ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY DZIEWIĄTY

Luc przez cały ranek nie opuszczał domu. Nie zabrał nawet gazety. Od wyjścia agentki O’Dell krążył niespokojnie od okna do okna, co jakiś czas rzucając okiem na włączony telewizor, i nie wypuszczał z ręki kija bejsbolowego. Scrapple już wiele godzin temu dał sobie spokój ze swoim panem i położył się na ulubionym dywaniku. Zasnął głęboko, i tylko kilka razy zastrzygł przez sen uszami.

Luc słyszał auta, które przejeżdżały Whippoorwill Drive. Może w kamieniołomie coś się dzieje. Chyba wcześniej wyły gdzieś syreny. W południowych lokalnych wiadomościach wspomniano o samochodzie, który został znaleziony w Hubbard Park, ale to było w Meriden, a nie tutaj. Nie zamierzał wychodzić z domu i sprawdzać, co się wydarzyło. Zazwyczaj trudno było go zatrzymać, ale dziś… Dziś dostawał dreszczy, gdy tylko postawił stopę na progu. Czy tak już teraz zawsze z nim będzie? Starzec, który boi się sam opuścić dom i nie pamięta nawet, czy to zrobił…

Agentka O’Dell prosiła go tego ranka, żeby przemyślał, czy nie powinien jednak zadzwonić do Julii, by poinformować ją, że u niego wszystko w porządku. Ale jeżeli córka nie wie o tych morderstwach, to nie ma powodu, żeby ją uspokajać. Tak w każdym razie uważał. Z drugiej strony wiedział, że powinien do niej zadzwonić. Chciał to zrobić od czasu, gdy z nią ostatnio rozmawiał… Jezu, jaki to był dzień? Czy od tamtej pory minęło kilka dni, czy parę tygodni?

Usłyszał kolejny samochód. Ten był chyba na jego podjeździe. Zanim Luc dotarł do drzwi, agentka O’Dell wchodziła już na ganek. Otworzył jej i zaczerwienił się ze wstydu, że nadal ściska w dłoni kij bejsbolowy.

– Co tam taki ruch?

– Nie wiem – odparła, łapiąc oddech. – Nie mogłam dodzwonić się do szeryfa Watermeiera. Pomoże mi pan?

– Oczywiście. To znaczy spróbuję.

Rozłożyła mapę na stoliku do kawy.

– Pan długo mieszka w tej okolicy, prawda?

– Niemal całe życie. Moja żona, Elizabeth, pochodziła z Filadelfii, ale bardzo pokochała to miejsce, więc zostaliśmy. Żałuję, że Julia, jak tylko dorosła, nie chciała tu mieszkać, ale… ale co może ojciec?

– Czy wie pan może, gdzie jest dom Ralpha Shelby’ego?

– Ralpha rzeźnika? On już dawno nie żyje. Kiedy to było? Jakieś dziesięć lat, nie pamiętam. Mówiłem pani rano, że Steve Earlman kupił sklep mięsny od Ralpha? A teraz Steve’a też nie ma. Mówiłem pani, prawda? Nie rozmawialiśmy o tym rano?

– Tak, mówił pan. Ale dom pana Shelby’ego, ziemia, na której mieszkał, wie pan, gdzie to jest? To niedaleko stąd, prawda?

– Pewnie, to przy końcu drogi, za starym młynem Millerów. Pani Shelby zmarła parę lat temu, ale chyba nadal mieszka tam ich syn.

– Może mi pan wskazać to miejsce na mapie?

Luc patrzył na linie i niebieskie plamy, które wyglądały kompletnie obco.

– Jesteśmy tutaj. – Maggie dotknęła mapy palcem, ale niczego mu to nie przypominało poza krzyżującymi się czerwonymi liniami.

Patrzyła na niego ze zmarszczonym czołem. Może się martwi? Nie znał jej dość dobrze, żeby wiedzieć, czy jest na niego zła, czy też mu współczuje. Zresztą na pewno wolałby to pierwsze.

– Luc, może mi pan pokazać?

– Mogę, ale nie na mapie. – Skierował kroki do drzwi, wziął czarny beret i kurtkę.

– Nie, nie może pan ze mną jechać.

– Tylko w ten sposób potrafię pani pomóc.

– Nie może mi pan dać wskazówek? Jak daleko stąd? Czy to przy Whippoorwill Drive?

– Naprawdę nie jestem uparty. – Robił wszystko, by znowu nie poczuć zażenowania. – Ale nie umiem pani powiedzieć, nie umiem tego opisać słowami. – Ręce mu latały, pomagając w wyjaśnieniach. – Muszę to… pokazać.

Zawahała się, splotła ramiona na piersi, jakby podejmowała decyzję.

– Okej, ale proszę obiecać, że zostanie pan w samochodzie.

– Oczywiście, że zostanę. Czemu panią interesuje stary dom Shelby’ego?

– Muszę tam coś sprawdzić. Mówił pan, że kiedy zamknięto sklep mięsny, ktoś wykupił całe wyposażenie.

– No tak. Ale nie pamiętam, kto to był. A powinienem chyba wiedzieć.

– Ja wiem. To był syn Ralpha Shelby’ego. On wszystko kupił, dokładnie wszystko.

– Naprawdę? Hm. Ciekawe, po co mu te stare graty.

– Właśnie to mnie interesuje.

Загрузка...