We wczesnych godzinach porannych na umocnieniach obronnych w Richmond ustała wszelka praca. Z oddali dobiegały stłumione odgłosy wybuchów, a uwagę wszystkich przyciągały oglądane na ekranach przenośnych telewizorów transmisje z Dowództwa Armii Kontynentalnej. Wraz z pierwszymi promieniami słońca grzmot eksplozji paliwowo-powietrznej i jej widok w telewizji przełamały urok; zmęczeni żołnierze kawalerii i cywile wrócili do przygotowywania pozycji bojowych przy drodze krajowej numer 95. Tymczasem zespoły kobiet i nastolatków ustawiały wzdłuż drogi claymore’y i inne miny. Posleenów czekało gorące przyjęcie.
— Przyłóżmy się do tego, chłopcy i dziewczynki — powiedział sierżant Mueller — niedługo nasza kolej.
— Jesteśmy gotowi?
— Tak, panie prezydencie. Oczywiście zważywszy na porę dnia i problemy z przekazem, nie mamy zbyt wielu słuchaczy.
— Będzie musiało wystarczyć. — Prezydent odwrócił się do Sekretarza Obrony. — Jak wygląda sytuacja dziesiątego korpusu?
— Zawrócili z powrotem do Quantico. Jest trochę zamieszania, ale myślę, że z czasem to się unormuje.
— Oby. A co z dziewiątym korpusem?
— Kieruje się w stronę Manassas. Cała pierwsza armia, z wyjątkiem pięćdziesiątej piątej dywizji pancernej, która atakuje lądownik w Maine, idzie do północnej Wirginii.
— W Maine i gdzie jeszcze?
— W Arkansas, Kalifornii i Oregonie zanotowano co najmniej jedno lądowanie grupy bojowej — odpowiedziała przedstawicielka FEMA, patrząc w notatki. — Kilka innych stanów miało do czynienia z pojedynczymi lądownikami. Ale tylko Fredericksburg został zaatakowany przez całą kulę. Nie licząc Fredericksburga i obszarów, o których nie mamy pełnych raportów, straty w ludności cywilnej wynoszą około piętnastu tysięcy. Większość w bezpośrednim sąsiedztwie miejsc lądowania.
Trudna sytuacja przerodziła się w prawdziwą katastrofę, kiedy dziesiąty korpus musiał zamknąć drogę krajową numer 95 i Belway, żeby zawrócić. Większość tras ewakuacyjnych po obu stronach głównych dróg otwarto już dla ruchu, ale samochody utknęły na całej ich długości w gigantycznych korkach. Miliony Wirginijczyków szło pieszo w kierunku mostów na Potomacu.
— Piętnaście tysięcy — powtórzył prezydent i skrzywił się. — Wspaniale. Nie ma to jak powiedzieć prezydentowi, że stracił piętnaście tysięcy amerykańskich cywilów.
— I prawie całkowicie niezastąpiony batalion saperów. I miasto, sir — dodał Sekretarz Obrony. — I wszystko pokazano w ogólnokrajowej telewizji. Teraz lepiej?
— Nie. — Prezydent odwrócił się do charakteryzatorki. — Już koniec?
— Jeszcze chwilkę, panie prezydencie. Musi pan dobrze wyglądać.
— To będzie trudne. — Prezydent spojrzał na tekst przemówienia.
Nie było najlepsze, ale będzie musiało wystarczyć, zważywszy na czas, jakim dysponował piszący.
— Musi pan dobrze wyglądać, panie prezydencie — potwierdził szef sztabu. — Odpowiedni wygląd jest teraz bardzo ważny. Nie może pan sprawiać wrażenia zmartwionego albo wręcz załamanego. To byłby zły sygnał.
— Czy ktoś mógłby mi powiedzieć coś nowego? Już mam dosyć tego ciągłego upominania.
— Dzwonił dowódca jedenastej dywizji piechoty mobilnej — powiedział Sekretarz Obrony, kiedy przeczytał wydruk e-maila z DowArKonu. — Jako główny reprezentant Floty prosił, żebyśmy wstrzymali się z użyciem trzeciego batalionu pięćset pięćdziesiątego piątego pułku. Zaproponował zamiast niego pierwszy batalion.
— Podał jakiś powód? — Prezydent był wyraźnie zakłopotany.
— Czy dlatego, że są teraz na przepustce, a ich dowódca utknął w Kalifornii?
— Cóż, panie prezydencie — powiedział Sekretarz — zaznaczył tylko, że są świetnie wyszkoleni i przeszli pomyślnie wszystkie testy, w przeciwieństwie do trzeciego batalionu. Trzeci batalion tylko w połowie przebrnął przez początkowy cykl szkolenia, sir, i nie miał jeszcze Testu Gotowości Bojowej.
— Więc czemu generał Olds sprowadził ich aż z Kalifornii, zamiast od razu użyć pierwszego batalionu? — spytał prezydent. — Czy to właśnie nie ten batalion jest mu oficjalnie przypisany?
Widać było, że to pytanie jest dla Sekretarza Obrony bardzo niewygodne.
— Chyba musi pan o to zapytać samego generała Oldsa, sir.
— Nie pytam Oldsa, Robby. Pytam Sekretarza Obrony! Czy to znowu sprawa hierarchii dowódczej?
— Nie chciałbym zgadywać, panie prezydencie.
— Proszę zgadywać — rzucił prezydent, zmęczony jego wykrętami.
— Myślę, że to może być raczej sprawa stosunku generała Oldsa do oficerów pierwszego batalionu niż ich gotowości — odezwał się głos z tyłu.
Prezydent gwałtownie odwrócił się i spojrzał na milczącego dotąd generała brygady — jego adiutanta. Zazwyczaj zachowywał swoje zdanie dla siebie, więc prezydent był zaskoczony, że tym razem się odezwał.
— Czemu pan tak sądzi?
— Byłem obecny na konferencji dotyczącej Programu Fortec, panie prezydencie — odpowiedział generał. Jego twarz wyglądała jak wyrzeźbiona w mahoniu. — Generał Olds kilka razy otwarcie wyraził brak zaufania do koncepcji pancerzy wspomaganych, a w szczególności do niektórych oficerów batalionu.
— Czy powiedział, o których oficerów chodzi? — spytał prezydent.
— W zasadzie nie, jedynie wspomniał o Michaelu O’Nealu, który przedstawiał raport na temat pancerzy wspomaganych.
— To ten, co zdobył Medal Honoru? — zdziwił się prezydent. — Czy wyjaśnił, co ma przeciwko niemu?
— Proszę pozwolić, panie prezydencie, że jeszcze raz podkreślę, iż generał odniósł się z rezerwą do programu pancerzy wspomaganych i kilku oficerów z batalionu włączonego do jego armii. Nie powiedział wprost, że czuje szczególną niechęć do kapitana O’Neala, ale można to było wywnioskować z jego wypowiedzi.
Prezydent spojrzał na Sekretarza Obrony.
— To pański przyjaciel. Mógłby pan to wyjaśnić?
Sekretarz posłał adiutantowi wściekłe spojrzenie, które generał odwzajemnił nawet bez mrugnięcia okiem. Dowodził Szkołą Snajperów Sił Specjalnych i potrafił zmusić rozmówcę do spuszczenia wzroku.
— Jim Olds jest doświadczonym i zaprawionym w walce oficerem, który ma wyraźnie określone zdanie na temat pewnych spraw — zaczął wyjaśniać Sekretarz Obrony. — Dotyczy to między innymi funkcjonowania korpusu oficerów w armii, sposobu prowadzenia wojny i dysponowania funduszami. Z wieloma jego opiniami nie zgadza się większość oficerów oddziałów pancerzy wspomaganych.
— Zważywszy na to, wątpię, żeby generał Olds był szczególnie zadowolony z pomysłu, by jedną z kompanii pod jego komendą, która do tego pochłania o wiele więcej funduszy, niż pozostałe, dowodził żołnierz, który jeszcze niedawno był w stopniu sierżanta.
Albo z roli, jaką ten były sierżant pełnił w procesie przygotowania i szkolenia tej jednostki.
Mike przejechał przez pas zieleni między jezdniami, wyprowadził samochód z rowu i nagle znalazł się przed maską pięciotonowej ciężarówki. Pojazd zahamował z głośnym piskiem opon i dźwiękiem klaksonu, ale Mike już znowu był na właściwym pasie ruchu, podskakując na koleinach i lawirując między ciężarówkami i autobusami. Sprawiał wrażenie, jakby całe życie jeździł tylko krętą, górską drogą. Odkąd przekroczył granicę stanu Wirginia, ruch uliczny był coraz większy.
Spojrzał na zawieszoną w górze tablicę, pokazującą ruchy jednostek we wschodnich Stanach Zjednoczonych, i skrzywił się.
— Kapitanie O’Neal — zaćwierkał przekaźnik — rozmowa od podpułkownika Hansona…
— O’Neal?
— Tak, sir?
— Stoi pan w korku, jak widzę.
Pułkownik coraz lepiej potrafił wyciągać z przekaźnika informacje.
— Tak, sir.
— Ja utknąłem w Los Angeles. Mam pociąg za około pół godziny…
— Shelly, pokaż mapę operacji taktycznych na kontynencie. — Mike spojrzał na hologram. Zielone i czerwone strefy były rozsiane po całym terytorium Stanów Zjednoczonych. — Powrót zajmie panu co najmniej kilka dni, sir. Chyba że szesnasta dywizja kawalerii zdoła uporać się z wrogiem w Kansas.
— Zwłaszcza, że samoloty w ogóle nie latają. W głębi kontynentu miało miejsce kilka pojedynczych lądowań, a wie pan, że wystarczy tylko jeden lądownik w niewłaściwym miejscu.
— Zgadzam się, sir.
— A panu ile zajmie dotarcie na miejsce?
Mike dostrzegł, że zbliża się do kolejnego punktu kontrolnego żandarmerii, a lufa działka stojącego tam Hummera-25 już wycelowała w jego pędzący samochód.
— W tym tempie prawie tyle samo, sir. Ale zobaczę, co da się zrobić.
— Cóż, rozmawiałem z majorem Givensem, i jeśli ani ja, ani major Rutherford nie wrócimy na czas, dowództwo w batalionie przejmie oficer operacyjny. A jak pan myśli, komu powierzyłem to stanowisko?
Mike wstrzymał się od skomentowania zdolności Nightingale.
— Widział pan, jak dziesiąty korpus przygotowuje się do obrony?
— Tak, przepięknie. Ciekawe, co się tam teraz dzieje.
— Nie wiem, sir. Muszę porozmawiać z żandarmami, żeby przepuścili mnie przez punkt kontrolny.
Zaczął zwalniać, kiedy dowódca żandarmów wysiadł z hunwee.
— Dobra, powodzenia. Nie wiem, czy to coś pomoże, ale rozkazują panu jak najszybciej dotrzeć do jednostki. Przy użyciu wszelkich środków, jakie uzna pan za konieczne.
— Tak jest, sir. Cóż, ja również życzę panu powodzenia.
— Dzięki. Koniec.
— Shelly, połącz mnie z sierżantem Pappasem.
— Sierżant Pappas oddalił się od swojego przekaźnika. Jego przekaźnik jest u niego w biurze.
Mike, który praktycznie nigdzie nie ruszał się bez przekaźnika, zdziwiony wzruszył ramionami.
— Dobra, połącz mnie z porucznik Nightingale.
— Porucznik Nightingale także oddaliła się od swojego przekaźnika.
— Co to, u diabła, ma znaczyć? — zniecierpliwił się dowódca. — Czy w ogóle ktoś jest w pobliżu swojego przekaźnika?
— Porucznik Arnold jest osiągalny.
— Dobra, połącz mnie z Timem.
Po chwili zgłosił się przywódca plutonu bojowego.
— Kapitan O’Neal?
— Tak, Tim. Słuchaj, utknąłem w korku na drodze krajowej numer 81. Nie wiem, jak długo to jeszcze potrwa. Powiedz mojemu zastępcy, że potrzebna mi ocena Nightingale. Jeśli nie nadaje się do tej pracy, niech powie majorowi Givensowi, że to moja opinia. Nie dbam o to, czy porucznik Nightingale nadal będzie formalnie sprawować dowództwo, ale chcę, żeby to Gunny Pappas prowadził ten cyrk. Jasne?
— Tak, sir.
— Nie wie pan, gdzie on się podziewa? Nie ma go w pobliżu przekaźnika.
— Dokładnie nie wiem. Zobaczę, czy uda mi się go namierzyć.
— Dobra. Poruszę niebo i ziemię, żeby jak najszybciej wrócić, ale nie wiem, czy mi się uda.
— Tak jest, sir. Proszę na siebie uważać.
— Dobrze. Koniec. Kapralu — powiedział O’Neal, odsuwając szybę i pokazując żandarmowi swój identyfikator — nazywam się O’Neal, Siły Uderzeniowe Floty…
— Rodacy, Amerykanie…
Prezydent osobiście nie cierpiał tego sformułowania, ale tylko takie nadawało się na tę okazję. Patrzył w ekran z tekstem przemówienia i starał się uciszyć potok myśli. Wiedział, że kraj zapłaci straszliwą cenę, ale tego wymagał obowiązek i honor.
— …wszyscy byliśmy tej nocy świadkami strasznych wydarzeń.
W ciągu dwunastu godzin tysiące Amerykanów straciło życie, a jedno z najważniejszych w naszej historii miast zostało zmiecione z powierzchni Ziemi. Wzywam was, Amerykanie, abyście dzielnie stawili czoła temu wyzwaniu, tak jak zawsze w naszej wspaniałej historii — z honorem, odwagą i poczuciem obowiązku wobec całej ludzkości. Ponieważ Posleeni dotarli tutaj wcześniej, niż oczekiwano i mają na niektórych obszarach przytłaczającą przewagę, plan obrony nakazuje wycofać się za James i Potomac na północ i południe i w Appalachy na zachodzie, aż do chwili, gdy zgromadzimy dostateczne siły wojska, żeby pokonać wroga w bitwie na równinach. To jest świetny plan, który, tak jak wszystkie plany amerykańskich generałów, ma na względzie dobro zarówno żołnierzy, jak i cywilów. Zdecydowano się na ewakuację cywilów i obecnie trwa ona w Manassas, Arlington i Alexandrii.
Urwał na chwilę, ale nie dla podkreślenia dramatyzmu sytuacji, tylko żeby zebrać się na odwagę przed wygłoszeniem dalszego ciągu przemówienia.
W całym kraju Amerykanie przy odbiornikach radiowych i telewizorach czekali na dalszy ciąg przemówienia prezydenta.
— Niestety czasem decyzja słuszna z punktu widzenia strategii wojskowej może nie być najlepsza dla kraju i jego obywateli. W historii popełniono już wiele takich błędów, dlatego właśnie wojsko w Stanach Zjednoczonych i praktycznie w każdym kraju Zachodu znajduje się pod cywilną kontrolą. Gdybyśmy wybrali słuszną z wojskowego punktu widzenia drogę, użylibyśmy broni nuklearnej w Korei. Słuszną z wojskowego punktu widzenia była niemiecka kontrofensywa w Ardenach. Właściwe decyzje wojskowych niemal spowodowały przegraną w pierwszej i drugiej wojnie światowej. Zdecydowałem się więc działać niejako wbrew stanowisku armii. Nakazałem dziesiątemu korpusowi sił lądowych i korpusowi Północnej Wirginii zająć pozycje obronne na południe od rzeki Occoquan, w sąsiedztwie Bazy Morskiej Quantico. Ich zadaniem jest zatrzymanie posleeńskiej inwazji na Alexandrię, Arlington i Waszyngton.
Oprócz tego żołnierze dziewiątego korpusu oraz korpusów Pensylwanii i New Jersey powinni zająć pozycje na południe od Manassas w Wirginii, które to miejsce jest nam tak dobrze znane. W niektórych częściach kraju więcej skojarzeń budzi nazwa „Bull Run”[8]. To miejsce znaczące w historii wojen. Podjąłem takie decyzje pomimo stanowczego sprzeciwu moich najstarszych stopniem dowódców, ponieważ wierzę, że tego właśnie pragnie naród amerykański, i ponieważ uważam, że decyzja wojskowa nie uwzględnia jednego istotnego aspektu. Po raz pierwszy od prawie dwustu lat obca armia wkroczyła na terytorium Stanów Zjednoczonych. — W tym prostym stwierdzeniu zabrzmiała wściekłość, ale twarz prezydenta nie zmieniła się ani trochę. — I to mi się wcale nie podoba. Chcę, aby do tych… istot dotarł jasny komunikat. Atak na Stany Zjednoczone to dopraszanie się kłopotów. Tego, kto wyląduje na naszych wybrzeżach, czeka tylko ból i śmierć! Nagranie z Fredericksburga jasno pokazuje, co Amerykanie, mimo zaskoczenia przez przytłaczające masy wroga, mogą zrobić z tymi stworami na własnej ziemi. Jako wasz prezydent nie mogę po prostu poddać północnej Wirginii i spojrzeć spokojnie w lustro następnego ranka. Podjąłem tę decyzję, mimo iż wiem, że oznacza śmierć wielu żołnierzy, którzy przysięgali służyć ojczyźnie. Żołnierzom na polu walki mogę powiedzieć tylko jedno. Słuchajcie rozkazów, dbajcie o swoich towarzyszy i walczcie o tę ziemię. Człowiek, który idzie do boju w słusznej sprawie, może pokonać wszystkie przeszkody. Powodzenia. Usypcie z ich ścierwa kopce.
Mueller patrzył, jak techniczka z wdziękiem podłącza kolejne przewody do ładunku wybuchowego.
— Ile jeszcze musimy odrutować? — zapytała. Jej dłonie poruszały się w pełnym gracji pośpiechu, zamierając w krótkich pauzach, gdy zaciskała kolejne połączenie.
— Odrutowaliśmy już prawie wszystko, a saperzy rozłożyli wszystkie ładunki. Wciąż jeszcze kładziemy claymore’y, ale skończymy, zanim będziesz gotowa.
— Szkoda, że nie mamy więcej sprzętu z Pyronics — powiedziała niecierpliwie. — Nie znoszę tej wojskowej tandety.
— Hej, MILSPEC to materiał światowej klasy!
— Takie bajki możesz opowiadać amatorom, synku. Znam wszystkie typy detonatorów na świecie i stawiam pięć do dziesięciu, że jedna ze spłonek zawiedzie, kiedy sprawdzę system. Te przeklęte wojskowe spłonki są piekielnie wrażliwe.
— Dobra, stawiam dziesięć dolców, że się mylisz.
— To tylko takie wyrażenie. Nie piję, nie przeklinam i nie zakładam się. I bez tego mam wystarczająco ciekawe życie.
— A co zwykle robisz?
— Cóż, kiedyś żyłam z wyburzania budynków, a ostatnio zajmuję się rozbiórką domów. — Podłączyła ostatni obwód i przystawiła miernik. — Czy jesteś pewny, że nie zepsuli czegoś w spłonkach?
— Nie do końca.
— Dobra odpowiedź. Chciałam tylko sprawdzić, czy masz pojęcie. — Wstała i wyprostowała plecy, masując krzyż. — Wolę pracować przy stole.
— Wszyscy ponosimy jakieś ofiary na rzecz wojny.
— Jasne. Ja na przykład zrezygnowałam z czekolady. Pójdę teraz przygotować obwód. Zostań tu i pilnuj, żeby nikt nie dotykał mechanizmu. Nie lubię, kiedy kręcą się tu amatorzy.
— Myślałem, że jestem jednym z nich.
— Tak, ale w ten sposób muszę się martwić tylko o jednego.
— Zróbmy inaczej. Dowodzę „amatorami”, czyli cywilami, i nie powinienem tkwić teraz w tym miejscu, więc może sprowadzę tu kogoś, kto na pewno niczego nie dotknie i nie popełni żadnego błędu, bo wykonuje tylko najprostsze polecenia.
— Niech będzie.
Mueller wrócił po kilku chwilach z żołnierzem kawalerii, który zabezpieczał plac budowy. Z powodu osłony bradleyów i hunwee rozwiniętej pięć mil dalej, przy drodze, Mueller był osobiście przekonany, że Posleeni zostaną zauważeni na długo przed tym, zanim wejdą w zasadzkę. Ale standardowe procedury wojskowe zostały opracowane właśnie na wypadek rozlicznych sytuacji, gdy ludzie byli osobiście przekonani o tym czy o tamtym, a całkowicie się mylili. Czyli — pomimo czyjegokolwiek osobistego przekonania — ludzie pułkownika Abrahamsona osłaniali wszystkie miejsca przygotowywanych zasadzek.
To miejsce zasadzki było najbardziej oddalone od Richmond i najprawdopodobniej pierwsze, w którym dwunasty korpus miał nawiązać kontakt z wrogiem. Akurat tu, przy drodze 656 warunki do zastawienia pułapki — z wykorzystaniem ognia wozów pancernych, prowadzonego z dużej odległości — były doskonałe. Droga prowadziła tutaj przez przełęcz wcinającą się w pasmo niskich pagórków.
Po jednej stronie drogi i wzdłuż pasa między jezdniami przez pół mili ciągnęły się drzewa, wśród których przepływał płytki strumyk.
Po obu stronach drogi wykopano długi na pięćdziesiąt metrów rów, w którym ze skierowanymi na północ lufami dwudziestopięciomilimetrowych działek przyczaił się pluton pojazdów kawalerii.
Mogli z tego miejsca strzelać mając osłonięte kadłuby, bezpieczni od ostrzału, dopóki Posleeni nie podejdą zbyt blisko. Gdyby kawalerzyści zaczęli ponosić straty, mogli się wycofać pod osłoną niskich pagórków.
Drogę między drzewami natomiast naszpikowano dwoma tysiącami claymore’ów.
Każda mina w postaci wąskiego pudełka z cienkimi „nóżkami” na spodzie i wypustkami na zapalniki na wierzchu nosiła — zdaniem większości wojskowych zabawny — napis „przodem do wroga”. Kierunkowa mina przeciwpiechotna składała się z pół kilograma materiału wybuchowego C-B i siedmiuset pięćdziesięciu małych metalowych kulek łożyskowych. Podczas detonacji kulki wylatywały na zewnątrz, rozrywając wszystko na swojej drodze. W odległości pięćdziesięciu metrów, określanej jako maksymalnie efektywna, mina tworzyła strefę śmierci szeroką na trzydzieści metrów. A w tym wypadku szerokość obu pasów drogi wraz z poboczem wynosiła właśnie pięćdziesiąt metrów. Claymore’y ustawiono w odległości dwóch metrów od siebie, po obu stronach dwustupięćdziesięciometrowego odcinka drogi. W wyniku połączonej łańcuchowo detonacji w powietrzu miało znaleźć się prawie półtora miliona kulek, które będą się poruszać szybciej niż pociski karabinowe.
— Starszy kapralu Rossi — powiedział Mueller — to jest Amanda Hunt, główny ekspert od materiałów wybuchowych, zajmujący się claymore’ami.
— Ma’am — żołnierz kiwnął głową i machnął ręką w okolicach hełmu; wiedział, że nie powinien salutować, ale chciał jakoś pokazać szacunek.
— Panna Hunt pójdzie teraz sprawdzić obwody detonacyjne. — Mueller wskazał na mechanizm. — To jest główny detonator zasadzki. Panna Hunt sprawdzi między innymi, czy nie odłączono któregoś z zapalników. Otrzymuje pan niniejszym rozkaz pozostania na tym stanowisku dopóty, dopóki panna Hunt osobiście pana nie zwolni, zrozumiano?
— Tak jest, sierżancie.
— Omówiłem to z pańskim dowódcą drużyny i dowódcą plutonu.
Nie wydaje mi się, żeby do tego doszło, ale gdyby nas zaatakowano, zanim wróci panna Hunt, musi pan zniszczyć mechanizm obwodów. Nie wolno panu podejmować prób użycia go ani pozwolić na to nikomu innemu, nawet dowódcy plutonu czy któremuś z saperów. Zrozumiano?
— Tak jest, sierżancie, zrozumiano. Dlaczego?
Mueller uśmiechnął się.
— Bo akurat mogę być w zasięgu rażenia i nie chcę, żeby jakiś idiota wysadził dwa tysiące min tylko dlatego, że zobaczył przebiegającego przez drogę konia. Jest pan ukryty za nasypem, więc może pan spokojnie czekać, aż wróci Amanda. Proszę zostać tu tak długo, aż pana zwolni. Zrozumiano?
— Zrozumiano.
— Proszę powtórzyć.
— Mam nie dopuścić do obwodów nikogo oprócz panny Hunt i pozostać na stanowisku tak długo, dopóki panna Hunt i tylko ona nie zwolni mnie osobiście. Rozkaz będzie mnie obowiązywać aż do wycofania się mojego plutonu, a wtedy mam zniszczyć mechanizm i dołączyć do swoich.
— Dobra. — Najwyraźniej jednak Hunt nadal miała duże wątpliwości. — Lepiej, żeby pański szef wyczekał tak długo, jak tylko może, jeżeli nie wrócę.
Kiedy odjechała w odkrytej ciężarówce, Mueller spojrzał kapralowi prosto w oczy.
— Więc jak długo tu zostaniesz?
— Dopóki ona nie wróci albo nie zaroi się tu od Posleenów. Wezmę radio z transportera. W razie czego będę mógł wezwać artylerię.
— Dobra.
Mueller popatrzył na oddalających się cywilnych techników Wykonali już swoją pracę i kierowali się do miejsca następnej zasadzki.
— Są jakieś wiadomości od zwiadowców?
Zwiadowca kawalerii wyciągnął z przepastnej kieszeni na udzie jakieś urządzenie i powciskał kilka przycisków. Urządzenie wyglądało jak stary model telefonów komórkowych, z powodu swoich rozmiarów często nazywanych „cegłami”. Ciekłokrystaliczny Wyświetlacz zamrugał, kiedy żołnierz szukał właściwej opcji, i w końcu pokazał dane.
— Nie, Posleeni, których obserwują, nadal stoją wokół lądownika. Jest tam jeden Wszechwładca.
— To dobrze — powiedział Mueller. — Co to jest?
— Nie zna pan tego? — spytał zaskoczony zwiadowca.
Mueller uniósł nadgarstek z owiniętym wokół niego jak cietika bransoletka przekaźnikiem.
— Ja używam przekaźnika.
— To kombinacja IVIS i ANCD — Międzypojazdowego Systemu Komunikacyjnego i Urządzenia Kryptograficznego Wojsk Lądowych i Marynarki.
— A więc to lokalizator rozmieszczenia jednostek i jednocześnie książka kodów?
— Tak. Pozycja każdego użytkownika jest przekazywana do pojazdów dowodzenia, które zbierają dane i przekazują je dalej. Więc kiedy chcę wezwać pancernik, szukam tylko… jak on się nazywał?
— North Carolina.
— Właśnie. — Zwiadowca przycisnął kilka guzików i skrzywił się — Do diabła, nie chce mi przekazać informacji z marynarki. Po cholerę właściwie używamy takich zabezpieczeń, skoro Posleeni nie wiedzą nawet, co to wywiad? — zapytał retorycznie.
— Skąd urządzenie pobiera dane o własnym położeniu?
— Bazuje na odczytach z innych pojazdów i rozsianych po całym kraju znaczników położenia. Mijaliśmy jeden po drodze tutaj. System naprowadzania pokazuje nasze położenie mniej więcej tu, gdzie jesteśmy — przy przełęczy, więc najwyraźniej działa. — Znowu wcisnął jakiś przycisk. — Cholera, nie mogę połączyć się z marynarką.
— Możesz wezwać artylerię? — upewnił się podoficer Sił Specjalnych.
— Tak, jeśli, jak to się mówi, zajdzie taka potrzeba. Mam jednak nadzieję, że nie będę musiał. A jak to działa? — wskazał na przekaźnik Muellera.
— Prawie tak samo, tylko jest trochę łatwiejszy w obsłudze. — Mueller uniósł nadgarstek. — Przekaźnik, pokaż schemat pola bitwy w promieniu pięciu mil. — Przed dwoma żołnierzami natychmiast pojawił się trójwymiarowy hologram pola bitwy.
Żołnierz pokręcił głową.
— To po co mnie pan pytał?
— Prawdę mówiąc, spodziewałem się usłyszeć coś w rodzaju „Słyszałem przez radio…” Nie wiedziałem, że zaraz wyciągniesz takie ustrojstwo.
Żołnierz uśmiechnął się.
— Uwielbiam ten aparat.
— Jaki rozkaz mają zwiadowcy? — spytał Mueller. — Pozostać poza zasięgiem wzroku?
— Tak. Nie zamierzają wtykać żadnych członków gdzie nie trzeba, stary. Najlepszy sposób skłonienia Posleenów, żeby za tobą poszli, to ich zaatakować.
— Tak, to trochę jak prowadzenie świni — zaświtało Muellerowi w głowie.
— Co? — spytał kapral.
— Najlepszy sposób, żeby poprowadzić świnię, to dać jej prztyczka w nos — uśmiechnął się zamyślony podoficer.
— Aha. No więc dopóki pułkownik nie wyda innego rozkazu, pozostajemy poza zasięgiem wzroku wroga.
— Tak chyba będzie najlepiej.
— Pan powinien coś o tym wiedzieć.
— Czemu? — spytał ostrożnie Mueller.
— Czy to nie drużyna Sił Specjalnych dostała cięgi na Barwhon?
— Właściwie to był łączony zespół komandosów: część z Sił Specjalnych, część z piechoty morskiej, a jeden z Komanda Foki.
— Wetknęli wszystko co mieli w obóz Posleenów, zabili kilku Wszechwładców i dostali w tyłek, co? — spytał rozbawiony kapral.
— Mniej więcej.
— I chyba nie chcemy, żeby to się powtórzyło, sierżancie?
— My też tego nie chcemy — stwierdził ponuro Mueller.
— To po co było to wszystko?
— Dostaliśmy rozkaz schwytania kilku Posleenów do eksperymentów medycznych. Niezbyt nam się to podobało, a skutki jeszcze mniej. Straciliśmy dwie legendy wydziału operacji specjalnych — Sandrę Ellsworthy i Arthura Tunga — a kiedy doczłapaliśmy się z powrotem do himmickiego statku, byliśmy jedną nogą w grobie z powodu wycieńczenia i niedoboru witamin.
— Chwileczkę, czy to „my” oznacza, że pan był w tym zespole?
— Ja, Ersin i Mosovich. Tylko my przeżyliśmy.
— Jezu, przykro mi. Ja, no wie pan…
— Nie wiedziałeś. W porządku. A do obozu Posleenów poszliśmy tylko dlatego, że takie były rozkazy. Najgorsze, że cała ta misja nie miała sensu. Chcieli Posleena, aby prowadzić badania, a kiedy wróciliśmy ze zdobyczą, okazało się, że mają już kupę Posleenów złapanych na Diess w całości i zamrożonych w kawałkach. Sprawa była całkowicie popieprzona.
Mueller urwał i spochmurniał, kiedy przypomniał sobie, jakie mogą być skutki niekompetentnych rozkazów. Generał, który wpadł wtedy na tak wspaniały pomysł, nigdy nawet o tym nie wspomniał, nie przeprosił ani jednym słowem. Po prostu wręczył im medale i poklepał ich po ramieniu, a sam dostał kolejną gwiazdkę.
— W każdym razie zgadzam się z pomysłem pozostawienia zwiadowców poza zasięgiem wzroku. — Spojrzał na drogę. — Przekaźnik, jak przebiega instalowanie ładunków?
— Saperzy zgłaszają ukończenie instalowania claymore’ów, ciągnięcia kabli sterujących i umieszczania gotowych do podłączenia spłonek. Na rozkaz panny Hunt mogą zacząć przyłączać obwody.
— Dobra, powiedz porucznikowi saperów, żeby cywile wsiedli do autobusów i pojechali do następnego miejsca zasadzki. Dowieźli tam już claymore’y?
— W tej chwili je wyładowują, ale dostaliśmy tylko siedemset min, bo resztę skierowano do umocnień przy drogach numer 1 i 301. Jeśli będzie na to czas, doślą więcej, kiedy dotrze dostawa z fabryki.
Podobno zapasy magazynowe topnieją im tam tak szybko, jak szybko są w stanieje wywozić.
— Gdzie jest Ersin?
— Starszy sierżant Ersin jest w grupie zwiadowców.
— Cholera, przekaż mu, żeby był ostrożny.
Mark Ersin wyostrzył obraz w swojej konwencjonalnej lornetce i cicho westchnął. On i jego zwiadowcy kawalerii nosili kamuflaki, obwieszone luźnymi paskami materiału, dzięki czemu byli prawie niewidoczni pod karłowatą sosną, pod którą przycupnęli. Ale Ellsworthy miała na sobie taki sam, kiedy oberwała. W konfrontacji z posleeńskimi czujnikami kamuflak stawał się tylko zwykłym strojem chroniącym przed zimnem.
Wszechwładca i około trzydziestu wojowników zostali w tyle, najwyraźniej jako ochrona lądownika. Było ich o wiele mniej, niż spodziewano się po tej klasie oddziału. Ersin niepokoił się, gdzie może ukrywać się reszta.
Lądownik stał w miejscu, gdzie wcześniej była farma tytoniu. Spod jednej jego krawędzi wystawał zmiażdżony traktor.
Wkrótce po przybyciu zwiadowców Wszechwładca i wojownicy objęli wartę, i z wyjątkiem pojawienia się małego czołgu antygrawitacyjnego — który stanął na drodze krajowej — nic się nie działo.
— Trzy Pięć Echo Dwa Jeden, tu Dziesięć Osiem Bravo Jeden Siedem, zweryfikuj Whisky Tango, odbiór — powiedział ktoś przez radio.
— Co?
— Powtarzam, Trzy Pięć Echo Dwa Jeden, tu Dziesięć Osiem Bravo Jeden Siedem, zweryfikuj Whisky Tango, odbiór — powtórzył ten sam głos.
— Przekaźnik, kto to powiedział? — szepnął Ersin.
— Starszy sierżancie Ersin, identyfikuję Centrum Kierowania Ogniem dwudziestej dziewiątej dywizji piechoty.
— Co? Bezpośrednio? — Na twarzy podoficera pojawił się wyraz zdumienia, a nos zadrgał mu jak u szczura wietrzącego ser.
— Tak jest, starszy sierżancie.
— Co z weryfikacją?
— Mam tu ANCD — szepnął jeden z kawalerzystów i wyciągnął z kieszeni na udzie pudełko.
— Proszę się nie trudzić — powiedział Ersin.
— Weryfikacja brzmi Mike.
Ersin wprowadził dane do zestawu podręcznego.
— Dziewięć Osiem Bravo Jeden Siedem, tu Trzy Pięć Echo Dwa Jeden. Weryfikacja Mike, odbiór.
— Echo Dwa Jeden, wzywam wsparcie ogniowe, odbiór.
— Co? Powtórz, Bravo Jeden Siedem.
— Echo Dwa Jeden, masz wroga w zasięgu wzroku?
— Potwierdzam, odbiór.
— Potrzebuję wsparcia ogniowego, odbiór.
Ersin głęboko odetchnął.
— Bravo Jeden Siedem, tu Echo Dwa Jeden, brak wrogów, powtarzam: brak wrogów. Na przyszłość używajcie innego kanału.
Odbiór.
— Echo Dwa Jeden, tu Bravo Pięć Dziewięć, odbiór.
— Dobra, przekaźnik, kto to jest? — rzucił ze złością Ersin.
— Dowódca artylerii dywizyjnej.
— Cholera. — Zastanowił się przez chwilę, po czym wcisnął przycisk. — Bravo Pięć Dziewięć, tu Echo Dwa Jeden. Żadnego ostrzału.
Powtarzam, z rozkazu korpusu nie prowadzić ostrzału. Wynoście się z mojego kanału. Odbiór.
— Echo Dwa Jeden, tu Bravo Pięć Dziewięć. To rozkaz. Naprowadzaj ogień, powtarzam: naprowadzaj ogień. Odbiór.
— Przekaźnik, połącz się natychmiast z korpusem i prześlij zapis tej transmisji z omówieniem. Natychmiast. Bravo Pięć Dziewięć, podaj elektroniczną weryfikację i łącze. Przekaźnik, nie przyjmuj połączenia.
— Muszę. Bravo Pięć Dziewięć jest starszy stopniem.
— Niezupełnie, przecież nas przeniesiono do Sił Uderzeniowych Floty.
— Pański zespół nie został jeszcze oficjalnie przeniesiony.
— Dobra, a co z hierarchią dowodzenia? Podpadam pod DowArKon, a nie pod korpus, ale zgodnie z rozkazami korpusu mamy nie strzelać.
— Ostatni rozkaz starszego stopniem oficera odwołuje wszystkie poprzednie. Mówią o tym ogólne przepisy Sił Lądowych Jeden Kreska Jeden Zero Pięć. Łącze potwierdzone, pozycje Posleenów przekazane. — Przez krótką chwilę było cicho. — Ostrzał stopięćdziesiątekpiątek w drodze. Wasza pozycja także została odnotowana.
— Cholera jasna! Połączyłeś się z korpusem?
— Nie mogę uzyskać połączenia z powodu przeciążenia łączy.
Materiał został przesłany jako e-mail i czeka w kolejce.
— Połącz mnie ze starszym sierżantem sztabowym Mosovichem — warknął do upartej maszyny w momencie, kiedy na niebie zawyły nadlatujące pociski.
— Co zrobił?! — krzyknął zwykle opanowany dowódca dwunastego korpusu.
— Generał Bernard rozkazał artylerii ostrzelać pozycje Posleenów koło drogi stanowej 639.
Oficer operacyjny korpusu miał taką minę, jakby wypił właśnie szklankę czegoś, co miało być wodą, a okazało się wyjątkowo kwaśną lemoniadą. W pewnym sensie tak się właśnie stało.
— Wyślij prokuratora korpusu do kwatery głównej dwudziestej dziewiątej dywizji piechoty. Każ mu aresztować generała Bernarda za niesubordynację i niewykonanie bezpośrednich rozkazów. Niech generał Craig przejmie dowództwo.
— Craig nie jest z Gwardii, sir.
— Pieprzę to. To jest ostatnie zadanie, jakie pozwalam wykonać temu cholernemu dowództwu i sztabowi dywizji. Niech George dobierze się do tyłków tych idiotów. Połącz się z artylerią dywizji i powiedz im, że odwołuję rozkaz. Zwolnij dowódcę i każ mu się tu zgłosić, a do czasu wydania ostatecznej dyspozycji zastąp go pierwszym oficerem. Niech lepiej już zacznie sobie szukać nowego miejsca, bo nie widzę żadnych argumentów przemawiających za jego pozostaniem w dowództwie.
— Tak jest, sir.
— Połącz mnie z pułkownikiem Abrahamsonem. Musi wiedzieć, że możemy wcześniej zacząć rozgrywkę.