35

Rick Parker pokazał mieszkanie Izabelli Waring kilkunastu potencjalnym kupcom. Kilka razy wydawało się, że wreszcie je sprzeda, ale kupcy za każdym razem wycofywali się w ostatniej chwili. Teraz trafiła mu się kolejna zainteresowana: Shirley Forbes, rozwódka po pięćdziesiątce. Oglądała mieszkanie już trzy razy. Rick umówił się z nią kolejny raz, o wpół do jedenastej.

Rano, kiedy wchodził do biura, odezwał się telefon. Dzwonił detektyw Sloane.

– Panie Parker, nie rozmawialiśmy ze sobą od dwóch tygodni – powiedział. – Dobrze by było, żeby wpadł pan do mnie dzisiaj. Chcę sprawdzić, czy wróciła panu pamięć.

– Nie mam o czym pamiętać – warknął Rick.

– Wręcz przeciwnie. Czekam na pana o dwunastej.

Rick aż podskoczył, kiedy Sloane bez słowa pożegnania odłożył słuchawkę. Ciężko usiadł w fotelu i zaczął trzeć czoło, szybko pokrywające się lodowatymi kropelkami potu. W głowie mu dudniło tak, jakby czaszka miała zaraz pęknąć.

Za dużo piję – pomyślał Rick. – Muszę zmniejszyć tempo.

Poprzedniego wieczora zrobił rundę po swoich ulubionych barach. Czyżby coś się wydarzyło? – zastanawiał się. Przypomniał sobie, że przed snem wpadł na jednego do Landiego, chociaż rzadko tam bywa. Chciał zobaczyć portrety Heather na ścianach. Zapomniałem, że zostały zamalowane – myślał. – Czyżbym zrobił tam coś głupiego? Może powiedziałem Jimmy’emu coś o malowidłach? Czy mówiłem o Heather?

Rick nie miał najmniejszej ochoty iść do mieszkania Heather przed spotkaniem ze Sloanem, ale nie było sposobu, żeby to zmienić. Shirley Forbes mówiła, że będzie szła prosto od lekarza. Rick wiedział, że ojciec nie daruje mu, jeśli pozwoli kolejnemu klientowi odejść z niczym.

– Rick!

Podniósł spojrzenie i zobaczył R.J. Parkera seniora, stojącego z drugiej strony biurka i z niezadowoleniem patrzącego na syna.

– Wczoraj byłem na kolacji u Landiego – powiedział ojciec. – Jimmy chce sprzedać to mieszkanie. Powiedziałem, że dzisiaj jesteś umówiony z kimś, kto jest nim szczerze zainteresowany. Jimmy powiedział, że chętnie spuści sto tysięcy z sześciuset, byle tylko pozbyć się lokalu.

– Właśnie jadę na spotkanie z panią Forbes, tato – powiedział Rick.

Wielki Boże! – pomyślał. – R.J. był wczoraj u Landiego. Mogłem na niego wpaść! Na samą myśl o tak fatalnym zbiegu okoliczności dudnienie, które słyszał w głowie, stało się jeszcze głośniejsze.

– Rick! – jeszcze raz przywołał go ojciec. – Chyba nie muszę ci mówić, że im szybciej pozbędziemy się tego mieszkania, tym większe szansę, że Jimmy się nie dowie…

– Tak, tato, wiem. – Rick wstał i wsunął fotel pod biurko. – Muszę już iść.


– Bardzo mi przykro. Wprawdzie szukam dokładnie takiego mieszkania, ale wiem, że nie czułabym się tu bezpiecznie. Stale myślałabym o tym, jak umarła ta kobieta, uwięziona w pułapce, bezbronna…

Shirley Forbes oznajmiła swoją decyzje, stojąc pośrodku sypialni, w której zmarła Izabella Waring. Wszystko w mieszkaniu pozostawiono na swoim miejscu. Forbes rozejrzała się po pokoju.

– Przeczytałam w Internecie wszystkie informacje o tym zabójstwie – powiedziała zniżając głos, jakby się zwierzała z jakichś tajemnic. Jeśli dobrze rozumiem, pani Waring opierała się o zagłówek tego łóżka.

Jej oczy, spoglądające zza szkieł okularów, zrobiły się nienaturalnie duże. Ręką pokazała na łóżko.

– O wszystkim czytałam. Odpoczywała we własnej sypialni, kiedy ktoś przyszedł i ją zastrzelił. Policja sądzi, że próbowała uciekać, ale zabójca stanął w drzwiach, więc cofnęła się na łóżko, skuliła i zasłoniła ręką. Dlatego miała zakrwawioną dłoń. W tej chwili weszła agentka z biura handlu nieruchomościami i usłyszała, jak pani Waring błaga, żeby darował jej życie. Moim zdaniem, agentka też mogła zginąć. W takim wypadku w tym mieszkaniu zamordowano by aż dwie osoby.

Rick odwrócił się do drzwi.

– Rozumiem. Chodźmy.

– Zdaje się, że pana zdenerwowałam, panie Parker. Bardzo mi przykro. Może znał pan Heather Landi albo panią Waring?

Rick miał ochotę ściągnąć jej te okropne okulary i zmiażdżyć je butem. Chętnie zepchnąłby tę głupią kobietę, tego wścibskiego gapia, ze schodów. Bo tylko tym była, gapiem, który marnował jego czas i budził złudne nadzieje. Pewnie tylko ze względu na morderstwo chciała obejrzeć mieszkanie. Nigdy nie miała zamiaru go kupować.

Mógłby jej zaproponować inne mieszkania, ale miał powyżej dziurek w nosie tego wścibskiego babsztyla. Zanim zdążył ją wyprosić, powiedziała:

– Muszę już lecieć. Zadzwonię za kilka dni, żeby się dowiedzieć, czy ma pan coś nowego.

Wyszła. Rick poszedł do garderoby, otworzył szafkę z bielizną pościelową i wyjął schowaną na półce butelkę. Zabrał ją do kuchni, wyjął kieliszek i do połowy napełnił go wódką. Wypił duży łyk i usiadł na wysokim stołku przy bufecie, oddzielającym kuchnię od pokoju i części recepcyjnej.

Jego uwagę zwróciła maleńka lampka przy końcu blatu. Jej podstawę stanowił czajniczek do parzenia herbaty. Pamiętał ją aż za dobrze.

– To moja lampa Aladyna – powiedziała Heather w dniu, kiedy ją wypatrzyła w sklepie z używanymi rzeczami na Osiemdziesiątej Zachodniej. – Potrę ją na szczęście – postanowiła. Potem ją podniosła, zamknęła oczy i zanuciła: – Potężny dżinie, spełnij me życzenie. Obym dostała rolę, o którą się staram. Niech moje nazwisko stanie się znane. – Potem dodała zatroskanym głosem: – I niech baba się na mnie za bardzo nie gniewa, kiedy się dowie, że bez jego zgody kupiłam mieszkanie w bloku.

Odwróciła się do Ricka i powiedziała:

– To moje pieniądze; przynajmniej tak mi mówił. Ale wiem, że w sprawie mojego mieszkania chciałby mieć coś do powiedzenia. Bardzo się martwił, że wcześniej przerwałam naukę i przeprowadziłam się tutaj i zamieszkałam sama.

Potem znów się uśmiechnęła – Rick pamiętał jej piękny uśmiech – i znów potarła lampę.

– Może wcale nie będzie się gniewał – powiedziała z nadzieją. – Założę się, że teraz, kiedy znalazłam tę magiczną lampę, wszystko będzie dobrze.

Rick patrzył na lampę, stojącą teraz na bufecie. Schylił się, wyciągnął wtyczkę z kontaktu i wziął lampkę do ręki.

Tydzień później Heather błagała go, żeby nie finalizował transakcji i zwrócił jej depozyt.

– Powiedziałam mamie przez telefon, że znalazłam mieszkanko, które bardzo mi się spodobało. Bardzo ją to zmartwiło. Powiedziała, że ojciec chciał mi zrobić niespodziankę i już kupił dla mnie mieszkanie na rogu Siedemdziesiątej Wschodniej i Pięćdziesiątej Alei. Nie mogę mu powiedzieć, że już coś sama kupiłam, bez jego pozwolenia. Nie znasz go, Ricku – błagała. – Proszę, cię, do twojej rodziny należy firma. Pomóż mi.

Rick wycelował lampką w ścianę nad zlewem i cisnął nią z całą siłą, na jaką go było stać.

Dżin załatwił Heather rolę w teatrze. Ale potem nie przyszedł jej z pomocą.


Detektyw Betty Ponds, którą Rick Parker poznał jako Shirley Forbes, zdawała relację detektywowi Sloane’owi w dziewiętnastym komisariacie:

– Parker to istny kłębek nerwów. Jest bliski załamania. Szkoda, że nie widziałeś jego oczu, kiedy opowiadałam o tym, jak zginęła Izabella Waring. Rick Parker się boi i strach nie pozwala mu trzeźwo myśleć.

– Ma wiele powodów do zmartwień – powiedział Sloane. – Policja federalna rozmawia w tej chwili z facetem, który może potwierdzić, że widział Parkera w Stowe w dniu śmierci Heather Landi.

– O której jesteś z nim umówiony? – spytała Pond.

– W południe.

– Dochodzi dwunasta. Zmykam stąd. Nie chcę, żeby mnie zobaczył.

Pomachała ręką na pożegnanie i wyszła z pokoju.

Minął kwadrans po dwunastej, potem wpół do pierwszej. O pierwszej Sloane zadzwonił do agencji „Parker i Parker”. Powiedziano mu, że Rick o wpół do jedenastej wyszedł na spotkanie i nie wrócił do biura.

Nazajutrz rano stało się jasne, że Rick Parker zniknął – z własnej woli lub nie.

Загрузка...