Pierwsze i największe podziękowania należą się mojej towarzyszce życia, przyjaciółce i muzie Lisie Sawyer. Jej siła, rozsądek i fundamentalna, życiowa radość czynią z niej najlepszą partnerkę, jaką można sobie wyobrazić. Bez trwałego i szczęśliwego domu, nie jestem zdolny do żadnej kreatywnej pracy. Do naszego domowego spokoju, jak również do tonu tych książek, przyczynia się znacząco nasz syn Jack Sawyer Lescroart, który pozostaje niezmiennie najlepszym kumplem, żartownisiem, krytykiem i, ogólnie, wszechstronnym osobnikiem.
Pozostając w kręgu ludzi bliskich, mój długoletni współpracownik Al Giannini ponownie towarzyszył mi od najwcześniejszych etapów tej pracy. Jego rozeznanie w labiryntach najbardziej wewnętrznych mechanizmów działania społeczności prawniczej, encyklopedyczna wiedza na temat zarówno prawa, jak i ludzkiej natury, oraz instynkty twórcze były i są częścią podbudowy każdej z moich książek związanych z San Francisco i moja wobec niego wdzięczność nie zna granic. Andy Jalakas przez około trzydzieści lat pracował w Służbie Ochrony Dzieci w Nowym Jorku i wiele z jego doświadczeń pomogło mi w stworzeniu historii najważniejszej postaci tej powieści. Andy zasugerował mi lekturę potężnej i ważnej książki Marca Parenta „Turning Stones: My Days and Nights with Children at Risk”, z której czerpałem.
Z wdzięcznością uchylam również kapelusza przed Davidem Corbettem, znakomitym pisarzem i byłym prywatnym detektywem, który bez wahania poświęcał mi swój czas, dzielił się wiedzą i był wyrozumiały. Moja asystentka, Anita Boone, nieprzerwanie w roli majordoma, eksperta wydajności, kontrolera i generalnie prawej ręki. Jest nieocenioną pomocą i być może najcierpliwszą osobą na świecie, szczególnie w przypadku pisarzy opanowanych czasami przez swoisty strach.
W czasie kilku minionych lat korespondencja internetowa odegrała ważną rolę w mojej bezpośredniej komunikacji z czytelnikami. Niektórzy z nich zasugerowali tematy, którymi mógłbym być zainteresowany. Nim nawet zacząłem planować „Wyścig z czasem”, jeden z moich korespondentów, Joe Phelan, polecił mi, bym przyjrzał się California Correctional Peace Officers Association (CCPOA), innymi słowy Związkowi Zawodowemu Strażników Więziennych. Sugestia ta odegrała fundamentalną rolę w tej książce i jestem mu wdzięczny za wszystkie materiały. Jednocześnie powtarzam, że choć informacje na temat CCPOA w książce oparte są na faktach i autentycznych wydarzeniach, to powieść jest dziełem fikcji i pozwoliłem sobie na sporą dowolność w przedstawieniu struktury organizacyjnej oraz kierownictwa związku (uwielbiam poznawać komentarze moich czytelników i można skontaktować się ze mną poprzez moją stronę http://www.johnlescroart.com).
Za różnorodne rady techniczne chciałem podziękować: oficerowi policji San Francisco Shawnowi Ryanowi za mrożące krew w żyłach szczegóły strzelaniny, w której brał udział; mojemu przyjacielowi Peterowi J. Diedrichowi Esq. za dziwne, mroczne szczegóły życia prawniczego, które doprawiły tę opowieść, oraz Frankowi Seidlowi za jego rozległą wiedzę na temat hrabstwa Napa i przemysłu winiarskiego, który, ku mojemu zachwytowi, miałem nareszcie okazję zgłębić. Karen Hlavacek jest niezastąpionym korektorem i nigdy nie będę w stanie się jej odwdzięczyć.
Ta powieść, by użyć eufemizmu, nie napisała się sama. Właściwie w początkowych stadiach miałem czasami wrażenie, że nigdy się nie zacznie. Ale w walce z tymi blokadami pomagali mi dwaj wspaniali przyjaciele, którzy, tak się złożyło, na co dzień zmagają się ze słowami – John Poswall i Max Byrd.
Carole Baron, choć nie pełni już funkcji kierowniczej w Dutton, od samego początku była siłą napędową i cheerleaderką mojej pracy, wnosząc znaczący wkład w powstanie pierwotnej koncepcji tej powieści. Dzień po dniu, mój edytor, Mitch Hoffman, dzięki kilku lekturom (i przenikliwym komentarzom) utrzymywał proces pisania na właściwym kursie. Don Matheson, wieczny kawaler, zapewnia mi regularne zastrzyki zdrowego rozsądku, bez których stron przybywałoby zbyt wolno, a pisanie ich przynosiłoby dużo mniej przyjemności.
Kilka postaci w tej książce zawdzięcza swoje nazwiska (choć nie cechy fizyczne lub osobowościowe, które są w całości wytworem mojej wyobraźni) osobom, których datki dla różnych organizacji charytatywnych były wyjątkowo szczodre. Ludzie ci (i odpowiednie organizacje) to: Doug Malinoff, Yolo County Court Appointed Special Advocates (CASA); Sue Kutschkau, Cal State Fullerton Foundation oraz Betsy Sobo, The American Repertory Ballet. Na koniec jestem niezmiernie wdzięczny, jak zawsze, mojemu agentowi Barneyowi Karpfingerowi, który od samego początku wziął pod swoje skrzydła potencjalnie ryzykowny projekt wydania tej książki i pomógł utrzymać nasionko żywe, aż wydało owoce.