ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY ÓSMY

Lubił robić zakupy o tej późnej porze. Alejki między półkami w Stop amp; Shop były prawie puste. Wciąż wrzała w nim złość, co prawie nieuchronnie groziło nawrotem nudności, ale szczęśliwie nie było nikogo, kto mógłby zauważyć, jak pędzi do ubikacji albo nagle zostawia wózek i wybiega ze sklepu. Przypomniał sobie przy okazji, że powinien kupić zapas tego kredowego paskudztwa.

Od wyjścia z biblioteki czuł mrowienie w palcach i słabość w nogach. Odwrócił się, żeby sprawdzić, czy nikt na niego nie patrzy, czy nikt go nie śledzi. Przecież ktoś chce go zniszczyć. Ciekawe, jak na to wpadli? Skąd zdobyli jego adres mailowy?

Początkowo przypuszczał, że to ten stary. Ale teraz był przekonany, że to ta wścibska dziennikarka. Suka! Powinien był przewidzieć, że sprawi mu kłopot. Łaziła za nim. Widział ją w kilku miejscach, węszyła dokoła. Wczoraj o mały włos nie wpadł na nią, a ona udała, że go nie widzi, jakby był przezroczysty. Udawała, że nic nie wie, ale to nieprawda. Bo jaka siła przyciągała ją wszędzie tam, gdzie tylko się pojawił?

A teraz bawi się z nim, wysyła mu maile i podszywa się pod Joan. To na pewno ta dziennikarka.

Na pewno ona. Na pewno.

Ale skąd wie? Jak się wywiedziała, że Joan jest u niego? Czy ten stary jej coś powiedział? Może widział tamtej nocy w Hubbard Park, jak zabierał Joan do samochodu?

Najważniejszy jest spokój. Trzeba głęboko oddychać. Już on się zajmie swoimi wrogami, wszystko w swoim czasie. Teraz trzeba zachować spokój. Postukał palcem w kieszeń, upewniając się, że wciąż jest tam kartka. Kiedy w bibliotece przeczytał tego maila, sprawdził adres i numer telefonu stacji telewizyjnej. Jakaś recepcjonistka poinformowała go, że Jennifer Carpenter wróci dopiero o wpół do jedenastej. Żeby zadzwonił po wiadomościach o jedenastej, jeśli życzy sobie z nią rozmawiać. Rozmawiać? Tak, może chce z nią porozmawiać. Zapytałby ją na przykład, dlaczego za nim się włóczy. Dlaczego go dręczy.

Przeglądał towar na półkach, próbując złapać oddech i skoncentrować się na zakupach. Wybrał kilka słoików z galaretką owocową. Te trzydziestoczterodekowe będą akurat. Potem wypatrzył duży słoik z oliwkami. Wziął go do ręki, obejrzał, prawie kilogram, szeroki wygodny otwór i zakrętka. Włożył go do wózka obok puszek z zupą i bochenka białego chleba. Majonez. Przypomniał sobie, że skończył się majonez. Szkoda tylko, że nie sprzedają go w dużych słoikach, akurat był tylko w plastikowych opakowaniach o pojemności kilogram osiemdziesiąt. A plastik nie jest dostatecznie dobry.

Starał się zapomnieć o mailu i złości, którą w nim wzbudził.

To głupie, głupie, głupie.

To głupie, żeby się z nim w ten sposób zabawiać i udawać Joan Begley. A zatem ona chce go zniszczyć. Oni wszyscy chcą go zniszczyć. Ten stary, nawet ta agentka FBI. Nikomu nie ufał. Wszyscy mieli na oku jeden cel: złapać go. Niech na to nie liczą. Nie zdołają go zniszczyć, jeśli tylko pierwszy zacznie eliminować swoich wrogów.

Ta myśl przywołała na jego twarz szeroki uśmiech. Tak, zajmie się nimi po kolei. Co prawda odkryli jego cmentarz, ale znajdzie sobie inne miejsce. Od razu odzyskał energię i poczuł, że panuje nad sytuacją.

Ruszył przed siebie sklepową alejką. Ktoś mówił, że stary choruje na Alzheimera. Nie podobało mu się, jak o tym mówili, jakby taki Alzheimer wymagał współczucia. Jakby im było żal starego.

Ciekawe, na czym to polega? Jak się objawia choroba o nazwie Alzheimer? Czy mózg się kurczy? Może zmienia kolor? Chętnie by to zobaczył na własne oczy.

Poprzednio wystarczył mu duży słoik po piklach, szukał teraz podobnego słoja. Tak, mózg Steve’a Earlmana mieścił się idealnie w dużym słoju po piklach, więc i dla Luca Racine’a powinien starczyć.

Загрузка...