— Cóż, generale — powiedział generał Horner, w charakterystyczny sposób marszcząc czoło — zastanawiam się, czy to aby na pewno był dobry pomysł.
Generał Taylor rozejrzał się po komendzie uzupełnień, zastanawiając się nad tym samym.
Krótko po wprowadzeniu zmian w strukturach dowódczych jeden z komputerowych fachowców generała Hornera zauważył, że w programie mobilizacji popełniono błąd. Każdy, kto poważnie zajmował się współczesną wojskowością, wie, że istnieją dwa zasadnicze typy oficerów; wojownicy i żołnierze od papierkowej roboty. Tylko niektórzy oficerowie, a wśród nich Jack Horner, osiągali wybitne rezultaty w obu dziedzinach. Ale tacy zdarzali się niezmiernie rzadko.
Większość była bardzo dobra albo w jednym, albo w drugim.
Walcząca armia potrzebowała wojowników, ale nie rezygnowała też z gryzipiórków. Armia napoleońska rozwiązała swoje problemy logistyczne tylko dzięki ciągłemu przepływowi informacji w łańcuchu dowodzenia. Dzięki ludziom, którzy woleli podejmować decyzje na podstawie arkuszy danych, a nie map w terenie.
Ale biurokracja jest jak żywopłot: piękna, kiedy się o nią dba, i brzydka, kiedy jest zaniedbana. Wojsko składające się z samych wojowników staje się kupą złomu, jeśli wojownicy zaniedbują papierkową robotę, zaś wojsko pełne gryzipiórków tworzy na papierze imperia, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
Wcześniejsza polityka kadrowa, zdaniem zarówno generała Hornera, jak i generała Taylora, spowodowała, że na każdym szczeblu znalazło się wystarczająco wielu biurokratów. Teraz wojsko potrzebowało przede wszystkim dobrych przywódców i wojowników.
Jednak pierwszy nabór był… wielkim niewypałem.
— O co w tym wszystkim chodzi?
Pytanie zadał wysoki, szczupły mężczyzna, który niedawno skończył siedemdziesiątkę. Siedzący naprzeciwko niego człowiek wydawał mu się znajomy, ale nie mógł sobie przypomnieć, skąd zna tę twarz.
Zagadnięty wciągnął mocno powietrze z aparatu tlenowego umieszczonego w nosie i sapnął.
— Dostałem Medal w Holandii.
Odpowiedź wywołała atak kaszlu, który zaraz przeszedł w śmiech.
Śmiech, a zaraz potem znowu kaszel spowodowały, że mężczyzna aż posiniał.
— Wszystko w porządku? — spytał ten drugi.
— Jasne — odpowiedział gruźlik, kiedy złapał oddech. — Żeby tylko ta cholerna ceremonia zbytnio się nie przeciągnęła. A pan co tu robi? Nie pamiętam pana z żadnego spotkania.
Ostatnie zdanie zabrzmiało jak oskarżenie. Grupa składała się głównie z laureatów Medalu Honoru. Chory na rozedmę płuc były spadochroniarz znał ich wszystkich i potrafił wymienić z pamięci zawartość ich akt, łącznie z datami odbywania służby. Nie zawsze potrafił powiedzieć, co jadł dzisiaj na śniadanie, ale za to był bezbłędny w sprawach dotyczących jego wojskowych towarzyszy.
— Tak się jakoś złożyło — odpowiedział wysoki były podpułkownik.
Nigdy nie myślał, że znowu założy mundur Sił Lądowych. Do diabła, na wysokich szczeblach woleliby, żeby wyciągnął kopyta.
Jeśli ci ludzie mają kierować jego przydziałem, równie dobrze można przyjąć, że już jest martwy.
Były spadochroniarz z czasów drugiej wojny światowej tylko zacharczał i znowu skupił się na wygłaszanym przemówieniu. Nagle zorientował się, że przemawiającym jest Murzyn. Świat stanął na głowie!
— Co to za czarnuch? — zapytał i zakasłał z wysiłku. Potrząsnął butlą, żeby dostarczyć do płuc większą ilość życiodajnego tlenu, ale niewiele to pomogło.
Jego rozmówca tylko się zaśmiał.
— Na zakończenie — powiedział generał Taylor — wyjaśnię, na jakich zasadach odbędzie się przydział do poszczególnych jednostek. Większość z was zapewne myśli: „Cholera, mam przecież Medal, więc nie odważą się posłać mnie na śmierć.” Mogę wam na to odpowiedzieć tylko w ten sposób”. Przykro mi. To jest prawdziwa wojna. Nie możemy sobie pozwolić na kierowanie wojowników do papierkowej roboty. Możecie się zatem spodziewać, że umieścimy was w pierwszych szeregach i będziemy przerzucać z frontu na front jako oddziały wsparcia awaryjnego. Będziecie zawsze w największym ogniu wojny. Ale dacie sobie radę. Spieprzyliście wiele akcji, żeby dostać odznaczenia, które nosicie teraz na piersi. — Ostatnie stwierdzenie wywołało ogólną wesołość. — Gdybym sam musiał iść na wojnę, nie wyobrażam sobie lepszej grupy u mojego boku albo pod moją komendą. Przynajmniej tyle mogę zrobić dla moich żołnierzy. Wiele złego dzieje się w Siłach Lądowych w całej Ameryce — zakończył. — Naszym zadaniem jest to zmienić. I zrobimy to.