Agenci zawsze tak postępują – chronią się nawzajem. Często obejmuje to również ich rodziny. Ale detektyw Julia Racine pracowała w policji, a nie w FBI. Kilkakrotnie współpracowała z Maggie, lecz nie łączyła ich przyjaźń, tolerowały się wyłącznie jako koleżanki z pracy. Detektyw Racine pokonywała szczeble kariery zawodowej, łamiąc zasady, które stały jej na drodze. Czasami lekkomyślnie ryzykowała, czasami bywała bezwzględna. Minionego roku w toalecie publicznej w Clevelandzie, w stanie Ohio, Julia Racine powstrzymała matkę Maggie przed podcięciem sobie żył. Maggie nie lubiła mieć długów. A była dłużniczką Racine. Wypadało zatem spłacić dług wdzięczności i ochronić ojca Julii przed zakusami mordercy. Poza tym Maggie poczuła szczerą sympatię do tego starego człowieka, który w niczym nie przypominał swojej córki.
Przyniosła mu tacę na taras, gdzie nadal siedział zapatrzony, mimo że widoki, które na pozór go interesowały, przesłoniły już cienie nocy. Odmówił jednak wejścia do domu, dopóki nie zabiorą czaszki i nie wywietrzeje zapach gotowanego ludzkiego ciała. Maggie włączyła wentylator nad kuchenką i otworzyła wszystkie okna, których nie zaklejono farbą przy malowaniu. Naprawdę nie czuła już żadnego zapachu, ale Luc twierdził, że on w dalszym ciągu go czuje.
– Zrobiłam dla nas kanapki. – Postawiła tacę na ławce. Poza mlekiem i sokiem znalazła w lodówce jedynie skrawki wędliny, majonez i chleb.
– Nie jestem głodny. – Luc ledwie zerknął na jedzenie i wrócił do stanu czuwania. Siedział wyprostowany, wypatrywał oczy i nadstawiał ucha, czy nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Słychać jednak było tylko nawoływania nocnych ptaków i śpiew świerszczy. Scrapple leżał na kolanach Luca, do tej pory w pełni tym usatysfakcjonowany, ale teraz znacząco spoglądał na tacę z jedzeniem, machając ogonem, żeby zwrócić na siebie uwagę pana. Luc wyciągnął rękę i wziął kawałek szynki, mówiąc:
– Dobrze żuj. Nie połykaj od razu.
Pies oczywiście połknął i czekał na dokładkę.
– Więc mi się nie zdawało. Był w moim domu – rzekł w końcu Racine, nie patrząc na Maggie.
– Tak.
Odetchnął z ulgą. Czy doprawdy sądził, że sobie to wszystko uroił? Ugryzł kanapkę, a potem zdjął kolejny kawałek szynki dla Scrapple’a.
– Ale dlaczego? Dlaczego mnie śledzi?
– Pan i Calvin Vargus ujawniliście jego kryjówkę, jego prywatny teren, więc on zachował się tak samo.
– Myśli pani, że chce mi coś zrobić? No, wie pani, jak tym innym?
Maggie szukała na jego twarzy lęku, ale Luc zajął się już jedzeniem.
– Może chciał pana tylko nastraszyć – oznajmiła, choć nie była o tym przekonana. W jej odczuciu morderca wciąż tkwił gdzieś tutaj w cieniu, mimo że ludzie szeryfa przeczesali okolicę.
– Chyba go widziałem – oświadczył Luc z powagą, a Magie usiadła prosto.
– Gdzie? Kiedy?
– Wczoraj, może przedwczoraj. Tylko jego odbicie w szybie wystawowej, jak przechodziłem. Słyszałem kroki, no, wie pani, ktoś za mną szedł, zwalniał, jak ja zwalniałem. Stanął, jak ja stanąłem.
Maggie starała się ukryć poruszenie, nie przerywać staremu, żeby mówił we własnym tempie, ale była zbyt niecierpliwa. Luc odłożył zjedzoną do połowy kanapkę i znowu zapatrzył się w ciemność.
– Jak wyglądał ten człowiek w szybie?
Luc milczał, jakby wytężał pamięć, próbował przywołać tamten obraz. Po chwili Maggie powtórzyła pytanie:
– Luc, jak wyglądał ten człowiek w szybie wystawowej?
Odwrócił ku niej twarz, rzucając wzrokiem w tę i z powrotem, zanim popatrzył jej prosto w oczy ze słowami:
– Przepraszam, kim pani właściwie jest?