2

W ciągu kilku tygodni Lacey pokazała mieszkanie ośmiu osobom. Dwie z nich w ogóle nie miały zamiaru nic kupować. Należały do grona hobbistów, uwielbiających marnować czas pośredników handlu nieruchomościami.

– Chociaż tak naprawdę, to nigdy nie można mieć pewności – powiedziała pewnego popołudnia Rickowi Parkerowi, który zatrzymał się przy jej biurku, kiedy szykowała się do wyjścia z pracy. – Oprowadzasz kogoś przez rok i prawie chcesz się zabić, kiedy po raz kolejny słyszysz, że ma ochotę zobaczyć coś nowego, i wiesz, co się dzieje? Ten, z kogo chciałam już zrezygnować, wypisuje czek na mieszkanie warte milion dolarów.

– Jesteś bardziej cierpliwa niż, ja stwierdził Rick. Na jego twarzy, podobnej do arystokratycznych przodków, malowała się pogarda. – Nie znoszę ludzi, którzy nie szanują mojego czasu. R.J.P. chce wiedzieć, czy znalazłaś kogoś poważnie zainteresowanego mieszkaniem Waring.

Rick nazywał swojego ojca R.J.P.

– Chyba jeszcze nie, ale jestem umówiona z kolejną osobą. Jutro też jest dzień.

– Dziękuję ci, Scarlett O’Hara. Powtórzę mu to. Do zobaczenia!

Lacey wykrzywiła się za jego plecami. Rick był tego dnia rozdrażniony i sarkastyczny. Ciekawe, co mu tak dopiekło? – zastanawiała się Lacey. – I dlaczego interesuje się mieszkaniem pani Waring w tych gorących dniach, gdy jego ojciec prowadzi rozmowy w sprawie sprzedaży hotelu „Plaża”. Dałby mi święty spokój.

Zamknęła szufladę biurka na klucz i potarła obolałe czoło. Nagle poczuła się bardzo zmęczona. Od powrotu z urlopu biegała jak w kołowrocie: odnawiała służbowe kontakty, zabiegała o nowe zlecenia, wydzwaniała po znajomych, zaprosiła dzieci Kit na sobotę i niedzielę… i poświęciła mnóstwo czasu Izabelli Waring.

Starsza pani miała w zwyczaju dzwonić do niej codziennie. Często zapraszała Lacey do siebie.

– Lacey, musisz zjeść ze mną drugie śniadanie. Przecież i tak będziesz coś jadła, prawda? – pytała.

Albo mówiła:

– Lacey, może byś wpadła do mnie po drodze z pracy? Wypijemy po lampce wina. Osadnicy z Nowej Anglii nazywali zmierzch trzeźwym światłem. O tej porze dnia człowiek czuje się najbardziej samotny.

Lacey wyjrzała za okno. Aleję Madison przecinały długie cienie; świadczy to o tym, że dni stają się coraz krótsze. Rzeczywiście, o tej porze dnia człowiek czuje się bardzo samotny – pomyślała Lacey. – Izabella jest bardzo smutną osobą. Zmusza się do porządkowania mieszkania i przeglądania osobistych rzeczy Heather. Ma z tym mnóstwo pracy. Zdaje się, że Heather niczego nie lubiła wyrzucać.

Wymagania Izabelli nie są wygórowane. Oczekuje tylko, że poświęcę jej trochę czasu i wysłucham, co ma do powiedzenia. Nie mam nic przeciwko temu. Prawdę mówiąc, bardzo ją lubię. Zaprzyjaźniłam się z nią. Chociaż – przyznała przed sobą Lacey – wspierając w cierpieniu Izabeli, odświeżam w sercu ból po śmierci taty.

Lacey wstała. Idę do domu i kładę się do łóżka – postanowiła. – Bardzo tego potrzebuję.


Dwie godziny później, około dziewiątej, Lacey wyszła z wanny wyposażonej w jacuzzi i przygotowała sobie kanapkę z bekonem, pomidorem i sałatą. Tata bardzo lubił takie kanapki. Nazywał je „czymś naprawdę konkretnym z nowojorskiego szynkwasu”.

Zadzwonił telefon. Lacey poczekała, aż włączy się automatyczna sekretarka. Usłyszała głos Izabelli Waring. Nie odbiorę – zdecydowała. – Nie mam już ochoty na dwudziestominutową rozmowę.

Izabella Waring mówiła cicho, z wahaniem, ale w jej głosie słychać było napięcie.

– Zdaje się, że nie ma cię w domu. Muszę ci o tym powiedzieć. W największej z szaf znalazłam pamiętnik Heather, a w nim coś, dzięki czemu przestałam się mieć za wariatkę; śmierć mojej córki nie była przypadkowa. Wydaje mi się, że będę mogła udowodnić, że ktoś chciał się jej pozbyć. Na razie nic więcej nie mogę ci powiedzieć. Porozmawiamy jutro.

Lacey wysłuchała tego, kręcąc głową. Kierując się nagłym impulsem, wyłączyła sekretarkę i dzwonek telefonu. Nie chciała wiedzieć, kto jeszcze będzie próbował się z nią skontaktować. Resztę wieczoru pragnęła spędzić w samotności. Potrzebowała spokoju: kanapka, kieliszek wina i książka. Zasłużyłam na to – powiedziała sobie.

Nazajutrz rano, kilka minut po wejściu do biura, Lacey przyszło zapłacić za to, że poprzedniego dnia wyłączyła automatyczną sekretarkę. Najpierw zadzwoniła mama, a chwilę po niej Kit. Obydwie chciały wiedzieć, co się stało, że poprzedniego wieczoru nikt nie odbierał telefonu. Lacey właśnie uspokajała siostrę, kiedy do pokoju wszedł Rick. Był zdenerwowany.

– Izabella Waring koniecznie chce z tobą rozmawiać. Połączyli ją ze mną.

– Kit, muszę kończyć i zabrać się do pracy. – Lacey odłożyła słuchawkę i pobiegła do pokoju Rick a. – Przepraszam, ale nie mogłam wczoraj do ciebie zadzwonić – zaczęła się tłumaczyć przed Izabella.

– Nie szkodzi. Nie powinnam o tym mówić przez telefon. Przychodzisz dzisiaj z jakimś klientem?

– Jak dotąd nikt nowy się nie pojawił.

Ledwie to powiedziała, Rick podsunął jej pod nos karteczkę z następującą informacją: Curtis Caldwell, prawnik zatrudniony w „Keller, Roland i Smythe”, przenosi się w przyszłym miesiącu z Teksasu. Szuka mieszkania zjedna sypialnią, między Sześćdziesiątą Piątą a Siedemdziesiątą Drugą ulicą w Piątej Dzielnicy. Może obejrzeć mieszkanie jeszcze dzisiaj.

Lacey podziękowała Rickowi kiwnięciem głowy i powiedziała do Izabelli:

– Zdaje się, że jednak kogoś dzisiaj przyprowadzę. Trzymaj kciuki. Nie wiem dlaczego, ale mam przeczucie, że tym razem znalazłyśmy odpowiednią osobę.


– Pan Caldwell czeka na panią, panno Farrell – powiedział Patrick, portier, kiedy wysiadła z taksówki.

Za kolorową szybą w drzwiach Lacey zobaczyła szczupłego, czterdziestokilkuletniego mężczyznę, stukającego palcem w kontuar w recepcji. Dobrze, że przyjechałam dziesięć minut wcześniej – pomyślała.

Patrick sięgnął do klamki.

– Pojawił się pewien problem, o którym powinna pani wiedzieć – westchnął. – Popsuła się klimatyzacja. Już zaczęli ją naprawiać, ale w budynku jest gorąco. Od nowego roku przechodzę na emeryturę. Nie będę czekał ani dnia dłużej. Czterdzieści lat pracy to naprawdę dość.

A niech to! – pomyślała Lacey. – Jeden z najbardziej upalnych dni w roku, a tu nie działa klimatyzacja! Nic dziwnego, że facet się niecierpliwi. To może go zniechęcić do kupna.

Podchodząc do Caldwella, Lacey nie potrafiła sobie wyrobić zdania o tym śniadym mężczyźnie o piaskowych, jasnych włosach i niebieskich oczach. Przygotowała się na to, że zaraz dostanie się jej za to, że klient musiał czekać, jednak kiedy przedstawiła się Caldwellowi, jego twarz rozjaśnił uśmiech.

– Niech mi pani powie prawdę, panno Farrell – spytał żartem – czy klimatyzacja w tym budynku jest bardzo kapryśna?


Kiedy Lacey zadzwoniła do Izabelli Waring, żeby przypomnieć o spotkaniu, starsza pani była rozkojarzona. Powiedziała, że będzie zajęta w bibliotece i że Lacey może wejść do mieszkania, używając swojego klucza.

Wychodząc z windy, Lacey trzymała klucz w ręce. Kiedy otworzyła drzwi, zawołała:

– To ja, Izabello!

Weszła do biblioteki; za nią podążył Caldwell.

Izabella siedziała przy biurku, odwrócona plecami do drzwi. Obok niej leżał otwarty, oprawiony w skórę segregator, a przed nią kilka wyjętych ze środka kartek. Izabella nie odwróciła się, nawet nie podniosła głowy. Burknęła tylko:

– Nie zwracajcie na mnie uwagi.

Oprowadzając Caldwella po mieszkaniu, Lacey wytłumaczyła mu, że właścicielką była córka Izabelli Waring, która zimą ubiegłego roku zginęła w wypadku samochodowym.

Caldwella nie zainteresowała ta historia. Mieszkanie spodobało mu się. Nie zaskoczyła go cena: sześćset tysięcy dolarów. Dokładnie obejrzał górny poziom, wyjrzał z okna dużego pokoju i spytał:

– Mówi pani, że w przyszłym miesiącu mieszkanie będzie wolne?

– Z całą pewnością – odparta Lacey.

Mam go – pomyślała. – Dał się skusić.

– Nie będę się targował, panno Farrell. Zapłacę żądaną cenę, bylebym tylko mógł się wprowadzić z pierwszym dniem przyszłego miesiąca.

– Porozmawiajmy z panią Waring – zaproponowała Lacey, starając się nie okazać zdziwienia z powodu takiego podejścia do sprawy. Przypomniała sobie to, co powiedziała wczoraj Rickowi: takie rzeczy się zdarzają.

Izabella nie odpowiedziała, kiedy Lacey zapukała do drzwi biblioteki. Lacey spojrzała na klienta.

– Niech pan łaskawie zaczeka na mnie w pokoju gościnnym. Zamienię kilka słów z panią Waring i zaraz do pana przyjdę.

– Oczywiście.

Lacey uchyliła drzwi biblioteki i zajrzała do środka. Izabella nadal siedziała przy biurku, ale głowę opuściła tak nisko, że czołem dotykała kartek, które przedtem czytała. Jej ramiona drgały spazmatycznie.

– Idź już – szepnęła. – Nie mam teraz do tego głowy.

– Izabello – powiedziała Lacey ze współczuciem – to bardzo ważne. Mamy klienta na mieszkanie, ale w grę wchodzi klauzula, którą muszę z tobą uzgodnić.

– Nic z tego! Nie sprzedaję mieszkania. Muszę mieć więcej czasu – Izabella podniosła głos; ostatnie słowa prawie wykrzyczała. – Przepraszam, Lacey, ale nie chcę teraz, o tym rozmawiać. Przyjdź później.

Lacey spojrzała na zegarek. Dochodziła czwarta.

– Przyjdę o siódmej – powiedziała. Nie chciała wywołać awantury. Była zmartwiona, bo starsza pani w każdej chwili mogła wybuchnąć histerycznym płaczem. Lacey zamknęła drzwi i odwróciła się do nich plecami. Curtis Caldwell stał w przedpokoju, między biblioteką a pokojem gościnnym.

– Nie chce sprzedawać mieszkania? – spytał zaskoczony. – Mówiono mi, że…

– Zejdźmy na dół – przerwała mu Lacey.

Usiedli na chwilę w holu, przy wyjściu z bloku.

– Wszystko będzie dobrze – obiecała Lacey. – Porozmawiam z nią dzisiaj wieczorem. Bardzo ciężko to przeżywa, ale da sobie radę. Proszę mi podać swój numer telefonu. Zadzwonię do pana.

– Zatrzymałem się w Waldorf Towers, w mieszkaniu firmowym „Keller, Rolandi Smythe”.

Oboje wstali z foteli.

– Proszę się nie martwić. Obiecuję, że wszystko się dobrze skończy – uspokajała klienta Lacey. – Przekona się pan.

W odpowiedzi uśmiechnął się uprzejmie, ufnie.

– Na pewno – zgodził się z Lacey. – Mam do pani zaufanie, panno Farrell.


Caldwell, po wyjściu z budynku, ruszył ulicą Siedemdziesiątą do Essex House na południe od Central Parku. Wszedł do pierwszej budki telefonicznej, którą napotkał.

– Miałeś rację – powiedział, kiedy uzyskał połączenie. – Znalazła pamiętnik. Jest w skórzanym segregatorze, jak mówiłeś. Zdaje się, że zmieniła zdanie w sprawie sprzedaży mieszkania, ale pośredniczka z agencji nieruchomości jeszcze dzisiaj ma z nią rozmawiać.

Przez chwilę tylko słuchał.

– Zajmę się tym – powiedział wreszcie i odwiesił słuchawkę. Potem Sandy Savarano, który wcześniej przedstawiał się jako Curtis Caldwell, zaszedł do baru i zamówił szkocką.

Загрузка...