44

W sobotę rano detektyw Eddie Sloane wyjechał ze swojego domu w Riverdale na spotkanie z Richardem J. Parkerem seniorem w Greenwich, w stanie Connecticut. Bardzo na nie nalegał. Po drodze zauważył, że śnieg, który jeszcze kilka dni temu wyglądał jak z obrazka, teraz tworzył szarawe, rozpływające się górki. Niebo było zaciągnięte i należało się spodziewać deszczu, chociaż prognozy przewidywały, że wkrótce temperatura się obniży i pojawi się gołoledź.

Kolejny ponury, zimowy dzień. Mądrzy ludzie, którzy mogą sobie na to pozwolić, przemieniają się w takie dni w ptaki i odlatują na południe – myślał Sloane.

Albo na Hawaje. Na taką podróż detektyw oszczędzał od kilku lat. Chciał zabrać Betty na Hawaje w trzydziestą rocznicę ich ślubu, przypadającą za dwa lata.

Chętnie jednak poleciałby na Hawaje już jutro. Może nawet dzisiaj.

Wiedział jednak, że biorąc pod uwagę to, co się dzieje w komisariacie, nie byłoby to możliwe. Sloane nie mógł sobie darować, że dowody – prawdopodobnie mające niezwykle istotne znaczenie w sprawie zabójstwa Izabelli Waring – zaginęły. Nie dość, że Lacey Farrell zabrała oryginał pamiętnika z miejsca zbrodni, to jeszcze jakiś nieznany złoczyńca – najprawdopodobniej nieuczciwy policjant – ukradł pamiętnik z szafki detektywa. Najprawdopodobniej wykradł też kartki z kopii należącej do Jimmy’ego Landiego – przypomniał sobie Sloane.

Myśl, że – być może – pracuje, je i pije razem z policjantem grającym na dwie strony, budziła w nim obrzydzenie.

Skręcając z Merritt Parkway do zjazdu 31, Eddie myślał o pułapce, którą zastawił w pokoju zespołu, by złapać tego, kto zabiera rzeczy z kasety z dowodami. Zaczął ostentacyjnie wyjmować klucze z marynarki i zamykać je w biurku.

– Niech mnie diabli, jeśli z mojej szafki jeszcze coś zginie – powtarzał z ponurą miną każdemu, kto pojawił się w pokoju zespołu. Z pomocą kapitana ułożył historyjkę o tym, że jakiś materiał dowodowy, zamknięty w szafce Sloane’a, może się okazać kluczowy w sprawie zabójstwa Izabelli Waring. Celowo opisał go w ewidencji komendy bardzo ogólnikowo.

W suficie umieszczona była kamera skierowana na jego biurko. W przyszłym tygodniu detektyw zacznie wracać do dawnego zwyczaju zostawiania kluczy w marynarce zawieszonej na oparciu krzesła przy biurku. Spodziewał się, że dzięki rozpowiadanym przez niego fałszywym informacjom, ma wielką szansę wykurzyć zwierzynę z ukrycia. Za kradzieżami z pokoju zespołu musi się kryć ten, kto zabił Izabellę Waring. Pojawienie się nowych dowodów musiało go zaniepokoić. Sloane’owi nie chciało się wierzyć, żeby mógł za tym stać ktoś taki, jak Sandy Savarano. On tylko pociągał za spust. Nie – myślał – najprawdopodobniej za tym wszystkim kryje się ktoś wpływowy i majętny, kto podejmuje decyzje. Kiedy dowiedział się o nowych dowodach, kazał je zniszczyć.

Problem polegał na tym, że chociaż Eddie Sloane bardzo chciał ujawnić dwulicowego policjanta, to jednocześnie wiedział, że może się nim okazać ktoś, kto przy takiej czy innej okazji wyciągnął go z tarapatów. Takie rzeczy nigdy nie są łatwe.


Posiadłość Parkerów położona była nad zatoką Long Island Sound. Urodę pięknej rezydencji z jasnej cegły, której szacowny wiek dodawał godności, zakończonej na obu końcach wieżyczkami, podkreślały połacie jeszcze nie roztopionego, czystego śniegu.

Sloane przejechał przez otwartą bramę i zaparkował przy krawężniku półkolistego podjazdu, niedaleko głównego wejścia. Pomyślał, że chyba nieczęsto stają tu pięcioletnie saturny.

Idąc w stronę domu po kamiennym chodniku, wpatrywał się w okna w płonnej nadziei, że w jednym z nich zobaczy Ricka Parkera.

Do środka wpuściła go piękna młoda kobieta w liberii pokojówki. Kiedy Sloane podał swoje nazwisko, stwierdziła, że jest oczekiwanym gościem.

– Pan Parker czeka na pana w gabinecie – powiedziała.

Ton jej głosu pozwalał się domyślać, że pozostaje z panem domu w zażyłości. Eddie odniósł wrażenie, że sama przed chwilą wyszła z gabinetu. Idąc za nią przez wyłożony dywanem hol, przypominał sobie, co wie o Parkerze seniorze. Słyszał, że ma opinię kobieciarza. Spoglądając na idącą przed nim, atrakcyjną młodą dziewczynę, Sloane zastanawiał się, czy Parker może być aż tak głupi, żeby próbować tych rzeczy we własnym domu.

Niewykluczone, że jest aż takim idiotą zdecydował kilka minut później. Parker siedział na skórzanej kanapie i popijał kawę. Obok jego filiżanki stała druga, opróżniona do połowy.

Parker nie wstał na powitanie ani też, nie zaproponował gościowi kawy.

– Proszę usiąść, detektywie Sloane powiedział, raczej rozkazując, niż zapraszając.

Sloane pomyślał, że zaraz usłyszy, iż Parker jest bardzo zajęty i nie może poświęcić policjantowi więcej niż kilku minut.

Nie mylił się.

Ponieważ pokojówka nie wyszła z pokoju, Sloane zwrócił się wprost do niej:

– Po moim wyjściu, będzie pani mogła tu wrócić – powiedział z ironią.

Richard Parker aż podskoczył z oburzenia.

– Co pan sobie…

Sloane przerwał mu.

– Biorąc pod uwagę okoliczności, powinien pan zdawać sobie sprawę z tego, że nie jestem jednym z pańskich służących. Tu nie chodzi o sprzedaż nieruchomości; o transakcję, o której pan decyduje. Przyjechałem porozmawiać o pańskim synu. Wkrótce może się okazać, że jest podejrzanym w sprawie nie jednego, ale aż dwóch morderstw.

Sloane schylił się i uderzył dłonią w stolik.

– Izabella Waring nie wierzyła, że śmierć jej córki była przypadkowa. Dowody wskazują na to, że pani Waring zginęła z ręki zawodowego zabójcy, znanego nam ze współpracy z kartelem narkotykowym. Jeszcze nie podaliśmy tego faktu do wiadomości publicznej, ale panu mogę o tym powiedzieć. Z pewnością zdaje pan sobie sprawę z faktu, że to pański syn umożliwił zabójcy dostanie się do mieszkania Izabelli Waring. Już to samo czyni z niego wspólnika. Wkrótce uzyskamy z sądu nakaz aresztowania.

Zaczerpnął powietrza i dodał:

– Jest jeszcze coś, o czym powinien pan wiedzieć, jeśli jeszcze nie słyszał pan o tym. Rick był w Stowe w dniu śmierci Heather Landi i mamy naocznego świadka gotowego zeznać, że dziewczyna wystraszyła się i uciekła z kawiarni, kiedy zobaczyła tam pańskiego syna.

Sloane zamilkł i przyglądał się siedzącemu przed nim, zdenerwowanemu mężczyźnie. Na policzki Parkera wystąpiły czerwone plamy, ale głos nadal miał spokojny.

– To wszystko, detektywie? – spytał.

– Jeszcze nie. Duma i radość pańskiego życia, Richard Parker junior, jest narkomanem. Mimo że pan przestał płacić jego rachunki, on w jakiś sposób zdobywa pieniądze na narkotyki. To znaczy, że musi mieć mnóstwo forsy. To niebezpieczna sytuacja. Radzę panu znaleźć dla niego dobrego prawnika i namówić syna, żeby się zgłosił na policję. W innym wypadku pan również może stanąć przed sądem.

– Nie wiem, gdzie jest syn – warknął Parker.

Sloane wstał.

– Sądzę, że pan wie. Ostrzegam pana. Możliwe, że grozi mu wielkie niebezpieczeństwo. Nie byłby pierwszym z uwikłanych w tę sprawę, który zniknął. Na zawsze.

– Mój syn jest w Hartford, w klinice leczącej uzależnionych od narkotyków – powiedziała Priscilla Parker.

Detektyw Sloane odwrócił się zaskoczony. Priscilla Parker stała w drzwiach.

– Zawiozłam go tam w minioną środę – powiedziała. – Mój mąż powiedział prawdę. Nie wiedział, gdzie jest jego syn. Rick przyszedł do mnie, prosząc o pomoc. Jego ojciec był tego dnia zajęty innymi sprawami.

Przez chwilę wpatrywała się w drugą filiżankę kawy, potem spojrzała na męża. Na jej twarzy malowało się obrzydzenie i oburzenie.

Загрузка...