20

Jadąc od Juhle’a, Hunt słuchał wiadomości nagranej na automatyczną sekretarkę w biurze: „Wyatt Hunt, mówi Gary Piersall. Chciałbym z tobą porozmawiać tak szybko, jak będziesz mógł. Nieważne o jakiej porze. Chodzi o Andreę Parisi i może to być bardzo ważne.” Nagrał trzy numery telefonu.

Połączył się pod pierwszy z nich i włączył się z powrotem do ruchu. Piersall był nadal w biurze i powiedział mu, by przyjechał tak szybko, jak będzie mógł. Ma zaparkować na jednym z miejsc dla wspólników, na podziemnym parkingu. Były oznaczone.

Hunt spojrzał na zegarek. Zbliżała się dziesiąta trzydzieści.

– Może powiesz mi przez telefon?

– Dzwonisz z komórki? – spytał Piersall.

– Tak. Z samochodu. Pauza.

– Nie. Raczej nie.

Hunt rozłączył się zaintrygowany. Piersall był obytym i doświadczonym adwokatem, przyzwyczajonym do występowania przeciwko grubym rybom. Jeśli nagle popadł w paranoję, samo w sobie wiele to mówiło. Ale jeśli Hunt miał teraz się spotkać z Piersallem i dowiedzieć o czymś, wobec czego musiałby zacząć działać, to zachodziło duże prawdopodobieństwo, że nie będzie mógł trzymać się swojego pierwotnego planu. To znaczy porozmawiać z Mary Mahoney – świadkiem, który zidentyfikował Staci Rosalier – w czasie jej nocnej zmiany w MoMo. Chwilę później rozmawiał już z Tamarą, wysyłając ją i Craiga do wykonania tego zadania.

Z każdą mijającą godziną rosło w nim poczucie nagłości. Jeśli Andrea już nie żyła, czas nie miał znaczenia. Może był to jego sposób na odsunięcie od siebie ostatecznej chwili pogodzenia się z takim faktem, lecz czymkolwiek była to potrzeba działania, nie miał najmniejszego zamiaru z tym walczyć. Dowie się tak dużo, jak będzie mógł, w najkrótszym możliwym czasie, z każdego źródła, do jakiego jest w stanie dotrzeć. Była to jedyna rzecz – jeśli w ogóle pozostała jeszcze jakaś nadzieja – która może, może, mogła cokolwiek zmienić. Co więcej, była to jedyna rzecz, jaką mógł zrobić.

Winda z garażu w budynku Piersalla automatycznie zatrzymała się na parterze i Hunt pobiegł truchtem do stanowiska strażnika, w przestronnym, przeszklonym holu. Piersall zdążył już uprzedzić strażnika i gdy Hunt wpisywał się na listę, strażnik zadzwonił na górę, by poinformować o przybyciu detektywa. Biegnąc do jednej z czterech wind – piętra 11-22 – Hunt niemal pozwolił sobie na iskrę nadziei. Najwyraźniej Piersall coś miał.

Drzwi windy otworzyły się na recepcję, która zaprojektowana została, by wzbudzać podziw. Mgła nie dotarła tak daleko w głąb lądu i widoczne poprzez biegnące od sufitu do podłogi okna miasto, mieniło się dokoła. Masywny, błyszczący, wysoki do pasa kontuar, wykończony sekwoją, długi na prawdopodobnie trzydzieści stóp, połyskiwał nawet w przyćmionych światłach punktowych używanych po godzinach urzędowania. W olbrzymich donicach rosło kilka drzew, rzucając subtelne wzory cienia na drewno sekwoi i wykładzinę w spokojnych barwach.

Hunt był tak podekscytowany, że niemal podskoczył, gdy Piersall zsunął się z pustego biurka, na którym siedział w półmroku.

– Dziękuję za tak szybkie przybycie. Doceniam to. I pozwolę sobie wyjaśnić jedno: pracujesz dla tej firmy nad pewnymi sprawami CCPOA i cokolwiek mówię, mówię ci jako mojemu detektywowi, zatem wszystko mieści się w granicach tajemnicy zawodowej.

Mężczyzna był spięty. Hunt nigdy wcześniej nie widział go bez dopasowanego garnituru w doskonałym porządku. Teraz nie miał na sobie marynarki, ani krawata, koszulę rozpiął pod szyją, a rękawy podwinął do łokci.

– Usiądziesz? – Piersall podszedł do jednej z kanap i jego długie, szczupłe ciało spoczęło na niej. Zaczął mówić, nie czekając aż Hunt usiądzie wygodnie. – Nie wiem za bardzo, jak powiedzieć to w pozytywnym świetle, ale pracujesz dla nas już wystarczająco długo, wiesz, jak to czasami jest – wziął wdech, odetchnął głęboko. – Musiałem skłamać policji dziś po południu.

– O czym? O Andrei?

– Nie bezpośrednio, nie – zawahał się. – O naszym głównym kliencie, którym, jak wiesz, jest związek zawodowy strażników więziennych. Inspektorom zajmującym się morderstwem sędziego Palmera powiedziałem, że związek nie ma bojówek. Choć, oczywiście, ma.

– Gliny i tak to podejrzewają, sir. To czy im pan powie, czy nie, nic nie zmienia.

– Nie, ale rozumiesz moją pozycję. Ja reprezentuję tych ludzi. Nie mogę szczuć na nich policji. Płacą nam – i to całkiem pięknie, jak wiesz – żeby tak się nie działo. Rozejrzyj się dokoła, to wszystko opłacane jest przez CCPOA, wszystko.

Cisza. Hunt nie musiał się rozglądać, żeby zweryfikować to, co już wiedział.

– Myślisz, że zrobili coś Andrei. Długa cisza. Piersall wypuścił powietrze.

– Słyszałeś kiedyś o Porterze Andertonie?

– Nie.

Piersall cmoknął ze smutkiem.

– Wygląda na to, że nikt nie słyszał. Porter Anderton był prokuratorem okręgowym w hrabstwie Kings, startował w zeszłym roku ponownie na to stanowisko. Ale popełnił błąd, prowadząc dochodzenie w sprawie zarzutów o nadużycia strażników wobec więźniów w Corcoran, a potem tworząc oficjalne akty oskarżenia. Dwudziestu sześciu facetów.

– Dwudziestu sześciu? Wszystko strażnicy? Co zrobili?

– Masz na myśli – uśmiechnął się słabo – co rzekomo zrobili, pamiętaj. To nasi chłopcy. Bronimy ich. Ci konkretni mieli najwyraźniej ciężki dzień w pracy, więc kiedy więźniowie wysiadali z autobusu na podwórzu, musieli trochę się wyładować, więc dusili, kopali i bili więźniów, którzy najwyraźniej nadal byli skuci.

– Jaka urocza opowiastka – skomentował Hunt.

– Ta.

– A tak z ciekawości – spytał Hunt. – Ile takich spraw dostajecie co roku?

– My? Przeciwko wszystkim pracownikom więzień? Około tysiąca.

Hunt zagwizdał.

– Każdego roku?

– W dopuszczalnych granicach. Oczywiście większość z nich nie wychodzi poza fazę dochodzeniową. Z oczywistych powodów – dodał Piersall. – Jak na przykład więzień-świadek, który nagle stwierdza, że nie pamięta jednak dokładnie, co widział.

– No i co z tym Andertonem?

– No, cóż, Porter nastawił się strasznie bojowo przeciwko tym strażnikom. Stwierdził, że mają wielki problem z całym systemem w Corcoran, które należało do jego jurysdykcji, więc zamierzał położyć temu kres. Skontaktował się też z sędzią Palmerem.

– I Porterowi coś się przytrafiło – to nie było pytanie. Piersall przytaknął.

– Wielki zbieg okoliczności, nieprawdaż? Miał wypadek w czasie polowania. Nigdy nie odnaleziono sprawcy. Jedno z tego typu zajść.

– No popatrz. A co z aktem oskarżenia?

– Jesteśmy prawnikami. Wykonaliśmy naszą pracę. Sprawy padły.

– Ta, ale autobus pełen ofiar? Inni strażnicy nie widzieli?

– Inni strażnicy, nie – Piersall wzdrygnął się. – Zapytaj któregokolwiek strażnika, czy widział brutalne zachowanie kolegi, a zawsze usłyszysz kategoryczne zaprzeczenie. To się nie dzieje. Ale na ich obronę muszę powiedzieć, że jeśli twoja praca polega na zamknięciu w celi trzystafuntowego goryla, gdy on tego nie chce, to też czasami miałbyś twórcze pomysły. A więźniowie? Wszyscy w końcu uznali, że w ich interesie leży odpuszczenie sobie całej sprawy.

– Wszyscy?

W odpowiedzi Piersall zdobył się na lekki, nerwowy uśmiech.

– A więc myślisz, że Palmer i może Andrea… – powiedział Hunt.

– Nie wiem. Nie wiem. Sama myśl jest niemal nie do zmienienia, szczerze mówiąc – głowa Piersalla zwisała, jakby z szyją łączyła ją jedna niteczka. – Pracowałem z tymi ludźmi i na nich zbudowałem moją karierę przez ostatnich piętnaście lat. Moja rodzina jeździła na wakacje z rodziną Jima Pine’a. Nie chcę wierzyć, że mógłby zlecić to, co, niestety, myślę, że zlecił.

– Ale czemu właśnie teraz?

– O to chodzi. Teraz stało się to nagle wykonalne. Nie wiem, czy śledziłeś to, ale kilka ostatnich tygodni było bardzo ciężkich dla systemu więziennego. Ośmiu strażnikom z Avenal postawiono zarzut krwawego sportu…

– Co to?

– Walki gladiatorów, na śmierć i życie.

Podczas gdy Hunt usiłował wpasować taką brutalność w swój światopogląd, Piersall kontynuował:

– Na dodatek w Fol som zmarło czterech więźniów…

– W jednym tygodniu? Jak to się stało? Ponownie lekki uśmiech.

– Jeden niefortunny upadek. Jedna komplikacja – nie żartuję – po ekstrakcji zęba. I dwa zapalenia płuc, których nie zdiagnozowano na czas, co nie jest zaskoczeniem, z uwagi na to, że tamtejszy główny lekarz nie ma już licencji na pracę w szpitalach. Ale, hej – dodał z gorzkim uśmiechem – przynajmniej żadnej strzelaniny, więc to nie strażnicy.

– Często dzieją się takie rzeczy? Myślałem, że to głównie na filmach, strażnicy zabijający więźniów?

– Zależy, gdzie akurat siedzisz. Tu, w Kalifornii, raz na dwa miesiące. Reszta kraju może raz w roku i to z reguły, gdy sam próbujesz kogoś zabić. W każdym razie sytuacja jest na tyle zła, że Palmer wyznaczył śledczego i specjalistę, by stworzyć plan, jak poradzić sobie z konstytucyjnymi kwestiami w działaniu przeciwko tym wypadkom. Chcesz więcej?

– Chyba mam ogólne wyobrażenie.

– Potrzebujesz jeszcze ostatniego elementu, który doprowadził do osiągnięcia punktu krytycznego w ciągu minionego weekendu. Palmer zarządził audyt…

– Więc miał naprawdę dość, dobrze rozumiem?

– O tak. Dokładnie, ma dość – czy raczej miał – bez wątpienia. Tak czy inaczej, jakiś czas temu, dostał cynk, że w więzieniach prane są pieniądze, więc zarządził audyt książeczek więźniów w Pelican Bay.

– Nie wiem, co to są książeczki więźniów.

– Konta trustowe. Zakłada się takie każdemu z więźniów, tak, że ich przyjaciele czy rodziny mogą dawać im pieniądze, żeby mogli kupować rzeczy w więzieniu – jedzenie, przybory toaletowe. To są przedmioty sprawdzone komisyjnie. Pod ladą, oczywiście, dostajesz fajki, prochy, kobiety, chłopców, cokolwiek da się załatwić.

– W więzieniach?

– Tak.

– W Pelican Bay? Najcięższym więzieniu w kraju?

– To samo.

– Z tamtejszymi strażnikami.

– Ta. Prawdopodobnie załatwiają połowę transakcji, biorą procent od wszystkich.

Hunt musiał przerwać napięcie.

– Nie wymyślasz tego wszystkiego na poczekaniu? Wywołało to ponownie lekki uśmiech.

– No więc, co ujawnił audyt? Połowa facetów w bloku pod specjalnym nadzorem, najgorsza nora w całym zakładzie, wierz mi, książeczki połowy tych facetów zawierały ponad dwadzieścia tysięcy dolarów. Dwie ponad czterdzieści.

– Tysięcy?

– Tysięcy.

– Można za to kupić sporo snickersów – powiedział Hunt. – Skąd mieli taką kasę?

– Spodoba ci się. To Eme.

– Niebawem będę musiał zacząć zapisywać moich ulubieńców. Kto to jest Emma?

– Nie, nie. EME. Meksykańska mafia. Bardzo, bardzo, bardzo źli chłopcy, najgorsi. Ich ludzie są w całym stanie, ale głównie na południu – mówię o handlarzach na rogach ulic – płacą za ochronę bosom EME w więzieniach. Jest to kolejna metoda wymuszeń, ale zdaje się przynosić dużo kasy, która wychodzi na zewnątrz, by zapłacić za więcej prochów albo wspomagać rodzinę więźnia. Nie wiem, może opłacają dzieciom studia. Ale kwestią zasadniczą jest to, że są to duże sumy, a jak się wydostają, to są czyste, wyprane przez więzienie.

– Jezu.

– Ta, no, złóż to sobie wszystko do kupy. Audyt był ostatnią kroplą i Palmerowi w końcu wyczerpała się cierpliwość. Jego biuro stworzyło pierwszą wersję natychmiastowego nakazu sfederalizowania całego systemu więziennego, co oznaczało usunięcie związku z całej sprawy. Miał pewne problemy jurysdykcyjne, ale nie wykluczone, że cholerstwo byłoby już w mocy.

– Ale został zabity.

– Właśnie. Ale – wyznanie tego wszystkiego zdało się, do pewnego stopnia, uspokoić Piersalla, ale teraz waga sytuacji ponownie zaczęła na nim ciążyć. Pochylił się, opierając łokcie na kolanach, ramiona opadły pod własnym ciężarem. – Cały dzień siedziałem w biurze – szeptał, być może obawiając się, że ktoś go słyszy. – Odkąd dowiedziałem się, że Andréa zniknęła, nie wiem, co mam zrobić, poza tym, że nie mogę iść na policję – patrzył na Hunta przez szerokość pomieszczenia. – Będę z tobą szczery. Boję się jak jasna cholera.

Huntowi wydawało się to usprawiedliwioną reakcją. On też by się bał. Może nawet powinien, choć nic nie czuł. Całe zamieszanie z więzieniami wydawało się strasznie oddalone od jego osoby. Choć, jeśli Andréa była w to zamieszana, to nie było to tak bardzo od niego oddalone. Był w tym po samą szyję.

– Zakładam – powiedział – że Pine wiedział o nakazie sędziego.

Piersall skinął.

– Zadzwoniliśmy do niego z mojego gabinetu, jak tylko Andrea mi to przekazała. Wczesnym popołudniem, w poniedziałek. No, a teraz popatrz na to – z kieszeni koszuli wyjął wycinek z gazety. – Wczorajszy „Chronicie”. Hunt wziął gazetę i zaczął czytać.

Wyszedł na papierosa i nie wrócił.

„Trzydziestopięcioletni były skazaniec, który niedawno złamał zasady zwolnienia warunkowego, uciekł wczoraj z więzienia San Quentin, gdzie oczekiwał na transport do zakładu Vacaville, kiedy to opuścił swoją celę po południu, uzyskawszy pozwolenie na wyjście na papierosa.

Choć na miejsce wysłane zostały psy tropiące, nie były one w stanie podjąć tropu Arthura Mowery’ego i w następstwie Departament Więziennictwa rozszerzył poszukiwania na sąsiadujące hrabstwa.

Mowery został po raz pierwszy aresztowany w lipcu 1998 roku za włamanie z bronią w ręku i był od tamtego czasu dwukrotnie na przepustce. Za jednym i drugim razem został aresztowany za złamanie warunków zwolnienia”.

Hunt spojrzał na datę.

– Wczorajsze wydanie „Chronicie”. A więc uciekł w poniedziałek po południu.

Piersall podniósł i opuścił głowę.

– Tak, zauważyłem.

– No więc, co mam zrobić? – spytał Hunt, wracając na swoje miejsce. – Myślisz, że ten Mowery…?

– Nie wiem – odparł Piersall, podnosząc dłoń. – To moja mantra w związku z całą tą sytuacją. Nie wiem o nim nic, poza tym, co właśnie przeczytałeś. Ale wiem, że większość pracy, jaką od nas dostawałeś, dostawałeś od Andrei. Jej sekretarka powiedziała mi, że twoja agencja dzwoniła kilkakrotnie, pytając o nią – wziął głęboki oddech i w końcu spojrzał Huntowi w oczy.

– Słuchaj, Wyatt, nie mogę być oficjalnie zamieszany w cokolwiek, z czego mogą wyniknąć kłopoty dla związków. Chcę, żebyś dobrze to zrozumiał. Ale jeśli miałoby to przynieść krzywdę Andrei, ktoś musi o tym wszystkim wiedzieć. Ktoś musi to sprawdzić. Wydajesz się logicznym wyborem.

– Dobra, niech będzie. Ale co ty o tym myślisz? – spytał Hunt.

– Nie sądzę… Wiem, że parę lat temu Jim Pine zatrudniał przez kilka miesięcy Mowery’ego, gdy pierwszy raz wyszedł na warunkowym.

– W jakim charakterze?

Spowiedź wyraźnie ciążyła Piersallowi. Otarł czoło.

– Ochrona. Wrócił do więzienia, bo był trochę zbyt entuzjastycznie nastawiony. To wtedy po raz pierwszy o nim usłyszałem. Nie mogłem uwierzyć, że Pine oficjalnie go zatrudnił i mieliśmy na ten temat długą dyskusję. To nie mogło się powtórzyć. Rozumiesz, o czym mówię?

– Chyba tak.

– Ale ponownie wyszedł na warunkowym.

– W czasie kampanii wyborczych – powiedział Hunt. – Kiedy pojawiły się te wszystkie problemy.

– Dokładnie. I od tamtej pory był cały czas na wolności, aż do minionej soboty, gdy ponownie złamał warunki – sprawdziłem po przeczytaniu artykułu. Tak między nami, to myślę, że to była prawdziwa ucieczka.

– No to co się, twoim zdaniem, stało?

– Myślę, że osoba kontrolująca go, kazała mu zabić Palmera, a on uznał, że to trochę za duże ryzyko. Znaczy wandalizm w okręgach wyborczych ma się nijak do zabicia sędziego federalnego. Mowery odmówił, więc za nieposłuszeństwo ponownie go wsadzili.

– A co z ucieczką?

– Albo dowiedział się, że mówili serio i wróci na dobre, więc zmienił zdanie, albo sam uciekł.

– Więc takie rzeczy naprawdę się zdarzają? To nad czym pracowała Andrea?

– Może. Wspomniała mi o tym w poniedziałek. Jednak nie wiedziała o Mowerym. Nie z nazwiska, w każdym razie.

– Wspomniałeś o jej podejrzeniach Pine’owi?

Z nieszczęśliwą miną Piersall potarł mocno twarz.

– Chyba wystarczająco, by sam się połapał.


Craig Chiurco i Tamara Dade wyglądali dokładnie na to, kim byli – parę młodych kochanków. Znali się – oboje pracując dla Hunta – już dwa lata, ale jako para byli jeszcze niecałe pół roku razem. Po raz pierwszy Hunt przydzielił ich do wspólnego zadania i miało ono atmosferę randki, szczególnie, że MoMo było miejscem, na które nie mogli sobie pozwolić w życiu prywatnym. Ale byli tam, wykonując pracę długo po tym, jak tłum zebrany na kolację, rozszedł się do domów.

Co, bynajmniej, nie oznaczało, że lokal był pusty i nudny – wręcz przeciwnie, spotkania i powitania zdawały się mieć wysoką częstotliwość.

Przez jakiś czas Mary Mahoney będzie zbyt zajęta, aby z nimi porozmawiać. Po rozmowie z Huntem, który dał jej instrukcje, Tamara zadzwoniła upewnić się, że Mary pracuje tego wieczora. A wtedy wystroili się i podążyli do śródmieścia.

Siedząc przy drzwiach wejściowych, by nie przegapić panny Mary, na wypadek, gdyby zapomniała, że obiecała z nimi porozmawiać, Tamara piła cosmo, a Chiurco gin z tonikiem. Był to dobry wieczór na ujrzenie gwiazd – z tyłu lokalu, w dwóch niezależnych grupach, bawili się Robin Williams i Sean Penn. Burmistrz, Kathy West, brylowała w towarzystwie przy dużym stole pod oknem frontowym. Właśnie usiłowali zidentyfikować siedzące z nią osoby, kiedy w drodze do toalety przeszedł obok nich dobrze zbudowany czarnoskóry mężczyzna. Chiurco pokazał go palcem i rzekł:

– Jerry Rice.

– To nie Jeny.

– Numer osiem-zero we własnej osobie. Zakład? Wyciągnęła dłoń wnętrzem do góry.

– Pięć dolców – powiedziała.

Craig podniósł dłoń i delikatnie klepnął jej rękę.

– Niech będzie pięć.

Wrócili do swoich drinków, oboje ukrywając uśmiechy, gdy zobaczyli, że Mary Mahoney wyłoniła się z tłumu przy barze i podeszła do nich.

– Nie wiem, czy wyrwę się w ciągu najbliższych kilku godzin, więc poprosiłam Martina – mojego kierownika – czy mogłabym zrobić sobie przerwę, skoro chodzi o Staci. Zgodził się, ale niech to nie trwa zbyt długo, okay? – nie było dla niej żadnego wolnego stołka, więc Chiurco wstał, oferując jej swój i zapytał jednocześnie, czy to Jerry Rice właśnie przeszedł obok nich.

– A, tak, to on. Cały czas tu przychodzi.

Chiurco uśmiechnął się zadowolony z siebie do Tamary, podczas gdy kelnerka powiedziała:

– Wciąż nie mogę uwierzyć, że go zamieniliśmy, wiecie. To było takie głupie.

– Nie wiem – odparł Chiurco. – Zacząłem wierzyć, że to lepszy interes, niż Giganci wymieniający za wszystkich tych graczy na końcu kariery, zamiast ich odstawiać.

– Ta, ale Jerry. Tak, jakby oddali Montanę.

– Ja bym żadnego z nich nie oddała – oznajmiła Tamara. – A teraz pozwoliłabym Jerry’emu grać tak długo, jak by chciał, a potem zrobiłabym z niego trenera i trzymała tu na zawsze.

– A potem nazwać jego imieniem park – powiedział Chiurco, bawiąc się, dając się ponieść chwili, naturalnie łamiąc lody.

– Podoba mi się – skinęła Mahoney. – Rice Park? Rice Field?

– A może The Rice Field? – spytała Tamara – The Rice Field?

– Doskonale – powiedziała Mahoney. – Powiemy mu, kiedy wróci.

– Ale już dla nas nie gra – powiedział Chiurco. Mahoney zrobiła smutną minę.

– Ach, tak. Fakt – ledwie robiąc pauzę, zmieniła temat.

– A więc jesteście z agencji detektywistycznej, nie z policji?

– Zgadza się – powiedziała Tamara. – Klub Detektywów

– podała jej wizytówkę. – Teraz akurat szukamy Andrei Parisi. Mahoney nie ukrywała swoich emocji, teraz miała pytającą minę.

– Tej od procesu? Widziałam ją w TV, ale nie wiedziałam… Ona naprawdę zaginęła?

– Dlaczego to miałoby być nieprawdą? – wtrącił Chiurco. Wzruszyła ramionami.

– Bez powodu, właściwie. Znaczy opuściła tylko jeden program, nie? I to leci tylko na jednym kanale. Myślałem, że może chodzi o jakieś badania oglądalności.

– Nie – powiedziała Tamara. – Naprawdę zaginęła. Od wczorajszego popołudnia.

– I ma coś wspólnego ze Staci? Tamara starała się zachować spokój.

– Nie wiemy. Właśnie się tego staramy dowiedzieć.

– Zdecydowanie – powiedział Chiurco. – Staci miała w portfelu wizytówkę Andrei.

– To wszystko? To ma być trop? – z kieszeni wyjęła pokaźny stosik wizytówek i położyła go na stoliku. – To tylko z dzisiejszego wieczora – powiedziała. – I mam tyle co wieczór

– umieściła wizytówkę Tamary na wierzchu kupki. – Teraz ty też tu jesteś – odwróciła się do Chiurco. – Jak ty też masz, to mogę cię dołożyć. Mam nadzieję, że macie coś więcej.

Tamara opanowana i elegancka, napiła się drinka.

– Niezupełnie.

Chiurco pochylił się i oparł łokcie na stoliku.

– Staramy się dowiedzieć, co mogło ich troje łączyć. Na przykład, czy Staci znała Andreę.

– Mnie nic o tym nie wiadomo – Mahoney czuła się pewnie – A powiedziałaby mi. Zdecydowanie, jak sądzę. Była fanką TV Proces.

– Więc byłyście blisko?

Momentalnie jej oczy niemal przepełniły łzy i Mary otarła powieki. Czekali.

Westchnęła dwukrotnie, zadrżała.

– Byłam dla niej miła, gdy się tu pojawiła i możliwe, że to nie było dla niej takie oczywiste.

– Więc nie znałaś jej, zanim zaczęła tu pracować? – spytała Tamara.

– Nie.

– Dorastała tu, w mieście?

– Nie sądzę. Mieszkała tu przez kilka ostatnich lat. Przedtem, nie wiem.

– Ponieważ – mówiła dalej Tamara – nie odezwał się nikt z jej rodziny, policja nie była w stanie dowiedzieć się jeszcze niczego o jej przeszłości.

Kelnerka zrobiła zdziwioną minę.

– Niczego?

– Nic a nic.

– To takie niesprawiedliwe. – Nagle jej twarz rozjaśniła się. – Moment. Wiem, że ma… miała, znaczy się, młodszego brata. Trzymała jego zdjęcie w pokoju.

– Poznałaś go?

– Nie.

– A imię? – Tamara kontynuowała, podczas gdy Chiurco stał ze skrzyżowanymi rękoma, pozwalając jej pracować.

– Nie wiem, mówiła o nim brat.

Mahoney spojrzała na bar, jej przerwa trwała wystarczająco długo, a ten cały brat nie pomoże Staci, ani Andrei.

– Nigdy o nim nie rozmawiałyśmy. Zobaczyłam zdjęcie, zapytałam, kto to, a ona powiedziała „Ach, to mój brat”. Nie wdawałyśmy się w szczegóły. To był po prostu jej brat.

– To nie była jej pierwsza posada kelnerki – Chiurco zmienił temat, starając się ponownie zainteresować Mary.

– Nie. Pracowała, jak sądzę, w tajskiej restauracji na Ocean. Chodziła do Miejskiego Uniwersytetu i mieszkała po tamtej stronie miasta, aż dostała mieszkanie tutaj.

– To znaczy gdzie? – spytała Tamara.

– Tam – Mahoney wskazała ręką przez okno. – Te mieszkania po drugiej stronie ulicy. Sędzia jej kupił.

– Prawie skończyliśmy, Mary – powiedział Chiurco. – Możesz spróbować sobie przypomnieć, czy Staci kiedykolwiek mówiła coś o Andrei Parisi, w jakimkolwiek kontekście?

Jej kolagenowe wargi zacisnęły się na chwilę koncentracji.

– Przykro mi, naprawdę nic takiego nie pamiętam.

– Okay, ostatnia rzecz – powiedziała Tamara. – Czy jest coś, co pamiętasz o Staci, co mogłoby nam pomóc? Jakikolwiek powód, dla którego ktokolwiek mógłby chcieć ją zabić?

– Nie mogę uwierzyć, że ktokolwiek mógłby ją zabić. Myślę, że musiało chodzić o sędziego, a ona tam po prostu była.

– A z tego, co wiesz – dodał Chiurco – była już tam kiedyś, u niego w domu?

– Nie, jestem tego całkiem pewna. Wspomniałaby mi.

– Więc dlaczego? – Tamara zdawała pytać nie tyle Mary, co samą siebie.

– Nie wiem – Mahoney uśmiechnęła się krzywo. – Dlaczego to wszystko?

Загрузка...