ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY TRZECI

Simon patrzył na narzędzia na ścianie i nie potrafił wybrać. Przywykł już do towarzystwa Joan i chociaż nie znosił sprzątania jej wymiocin, cieszyło go, że ma w domu gościa. Cieszył się, że Joan nie prosi już nawet, aby ją wypuścił. Miał nad nią władzę i to również mu się podobało. Ale ta dziennikarka wszystko zepsuła. I teraz musi pozbyć się Joan.

Zadzwonił do zakładu pogrzebowego i powiedział sekretarce, że nie przyjdzie do pracy, bo złapał grypę. Nigdy przedtem tego nie robił. Postanowił również nie iść na popołudniowe zajęcia na uczelni, też po raz pierwszy. Od lat nie opuścił ani jednego dnia na uniwersytecie czy w pracy. W dzieciństwie stracił tyle godzin lekcyjnych, że potem musiał to nadrobić. A może chciał też coś udowodnić.

Bardzo nie lubił opuszczać zajęć. Nie znosił, jak jego codzienna rutyna ulegała załamaniu. To nie było w porządku. Ale tym razem sprawa była naprawdę ważna. Wymył już dwie zamrażarki, tę w warsztacie i tę w domu. Wyrzucił wszystkie części ciała, które tam trzymał, wszystkie te ludzkie członki, które uratował i zawinął w biały woskowany papier. Pozbył się ich w lesie, rzucił na pastwę kojotów. Był zły, że się z nimi rozstaje, ale żadna z tych części nie była dość interesująca, żeby ją wystawić. Naprawdę nie były mu do niczego potrzebne. Potrzebował za to lokum dla Joan. Na szczęście znalazł nowe miejsce, gdzie można chować zwłoki.

Wciąż patrzył na narzędzia. Wyeliminował już piłę łańcuchową, chociaż go kusiła, zwłaszcza że nadal nie był pewien, który gruczoł powoduje niedobór hormonów.

Próbowała go przekonać, że jest zdrowa. Że wymyśliła chorobę, by wytłumaczyć swój nadmierny apetyt. Biedna kobieta, podobnie jak inni, nie potrafiła dostrzec, że posiada tak cenny towar. Nic nie szkodzi. Wytnie wszystkie gruczoły. Na pewno zorientuje się po wyglądzie, który jest chory. A jeśli nie, postanowił, że i tak wszystkie zatrzyma.

Wystarczy mu nóż. Tylko który? Miał całą kolekcję ze sklepu swojego ojca, począwszy od ogromnego tasaka rzeźnickiego do małego delikatnego noża do filetowania. Więc pewnie coś pośredniego. Naprawdę nie miał ochoty tego robić. Zupełnie jakby się przywiązał do Joan. Chętnie wracał do domu, wiedząc, że ona tam jest, że może z nią porozmawiać i pokazać jej swoją kolekcję. Nigdy nie miał domowego zwierzątka. Nie, nie, nie zwierzątka. Ona wcale nie była jak domowe zwierzątko. Nie, nie, nie. Już raczej… prawdę mówiąc, nigdy nie miał przyjaciela. Więc pewnie była dla niego jak przyjaciel. Mimo to sięgnął po jeden z noży do filetowania. W tym samym momencie jego uszu dobiegł z zewnątrz jakiś dziwny dźwięk.

Czyżby kojoty odważyły się już przyjść?

Wyjrzał przez małe okienko warsztatu. W lesie było spokojnie i pusto. Potem ją spostrzegł, jak szła w kierunku tylnego wejścia do domu. Widział także, że agentka specjalna O’Dell trzyma przed sobą broń.

Загрузка...