Zbliżała się północ.
Przyczajony w kucki pośród drzew patrzył z wysokości grzbietu wzgórza. Widział stamtąd kamieniołom. Działania na dole ograniczały się do wymachiwania latarkami i rozpalania ogniska przez stróżujących policjantów. Zostały jakieś samochody stacji telewizyjnej. Zainstalowały na swoich dachach jaskrawe światła stroboskopowe. Ciekawe, cóż to spodziewali się zobaczyć?
Na pewien czas jego złość poległa pod ciężarem zmęczenia. Żołądek rozbolał go od wymiotów. Od dziecka tyle nie wymiotował. Nienawidził tych momentów, kiedy tracił kontrolę nad swoim ciałem.
Nienawidził tego, nienawidził, nienawidził.
Nawet w tej chwili, kiedy obserwował, jak bezczeszczą jego kryjówkę, chwytały go skurcze i rozrywały wnętrzności.
I pomyśleć tylko, że wszystko to z winy jednego człowieka, który chce go zniszczyć. Widział z daleka dom starego. Z tej odległości dostrzegał jedynie rozproszone przez żaluzje żółte światło w pokoju od frontu. Z bliska przekonał się, że to salonik. Zanotował w pamięci, że sofa znajduje się na samym środku sporego pokoju, przodem do okna i na wprost telewizora, który stał na taniej szafce na kółkach. Wyobrażał sobie, że ten cholerny staruch siedzi i ogląda wiadomości, widząc zarazem przez okno, jak ktoś jedzie długim podjazdem.
Gdy tylko zobaczył Luca Racine’a w telewizji, wiedział, że skądś go zna. Spotkał go w mieście, to oczywiste. A jednak cały dzień go to dręczyło. Wreszcie doznał olśnienia. Tak, dosłownie olśnienia.
Ten stary był tam w sobotę w nocy. Był w Hubbard Park, spacerował z tym durnym małym psem. Łazili mimo ciemności i burzy. Jak mogło mu to wylecieć z głowy? Tak, widział go wówczas w takim idiotycznym, małym czarnym berecie na siwych włosach. Obserwował nawet, jak Racine daje Joan wskazówki, by mogła dojechać na West Peak. Bardzo uważał, żeby stary go nie zobaczył, zaczekał, aż odszedł na bezpieczną odległość, i dlatego się spóźnił, a nienawidził się spóźniać.
A jednak, pomimo wszelkich środków ostrożności z jego strony, stary wiedział. Coś wiedział. Czyżby go wtedy spostrzegł? Czy ukrył się w cieniu i podglądał? Co zdołał zobaczyć ten stary człowiek? I jakim cudem dowiedział się o kamieniołomie?
Nie, nie, nie.
Jeżeli stary wie, to dlaczego szeryf dotąd go nie zaaresztował? W co ten Racine gra? Czyżby pragnął go tylko zniszczyć? Czy o to chodzi?
Ale dlaczego, dlaczego, dlaczego?
Znowu wszystko się spaprało, a on nienawidzi papraniny. Matka zawsze kazała mu po sobie sprzątać, stała nad nim, popychała w jego własne wymiociny, i to twarzą, kiedy się ociągał.
– Napaskudziłeś, to teraz posprzątaj. – Wciąż słyszał jej piskliwy głos.
Trzeba jak najszybciej zabrać się do sprzątania.