ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Maggie zobaczyła szpilki, które trzymały na miejscu krawat i klapy marynarki pana Earlmana. Podniosła powiekę zmarłego i znalazła w oczodole mały wypukły plastikowy dysk, stosowany przez pracowników kostnicy do zachowania kształtu oka i utrzymania zamkniętej powieki.

– Wygląda jak cięcie w ramach autopsji – stwierdził Stolz, zdjął okulary i schował je do kieszeni.

– Niemożliwe – rzekł szeryf. – Nie było żadnej autopsji.

– Jest pan pewny? – Maggie znowu wstała, przyglądając się innym fragmentom zwłok, a koroner grzebał w wiszącym czubku czaszki. Garnitur ofiary był zaskakująco czysty, jakby dostał się do beczki prosto z trumny. – To wygląda na piłę.

– Z całą pewnością jakąś specjalistyczną piłę do kości – potwierdził Stolz.

– Na sto procent nie było autopsji – trwał przy swoim Watermeier.

– A operacja? – Adam Bonzado kucnął obok Stolza i zaglądał do czaszki zmarłego.

– Żadnej operacji – odparł cicho Watermeier. – Steve zmarł na guza mózgu. Wiedział o nim, ale nie zgodził się na operację.

Maggie zerknęła na Watermeiera, żeby upewnić się, czy dobrze się czuje. Wiedziała, jak to jest, kiedy człowiek odkrywa, że jego przyjaciel padł ofiarą okrutnej zbrodni. Minął już prawie rok od momentu, kiedy otworzyła worek ze zwłokami i znalazła w nim przyjaciela z przestrzeloną głową. Była pewna, że nigdy nie zapomni martwych oczu agenta specjalnego Richarda Delaneya, oczu, które na nią patrzyły. Żadne ćwiczenia, żadne doświadczenie nie jest w stanie przygotować człowieka na tak wielki szok, na taką bezradność, na tę huśtawkę w żołądku.

Szeryf zdjął kapelusz i wytarł rękawem koszuli spoconą twarz. Aż perliła się od potu, chociaż słońce wpadło już za skały i drzewa, i powiało chłodem. Włożył kapelusz i przesunął go na tył głowy. Maggie oglądała sprzęt, który technicy kryminalni ostrożnie składali na jednym z wielkich głazów. W końcu zobaczyła czerwono-biały dzbanek z wodą. Wzięła go do ręki, spojrzała na Carla i poczekała na jego pozwolenie. Potem wypiła spory łyk i najzwyczajniej w świecie przekazała dzbanek szeryfowi. Nie wahał się ani chwili, pociągnął solidnie i podał dalej.

– Czy wszyscy o tym wiedzieli? – spytała znów Maggie.

Szeryf przeniósł na nią wzrok. Wiedział, że pytanie skierowane jest do niego, ale w jego oczach była pustka.

– O czym?

– Czy pan Earlman mówił, że ma guza? Przyjaciołom, znajomym, rodzinie?

– Tak, nie ukrywał tego. Ale nie skarżył się bez przerwy.

– Czy wspominano o tym publicznie? Na przykład w nekrologu?

Watermeier podrapał się w głowę pod kapeluszem.

– Nie pamiętam, jak brzmiał nekrolog, ale prawie wszyscy znali Steve’a. Miał sklep mięsny w centrum Wallingford. Kupił go od starego Ralpha Shelby’ego wiele lat temu, ale zachował nazwę. Słusznie myślał, że wszyscy znają sklep „U Ralpha”. Taki był Steve, skromny, dobry, uczciwy i szczery. Codziennie chodził do pracy, nawet jak zachorował. Sam obsługiwał stałych klientów. Po jego śmierci sklep został zamknięty. Ktoś kupił całe wyposażenie, ale nie był zainteresowany dalszym prowadzeniem interesu. Teraz sprzedają tam jakieś bibeloty.

Doktor Stolz podniósł wzrok na Maggie.

– Co pani myśli, O’Dell?

– To nie jest cięcie chirurgiczne, bo musiało zostać wykonane po śmierci, zgoda?

– Zgoda.

– Czy w czasie pogrzebu trumna była otwarta? – Spojrzała na szeryfa, a ten skinął głową. – Więc to nastąpiło po pogrzebie.

– Ktoś go wykopał z grobu? – Sądząc po minie, Watermeier nie miał ochoty o tym myśleć.

– Kiedy i jak to zrobili? – spytał z kolei Stolz.

– Niełatwo otworzyć zamkniętą kryptę.

– Nie wszystkie trumny są kładzione do krypty – wtrącił Bonzado. – Zależy czy rodzina ma ochotę na dodatkowy wydatek. Jeśli mnie pamięć nie myli, to jakieś siedemset do tysiąca dolarów.

– Istnieje inna możliwość – oznajmiła Maggie. – Ciało mogło zostać wyjęte z trumny, zanim ją zakopano.

– Ktoś miałby ukraść zwłoki z domu pogrzebowego? – Bonzado wstał i otrzepał kolana.

Jego strój był doprawdy ekscentryczny jak na antropologa kryminalnego, do tego profesora. Choć z drugiej strony może całkiem odpowiedni dla profesora oryginała o atletycznych, opalonych nogach. Przyłapawszy się na tym, że patrzy na nie z przyjemnością, Maggie spostrzegła przy okazji, że kolana Bonzado pokrywa pył w kolorze rdzy, a jakieś zielsko przyczepiło mu się do skarpetek. Pomyślała, że trzeba sprawdzić, czy na ubraniu zmarłego są podobne ślady.

– Jeżeli ktoś miał tam dostęp, mógł zamienić ciała – odparła, oglądając z bliska garnitur z niskogatunkowej wełny, wilgotny i lepki prawdopodobnie od płynu do balsamowania.

Była więcej niż przekonana, że czaszka została przecięta po zabalsamowaniu i przygotowaniach do pochówku. Nie ma takiej możliwości, żeby ukryć przeciekający płyn do balsamowania, jeżeli zmarły leży w otwartej trumnie. Patrząc z bliska na granatowy garnitur, nie widziała na nim śladu zielska ani rdzawego pyłu, a zatem cięcie zostało wykonane gdzie indziej. Swoją drogą, poza plamami z płynu do balsamowania garnitur był czysty.

– Pomagałem nieść trumnę – powtórzył Watermeier cichym i jakby odległym głosem. – Była ciężka. Musiał być w środku. – Pocierał skronie, ale nie jak człowiek w głębokim namyśle. Przyciskał rękę mocno aż do bólu, jakby pragnął wymazać obraz, który miał przed oczami.

– Mówię tylko, że musimy wziąć pod uwagę rozmaite możliwości – rzekła Maggie. – W każdym razie na pewno należy sprawdzić, kto miał dostęp do trumny i do grobu. Może garnitur Steve’a Earlmana powie nam coś więcej. – Podniosła wzrok i zobaczyła, że Stolz na nią patrzy. Zignorowała sceptycyzm, a nawet ślad podejrzenia w jego oczach. Nie minęła jeszcze godzina od rozpoczęcia śledztwa, a koroner już uznał ją za intruza. Nieważne. Była do tego przyzwyczajona. – Ubrania, w które pracownicy kostnicy ubierają zmarłych, zazwyczaj są czyste, prawda? – ciągnęła. – Na ubraniu nie powinno więc być niczego poza tym, z czym miało kontakt w kostnicy albo potem, w kaplicy.

Stolz tylko przytaknął.

– Więc może znajdziemy coś na ubraniu, na przykład włos mordercy. Nie mógł tego zrobić, nie dotykając zwłok.

– Włożył wiele trudu, żeby wyjąć mózg. Może sprzedaje narządy ludzkie szkołom medycznym – zasugerowała studentka, pomagając Carlowi zbierać dowody, które wylały się z beczki. Dziewczyna była przesadnie chętna do pomocy, trzymała otwartą plastikową torebkę, do której Carl wrzucał coś szczypcami.

Maggie była pod wrażeniem, bo Carl trzymał już w drugiej ręce dwie torebki. Jedna zawierała kosmyk włosów albo futra, druga mały zgnieciony kawałek białego papieru.

– Co to?

– Nie jestem pewien. – Carl podał Maggie torebkę. – To nie jest notatka, jeśli miała pani taką nadzieję. To nie jest nawet papier do pisania.

Uniosła torebkę i obejrzała dowód z bliska.

– Wygląda jak nawoskowany.

– A wracając do ważniejszych kwestii – wtrącił Stolz. – Na przykład jak brakujący mózg. Seryjni mordercy często zabierają coś, co należało do ofiary, ubranie, biżuterię, nawet części ciała. – Przeniósł spojrzenie z Bonzado na Carla, potem na Watermeiera i wreszcie na Maggie. – Jako trofeum, prawda?

– Tak, seryjni mordercy tak robią. Ale tu jest pewien mały szkopuł. – Zaczekała, aż wszyscy skupią na niej uwagę. – Pan Earlman nie został zamordowany.

Загрузка...