Wróciwszy do restauracji po ustaleniu wszystkich spraw związanych z kremacją ciała Izabelli, Jimmy Landi i Steve Abbott skierowali kroki prosto do gabinetu Jimmy’ego. Steve napełnił dwie szklaneczki szkocką. Jedną postawił na biurku Landiego, mówiąc:
– Mam wrażenie, że obu nam dobrze to zrobi.
Landi sięgnął po szklankę.
– Mnie z pewnością tak. To był ciężki dzień.
Ciało Izabelli miało zostać spopielone, kiedy policja zezwoli na jego zabranie, a jej prochy przewiezione na cmentarz Bramy Nieba w Westchester i złożone w rodzinnym mauzoleum.
– Moi rodzice, dziecko i była żona spoczną obok siebie – powiedział, podnosząc wzrok na Abbotta. – Kompletny bezsens! Jakiś facet udaje, że chce kupić mieszkanie, potem wraca i zabija bezbronną kobietę. Przecież Izabella nigdy nie kłuła w oczy cenną biżuterią. Nie nosiła żadnych ozdób. Zupełnie jej na tym nie zależało.
Jego twarz wykrzywił grymas gniewu i niepokoju.
– Mówiłem jej, żeby sprzedała to mieszkanie! Ale ona nie przestawała myśleć o śmierci Heather. Martwiła się, że to mógł nie być zwykły wypadek! Omal nie doprowadziła się do szaleństwa; i mnie również. Przebywanie w mieszkaniu Heather tylko pogarszało jej stan. Przecież potrzebowała pieniędzy! Ten Waring, za którego wyszła, nie zostawił jej ani grosza. Chciałem, żeby zadbała o siebie. Tymczasem spotkała ją śmierć z czyjejś ręki. – W oczach Landiego lśniły łzy. – Teraz przynajmniej jest razem z Heather. Może tego właśnie chciała? Nie wiem.
Pragnąc zmienić temat, Abbott chrząknął i powiedział:
– Słuchaj, Jimmy, Cyntia przyjdzie przed dziesiątą. Zjemy tu kolację. Może dołączysz do nas?
Landi pokręcił głową.
– Dziękuję, ale nie. Od roku, od śmierci Heather, opiekujesz się mną jak własnym dzieckiem, ale tak dłużej być nie może. Dani sobie radę. Nie martw się o mnie i zajmij się swoją dziewczyną. Ożenisz, się z nią?
– Nie chcę się z tym spieszyć – odparł Abbott, uśmiechając się. Dwa rozwody mi wystarczą.
– Masz rację. Z tego samego powodu i ja nie ożeniłem się powtórnie. Ale ty jesteś jeszcze młody. Masz przed sobą długie lata życia.
– Nie takie znowu długie. Nie zapominaj, że wiosną skończyłem czterdzieści pięć lat.
– Tak? Ja za miesiąc skończę sześćdziesiąt osiem – jęknął Jimmy. – Ale jeszcze mnie nie skreślaj. Mam przed sobą długą drogę, zanim wystawią mi ostateczny rachunek. Miej to na uwadze.
Landi mrugnął porozumiewawczo. Obaj mężczyźni uśmiechnęli się. Abbott dopił whisky i wstał.
– Masz rację. Liczę na to. Kiedy otworzymy lokal w Atlantic City, konkurencja powinna się natychmiast pozamykać.
Abbott zauważył, że Landi spogląda na zegarek, powiedział więc:
– Lepiej zejdę już na dół, witać dostojnych gości.
Krótko po wyjściu Abbotta, do Jimmy’ego zadzwonił recepcjonista.
– Panie Landi, panna Farrell chce z panem rozmawiać. Kazała powiedzieć, że jest pośredniczką handlu nieruchomościami i zajmowała się sprzedażą mieszkania pani Waring.
– Połącz – warknął Landi.
W biurze Lacey zbyła ogólnikami pytania Ricka Parkera o przesłuchanie u detektywa Sloane’a.
– Pokazał mi zdjęcia, ale nikt nie przypominał Caldwella. Kilka razy musiała odrzucać zaproszenie na obiad.
– Mam trochę papierkowej roboty i chcę ją dzisiaj dokończyć – powiedziała, uśmiechając się.
To prawda – pomyślała.
Zaczekała, aż wszyscy z jej wydziału wyjdą do domu i dopiero potem zaniosła siatkę do kopiarki i zrobiła dwie kopie pamiętnika Heather – jedną dla ojca zmarłej dziewczyny, drugą dla siebie. Potem zadzwoniła do restauracji Landiego.
Rozmowa była krótka: Jimmy Landi będzie na nią czekał.
Na godzinę przed rozpoczęciem spektakli w teatrach trudno było o taksówkę, ale Lacey dopisało szczęście. Przed jej biurem akurat ktoś wysiadł z samochodu i zwalniał go. Lacey podbiegła do taksówki i szybko wskoczyła do środka, nie pozwalając nikomu się ubiec. Podała adres „Venezii” na Pięćdziesiątej Szóstej Zachodniej, rozparła się wygodnie i zamknęła oczy. Dopiero teraz rozluźniła rękę zaciśniętą na rączce siatki. Dlaczego jestem taka niespokojna? – zastanawiała się. – Dlaczego mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje?
Kiedy dojechała na miejsce, zauważyła, że w restauracji jest pełno ludzi, a w barze panuje prawdziwy tłok. Kiedy się przedstawiła, recepcjonista przywołał szefa sali.
– Pani Farrell, pan Landi czeka na górze – powiedział.
Przez telefon Lacey powiedziała tylko, że Izabella znalazła pamiętnik Heather i chciała, żeby Landi go miał.
Kiedy znalazła się w jego biurze i usiadła naprzeciw pogrążonego w smutnych myślach, dobrze zbudowanego mężczyzny, czuła się, jakby miotała strzały w rannego. Mimo to uważała, że powinna powtórzyć mu słowa wypowiedziane przez umierającą Izabellę.
– Obiecałam, że oddam panu pamiętnik – powiedziała. – Obiecałam też sama go przeczytać. Nie wiem, dlaczego Izabella chciała, żebym ja go przeczytała. Powiedziała dokładnie tak: Pokaż… mu… gdzie… Chciała, żebym panu coś w tym pamiętniku pokazała. Mam wrażenie, że z jakiegoś powodu myślała, że znajdę to, co potwierdza podejrzenie, że śmierć jej córki nie była przypadkowa. Chciałabym być posłuszna ostatniej woli Izabelli.
Włożyła rękę do siatki i wyjęła przyniesione kartki. Landi spojrzał na nie, ale szybko odwrócił wzrok. Lacey była przeświadczona, że widok pisma zmarłej córki był dla niego bardzo bolesny, ale Landi stwierdził tylko nieufnie:
– To nie jest oryginał.
– Oryginału nie mam przy sobie. Jutro rano oddam go policji.
Na jego twarzy pojawił się rumieniec gniewu.
– Izabella o to nie prosiła!
Lacey wstała.
– Nie mam wyboru, panie Landi. Musi pan przecież rozumieć, że i tak niełatwo mi będzie wytłumaczyć policji, dlaczego zabrałam ten dowód z miejsca zbrodni. Jestem pewna, że w końcu policja zwróci panu oryginalne kartki, tymczasem jednak musi się pan zadowolić kopią.
Tak jak ja – pomyślała, zamykając za sobą drzwi.
Landi nawet na nią nie spojrzał, gdy wychodziła z jego gabinetu.
Po powrocie do domu Lacey zapaliła światło w przedpokoju i z rozpędu zdążyła zrobić kilka kroków, zanim zdała sobie sprawę z panującego w mieszkaniu bałaganu. Zawartość szuflad była wysypana na podłogę, szafy pootwierane i splądrowane, poduszki z kanapy pozrzucane, niektóre meble poprzewracane. Lodówka stała otwarta, a wszystkie produkty przechowywane na półkach na drzwiach leżały teraz na podłodze. Zezłoszczona i przestraszona, omijając leżące w przejściu rzeczy, Lacey podeszła do telefonu i zadzwoniła do zarządcy budynku. W czasie, gdy ten wzywał policję, ona wykręciła numer detektywa Sloane’a.
Przyjechał krótko po policjantach z miejscowego komisariatu.
– Pani wie, czego tu szukali, prawda? – spytał Sloane pewien, że ma rację.
– Wiem – przyznała Lacey. – Pamiętnika Heather Landi, ale tutaj go nie ma. Jest u mnie w biurze. Mam nadzieję, że ten, kto to zrobił, tam się nie dostał.
W radiowozie, w drodze do biura, detektyw Sloane poinformował Lacey o przysługujących jej prawach.
– Chciałam tylko dotrzymać obietnicy złożonej umierającej kobiecie – tłumaczyła Lacey. – Prosiła mnie, żebym przeczytała pamiętnik i oddała go ojcu Heather Landi. Zrobiłam tak, jak mówiła. Dzisiaj zawiozłam mu kopię dziennika.
Sloane nie odstępował jej na krok, kiedy otwierała gabinet i weszła do środka. Podała mu żółtą kopertę, w której schowała oryginał pamiętnika.
Sloane otworzył ją, wyjął kilka kartek, spojrzał na nie i spytał:
– Jest pani pewna, że daje mi pani wszystko?
– To wszystko, co było przy umierającej Izabelli Waring – odparła Lacey. Miała cichą nadzieję, że inspektor nie będzie dłużej o to wypytywał. Mówiła prawdę, ale nie całą. W biurku leżała kopia pamiętnika, którą odbiła dla siebie.
– Pójdziemy do komisariatu. Musimy o tym porozmawiać.
– Moje mieszkanie! – jęknęła Lacey. – Proszę. Muszę posprzątać.
Gadam głupstwa – pomyślała. – Ktoś zabił Izabellę, najprawdopodobniej z powodu pamiętnika Heather. Ja sama, gdybym była w domu, mogłam stracić dziś wieczorem życie, a potrafię myśleć tylko o bałaganie. Lacey poczuła, że boli ją głowa. Minęła dziesiąta. Od ośmiu godzin nie miała nic w ustach.
– Może pani odłożyć sprzątanie na później – stwierdził Sloane, bez odrobiny współczucia. – Musimy natychmiast to wszystko wyjaśnić.
Kiedy weszli do komisariatu, Sloane posłał detektywa Nicka Marsa po kanapkę i kawę dla Lacey. Potem się zaczęło.
– Zacznijmy wszystko od początku, pani Farrell – powiedział Sloane.
Znowu te same pytania – pomyślała Lacey, kręcąc głową. Czy znała Heather Landi? Czy to nie dziwne, że przypadkowe spotkanie w windzie skłoniło panią Waring do powierzenia Lacey sprawy sprzedaży ekskluzywnego mieszkania? Jak często widywała się z panią Waring w ciągu ostatnich tygodni? Czy jadały razem obiady? Kolacje? Spotykały się wieczorami?
– Późne godziny wieczorne nazywała „światłem trzeźwości” – usłyszała swój głos Lacey. Starała się przypomnieć sobie coś, czego jeszcze od niej nie słyszeli. – Powiedziała, że tak nazywali tę porę pielgrzymi. Mówiła, że czuje się bardzo samotna.
– Nie miała przyjaciół? Dlaczego nie zadzwoniła do kogoś innego?
– Wiem tylko to, co sama mi powiedziała. Może sądziła, że młoda kobieta, samotnie mieszkająca na Manhattanie, potrafi jej pomóc zrozumieć życie jej córki? – powiedziała Lacey. – I jej śmierć – dodała po chwili.
Oczyma wyobraźni zobaczyła smutną twarz Izabelli, z wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi i dużymi oczami; w młodości musiała być prawdziwą pięknością.
– Rozmawiała ze mną tak, jak się rozmawia z taksówkarzem czy z barmanem. Znalazła we mnie chętnego słuchacza, wiedziała jednak, że kiedy ciężkie czasy miną, nie będę jej przypominała tego, co mi kiedyś powiedziała, bo nie będzie mnie już widywała.
Czy mówię do rzeczy? – zastanawiała się Lacey. Sloane miał kamienną twarz.
– Porozmawiajmy o tym, jak Curtis Caldwell dostał się do mieszkania pani Waring. Na drzwiach nie było śladów włamania. Izabella Waring raczej go nie wpuściła, bo przecież w jego obecności nie wróciłaby do sypialni i nie kładła się na łóżko. Czy pani dała mu klucz?
– Nie! Oczywiście, że nie – zaprzeczyła Lacey. – Chwileczkę! Izabella zawsze odkładała klucz do miseczki, na stoliku w przedpokoju. Powiedziała mi, że dzięki temu, kiedy schodzi na dół odebrać pocztę, nie musi zabierać ze sobą całego pęku kluczy. Caldwell mógł go tam zobaczyć i wziąć. Ale co z moim mieszkaniem? – zaniepokoiła się. – U mnie jest portier.
– Do tego garaż i wejście dla dostawców. Bloki z tak zwanym dozorem są śmieszne! Przecież pracuje pani w handlu nieruchomościami. Dobrze pani o tym wie.
Lacey pomyślała o Curtisie Caldwellu z pistoletem w dłoni, próbującym się dostać do mieszkania i zabić ją.
– Nie śmieszy mnie to – powiedziała, z trudem powstrzymując łzy. – Proszę pana, ja chcę do domu.
Przez chwilę myślała, że będzie chciał ją zatrzymywać, ale Sloane wstał zza biurka.
– Dobrze, może pani już iść, pani Farrell, muszę jednak ostrzec, że mamy prawo oskarżyć panią o zabranie dowodu z miejsca zbrodni i ukrycie go, za co grozi surowa kara.
Powinnam już wcześniej porozmawiać z adwokatem – pomyślała Lacey. – Dlaczego postępuję tak głupio?
Kiedy Lacey wróciła do swojego mieszkania, Ramon Garcia, gospodarz budynku, i jego żona Sonia właśnie kończyli porządki.
– Nie mogliśmy pozwolić, żeby wróciła pani do tego bałaganu – wyjaśniła Sonia, przecierając ściereczką do kurzu blat biurka w sypialni. – Powkładaliśmy wszystko do szuflad. Na pewno nie tak, jak powinno być, ale przynajmniej rzeczy nie leżą na podłodze.
– Jestem wam bardzo wdzięczna – powiedziała Lacey.
Kiedy wychodziła, w jej mieszkaniu roiło się od policjantów. Bała się tego, co zastanie po powrocie. Ramon właśnie kończył wstawianie nowego zamka.
– To była robota doskonałego fachowca – głośno wyraził swoje zdanie. – Dziwne, że nie otworzył pani szkatułki.
To była pierwsza rzecz, którą policja kazała sprawdzić, ale złote bransoletki, kolczyki z diamentem i perły babci leżały na swoim miejscu.
– Pewnie nie tego szukał – głos Lacey nawet jej samej wydawał się cichy i zmęczony. Sonia spojrzała na nią z uwagą.
– Przyjdę do pani jutro rano. Proszę się nie martwić. Zanim wróci pani z pracy, wszystko będzie w największym porządku.
Lacey odprowadziła ich do drzwi.
– Czy rygiel działa? – spytał Ramon i sprawdził. – Kiedy zamknie się pani na rygiel, nikt się do środka nie dostanie; chyba żeby użył tarana.
Lacey zamknęła drzwi i zasunęła zamek. Rozejrzała się po mieszkaniu i zadrżała. W co ja się wpakowałam? – pomyślała.