Od czterech miesięcy Lacey nie miała okazji, by się elegancko ubrać. Nawet nie zabrałam ze sobą wizytowych ubrań – pomyślała, szukając w szafie czegoś stosownego na wieczór. Nie zabrałam ze sobą wielu rzeczy, bo myślałam, że Caldwell, czy jak on się tam naprawdę nazywa, zostanie szybko złapany i zgodzi się złożyć zeznania, a ja będę wolna i wrócę do normalnego życia.
Takie myśli stają się źródłem kłopotów – powiedziała sobie, wyjmując z szafy długą, czarną, wełnianą spódnicę i wieczorowy sweterek, który kupiła wiosną na posezonowej wyprzedaży w Saks na Piątej Alei, a którego w Nowym Jorku nie miała na sobie ani razu; podobnie jak spódnicy.
– Ładnie wyglądasz, Alicjo powiedziała do siebie na głos kilka minut później, przeglądając się w lustrze. Mimo że z wyprzedaży, spódnica i sweter były przerażająco drogie. Ale warte tych pieniędzy – stwierdziła. Wyglądała elegancko, ale skromnie. Ta świadomość podniosła ją na duchu.
Potrzeba mi było czegoś na poprawienie nastroju – myślała, szukając w szkatułce kolczyków i babcinych pereł.
Dokładnie o osiemnastej trzydzieści Tom Lynch zadzwonił z dołu przez domofon. Lacey czekała na niego w otwartych drzwiach mieszkania, kiedy wysiadł z windy i skierował się ku niej.
Zachwyt, malujący się na jego twarzy, sprawił jej przyjemność.
– Alicjo, wyglądasz uroczo! – powiedział.
– Dziękuję. Widzę, że ty też się wystroiłeś. Wejdź, pro…!
Nie dokończyła słowa. Drzwi windy znów się otworzyły. Czyżby ktoś śledził Toma? Lacey chwyciła go za ramię, wciągnęła do przedpokoju i szybko zamknęła drzwi na zamek.
– Coś się stało?
Próbowała się zaśmiać, ale jej śmiech zabrzmiał fałszywie.
– Jestem strasznie głupia – tłumaczyła się nieskładnie. – Był tutaj dostawca i… dzwonił dwie godziny temu. Pomyliły mu się piętra, ale moje mieszkanie zostało w zeszłym roku okradzione… w Hartford – dodała szybko. – Za twoimi plecami otworzyły się drzwi windy i… Chyba nadal jestem przewrażliwiona – skończyła bez sensu.
Nie było żadnego dostawcy – myślała jednocześnie. – Moje mieszkanie rzeczywiście zostało splądrowane, ale nie w Hartford. I nie jestem przewrażliwiona. Śmiertelnie się boję, że drzwi windy się otworzą i stanie w nich Caldwell.
– Nie dziwi mnie, że reagujesz nerwowo – powiedział z powagą Tom. – Podczas pobytu w Amherst kilka razy odwiedziłem przyjaciół mieszkających w Hartford. Gdzie ty mieszkałaś?
– W alei Lakewood.
Lacey przywołała na pamięć zdjęcia przedstawiające duży kompleks mieszkalny. Oglądała je, przygotowując się do przeprowadzki do Minneapolis. Teraz modliła się w duchu, żeby Tom Lynch nie powiedział, że jego znajomi też mieszkają właśnie tam.
– Nie znam tej ulicy – powiedział, powoli kręcąc głową. Rozejrzał się po pokoju i dodał: – Podoba mi się tutaj.
Trzeba przyznać, że mieszkanie rzeczywiście zrobiło się przytulne i wygodne. Lacey pomalowała ściany farbą w kolorze kości słoniowej i ciężko się napracowała, żeby nadać im interesującą fakturę. Dywan, który kupiła z drugiej ręki, był maszynowo wykonaną kopią dywanu z Chelsea i miał swoisty urok rzeczy używanej. Granatowa, welwetowa kanapa i dwuosobowy fotel były dość sfatygowane, ale nadal całkiem ładne i wygodne. Stolik do kawy, za który Lacey zapłaciła dwadzieścia dolarów, miał pokancerowany skórzany blat i nóżki z okresu regencji. Taki sam stał w jej rodzinnym domu, dlatego bardzo go lubiła. Półki obok telewizora były zapełnione książkami i różnymi bibelotami; wszystkie kupiła z drugiej ręki.
Lacey zaczęła tłumaczyć, że bardzo lubi kupować używane rzeczy, ale musiała szybko zmienić temat. Zazwyczaj ludzie przynajmniej częściowo kupują nowe sprzęty. Chociaż nie – pomyślała. – Przeprowadzając się, każdy raczej zabiera swoje meble. Podziękowała Tomowi za komplement i ucieszyła się, kiedy stwierdził, że powinni już wychodzić.
Jest dzisiaj jakiś inny – pomyślała godzinę później. Rozmawiali ze sobą tak, jakby się znali od lat, popijając wino i jedząc pizzę. Kiedy mijali się w klubie, Tom był serdeczny, ale jednocześnie pełen rezerwy. Lacey myślała, że chłopak zaprosił ją na premierę kierowany nagłym impulsem.
Teraz jednak czuła się jak na prawdziwej, udanej randce. Po raz pierwszy od śmierci Izabelli Lacey dobrze się bawiła. Tom Lynch chętnie odpowiadał na jej pytania.
– Wychowałem się w Północnej Dakocie – powiedział. – Już ci o tym wspominałem. Potem wyjechałem na studia i nigdy na stałe nie wróciłem w rodzinne strony. Kiedy skończyłem naukę, przeniosłem się do Nowego Jorku, wierząc, że dokonam rewolucji w radiu. Oczywiście nic takiego się nie stało, natomiast pewien bardzo mądry człowiek powiedział mi, że najszybciej dojdę do czegoś, przenosząc się do mniejszej radiostacji, gdzie nie będzie tak wielkiej konkurencji, wyrobię sobie nazwisko i dopiero potem zacznę się stopniowo piąć w górę. Dlatego w ciągu ostatnich dziewięciu lat mieszkałem w Des Moines, Seattle, St. Louis, a teraz jestem tutaj.
– Zawsze w radiu? – spytała Lacey.
Lynch uśmiechnął się.
– Odwieczne pytanie. Dlaczego nie poszedłem do telewizji? Chciałem zrobić coś własnego; ukształtować swój program; sprawdzić, co jest dobre, a co słabe. Wiele się w tym czasie nauczyłem. Ostatnio kontaktowała się ze mną dobra stacja kablowa z Nowego Jorku, uważam jednak, że jeszcze za wcześnie na taki ruch.
– Larry King przeniósł się z radia do telewizji – powiedziała Lacey. – Z powodzeniem.
– Ja będę następnym Larrym Kingiem.
Jedli na spółkę jedną małą pizzę. Lynch zauważył, że został ostatni kawałek i chciał go położyć na talerzu Lacey.
– Ty go weź – zaprotestowała Lacey.
– Nie mam ochoty…
– Widzę przecież, że ci ślinka leci.
Oboje byli roześmiani. Kilka minut później, kiedy szli do teatru po drugiej stronie ulicy, Tom wsunął dłoń pod łokieć Lacey.
– Musisz uważać – powiedział. – W każdej chwili możesz natrafić na niewidoczny lód.
Gdybyś tylko wiedział – pomyślała Lacey. – Całe moje życie jest chodzeniem po niebezpiecznej ślizgawce.
Już trzeci raz oglądała przedstawienie „Król i ja”. Ostatnio na pierwszym roku studiów. Było to na Broadwayu i jej ojciec grał wówczas w orkiestrze. Chciałabym, żebyś dzisiaj też grał, Jacku Farrellu – myślała Lacey. Kiedy zaczęła się uwertura, łzy napłynęły jej do oczu. Z trudem je powstrzymywała.
– Dobrze się czujesz, Alicjo? – spytał szeptem Tom.
– Tak, dobrze.
Ciekawe, skąd Tom wie, że jest mi smutno? – zastanawiała się. – Może jest medium. Mam nadzieję, że nie.
Kuzynka Toma, Kate Knowles, grała rolę Tuptim, niewolnicy próbującej uciec z królewskiego pałacu. Była dobrą aktorką i miała świetny głos. Jest mniej więcej w moim wieku – myślała Lacey. – Chociaż niewykluczone, że może mieć kilka lat mniej. Podczas przerwy bardzo chwaliła Kate. Potem spytała:
– Czy twoja kuzynka pojedzie z nami na kolację?
– Nie. Pojedzie z zespołem. Spotkamy się na miejscu.
Jeśli mi szczęście nie dopisze, nie uda mi się zamienić z nią ani słowa – zmartwiła się Lacey.
Lacey szybko się zorientowała, że Kate i pozostałe aktorki nie są jedynymi gwiazdami na przyjęciu. Toma Lyncha nieustannie otaczał tłum. Wymknęła się na chwilę, żeby zamienić wino na wodę perrier. Kiedy zobaczyła, że Tom rozmawia z atrakcyjną młodą kobietą, nie podeszła już do niego. Nieznajoma prowadziła z Tomem ożywioną rozmowę i wpatrywała się w niego z podziwem.
Nie dziwię się jej – pomyślała Lacey. – Jest przystojny, inteligentny i miły. Na Heather Landi też zrobił duże wrażenie, chociaż kiedy pisała o nim po raz drugi, było oczywiste, że jedno z nich jest już z kimś związane.
Popijając wodę, podeszła do okna. Przyjęcie odbywało się w willi w Wayzata, zamożnym miasteczku położonym dwadzieścia minut drogi od Minneapolis. Doskonale oświetlona posiadłość graniczyła z jeziorem Minnetonka. Stojąc przy oknie, Lacey widziała ośnieżony trawnik i zamarznięte wody Minnetonki.
W pewnej chwili uświadomiła sobie, że kierowana przyzwyczajeniem wylicza w myślach walory posiadłości: doskonałe położenie, luksusowe wyposażenie, osiemdziesięcioletni budynek… W rozplanowaniu przestrzeni i wykonaniu detali widać rozwiązania, jakich nie stosuje się w dzisiejszym budownictwie, niezależnie od tego, ile pieniędzy ma inwestor – pomyślała, rozglądając się po sali, w której zgromadziło się około stu osób, nie tworząc tłoku.
Nagle zatęskniła za swoim biurem w Nowym Jorku, za nowymi ofertami, dopasowywaniem kupujących do posesji będących w ofercie, za podnieceniem, jakie czuła finalizując transakcje. Chcę do domu – pomyślała.
W tej właśnie chwili podszedł do niej Wendell Woods, gospodarz przyjęcia.
– Panna Carroll, prawda?
Był imponującym mężczyzną. Miał koło sześćdziesiątki i stalowo-siwe włosy.
Zaraz spyta, skąd pochodzę – przemknęło jej przez myśl.
Rzeczywiście spytał. Lacey wyrecytowała wielokrotnie powtarzaną historię swojej wyprowadzki z Hartford.
– Już się tutaj urządziłam i zamierzam rozejrzeć się za pracą – powiedziała.
– Jakiej pracy pani szuka? – spytał.
– Nie chciałabym wracać do gabinetu lekarskiego – odparła. – Od dawna miałam ochotę spróbować swoich sił w handlu nieruchomościami.
– Wie pani chyba, że zarobki w większości stanowią procent od przeprowadzonych transakcji? Potrzebna jest też dobra znajomość terenu.
– Zdaję sobie z tego sprawę, panie Woods – powiedziała Lacey i uśmiechnęła się. – Szybko się uczę.
Chce mnie z kimś skontaktować pomyślała. – Jestem tego pewna. Woods wyjął długopis i wizytówkę.
– Proszę mi podać swój numer telefonu – powiedział. – Przekażę go jednemu z moich depozytorów. Millicent Royce ma niewielką agencję w Edinie. Jej asystentka właśnie urodziła dziecko i odeszła na urlop. Może zechce się z panią umówić na spotkanie.
Lacey, ucieszona, podała swój numer. Zostanę zarekomendowana przez prezesa banku i jestem początkująca w tym zawodzie – pomyślała. – Jeśli Millicent Royce zgodzi się ze mną spotkać, być może nie spyta o referencje.
Kiedy Woods się odwrócił, żeby porozmawiać z innym gościem, Lacey znów zaczęła się rozglądać po sali. Zauważyła, że Kate Knowles jest chwilowo sama, więc szybko do niej podeszła.
– Byłaś wspaniała – powiedziała. – Widziałam w swoim życiu trzy przedstawienia „Król i ja”. Twoja Tuptim była świetna.
– Widzę, że już się poznałyście.
Podszedł do nich Tom Lynch.
– Przepraszam, Alicjo. Nie dają mi spokoju. Nie chciałem cię zostawiać samej.
– Nie martw się, nie było źle – uspokoiła go.
Nawet nie wiesz, jak dobrze – dodała w myślach.
– Chętnie bym do ciebie wpadła, Tom – powiedziała Kate do kuzyna. – Mam już dość tego przyjęcia. Chodźmy gdzieś na filiżankę kawy – uśmiechnęła się do Lacey. – Twoja przyjaciółka właśnie mnie chwaliła. Chcę usłyszeć jeszcze więcej miłych słów.
Lacey zerknęła na zegarek. Było wpół do drugiej. Lacey chciała się położyć spać przed nadejściem świtu, dlatego zaprosiła ich na kawę do siebie. Uparła się, żeby w samochodzie Kate usiadła z przodu, obok kuzyna. Zdawała sobie sprawę, że goście nie zabawią u niej długo, dlatego chciała dać im sposobność do omówienia spraw rodzinnych po drodze.
Jak wymienić nazwisko Heather Landi, żeby nie zabrzmiało to dziwnie? – zastanawiała się i przypomniała sobie, że Kate jest w Minneapolis dopiero od kilku dni.
– Upiekłam te ciasteczka dzisiaj rano – powiedziała Lacey, stawiając talerz na stoliku. – Częstujcie się, ale na własne ryzyko. Od skończenia szkoły średniej aż do dzisiaj nic nie piekłam.
Nalała kawy i starała się tak pokierować rozmową, żeby stworzyć sposobność do wymienienia imienia Heather. W pamiętniku dziewczyna pisała, że poznała Toma Lyncha po jakimś przedstawieniu. Mogłabym powiedzieć, że widziałam tę sztukę, ale wówczas powinnam pamiętać Kate, gdyby w niej występowała – myślała Lacey.
– Jakieś półtora roku temu byłam w Nowym Jorku na przedstawieniu „Mojego chłopaka”. Czytałam dzisiaj w twoim życiorysie, że w nim występowałaś, ale jestem pewna, że gdybym cię widziała, zapamiętałabym cię.
– Pewnie widziałaś przedstawienie akurat w tym tygodniu, kiedy nie występowałam, bo byłam przeziębiona – wyjaśniła Kate. – Tylko wtedy nie było mnie na scenie.
Lacey starała się zachowywać jak najbardziej swobodnie.
– Jedną z głównych postaci grała młoda dziewczyna obdarzona doskonałym głosem. Nie mogę sobie przypomnieć jej nazwiska.
– Heather Landi – powiedziała Kate i odwróciła się do kuzyna. – Pamiętasz ją, Tom? Wpadłeś jej w oko. Heather zginęła w wypadku samochodowym – wyjaśniła, kręcąc głową. – Wielka szkoda.
– Jak to się stało? – zainteresowała się Lacey.
– Wracała do domu ze Stowe, gdzie była na nartach, i zjechała z drogi. Jej matka nie potrafiła się z tym pogodzić. Przychodziła do teatru, rozmawiała ze wszystkimi, przekonana, że coś się za tym wypadkiem kryje. Mówiła, że kilka dni przed wyjazdem na narty Heather czymś się gryzła, i dopytywała się, czy ktoś z nas wie, co by to mogło być.
– Wiedziałaś? – spytał Tom.
Kate Knowles wzruszyła ramionami.
– Powiedziałam tylko, że zauważyłam, iż w ostatnim tygodniu przed śmiercią Heather była bardzo cicha. Wydaje mi się, że chyba rzeczywiście czymś się martwiła. Zwróciłam uwagę matki Heather na to, że dziewczyna mogła się zamyślić, prowadząc samochód.
To ślepa uliczka – pomyślała Lacey. Kate wie nie więcej ode mnie. Kate Knowles odstawiła filiżankę.
– Było wspaniale, Lacey, ale jest już późno. Czas na mnie. – Wstała i odwróciła się plecami do Lacey. – To dziwne, że zgadaliśmy się dzisiaj o Heather Landi. Myślałam o niej ostatnio. Dostałam od jej matki list, w którym pyta, czy nie przypominam sobie czegoś, co mogłoby tłumaczyć zachowanie Heather podczas ostatnich dni jej życia. Dostałam go dopiero teraz. Odsyłano go za mną aż dwa razy, tak często się przenosimy z miejsca na miejsce. – Zrobiła krótką przerwę i pokręciła głową. Jest pewna rzecz, o której mogłabym jej napisać, chociaż to pewnie nią ma znaczenia. Chłopak, z którym kiedyś chodziłam… Wilhelm Merrill, znasz go, Tom… Z Heather też się znali. Kiedy przypadkiem padło jej nazwisko, powiedział mi, że widział ją po południu, w dniu jej śmierci, w barze, do którego wstępują zmęczeni narciarze. Wilhelm poszedł tam z kilkoma kolegami. Był wśród nich Rick Parker, nieciekawy człowiek, zajmujący się handlem nieruchomościami. Facet podobno wykręcił Heather jakiś numer, kiedy sprowadziła się do Nowego Jorku. Wilhelm twierdzi, że kiedy Heather zobaczyła Ricka, wybiegła z baru, jakby ją goniło stado wilków. To pewnie nic ważnego, ale matka Heather koniecznie chciała wiedzieć wszystko o ostatnim dniu życia córki, więc pewnie będzie tym zainteresowana. Napiszę do niej jutro z samego rana.
Brzęk rozbijającej się na podłodze filiżanki wyrwał Lacey z transu, w jaki wpadła, kiedy Kate wspomniała o liście Izabelli i wymieniła nazwisko Ricka Parkera. Pragnąc ukryć zmieszanie, zaczęła sprzątać skorupy i jednocześnie żegnać swoich gości.
Kiedy została sama, poszła do kuchni, oparła się plecami o ścianę i zaczęła porządkować myśli. Miała ochotę zawołać Kate i powiedzieć, że nie musi pisać listu do Izabelli Waring, ponieważ ona już nie czeka na odpowiedź.