ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY DRUGI

R.J. Tully zebrał brudne naczynia i wstawił do zlewozmywaka, po czym zmiótł okruchy. Następnie wyjął laptop, postawił go na stole kuchennym, włączył do gniazdka i podłączył kable dostępu do internetu. Obudowę komputera pokrywały ślady talku do zdejmowania odcisków palców, poza tym ludzie z laboratorium pracowali szybko, czysto i efektywnie.

Bernard w dalszym ciągu usiłował wytropić nadawcę listów do Joan Begley, choć wyglądało na to, że Tully ma rację. SonnyBoy korzystał wyłącznie z komputerów w miejscach publicznych. Wyśledzili go w bibliotece publicznej w Meriden i uniwersyteckiej w New Haven. W takiej sytuacji istniało spore prawdopodobieństwo, że nigdy go nie zidentyfikują ani nawet nie zawężą listy potencjalnych nadawców według jakichś konkretnych danych. Poza korespondencją Sonny korzystał z adresu mailowego, wyłącznie wchodząc na czaty. Nie posiadał bankowego konta internetowego, nie dokonywał zakupów w sieci za pomocą karty kredytowej. Znaleźli się w ślepym zaułku.

Posługując się hasłem i grzebiąc w dokumentach Joan Begley, Tully uzyskał dostęp do jej internetowego konta. Przeczytał maile, których dotąd nie otworzyła, i zachował je, klikając na „Zachowaj jako nowe”, na wypadek, gdyby ktoś jeszcze chciał do nich zajrzeć.

Harvey poderwał się spod stołu i przestraszył Tully’ego, który zapomniał już, że ma u siebie psa. Po kilku sekundach usłyszał, że otwierają się drzwi. Pies był naprawdę czujny.

– Cześć, tata – zawołała Emma, za którą weszła Aleesha, jej przyjaciółka nierozłączka.

– Wcześnie wróciłaś. – Uważał, by zbyt jawnie nie okazać zadowolenia. Ostatnio prawie jej nie widywał, a jeśli już, to w przelocie.

– Pouczymy się tutaj dziś wieczorem. Nie przeszkadza ci?

Zdążyła rzucić stertę książek na sofę i pochyliła się, by uściskać Harveya. Objęła jego potężny kark. A kiedy przyjaciółka odskoczyła, żeby nie zostać pacniętą psim ogonem, Emma parsknęła śmiechem.

– Pogłaskaj go – powiedziała do Aleeshy, która czekała na pozwolenie. – Możemy zamówić pizzę na kolację?

Dała Harveyowi rękę do polizania i podniosła wzrok na ojca. Wówczas Tully zobaczył w oczach córki jakiś błysk, iskrę, coś, czego nie widział od dawna. Było to czyste i najprawdziwsze szczęście.

– Jasne, słodki groszku. Ale pod warunkiem, że się ze mną podzielicie.

– No jasne. Zwłaszcza że ty za nią zapłacisz. – Przewróciła oczami, nadal rozpromieniona.

I pomyśleć, że wystarczy zwyczajne liźnięcie psim jęzorem i machnięcie psim ogonem, żeby uszczęśliwić jego córkę! Nie do uwierzenia! Nastolatki! Nigdy ich nie zrozumie.

Mniej dziwiło go, że Emma ma prawie szesnaście lat, niż fakt, że jest ojcem szesnastolatki. I cóż on wie o dziewczętach w tym wieku? Nie ma żadnego doświadczenia z nastolatkami. Ojciec małej dziewczynki to dosyć oczywista rola. Sprawdzał się jako opiekun, ktoś kto chroni, podziwia i dba o podstawowe potrzeby, ale odnosił wrażenie, że jego dorastająca córka uważa te wszystkie cechy za wielce dokuczliwe.

– Chodź, Harvey! – zawołała Emma z holu. – Obserwuj go, Aleesha – powiedziała do koleżanki w drodze do swojego pokoju. – On jest super. Kładzie się przy moim łóżku, jakby mnie pilnował. I te wielkie, smutne brązowe oczy. Czy nie są super?

Tully uśmiechnął się pod nosem. A więc ojciec, który podziwia i chroni córkę, jest denerwujący, za to u psa to najbardziej wartościowe cechy. Czyżby już ktoś zajął jego miejsce w życiu Emmy? Lepiej niech to będzie pies, a nie chłopak.

Wrócił do elektronicznej poczty Joan Begley. O’Dell mówiła, że morderca z kamieniołomu może być paranoikiem i cierpieć na urojenia. Sugerowała, że ukrył ciała, ponieważ nie chciał, żeby ktokolwiek zobaczył dzieło jego rąk, odwrotnie niż większość seryjnych morderców, którzy z premedytacją umieszczają zwłoki w widocznym miejscu. Pragną pokazać, że panują nad sytuacją. Więc ten zabójca, zdaniem O’Dell, czerpie satysfakcję z czegoś innego, nie zaś z torturowania i zabijania ofiar. Być może w samym akcie zabijania nie znajduje żadnej gratyfikacji. Jeśli O’Dell ma rację, zabijanie jest w tym wypadku wyłącznie środkiem do celu, który Maggie nazwała trofeami. Ale jeżeli to ten sam człowiek, który uprowadził Joan Begley, czego od niej chce?

Tully przejrzał treść jednego z maili SonnyBoya do Joan Begley. Nadawca zdawał się wyrażać w nim szczere zainteresowanie i troskę. Tak, zapewne trzeba zdobyć zaufanie ofiary, żeby ją zwabić. Ale w tym liście było też coś więcej.

Tekst brzmiał następująco:

Pozwól sobie przeżyć w pełni żałobę. Pozwól sobie na smutek. Wiesz, że tak trzeba. Nie musisz się tego wstydzić. Nikt nie pomyśli, że jesteś słaba.

Czy SonnyBoy identyfikował się w jakiś sposób ze swoimi ofiarami? Czy potrafił odczuwać to co one, czy miał zdolności empatyczne? A może współczuł im tylko z powodu ich niedoskonałości? Czy sugerował empatię, bo był to element gry? Czy z Joan Begley było inaczej?

Tully zastanawiał się, czy O’Dell ma rację. Czy morderca ukrywał ciała, dlatego że był zażenowany swoim czynem? Czy to możliwe? Morderca zawstydzony potrzebą posiadania chorych i zniekształconych organów innych ludzi? Może nawet zakłopotany, że wymagało to od niego zabijania? Czy to w ogóle prawdopodobne? Dało się jeszcze wytłumaczyć, że zaczął od zmarłych. O’Dell wspominała o jakimś starym mężczyźnie z guzem mózgu, zabalsamowanym i pogrzebanym. Może zatem SonnyBoy rozpoczął od zmarłych i stopniowo nabierał odwagi. Albo też jego potrzeba ostatecznie wzięła górę nad wszelkimi skrupułami związanymi z zabijaniem.

Tully wyprostował plecy i patrzył na ekran komputera, na ostatni list wysłany przez SonnyBoya. Jak głęboka jest jego paranoja, jak daleko sięgają urojenia? Tully bardzo pragnął się tego dowiedzieć.

Zapewne należałoby przegadać swoją teorię z O’Dell. Nie powinien robić nic głupiego ani ryzykownego. A jednak co ma do stracenia? Zresztą może to zły wpływ O’Dell, która własnym przykładem kusi go, żeby zbaczał z prostej drogi i odstawił na bok swoją wierność regulaminowi.

Przysunął krzesło bliżej stołu, jego palce zawisły nad klawiaturą. A co tam! Nacisnął ikonę „Napisz” i na ekranie otworzyło się odpowiednie okno. Żeby nie zmienić zdania, szybko napisał kilka słów i kliknął „Wyślij”. A jeśli SonnyBoy więzi gdzieś Joan Begley, jeżeli trzyma ją związaną i zakneblowaną? Albo już ją zabił? Wtedy byłby zdziwiony, otrzymując od niej odpowiedź, nawet jeśli jest to jedno słowo:

Dlaczego?

Загрузка...