47

Detektyw Eddie Sloane i Priscilla Parker czekali na przyjście Ricka. Pokój gościnny w „Harding Manor” był wyjątkowo wygodny. Posiadłość była prywatną własnością i została przeznaczona na ośrodek odwykowy przez pewne małżeństwo, którego jedyny syn zmarł na skutek przedawkowania narkotyków.

Wesoła sofa z biało-niebieskiego perkalu, pasujące do niej krzesła oraz ściany pokryte tapetą w stylu Wedgwood i niebieski dywan przekonywały Sloane’a, że jest to oryginalne umeblowanie i że ci, których stać na to, by się tu leczyć z uzależnień, słono za to płacą.

Jednak w drodze z Greenwich pani Parker powiedziała mu, że co najmniej połowa pacjentów jest leczona bez żadnych opłat.

Teraz, czekając na Ricka Parkera, tłumaczyła nerwowo:

– Wyobrażam sobie, co pan myśli o moim synu. Ale pan nie wie, ile w nim jest dobra i drzemiących możliwości. Rick mógłby jeszcze wiele w życiu zrobić. Wiem, że by mógł. Jego ojciec zawsze go rozpuszczał; przez niego chłopak myśli, że jest ponad wszelką dyscyplinę, a nawet zwykłą przyzwoitość. Kiedy w szkole wpadł w tarapaty z powodu narkotyków, błagałam męża, żeby pozwolił mu ponieść wszelkie konsekwencje. Ale mąż przekupił wszystkich. W college’u powinno Rickowi iść dobrze, bo jest inteligentny, ale on się nigdy nie przykładał do nauki. Niech mi pan powie, po co siedemnastoletniemu dziecku mercedes? Jaki chłopak w tym wieku potrzebuje na swoje potrzeby gotówki bez miary? Czego młody człowiek może się nauczyć o przyzwoitości, kiedy jego ojciec ubiera swoją kochankę w liberię pokojówki i sprowadza do własnego domu?

Sloane patrzył na kominek z włoskiego marmuru, podziwiając piękno rzeźby.

– Odnoszę wrażenie, że już od długiego czasu musi pani wiele znosić. Możliwe, że więcej, niż pani powinna.

– Nie miałam wielkiego wyboru. Gdybym odeszła, na pewno straciłabym Ricka. Mam wrażenie, że zostając, udało mi się coś osiągnąć. Fakt, że tu jest i że chce z panem rozmawiać, świadczy o tym, że mam rację.

– Dlaczego pani mąż zmienił stosunek do Ricka? – spytał Sloane. – Wiemy, że przed pięciu laty przestał mu wypłacać procenty z funduszu powierniczego. Jak do tego doszło?

– Niech Rick sam panu opowie – odparła Priscilla Parker i pochyliła głowę, nasłuchując. – To jego głos. Już idzie. Panie Sloane, mój syn jest w poważnych tarapatach, prawda?

– Jeśli jest niewinny, to nie. Mam nadzieję, że okaże się chętny do współpracy. Wszystko zależy od niego…


Sloane powtórzył te słowa Rickowi Parkerowi, kiedy młody mężczyzna podpisywał się pod dokumentem informującym go o prawach aresztowanego. Wygląd młodszego Parkera poruszył detektywa. W ciągu dziesięciu dni, które upłynęły od ich ostatniego spotkania, chłopak zmienił się nie do poznania. Twarz miał szczupłą i bladą, a pod oczami sine cienie. Odzwyczajanie się od narkotyków to nie zabawa – przypomniał sobie Sloane – ale wydaje mi się, że w jego wypadku chodzi o coś więcej.

Parker podał policjantowi podpisany dokument.

– Dobrze, detektywie – powiedział. – Co pan chce wiedzieć?

Usiadł na sofie, obok matki. Sloane patrzył, jak kobieta przesuwa rękę, by przykryć nią dłoń syna.

– Dlaczego posłał pan Curtisa Caldwella… będę go tak nazywał, skoro on używał takiego nazwiska… do mieszkania Izabelli Waring?

Na czole Parkera pojawiły się kropelki potu.

– W naszej agencji… – przerwał i popatrzył na matkę. – Powinienem raczej powiedzieć, że w agencji ojca, zwyczajem jest sprawdzanie klientów, zanim pokażemy im mieszkanie. Mimo to zdarzają się ciekawscy, którzy chcą tylko pooglądać, ale przynajmniej są to osoby, o których coś wiemy.

– To znaczy, że stać je na kupienie mieszkań, które im pokazujecie?

Rick Parker kiwnął głową.

– Wie pan, dlaczego tu trafiłem. Jestem narkomanem. To kosztowne uzależnienie. Miałem za mało pieniędzy. Kupowałem coraz więcej na kredyt. Na początku października odebrałem telefon od pośrednika, któremu jestem winien pieniądze. Powiedział, że zna kogoś, kto chce obejrzeć mieszkanie. Powiedział też, że ten człowiek nie spełnia naszych wymagań, ale jeśli mieszkanie mu się spodoba, da się to jakoś załatwić.

– Czy grożono panu czymś, gdyby pan na to nie przystał? – spytał Sloane.

Parker potarł czoło.

– Mogę powiedzieć tylko tyle, że rozumiałem, co powinienem zrobić. Doskonale wiedziałem, że on nie prosi mnie o przysługę. Kazał mi to zrobić. Wymyśliłem więc swoją historyjkę. Nasze biuro właśnie sprzedało kilka mieszkań prawnikom z firmy „Keller, Roland i Smythe”, przeniesionym na Manhattan. Wymyśliłem więc nazwisko Curtisa Caldwella i powiedziałem, że pracuje w tej firmie. Nikt o nic mnie nie pytał. To wszystko. Nic więcej nie zrobiłem! – wybuchnął. – Nic więcej! Domyślałem się, że to jakaś podejrzana figura, ale nie miałem pojęcia, że to ktoś taki. Kiedy Lacey Farrell mi powiedziała, że to on zabił matkę Heather, nie wiedziałem, co robić.

Sloane zauważył, że Rick mówiąc o Heather Landi, użył jej imienia, jakby była jego dobrą znajomą.

– Rozumiem. Niech mi pan teraz powie, co zaszło między panem a Heather Landi.

Sloane zauważył, że Priscilla Parker ścisnęła dłoń syna.

– Musisz mu powiedzieć, Ricku – ponagliła go.

Parker patrzył Sloane’owi prosto w oczy.

– Poznałem Heather blisko pięć lat temu, kiedy przyszła do naszego biura, szukając mieszkania na West Side – powiedział. – Zacząłem ją oprowadzać. Była… piękna, pełna życia i radości.

– Wiedział pan, że Jimmy Landi jest jej ojcem? – spytał Sloane, przerywając Parkerowi.

– Tak i to również sprawiało, że było tak przyjemnie. Pewnego razu Jimmy nie wpuścił mnie do swojej restauracji, bo byłem pijany. Rozzłościł mnie tym. Nie nawykłem, żeby mi czegoś odmawiano. Kiedy Heather chciała zrezygnować z umowy o kupno mieszkania na Siedemdziesiątej Siódmej Zachodniej, zobaczyłem w tym okazję do zabawienia się kosztem Jimmy’ego Landiego.

– Dziewczyna podpisała umowę?

– Bardzo rygorystyczną. Potem przybiegła do mnie wystraszona. Dowiedziała się, że ojciec już jej kupił mieszkanie na Siedemdziesiątej Wschodniej. Błagała, żebym podarł umowę.

– I co się stało?

Rick milczał przez chwilę, patrząc na swoje dłonie.

– Powiedziałem jej, że podrę umowę, jeśli zapłaci mi za to w naturze.

Ty świnio – pomyślał Sloane. – Ona była jeszcze dzieckiem, nie znała Nowego Jorku, a ty zrobiłeś jej coś takiego!

– Widzi pan – powiedział Rick Parker, a Sloane miał wrażenie, że mówi jakby do siebie – nie miałem dość rozumu, żeby wiedzieć, co naprawdę czuję do Heather. Mogłem mieć każdą dziewczynę na kiwnięcie palcem. Heather nie dała mi się uwieść. W targu, jakiego dobijaliśmy w związku z mieszkaniem, dostrzegłem szansę dostania tego, czego chciałem, i jednocześnie wyrównania rachunku z jej ojcem. Jednak kiedy przyszła do mojego mieszkania, była tak przerażona, że zrezygnowałem. Była naprawdę uroczym dzieciakiem i zakochałem się w niej. Chyba się zakochałem. Nagle poczułem się w tej sytuacji bardzo niezręcznie. Zacząłem z niej żartować, a ona się rozpłakała. Wtedy jej powiedziałem, że musi najpierw dorosnąć i żeby już sobie poszła, bo jestem za stary na zabawę z dziećmi. Upokorzyłem ją tak bardzo, że odtąd bała się mnie jak diabeł święconej wody. Potem próbowałem się do niej dodzwonić, spotkać się z nią, ale ona nie chciała o mnie słyszeć.

Rick wstał i podszedł do kominka, jakby potrzebował się rozgrzać przy ogniu.

– Tego wieczoru, kiedy wyszła ode mnie, poszedłem się upić. Kiedy wyszedłem z baru na Dziesiątej ulicy w Village, zostałem wciągnięty do samochodu. Dwóch facetów porządnie mnie obiło. Powiedzieli, że jeśli nie podrę umowy i nie będę się trzymał z daleka od Heather, nie dożyję swoich następnych urodzin. Złamali mi trzy żebra.

– Podarł pan umowę?

– Oczywiście, panie Sloane, podarłem. Ale mój ojciec zdążył coś wywęszyć i musiałem mu o wszystkim powiedzieć. Nasze główne biuro sprzedało Jimmy’emu Landiemu mieszkanie dla Heather na East Side, ale to było nic w porównaniu z inną sprzedażą, do której miało wkrótce dojść. W tym samym czasie mój ojciec prowadził rozmowy mające na celu zakupienie dla Landiego posiadłości w Atlantic City. Gdyby Landi się dowiedział, jaki numer wykręciłem Heather, mogłoby to kosztować mojego ojca miliony. Wtedy tata powiedział, że albo dam dziewczynie spokój, albo mogę mu się więcej nie pokazywać na oczy. Musi pan wiedzieć, że w interesach więzy rodzinne nie mają dla mojego ojca znaczenia. Gdybym stanąt mu na drodze, spotkałaby mnie sroga kara.

– Mamy naocznego świadka, który twierdzi, że Heather na pana widok uciekła z baru w ośrodku narciarskim w Stowe, tego samego dnia, kiedy zginęła – powiedział Sloane.

– Nie widziałem jej wtedy – stwierdził Rick, kręcąc głową. Nie wyglądało na to, żeby kłamał. – Spotykałem ją kilka razy i zawsze tak się zachowywała: uciekała. Niestety, nic tego nie mogło zmienić.

– Widocznie Heather zwierzyła się komuś, kto kazał pana sprać Czy to był jej ojciec?

– Ależ nie! – Rick prawie się śmiał. – Wtedy musiałaby mu powiedzieć, że podpisała kontrakt! Pan chyba żartuje. Nie odważyłaby się.

– Więc kto?

Rick Parker wymienił spojrzenia z matką.

– Niech tak będzie, Ricku – powiedziała, głaszcząc jego dłoń.

– Mój ojciec od trzydziestu lat regularnie bywa w restauracji Landiego – powiedział Rick. – Zawsze był dobrego zdania o Heather. Mam wrażenie, że to tata nasłał na mnie tych goryli.

Загрузка...