ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY

Henry był przekonany, że złapał mordercę z kamieniołomu. Przez całą drogę powrotną Wally Hobbs narzekał na bóle żołądka. Cienkim głosem błagał Henry’ego, żeby zatrzymał samochód i pozwolił mu zwymiotować. Na szczęście drań poczekał z tym, aż dotarli do biura szeryfa. Przez chwilę Henry chciał krzyknąć, żeby Wally posprzątał swoje brudy, ale zrezygnował. Nie wolno zatrzymanego zmuszać do takich rzeczy, a tu chodziło o zbyt wysoką stawkę. Byle adwokat potrafi coś takiego wykorzystać podczas procesu.

Teraz Hobbs siedział w kajdankach przypięty do składanego metalowego krzesła w pokoju przesłuchań. Szczerze mówiąc, nie był to pokój przesłuchań, lecz pokój śniadaniowy z maszynką do kawy i talerzykami, na których zostały okruchy.

Henry zapoznał już Hobbsa z jego prawami, a raczej własną wersją tych praw. Czasami pomijał jedno czy dwa słowa.

– Co ty tam właściwie robiłeś, Walter? – Był ciekaw, czy zdoła zastraszyć drania i skłonić go do zwierzeń. Potem przypomniał sobie, że jego wspólnikiem jest największy despota w mieście i zapewne Hobbs uodpornił się na takie zachowanie. – Chcesz, żebym zadzwonił do twojej siostry?

– Nie. Nie dzwoń do Lillian.

– Dlaczego? Nie chcesz, by twoja siostra wiedziała, że wykopujesz z grobów zwłoki, a potem je ćwiartujesz?

– O czym ty gadasz?

– Widziałem na własne oczy, Hobbs. Co z tobą? Najpierw zabijasz, a jak ci się znudzi, wykopujesz nieboszczyków?

– Nikogo nie zabiłem.

– Jak mogłeś wykopać takiego człowieka jak Steve Earlman? Nie masz odrobiny szacunku dla zmarłych?

– Nie wykopałem go.

Wally Hobbs szeroko otwierał oczy, pot zalewał mu czoło. Henry czuł zapach tego potu.

– Ile osób zabiłeś, a ile odkopałeś?

– Chwileczkę. Musisz mnie wysłuchać. Nikogo nie zabiłem.

– Akurat.

– Marley, Calvin i ja chcieliśmy tylko zarobić trochę forsy.

– Marley? Jake Marley? – Henry przysiadł na skraju stołu. – Marley też jest w to zamieszany?

– Nie myśleliśmy, że wyrządzimy komuś krzywdę. Polisy na życie zwykle płacą za wszystko, więc nie wyciągaliśmy forsy z kieszeni rodzin.

– O czym ty mówisz, do diabła?

– Ja tylko robiłem, jak powinno być, żeby nikt nie zauważył, gdyby sprawdzali.

– Co sprawdzali? – Nagle w pokoju zrobiło się gorąco i Henry musiał otworzyć okno.

– Gdyby ktoś sprawdzał… no wiesz, grób Steve’a Earlmana, gdyby dokładnie zbadał, co i jak, toby zobaczył… No, Marley sprzedaje krypty, ale ich nie robimy, tylko z wierzchu wygląda, że krypta jest. Potem forsę dzielimy na trzech.

Henry potarł twarz ręką, okrutnie rozczarowany. Wally Hobbs okazał się gnidą i złodziejem, ale nie był mordercą.

Загрузка...