— Teri, masz wreszcie przestać rywalizować z podoficerami.
Ten Nightingale westchnęła ciężko, kiedy silne, pokryte oliwą palce Erniego Pappasa masowały napięte mięśnie jej pleców. Jego kciuki zataczały kręgi po obu stronach jej kręgosłupa, wygniatając z niej nagromadzony w ciągu całego dnia stres. Uwaga sierżanta sprawiła, że spróbowały się napiąć, ale porucznik opanowała się siłą woli. Nie warto było się złościć; sierżant miał rację.
— Wiem — powiedziała, wzdychając jeszcze raz. — Wiem. Ale byłam tak cholernie wściekła na Stewarta, że nie mogłam się powstrzymać.
— No i dostałaś po dupie — powiedział Pappas z brutalną szczerością. — Ale za to bardzo ładnej — dodał i klepnął Teri w pośladek.
Mały przydrożny hotelik tuż za Hummelstown był najbardziej oddalonym miejscem, do jakiego kochankowie mogli dotrzeć po pracy w bazie. Pappas był pewien, że niektórzy członkowie kompanii coś podejrzewają.
Stary zostawił listę zadań do przećwiczenia pod jego nieobecność — zadań, w których według niego jednostka nie była zbyt mocna. Kiedy wcześniej tego samego dnia ćwiczyli manewr okrążenia wojsk nieprzyjaciela, cały scenariusz się posypał. Posleeni zaatakowali bardziej zajadle niż zwykle i wykorzystali lukę między pierwszym a trzecim plutonem, okrążając kompanię.
Podczas późniejszej analizy akcji Stewart nieostrożnie zauważył, że właściwe użycie rezerwy mogłoby zlikwidować tę lukę i uratować cały manewr. Ponieśliby może więcej strat, niż przewidywała norma, ale ich sytuacja byłaby znacznie lepsza niż obecnie; uniknęliby totalnej klęski.
Była to rzucona w dobrej wierze uwaga młodego człowieka, który szybko stawał się wspaniałym taktykiem. Szkolenie wojskowe wyniosło jego talent na wyżyny geniuszu. Stewart wymienił też cztery inne proste rozwiązania, które mogłyby uratować tyłek kompanii.
Na sto procent wymyślił je w ogniu walki, a nie dopiero później, kiedy wszystko jeszcze raz dokładnie omawiano podczas musztry.
Starał się tylko pomóc, ale Nightingale, drugi oficer kompanii, odebrała to jako bezpośredni atak na siebie i odpowiedziała na niego bardzo ostro.
Kiedy zdesperowana porucznik — w obecności większości dowódców kompanii — skończyła opisywać, co sądzi o uwagach Stewarta, dodała kilka słów komentarza na temat jego pochodzenia — przypuszczalnie trafniejszych, niż sądziła — wykształcenia i prawdopodobnej przyszłości. Zanim zdała sobie sprawą z tego, co mówi, było już za późno.
Młody podoficer wstał i z kamienną twarzą bez słowa opuścił pokój. Nawet nie poprosił o pozwolenie odejścia, co było naruszeniem regulaminu wojskowego. Nikt jednak nie proponował, żeby został. Nikt też nie chciał, żeby go ukarano.
Komentarz Pappasa był bardzo zwięzły, treściwy i trafiał w sedno: „Poruczniku Nightingale, z całym należnym szacunkiem, postąpiła pani głupio”.
Rozmowa na temat sposobu naprawienia błędu skończyła się, podobnie jak w wielu innych przypadkach, w łóżku. Bieg wypadków zaskoczył ich oboje. Kiedy Nightingale po raz pierwszy położyła rękę na szyi Pappasa i z wahaniem przyciągnęła go ku sobie, sześćdziesięcioletni mózg Samoańczyka zalały hormony jego odmłodzonego, dwudziestoletniego ciała. Przez całe życie pozostawał wierny swojej żonie, dlatego obecna sytuacja była dla niego bardzo trudna. Dla Nightingale natomiast połączenie prawie pięćdziesięcioletniego doświadczenia seksualnego i dwudziestoletniego ciała stanowiło ogromnie przyjemną niespodzianką. Pappas nie tylko znał najdziwniejsze sztuczki, ale miał także odpowiednią kondycję, żeby je zademonstrować.
Przesunął teraz palcem po jej wspaniałych plecach, po czym obrócił ją na plecy i przyciągnął ku sobie.
— Musisz się z tym uporać albo Stary zrobi z ciebie po powrocie makaron.
Delikatnie pieścił wewnętrzną stronę jej uda. Teri z sykiem wciągnęła powietrze i wygięła się w łuk.
— Wiem — powiedziała i sapnęła cicho. — Ale nie mogę sobie poradzić z…
Ucichła i zaczęła szybko wciągać powietrze przez nos. Jej nozdrza cudownie się rozszerzały i zwężały.
— Z…? — zapytał Pappas.
— Z… aaach… — jęknęła, kiedy przesunął dłoń delikatnie w bok.
Przestała próbować coś powiedzieć.
— Słuchasz mnie? — spytał.
Podciągnął się lekko do przodu. Dokowanie było szybkie i bezbłędne.
— Ummm — zamruczała. — Oczywiście.
Objęła go nogami.
— Przestań walczyć ze Stewartem i słuchaj go. Jest najlepszy z całej kompanii, oczywiście oprócz naszego staruszka.
— Dobrze — jęknęła, zaczynając kołysać się w przód i w tył.
— Mówię poważnie. — Pappas sapnął cicho, kiedy zacisnęły się dobrze wyćwiczone mięśnie. Teraz to ona miała przewagę.
— Wynagrodzę to temu szczurowi — powiedziała Teri i popchnęła jego ramię, żeby przewrócić go na plecy. Potem wplotła palce w jego krótkie i gęste czarne włosy.
— Teraz uważaj.
Duncan otworzył nożem bojowym nieoznakowaną butelkę piwa i bez słowa wręczył ją Stewartowi. Młodszy podoficer wpatrywał się bezmyślnie w ścianę małego pomieszczenia. Wypił łyk i dopiero potem przyjrzał się butelce.
— Cholera. — Podniósł wzrok na nowo przybyłego plutonowego.
— A już myślałem, że to tylko ja jestem bezczelny i kradnę browar naszego staruszka.
Coraz trudniej teraz było dostać piwo. Jęczmień i chmiel były rozdzielane według specjalnego przydziału. Łatwy dostęp dowódcy do tych zapasów był ściśle strzeżonym sekretem kompanii.
— Zrozumiałby — Duncan wyciągnął paczkę czerwonych marlboro i zapalił papierosa. — To dobry człowiek.
Zaciągnął się głęboko i wydmuchnął dym w kierunku sufitu.
— W odróżnieniu od niektórych nadętych dziwek, których tu nie wymienię — warknął młodszy podoficer i zacisnął obydwie pięści.
Dygotał z gniewu.
— Z których jedna właśnie daje dupy naszemu starszemu sierżantowi — zauważył Duncan z drwiącym uśmiechem.
Stewart potrząsnął głową.
— Nigdy nie przypuszczałem, że dożyję tego dnia.
— No, gość jest przystojny… — powiedział Duncan.
— Nie o to chodzi — przerwał mu Stewart i skrzywił się. — Mam na myśli, że sierżant pieprzy się z nią, a zawsze, cholera, był takim świętoszkiem!
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że drugi podoficer się z niego nabija.
— No… — zamyślił się Duncan i wydmuchnął kolejną porcję dymu — Ja też nie wyrzuciłbym jej z łóżka.
— Ani ja. Trzeba przyznać. Cycki niczego sobie. Pierwsza klasa.
— Więc jak to jest — zapytał z uśmiechem Duncan — jesteś zły na sierżanta Pappasa za to, że pieprzy się z twoim Wrogiem Publicznym Numer Jeden, czy za to, że jemu dają, a tobie nie?
— Kto mówi, że mi nie dają? — najeżył się Stewart.
— Wiem, że Nightingale ci nie daje, chociaż to, jak się żrecie…
— Pieprz się — przerwał mu Stewart, powstrzymując śmiech.
— A Arnold przygwoździł już porucznik Slight, więc ona też odpada.
— No nie! — wykrzyknął Stewart i znowu się roześmiał. — Jezu!
Arnold i Slight? Jesteś pewien?
— Cóż, może on jej tylko demonstrował usta-usta…
— O, w życiu — zaśmiał się Stewart. Wreszcie odprężył się po kłótni z drugim oficerem kompanii. — A kiedy ty i sierżant Boggle zaczniecie robić świństwa?
Twarz Duncana przybrała wyraz najgłębszego smutku.
— Obawiam się, że nigdy. — Położył rękę na piersi w geście udawanej rozpaczy. — Wydaje mi się, że sierżant Boggle wzdycha do porucznika Fallona!
Stewart zarechotał tak głośno, że z nosa pociekło mu piwo. Zakrztusił się. Bitwy między dowódcą drugiego plutonu a jego sierżantem były tak samo słynne, jak utarczki Stewarta z Nightingale.
Obraz Boggle Bogdanowicz i absolwenta West Point, splecionych w miłosnym uścisku, był tak samo nieprawdopodobny jak… pierwszego oficera i sierżanta Pappasa.
— Jezu — sapnął, kiedy wreszcie przestał się śmiać. — Nie myślisz chyba…
— No, jeszcze nie. — Duncan pochylił się do przodu, żeby zabrać mu piwo. — Skoro chcesz je marnować, wydmuchując przez nos…
— A więc — powiedział Stewart i starł piwo z krzesła — czyje nogi chciałbyś zarzucić sobie na ramiona?
— No, nie wiem. — Duncan oddał butelkę i zaczekał, aż Stewart znów się napije. — Myślałem o… Summerhour’rze.
Fontanna piwa znowu trysnęła na pokój. Summerhour był ponad dwumetrowym, niezbyt bystrym i brzydkim mężczyzną, szeregowcem z sekcji ciężkiej broni. Stewart był pewien, że Duncan jest hetero, więc nie mógł wybrać nikogo gorszego.
Wytarł piwo, a potem zapłakane od śmiechu oczy.
— Myślisz, że staruszek wie? — zapytał trzeźwo.
Duncan pokręcił głową.
— Wszyscy myślą, że jestem jakimś ekspertem od kapitana O’Neala. A ja spędziłem z nim tylko kilka dni. Wy trenujecie z nim od ponad roku. Sam sobie odpowiedz.
Stewart się zastanowił.
— Pewnie tak. Nigdy nie widziałem, żeby coś go zaskoczyło.
— A ja widziałem — przyznał Duncan. — Ale tylko wtedy, kiedy wróg spieprzy mu cały plan bitwy. Wtedy się wścieka. Strasznie. — Pokręcił głową i wypił piwo do ostatniej kropli. — Nie chciałbyś go widzieć, kiedy jest wściekły.