46

Sandy Savarano siedział w wynajętym samochodzie, patrząc na rozłożony na kolanach plan miasta i czuł podniecenie polowaniem rozchodzące się po jego ciele ciepłą falą.

Serce biło mu szybciej. Wkrótce się jej pozbędzie.

Znalazł na planie aleję Hannepin 520. Było to tylko dziesięć minut od „Radison Plaza”, gdzie Savarano się zatrzymał. Uruchomił automatyczną skrzynię biegów i nacisnął pedał gazu.

Pokręcił głową, zirytowany tym, że tak pechowo rozminął się z nią w klubie sportowym. Gdyby nie przewróciła się na korcie, byłaby tam jeszcze, zapędzona w kozi róg, wystawiona na strzał.

Serce zaczęło mu bić szybciej, oddech miał przyspieszony. Był blisko. Tę część pracy lubił najbardziej.

Dozorca powiedział, że widział, jak Farrell wychodziła z klubu, kulejąc. Jeśli zrobiła sobie krzywdę i rzeczywiście kulała, prawdopodobnie pojechała prosto do domu.

Wiedział już, że nazywa się teraz Alicja Carroll. Ustalenie numeru jej mieszkania nie powinno sprawić trudności. Pewnie znajdzie jej nazwisko na skrzynce na listy w holu głównym.

Ostatnim razem zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, zanim zdążył ją dopaść – przypomniał sobie. Teraz nie da jej szansy.

Sypał coraz gęstszy śnieg. Savarano skrzywił się. Nie chciał mieć kłopotów z pogodą. Po zabiciu Farrell zamierzał się spakować i w ciągu dziesięciu minut opuścić hotel. Gość, który się nie wymeldowuje i zostawia bagaż w hotelu, budzi podejrzenia. Jeśli zamkną lotnisko, a drogi zasypie śnieg, Sandy znajdzie się w pułapce. Będzie musiał się tym martwić tylko wówczas, gdyby coś poszło źle.

Wszystko będzie dobrze – uspokajał się.

Spojrzał na tabliczkę z nazwą ulicy. Był w alei Hannepin, przy bloku noszącym numer 400. Drugi koniec Hannepin znajdował się w pobliżu domu handlowego Nicollet, z eleganckimi sklepami. Hotel i nowe biurowce również znajdowały się w tamtej części. Natomiast ta część ulicy nie była zbyt elegancka.

Sandy znalazł numer 520. Był to niczym nie wyróżniający się, ośmiopiętrowy budynek. Niezbyt wielki; tym lepiej dla niego. Savarano był przeświadczony, że w takim bloku nie będzie wymyślnego systemu ochrony.

Objechał budynek z boku i wjechał na parking. Były na nim miejsca zarezerwowane dla mieszkańców i tylko kilka dla gości, wszystkie zajęte. Savarno nie chciał zwracać na siebie uwagi, zajmując zarezerwowane miejsce, dlatego z powrotem wyjechał na ulice, zaparkował po drugiej stronie i pieszo poszedł do wejścia. Drzwi do niewielkiego westybulu były otwarte. Nazwiska i numery mieszkań wypisano na ścianie, nad skrzynkami na listy. Alicja Carroll zajmowała mieszkanie 4f. Jak zwykle w blokach, żeby wejść do holu, trzeba było mieć klucz albo zadzwonić domofonem, żeby ktoś z mieszkańców otworzył drzwi.

Savarano czekał niecierpliwie, aż zobaczył kogoś zbliżającego się do budynku; była to starsza kobieta. Kiedy otwierała drzwi, Savarano upuścił swoje klucze na ziemię i schylił się, żeby je podnieść. Gdy kobieta otworzyła drzwi, Savarano wyprostował się i przytrzymał je, po czym wszedł za nią.

Starsza pani uśmiechnęła się do niego. Wszedł za nią do windy. Zaczekał, aż ona nacisnęła siódme piętro, potem nacisnął czwarte. Zrobił to z ostrożności. Dzięki wrażliwości na takie szczegóły, Savarano był doskonały w swoim fachu. Nie chciał wyjść z windy razem z sąsiadką z piętra Farrell. Im mniej osób będzie go widziało, tym lepiej.

Korytarz na czwartym piętrze był cichy i skąpo oświetlony. Doskonale – pomyślał. 4f było ostatnim mieszkaniem na lewo od windy. Naciskając dzwonek lewą ręką, w prawej, ukrytej w kieszeni, Sandy trzymał pistolet. Był przygotowany na to, że Farrell spyta, kto to. „Pogotowie, sprawdzamy szczelność instalacji gazowej” – powie. To zawsze było skuteczne.

Ale do drzwi nikt nie podchodził.

Zadzwonił powtórnie.

Zamek był nowego typu, ale Savarano jeszcze nie widział takiego, którego by nie umiał rozebrać. Potrzebne narzędzia miał w saszetce przy pasku, wyglądającej jak portmonetka na pieniądze. Bawiło go, że do mieszkania Waring dostał się, korzystając z klucza, który za brał wcześniej ze stolika w przedpokoju.

W niecałe cztery minuty Savarano zdołał wejść do mieszkania 4f i na powrót założyć zamek. Zaczeka na nią w środku. Tak będzie nawet lepiej. Spodziewał się, że jej nieobecność nie potrwa długo. Zrobi jej niespodziankę!

Może poszła prześwietlić nogę – pomyślał.

Zgiął palce, osłonięte rękawicą chirurgiczną. Był wyjątkowo beztroski, kiedy włamał się do mieszkania Farrell w Nowym Jorku, zostawiając na drzwiach odciski palców. Nie zauważył, że na palcu wskazującym prawej dłoni zrobiła się dziura. Drugi raz nie popełni takiego błędu.

Kazano mu przeszukać mieszkanie Farrell, żeby upewnić się, że młoda kobieta nie zrobiła dla siebie kopii pamiętnika Heather Land i. Podszedł do biurka, żeby zacząć poszukiwania.

W tej chwili zadzwonił telefon. Szybkim, kocim krokiem Sandy przeszedł przez pokój i stanął obok aparatu, żeby się upewnić, czy automatyczna sekretarka jest włączona.

Głos Farrell nagrany na taśmę był spokojny i pełen rezerwy:

– Połączenie z numerem 555-1247. Proszę zostawić wiadomość nie powiedziała nic więcej.

Dzwonił mężczyzna. Miał niespokojny, ale pewny siebie głos.

– Alicjo, mówi George Svenson – powiedział. – Jedziemy do ciebie. Twoja matka zadzwoniła na numer awaryjny w Nowym Jorku i powiedziała, że jesteś w tarapatach. Nie wychodź z domu. Zamknij drzwi na klucz. Nie wpuszczaj nikogo, dopóki nie przyjadę.

Savarano zamarł. Jadą! Jeśli nie wyjdzie stąd natychmiast, znajdzie się w pułapce. W kilka sekund opuścił mieszkanie, przebiegł korytarz i zbiegł schodami pożarowymi.

Był już bezpieczny w swoim samochodzie i zdążył się włączyć do ruchu, kiedy minęły go karetki policyjne z włączonymi syrenami.

Minął się z nimi o włos. Jeszcze nigdy nie był tak bliski wpadki. Przez kilka minut jeździł bez celu, żeby się uspokoić i znów trzeźwo myśleć.

Dokąd pojechała Farrell? – pytał się w myślach. Ukryła się u koleżanki? Zaszyła się w jakimś motelu?

Gdziekolwiek była, miała nad nim nie więcej niż pół godziny przewagi.

Musiał zgadnąć, jakim torem biegły jej myśli. Co zrobiłby on sam, gdyby korzystał z rządowego programu ochrony świadków i został wytropiony?

Straciłbym zaufanie do szeryfów – pomyślał Sandy. – Nie przenosiłbym się na ich życzenie do innego miasta tylko po to, żeby codziennie myśleć, ile czasu zajmie wytropienie mnie i tutaj.

Zazwyczaj ci, którzy dobrowolnie rezygnowali z programu ochrony świadków, decydowali się na to dlatego, że tęsknili za rodziną i przyjaciółmi, zwykle wracali do domu.

Farrell nie powiadomiła miejscowej policji, kiedy się zorientowała, że została wytropiona. Zadzwoniła do matki.

Tak właśnie zrobi – stwierdził. – Jest w drodze na lotnisko i poleci do Nowego Jorku. Sandy był tego pewien.

On zrobi to samo.

Musiała się przerazić. Nie ma zaufania do policjantów. Nie wierzy, że zapewnią jej bezpieczeństwo. Ale ma mieszkanie w Nowym Jorku. Jej matka i siostra mieszkają w New Jersey. Sandy z łatwością ją znajdzie.

Innym też udawało się ukrywać przed nim przez jakiś czas, ale nikt mu się nie wywinął. Zawsze w końcu znajdował tropioną zwierzynę. Polowanie było przyjemne, ale zabijanie jeszcze bardziej.


Najpierw podszedł do kasy Northwest Airlines. Sądząc po liczbie agentów, był to najbardziej popularny przewoźnik w Minneapolis. Powiedziano mu, że wszystkie loty zostały wstrzymane ze względu na śnieżycę.

– W takim razie może uda mi się dołączyć do żony powiedział. – Odleciała jakieś czterdzieści minut temu. Jej matka miała wypadek w Nowym Jorku. Sądzę, że wsiadła do pierwszego odlatującego samolotu. Nazywa się Alicja Carroll.

Agentka sprzedająca bilety była serdeczna i bardzo chciała mu pomóc.

– W ciągu ostatniej godziny nie mieliśmy żadnego lotu do Nowego Jorku, panie Carroll. Pańska żona mogła polecieć przez Chicago. Sprawdzę w komputerze.

Uderzyła palcami w klawisze.

– Jest. Pańska żona wybrała lot numer 62 do Chicago i powinna odlecieć o 11:48 – westchnęła. – Samolot odkołował od bramek i teraz czeka na pasie startowym. Niestety, nie mogę sprzedać panu biletu na ten lot, ale może zechce pan dołączyć do żony w Chicago? Pasażerowie właśnie wsiadają do następnego samolotu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, oba samoloty wylądują prawie równocześnie.

Загрузка...