5

Tuż przed świtem Lacey zapadła w ciężki sen, pełen koszmarów. Jakieś cienie przesuwały się powoli w długich korytarzach, a zza zamkniętych drzwi wydobywały się nieustannie przepełnione przerażeniem krzyki.

Z ulgą obudziła się piętnaście po siódmej, chociaż bała się tego, co miał przynieść nowy dzień. Detektyw Sloane powiedział, że chce, by Lacey przyjechała na komisariat i z pomocą rysownika sporządziła portret pamięciowy Curtisa Caldwella.

Siedziała w podomce i popijając kawę, spoglądała na barki płynące powoli East River. Myślała o tym, że musi podjąć decyzję w sprawie pamiętnika.

Co mam z nim zrobić? – pytała samą siebie. – Izabella była przekonana, że znajduje się w nim coś, co dowodzi, że Heather nie zginęła przypadkowo. Curtis Caldwell zabił Izabellę i ukradł skórzany segregator.

Czy to możliwe, żeby ją zabił, bo bał się tego, co Izabella znalazła w pamiętniku? Czy dlatego ukradł segregator, w którym powinien być pamiętnik? Żeby nikt inny go nie przeczytał?

Lacey obejrzała się. Pod kanapą leżała torebka, a w niej zakrwawione kartki.

Muszę je oddać policji – pomyślała. – Mam jednak wrażenie, że mimo wszystko uda mi się dotrzymać słowa danego Izabelli.


O drugiej po południu Lacey siedziała przy stole, w niewielkim gabinecie na komisariacie. Naprzeciwko miała detektywa Eda Sloane’a i jego asystenta, detektywa Nicka Marsa. Detektyw Sloane oddychał szybko, jakby mu się spieszyło. Pewnie pali za dużo – pomyślała Lacey. Z kieszeni na piersi munduru wystawała paczka papierosów.

Nick Mars był całkiem inny. Przypominał Lacey pewnego zawodnika licealnej drużyny futbolowej, w którym się kiedyś kochała. Mars z pewnością nie skończył jeszcze trzydziestu lat. Miał chłopięcą twarz o pucołowatych policzkach, niewinnych niebieskich oczach i łagodnym uśmiechu. Był miły. Lacey była przekonana, że podczas przygotowań do przesłuchania wyznaczono mu rolę dobrego policjanta, będącego przeciwieństwem detektywa Sloane’a miotającego pogróżki, czasem wybuchającego gniewem. Nick Mars uspokajał kolegę. Nie dawał się wytrącić z równowagi, był pełen dobrej woli.

Lacey spędziła na komisariacie prawie trzy godziny, miała więc dość czasu, żeby poznać swoich rozmówców. Kiedy próbowała opisać policyjnemu rysownikowi twarz Curtisa Caldwella, Sloane denerwował się, że jest mało konkretna.

– Nie miał szram, znamion ani tatuaży – powiedziała. – W każdym razie, niczego takiego nie zauważyłam. Mogę powiedzieć tylko, że miał szczupłą twarz, jasne, niebieskie oczy, włosy w kolorze piasku i był opalony. Jego rysy nie wyróżniały się niczym szczególnym. Były proporcjonalne, może z wyjątkiem ust. Miał wąskie wargi.

Kiedy zobaczyła szkic przygotowany przez plastyka, zawahała się.

– Wyglądał inaczej…

– To znaczy, jak? – burknął Sloane.

– Uspokój się, Ed. To było dla Lacey ciężkie przeżycie. – Nick Mars uśmiechnął się do niej, jakby chciał ją podnieść na duchu.

Plastykowi nie udało się narysować twarzy, którą Lacey uznałaby za podobną do mordercy Izabelli. Potem pokazano jej mnóstwo zdjęć, ale na żadnym z nich nie było nikogo, kto przypominałby Curtisa Caldwella, co znów wytrąciło Sloane’a z równowagi.

Detektyw Sloane wyciągnął papierosa i zapalił go, co robił zawsze, kiedy odczuwał zniechęcenie.

– A teraz, pani Lacey – powiedział nagle – będziemy musieli jeszcze raz powtórzyć wszystko, co nam pani dotąd powiedziała.

– Napijesz się kawy, Lacey? – spytał Mars.

– Z chęcią.

Lacey uśmiechnęła się z wdzięcznością, ale szybko skarciła w myślach samą siebie: bądź czujna. Pamiętaj, że jeden gra rolę złego, a drugi dobrego gliniarza.

Było oczywiste, że detektyw Sloane ma w zanadrzu coś nowego. Chciałbym przypomnieć o kilku sprawach, mających związek z tym zabójstwem. Gdy dzwoniła pani na pogotowie policyjne wczoraj wieczorem, była pani bardzo zdenerwowana. Lacey uniosła brwi. Miałam ku temu dość powodów – odparła, kiwając głową.

– Jak najbardziej. Powiedziałbym nawet, że kiedy z panią rozmawialiśmy, gdy przyjechaliśmy na miejsce, była pani w szoku.

– Pewnie tak było.

Rzeczywiście, większość z tego, co działo się poprzedniego wieczora, Lacey pamiętała jak przez mgłę.

– Nie odprowadziłem pani do drzwi, kiedy pani wychodziła, okazuje się jednak, że miała pani dość przytomności umysłu, żeby zabrać z szafy przy wyjściu swoją torebkę.

– Rzeczywiście, przechodząc obok szafy, przypomniałam sobie o torebce.

– Pamięta pani może, że w tym czasie w przedpokoju robiono zdjęcia?

Lacey spróbowała to sobie przypomnieć. Cienka warstwa proszku na meblach. Błysk lamp.

– Pamiętam – odparła.

– W takim razie, może zechce pani rzucić okiem na to zdjęcie. – Sloane przesunął ku niej po biurku fotografię o wymiarach dwadzieścia pięć centymetrów na dwadzieścia pięć. – To, co pani widzi, jest powiększeniem fragmentu rutynowego zdjęcia, zrobionego w przedpokoju. – Sloane kiwnął głową w kierunku młodszego kolegi. – Detektyw Mars to zauważył.

Lacey nie mogła oderwać oczu od zdjęcia. Widać było na nim ją samą, stojącą bokiem i kurczowo ściskającą torebkę, odsuwającą ją jak najdalej od Ricka Parkera, który wyciąga rękę, chcąc pomóc Lacey.

– Jak widać, nie tylko pamiętała pani o swojej torbie, ale jeszcze upierała się, żeby jej nie wypuścić z ręki.

– Z przyzwyczajenia. W kontaktach z kolegami z pracy kładę szczególny nacisk na to, żeby polegać wyłącznie na sobie – wyjaśniła Lacey spokojnym głosem. – Przypuszczam, że działałam odruchowo. Nie wiem, o czym wówczas myślałam.

– Jestem przekonany, że pani dobrze wie – powiedział detektyw Sloane. – Była pani świadoma’ tego, co robi. Musi pani wiedzieć, że znaleźliśmy w szafie ślady krwi Izabelli Waring. Jak pani sądzi, skąd się tam wzięła jej krew?

Pamiętnik Heather – pomyślała Lacey. Luźne kartki, zbroczone krwią. Kiedy upychała je w torebce, kilka upadło na dywan, którym wyłożone było dno szafy. Ręce Lacey również były pobrudzone krwią. Tego jednak nie mogła powiedzieć detektywowi; jeszcze nie teraz. Najpierw musi sama przeczytać co na nich jest napisane. Lacey spojrzała na swoje dłonie. Powinnam coś powiedzieć – pomyślała. – Ale co?

Sloane pochylił się ku niej, jeszcze bardziej agresywny niż dotąd, oskarżający.

– Pani Farrell, nie wiem, w co pani gra, ale coś pani ukrywa. To nie jest zwyczajne morderstwo. Mężczyźnie, przedstawiającemu się jako Curtis Caldwell, nie chodziło o obrabowanie mieszkania, a zabójstwo Izabelli Waring nie było przypadkowe. To przestępstwo starannie przygotowano i wykonano. Tylko pani przyjście nie było ujęte w planach. – Policjant zamilkł, by po chwili podjąć z irytacją: – Mówiła nam pani, że zabójca miał przy sobie skórzany segregator pani Waring. Proszę mi jeszcze raz powiedzieć, jak ten segregator wyglądał.

– To niczego nie zmieni – odparła Lacey. – Segregator miał typowy rozmiar i zamykał się na suwak, żeby nic ze środka nie wypadało.

– Czy już kiedyś to pani widziała? – Sloane przesunął ku niej jakąś kartkę. Lacey spojrzała na nią. Była zapisana ręcznym pismem.

– Nie jestem pewna – powiedziała.

– Proszę przeczytać.

Lacey przebiegła tekst wzrokiem. Nosił datę sprzed trzech lat. Zaczynał się tak:

Baba znów przyszedł obejrzeć przedstawienie. Zaprosił nas wszystkich na kolację do restauracji…

Pamiętnik Heather – pomyślała. – Musiałam zgubić tę kartkę, a może nawet kilka – zaniepokoiła się.

– Czy już to pani widziała? – Sloane powtórzył pytanie.

– Wczoraj po południu, kiedy przyprowadziłam do mieszkania pani Waring mężczyznę znanego mi jako Curtis Caldwell, żeby mu pokazać lokal, Izabella siedziała przy biurku w bibliotece. Segregator był otwarty, a ona czytała wyjęte z niego kartki. Nie mogę z całą pewnością twierdzić, że to jedna z nich, ale to możliwe.

Przynajmniej tym razem mówię prawdę – pomyślała. Nagle zrobiło się jej żal, że nie skopiowała pamiętnika rano, przed przyjściem na komisariat.

Postanowiła bowiem oryginał oddać policji, jedną kopię Jimmy’emu Landiemu, a drugą zachować dla siebie. Izabelli chodziło o to, żeby Jimmy przeczytał pamiętnik. Było oczywiste, że spodziewała się, że ojciec Heather zauważy w nim coś znaczącego. Z kopii wyczyta to sumo co z oryginału; podobnie Lacey, której z jakiegoś powodu Izabella kazała przysiąc, że i ona przeczyta pamiętnik.

Znaleźliśmy tę kartkę w sypialni, pod krzesłem – powiedział Sloane. – Może istnieją jeszcze inne? Czy sądzi pani, że to możliwe? – Nie zaczekał na odpowiedź. – Wróćmy do śladów krwi Izabelli, znalezionych na podłodze szafy. Domyśla się pani może, skąd się tam wzięły?

– Miałam pobrudzone krwią ręce – odparła Lacey. – Przecież pan wie.

– A jakże, wiem, ale wczoraj, kiedy pani przed wyjściem wyjmowała swoją torbę z szafy, pani dłonie nie ociekały krwią. Co się mogło wydarzyć? Może przed naszym przybyciem do mieszkania wzięła pani coś z sypialni Izabelli Waring i schowała w swojej torbie? Tak sądzę. Może zechce nam pani powiedzieć, co to było? Może po pokoju porozrzucanych było więcej takich kartek jak ta, którą pani przed chwilą przeczytała? Mam rację?

– Spokojnie, Eddie. Pozwól, że Lacey odpowie na twoje pytania – skarcił go Mars.

– Lacey może mówić tak długo, jak tylko zechce, Nick – odburknął Sloane – ale to nie zmieni faktów. Jestem pewien, że zabrała coś z tamtego pokoju. Nie zastanawia cię, dlaczego niewinny, przypadkowy świadek miałby zabierać coś z domu ofiary? A może pani potrafi mi wytłumaczyć, dlaczego? – spytał Lacey.

Lacey bardzo chciała im powiedzieć, że ma pamiętnik i wyjaśnić, dlaczego go zabrała. Ale jeśli to zrobię – rozważała gorączkowo – zażądają, żebym im go natychmiast oddała. Nie pozwolą mi zrobić kopii dla ojca Heather. Pod żadnym pozorem nie wolno mi powiedzieć, że dla siebie też chcę zrobić odbitkę. Zachowują się tak, jakby podejrzewali, że mam ze śmiercią Izabelli coś wspólnego – myślała dalej. – Jutro oddam im oryginał.

Lacey wstała.

– Nie, nie umiem tego wytłumaczyć – powiedziała. – Czy to już wszystko, detektywie?

– Tak, na dzisiaj to wszystko, proszę jednak pamiętać, że zatajenie prawdy podczas śledztwa w sprawie o zabójstwo zagrożone jest surową karą. To przestępstwo – dodał groźnym tonem. – Jeszcze jedno! Jeśli wzięła pani resztę kartek, będę się musiał poważnie zastanowić, czy rzeczywiście jest pani tylko niewinnym świadkiem. Ostatecznie, to pani przyprowadziła mordercę do mieszkania Izabelli Waring.

Lacey wyszła bez słowa. Powinna pójść prosto do biura, najpierw jednak musiała wstąpić do domu po pamiętnik Heather Landi. Postanowiła zostać w pracy nieco dłużej, żeby po wyjściu reszty personelu zrobić odbitki. Jutro odda oryginał Sloane’owi. Postaram się mu wytłumaczyć, dlaczego zabrałam te kartki – myślała zdenerwowana.

Zamierzała zatrzymać taksówkę, ale po namyśle postanowiła pójść pieszo. Promienie słońca świecącego wysoko na niebie rozgrzewały ją przyjemnie. Nadal czuła się przemarznięta do szpiku kości. Przechodząc Drugą Aleją, poczuła, że ma kogoś za plecami. Odwróciwszy się szybko, napotkała zdziwione spojrzenie starszego mężczyzny.

– Przepraszam – burknęła i skręciła w najbliższą przecznicę.

Spodziewałam się zobaczyć Curtisa Caldwella – uświadomiła sobie Lacey. Z niepokojem spostrzegła, że cała drży. – Jeśli chodziło mu o pamiętnik, to go nie dostał. Czy zechce po niego wrócić? Caldwell wie, że go widziałam i że mogę w nim rozpoznać mordercę.

Lacey miała świadomość, że nie będzie bezpieczna tak długo, jak długo policja nie złapie Caldwella – jeśli w ogóle go złapią. Starała się jednak o tym nie myśleć.

W holu przy wejściu do jej bloku było spokojnie jak w świątyni, ale kiedy Lacey wyszła z windy, długi korytarz wydał się jej straszny. Z kluczem w dłoni dobiegła do swoich drzwi i weszła do środka najszybciej, jak mogła.

Już nigdy nie będę nosiła tej torby – przysięgła sobie, wyciągając ją spod kanapy. Zaniosła ją do sypialni i postawiła na biurku uważając, żeby nie dotknąć pobrudzonej krwią rączki. Ostrożnie wyjęła ze środka kartki pamiętnika. Skrzywiła się, widząc na niektórych krew. Potem włożyła kartki do żółtej koperty i podeszła do szafy, żeby znaleźć jakąś siatkę.

Dziesięć minut później wyszła na ulicę, trzymając siatkę pod pachą. Nerwowo machając ręką na taksówkę, wmawiała sobie, że niezależnie od tego, kim jest ten Caldwell i z jakiego powodu zamordował Izabellę, teraz z pewnością jest daleko stąd, starając się za wszelką cenę uciec policji.

Загрузка...