanierowi lub, co gorsza, Batiste, a ona pojawiłaby się ze świadkiem lub dwoma, którzy widzieli ją w domu siostry albo rozmawiali z nią w sklepie spożywczym.
Albo cokolwiek.
Przekonawszy Shiu, że muszą z nią ponownie porozmawiać – i to szybko, Juhle zadzwonił do niej na komórkę, pytając, czy mogłaby poświęcić im godzinę lub nieco więcej. Wtedy dowiedzieli się, że Vanessa do niej dzwoniła. Jeannette, naturalnie, chętnie się z nimi zobaczy, kiedy tylko będą sobie życzyli, ale spotkanie to będzie musiało się odbyć w biurze jej adwokata, Everetta Washburna. Podała im adres na Union Street i powiedziała, że mogą spotkać się tam za czterdzieści pięć minut, powiedzmy o 16:30.
Ale ich powrót do miasta wydłużył się znacznie, ponieważ jeleń zdecydował się wyrwać ze swego wiejskiego otoczenia na Marin Headlands i zaznać, bez zapowiedzi, nieco kultury miejskiej, może życia nocnego w San Francisco. By to uczynić, musiał naturalnie przejść przez most Golden Gate. Trzymilowa przeprawa, zakończona ostatecznie sukcesem dzięki pomocy sześciosamochodowej eskorty kalifornijskiej policji drogowej, zamroziła ruch na moście w obu kierunkach na niemal cztery godziny.
Everett Washburn dobijał siedemdziesiątki i gustował w przaśnym stylu – workowate brązowe spodnie, czerwone szelki, super szeroki krawat republikański pod wygniecioną sportową marynarką. Sumiaste wąsy i rumiana, właściwie koloru mięsa wołowego, twarz upodabniała go do świętego Mikołaja, choć Juhle pomyślał, że niebieskie oczy pod grzywą śnieżnobiałych włosów były tak ciepłe i serdeczne jak, mniej więcej, lodowcowa kra. Jeśli któryś z reniferów wykręciłby mu jeden ze swoich głupawych numerów, ten odgryzłby mu kawał dupska. Otwierając drzwi wejściowe, sześć, może osiem stóp poniżej poziomu chodnika, pod Café de Paris, prawnik zrobił zawodową minę pokerzysty. Ostentacyjnie spojrzał na zegarek.
– Ósma zero sześć – oznajmił zamiast powitania. – Naprawdę powinienem wystawić rachunek raczej miastu niż mojej klientce, za cały czas, jaki musiałem czekać po wyznaczonym terminie spotkania, na które przyjechałem aż z Redwood City.
Ze sposobu, w jaki to powiedział, Redwood City mogło znajdować się ze sto albo i więcej mil od miejsca, w którym stali, podczas gdy było to tylko około trzydziestu; większość autostradą oraz ani kawałka, którym, przynajmniej tego dnia, spacerował jeleń.
– Jeśli pani Palmer nie byłaby moją drogą przyjaciółką, tak jak i klientką, i gdyby wszelka możliwa współpraca przy dochodzeniu nie była jej życzeniem, nigdy nie zostałbym tu do tej nieludzkiej godziny. Dwa lata temu przeszedłem zawał i lekarz odradził mi pracowanie po godzinach. Ale ona pragnie schwytania zabójcy jej męża. To przede wszystkim. Zakładam, że mogą się panowie wylegitymować. Bardzo proszę.
Juhle proponował przełożenie spotkania, gdy oczywistym stało się, że nie zdążą na czas, ale Washburn marudził o swojej jeździe i o tym, że przyjechał do miasta tylko z powodu tej rozmowy. Był bardzo zajętym człowiekiem i nie wiedział, kiedy mógłby znowu dysponować czasem na dojazd. Później, choć postara się być elastyczny, to może trochę potrwać i, oczywiście, nie pozwoliłby swej klientce na kolejną rozmowę z policją pod jego nieobecność. Pokrótce, ograł ich.
A teraz robił to ponownie.
Juhle’a kusiło, żeby odwołać to wszystko i stawić czoła staremu łobuzowi, by zezwolił swej klientce na samodzielne stawienie się przed wielką ławą przysięgłych, jeśli nie będzie z nimi rozmawiać, ale ugryzł się w język. On i Shiu musieli jakoś ruszyć to śledztwo, a dopóki nie wykluczą lub znajdą zarzuty przeciwko pani Palmer, dreptali w miejscu.
Washburn doskonale wiedział, że miał ich w garści.
Jego kancelaria mieściła się w piwnicy starego wiktoriańskiego budynku, gdzie wprowadził ich bez żadnego kolejnego słowa, ciemnym i wąskim korytarzem, który tylko po lewej stronie prowadził do mieszkań. Na końcu hol otwierał się w nieco szerszą, lecz nadal małą recepcję. Za nią mieścił się gabinet Washburna, stosunkowo przestronny, ośmioboczny pokój o sześciu oknach oraz książkach na każdym wolnym calu ścian. Nie było tam biurka, ani śladu prowadzonych interesów. Oceniając wedle wyglądu, znajdowali się w salonie – dużo zieleni, orientalne dywaniki, niskie stoliki i kilka miejsc do siedzenia. Na zewnątrz, za oknami, zapadł już niemal zmierzch, lecz pomieszczenie było dobrze oświetlone lampami.
Jeannette Palmer nie wstała z małej kanapy, na której siedziała. Ubrana była na czarno, sprawiała wrażenie kruchej i wyczerpanej. Washburn przysunął sobie drewniane krzesło o prostym oparciu i wskazał inspektorom kanapę po drugiej stronie stolika. Na blacie Juhle umieścił magnetofon, na co Washburn skinął przyzwalająco. Juhle wyrecytował zwyczajowy wstęp, po czym napotkał rozwścieczony, choć słaby, wzrok swej podejrzanej.
– Pani Palmer, jak się pani czuje?
Najwyraźniej została pouczona, by nic nie mówić bez zgody adwokata. Spojrzała z ukosa na Washburna w niemym pytaniu. A on na nie odpowiedział.
– Szczerze mówiąc, inspektorze – powiedział prawnik – miałaby się lepiej, gdyby nie musiała borykać się absurdalnością bycia ewidentnie podejrzaną. To absurd.
– Pozwoli jej się pan odezwać? – spytał Shiu.
– Oczywiście. Powiedziałem już, że pani Palmer chce zrobić wszystko, co możliwe, by pomóc wam w dochodzeniu. Prawda, Jeannette?
– Całkowicie.
– W porządku – powiedział Juhle. – Może zatem moglibyśmy nam wszystkim to ułatwić.
– To już zostało dalece zbyt skomplikowane – odparł Washburn. – Zbyt niepotrzebnie skomplikowane.
Juhle ponownie oparł się pokusie, by źle się obejść z tym prawnikiem. Nie było sensu wdawać się z nim w daremne kłótnie, choć zdawał się go do tego prowokować. Zamiast dać się poirytować, Juhle spojrzał pani Palmer w twarz.
– Wczoraj – zaczął – u pani w domu, spytaliśmy, co robiła pani w poniedziałek po południu i powiedziała nam pani, że pojechała spędzić noc u siostry, wyjeżdżając około szesnastej, by uniknąć korków. Zgadza się?
– Tak.
– Pani Palmer – Juhle zniżył głos – bardzo by nam to pomogło w śledztwie, gdyby mogła nam pani opowiedzieć dokładnie wszystko, co pani pamięta, od wyjazdu z domu aż do przyjazdu do siostry.
Ponownie spojrzała na prawnika, lecz tym razem skinął i pozwolił jej odpowiedzieć.
– Dobrze. Jak już powiedziałam, wyjechałam o czwartej. Nie pamiętam żadnych problemów na drodze, ani dokładnego czasu, gdy dojechałam do Vanessy, ale zdziwiłabym się, gdyby nie było to jeszcze przed piątą.
– Gdzie pani zaparkowała? – spytał Shiu. Juhle, który chciał, by po prostu mówiła, rzucił mu ostre spojrzenie.
Ale odpowiedziała.
– Na podjeździe. Ale nie wiem, czy ktoś mnie widział. Z nikim nie rozmawiałam.
Shiu ewidentnie nie chciał odpuścić.
– A telefonicznie? Pokręciła głową.
– Nie musiałam nigdzie dzwonić. Z Vanessa rozmawiałam już wcześniej, więc wiedziała, że przyjeżdżam, a George był… – przywołanie imienia męża wywołało natychmiastowy i, według Juhle’a, nieco przesadny szok, z którego otrząsnęła się po maleńkiej, lecz niezaprzeczalnej wewnętrznej walce. – Szedł na obiad, jak już mówiłam – przeniosła wzrok z Shiu z powrotem na Juhle’a, westchnęła po raz kolejny i mówiła dalej. – Tak czy inaczej, obawiam się, że niewiele robiłam. Jazda trochę mnie zmęczyła, więc zdrzemnęłam się na chwilę, aż w końcu wzięłam egzemplarz Sunset, gdzie znalazłam przepis na nadziewaną pierś kurczaka, więc postanowiłam zaskoczyć Vanesse i zrobić to na obiad, zatem pojechałam na zakupy.
– Cofnijmy się na chwilę – rzekł Juhle. – Powiedziała pani, że już wcześniej rozmawiała pani z siostrą.
– Tak.
– Z domu?
– Nie. Z samochodu. Zazwyczaj dzwonię do niej, mijając JV, żeby potwierdzić, że nadal jesteśmy umówione.
Juhle spojrzał na Shiu, zastanawiając się, czy jego partner zrozumiał wagę tego faktu. Jeśli pani Palmer zadzwoniła z komórki, jadąc autostradą przez Mili Valley między szesnastą a siedemnastą, mogli określić jej położenie z dokładnością do mili lub dwóch, odnajdując zapis przyjęcia i transmitowania połączenia. Jeśli istotnie znajdowała się w Mili Valley, to wielce nieprawdopodobnym było, żeby wróciła do San Francisco zastrzelić męża i jego kochankę. Jeśli jednak, z drugiej strony, telefon wykonano z miasta – lub, lepiej, z okolic jej domu – to nadal byli na dobrym tropie.
Ale tak łatwo nie zamierzał jej odpuścić. Motyw był zbyt dobry, symetria zbyt dokładna. Za dużo w to włożyli. Wciąż mieli sklepy, wino, problemy z tą historią. Wciąż było to możliwe.
– Okay, wróćmy do zakupów – powiedział. – Do którego sklepu pani pojechała.
– Do supermarketu Safeway w Novato. Nie znam dokładnego adresu, ale jest to jeden zjazd przed zjazdem do Vanessy.
– Która była, pani zdaniem, godzina? – odezwał się Shiu.
– Nie wiem dokładnie. Szósta? Nie. Myślę, że spałam do szóstej. Raczej bliżej siódmej.
– Rozmawiała pani z kimkolwiek? Może ktoś panią zapamiętał? – spytał Shiu.
Najwyraźniej Washburn za długo znosił już milczenie.
– Proszę o wybaczenie, panowie – powiedział – sugerowałbym, aby spytali panowie, czy użyła swej karty Safewaya w czasie zakupów.
Ponownie jasne było, że już to przedyskutowali. Patrzył wyczekująco na panią Palmer.
– Tak. Użyłam.
– A więc jest tego zapis? – spytał Juhle.
– Z jej nazwiskiem i dokładnym czasem, jeśli o to chodzi – Washburn oparł się, kładąc stopę na kolanie drugiej nogi.
Frustracja Shiu osiągnęła krańcową fazę.
– A co z „Adriano”? – spytał.
– Zadzwoniła pani do siostry powiedzieć, że zapomniała pani o winie i wstąpi po nie do „Adriano”.
Na chwilę zmęczone czoło pani Palmer zachmurzyło się ponownie. Oparła się o poduszki małej kanapy, na której siedziała, po czym ścisnęła dłonią skronie.
– „Adriano” – powtórzyła.
– Jeannette – Washburn nachylił się w jej stronę i dotknął oparcia kanapy.
– Nie, wszystko w porządku, Everett – powiedziała. Wyprostowując się ponownie, zdawała się niemal uśmiechać. – Trudno przypomnieć sobie coś, czego się nie robiło – powiedziała. Po czym odwróciła się do Shiu. – Nie pojechałam do „Adriano”. Wróciłam do Safewaya. Przypomniałam sobie, że płacąc za inne zakupy, nie wzięłam gotówki, a oni mają terminal ATM przy kasach, więc wróciłam tam.
Tym razem Juhle był szybszy.
– I ponownie użyła pani karty?
– Tak, mojej karty Safewaya, a potem zapłaciłam ATM.