3

O szóstej Lacey, trzymając kciuki, zadzwoniła do Izabelli Waring. Ucieszyło ją, że starsza pani była już spokojniejsza. – Przyjdź, Lacey – powiedziała. Porozmawiamy, chociaż nie mogę teraz opuścić mieszkania, nawet gdybym miała stracić klienta. W pamiętniku Heather znalazłam coś, co może się okazać bardzo ważne.

– Będę o siódmej – obiecała Lacey.

– Czekam. Chcę ci to pokazać. Zobaczysz, co mnie zaintrygowało. Nie dzwoń do drzwi, otwórz sobie swoim kluczem. Będę na górze.

Rick Parker, przechodząc obok pokoju Lacey, zauważył niepokój malujący się na jej twarzy, wszedł do środka i usiadł.

– Jakieś problemy?

– Jeden, ale wielki. – Lacey opowiedziała mu o pozbawionym logiki zachowaniu Izabelli Waring i o tym, że być może straci kupca na mieszkanie.

– Nie możesz jej namówić, żeby zmieniła zdanie? spytał szybko Rick.

Lacey dostrzegła na jego twarzy zaniepokojenie, ale nie o Lacey ani o Izabellę Waring. „Parker i Parker” straci hojnego oferenta, jeśli Caldwell zrezygnuje – pomyślała. Dlatego jest zmartwiony.

Wstała i sięgnęła po żakiet. Popołudnie było ciepłe, ale na wieczór zapowiadano znaczny spadek temperatury.

– Poczekamy, zobaczymy – powiedziała.

– Już wychodzisz? Miałem wrażenie, że umówiłyście się na siódmą?

– Pójdę pieszo. Po drodze wypiję kawę i przygotuję sobie argumenty. Trzymaj się, Rick.

Przyszła na miejsce dwadzieścia minut przed czasem, mimo to postanowiła wejść na górę. Patrick, portier, był zajęty segregowaniem poczty, ale uśmiechnął się do niej. Pomachał ręką w kierunku windy.

Otworzyła drzwi i zawołała Izabellę po imieniu. W tej samej chwili usłyszała krzyk i huk wystrzału. Na ułamek sekundy zamarła w bezruchu, potem instynktownie zatrzasnęła drzwi wejściowe i schowała się w szafie. Chwilę później z góry zbiegł Caldwell. Wypadł na korytarz, z pistoletem w ręce i skórzanym segregatorem pod pachą.

Później Lacey miała wątpliwości, czy rzeczywiście słyszała głos ojca, mówiący: „Zatrzaśnij drzwi, Lacey! Zamknij go na zewnątrz!”. Czy to możliwe, że duch ojca dodał jej sił, żeby zamknęła drzwi, na które naparł Caldwell, i zaryglowała je?

Oparła się o drzwi plecami. Słyszała chrobotanie zamka, kiedy Caldwell próbował wrócić do mieszkania. Lacey przypomniała sobie bladoniebieskie oczy, w które przez moment patrzyła, bezlitosne jak u polującego drapieżnika.

Izabello!

Muszę zawiadomić policję! Trzeba wezwać pomoc!

Potykając się, wbiegła na chwiejnych nogach na górę po kręconych schodach, minęła kremowo-brzoskwiniowy duży pokój i wpadła do sypialni. Izabella leżała w poprzek łóżka. Było mnóstwo krwi, kapiącej na podłogę.

Izabella poruszała się. Wyciągała spod poduszki plik kartek. One też były zakrwawione.

Lacey chciała powiedzieć Izabelli, że wezwie pomoc… że wszystko będzie dobrze… ale Izabella zaczęła mówić pierwsza.

– Lacey… daj pamiętniki… Heather… jej ojcu – przerwała, walcząc o oddech. – Tylko jemu… Przysięgnij… tylko. Ty… przeczytaj. Pokaż mu… gdzie… – Mówiła coraz ciszej, aż w końcu zamilkła. Wzięła drżący wdech, jakby chciała odegnać śmierć. Coraz trudniej jej było skupić wzrok na twarzy klęczącej nad nią Lacey. Zebrawszy resztkę sił, Izabella ścisnęła dłoń młodej kobiety. – Przysięgnij… Mań…

– Przysięgam, Izabello. Przysięgam! – obiecała Lacey i zaczęła płakać.

Nagle uścisk dłoni na jej ręce osłabł; Izabella umarła.


– Dobrze się czujesz, Lacey?

– Raczej tak.

Była w bibliotece, w mieszkaniu Izabelli. Siedziała na skórzanym krześle przy biurku, przy którym przed kilkoma godzinami Izabella czytała wpięte do skórzanego segregatora kartki.

Curtis Caldwell miał ten segregator pod pachą. Kiedy mnie usłyszał, chwycił go nie wiedząc, że Izabella wyjęła z niego kilka kartek. Lacey nie widziała zeszytu z bliska, ale zrobił na niej wrażenie ciężkiego i niewygodnego.

Kartki, zabrane z pokoju Izabelli, Lacey schowała w swojej torbie. Izabella wymogła na Lacey przysięgę, że oddaje ojcu Heather i nikomu innemu. Chciała, żeby Lacey pokazała mu coś, co tam znalazła. Co to może być? – zastanawiała się Lacey. – Może powinnam powiedzieć o wszystkim policji?

– Napij się kawy, Lacey. To ci pomoże.

Rick przyklęknął obok niej, z parującą filiżanką w ręce. Już wyjaśnił policjantom, że nie miał powodu podejrzliwie traktować telefonu od mężczyzny podającego się za prawnika z „Keller, Roland i Smythe”, przeniesionego z Teksasu do Nowego Jorku.

– Często współpracujemy z tą firmą – wyjaśnił Rick. – Nie widziałem potrzeby potwierdzania informacji.

– Pani Farrell, czy jest pani pewna, że mężczyzną, którego pani widziała wybiegającego z mieszkania, był Caldwell?

Starszy z dwóch detektywów miał około pięćdziesiątki i był masywnie zbudowany. Ale porusza się lekko – myślała Lacey. Trudno jej się było skoncentrować. – Przypomina aktora, z którym przyjaźnił się tatuś; tego, który grał we wznowieniu „My Fair Lady”. Śpiewał „Get Me to the Church on Time”. Jak on się nazywał?

– Pani Farrell? – W głosie detektywa słychać było nutkę zniecierpliwienia.

Lacey spojrzała na niego. Detektyw Ed Sloane, tak się nazywa – pomyślała, ale nie mogła sobie przypomnieć nazwiska aktora. O co pytał Sloane? Ach, prawda! Czy Lacey jest pewna, że mężczyzną, który wybiegł z pokoju Izabelli, był Curtis Caldwell.

– Jestem pewna, że to był on – powiedziała. – Miał pistolet i skórzany segregator.

W myślach Lacey skarciła samą siebie. Nie zamierzała nic mówić o pamiętniku. Trzeba to przemyśleć, zanim zacznie opowiadać o wszystkim policji.

– Skórzany segregator? – spytał surowym głosem detektyw Sloane. – Jaki segregator? Pierwszy raz pani o nim wspomina.

Lacey westchnęła.

– Nie bardzo wiem. Dzisiaj po południu leżał otwarty na biurku Izabelli. Zwykły skórzany segregator, zapinany na suwak. Izabella czytała wpięte do niego kartki, kiedy byliśmy tu po południu.

Nie wolno jej było powiedzieć o kartkach, których nie było w skórzanym segregatorze, zabranym przez Caldwella. Dlaczego nie? Ponieważ Lacey przysięgła Izabelli, że odda te kartki ojcu Heather i nikomu innemu. Izabella walczyła o życie, dopóki nie usłyszała przysięgi złożonej przez Lacey. Nie wolno jej teraz złamać słowa…

Nagle nogi Lacey zaczęły drżeć. Próbowała je unieruchomić, naciskając dłońmi na kolana, ale bez powodzenia.

– Wezwiemy lekarza, panno Farrell – zaproponował Sloane.

– Chcę do domu – szepnęła Lacey. – Pozwólcie mi wrócić do domu.

Lacey miała świadomość, że Rick rozmawia szeptem z detektywem. Nie słyszała, co mówią, i wcale nie chciała tego słyszeć. Potarła dłonie. Palce miała lepkie. Spojrzała na nie i głośno wciągnęła powietrze. Nie wiedziała, że ma na dłoniach krew Izabelli.

– Pan Parker odwiezie panią do domu, panno Farrell – powiedział detektyw Sloane. – Porozmawiamy z panią jutro. Niech pani najpierw odpocznie.

On mówi bardzo głośno – pomyślała Lacey. – A może nie? Nie. To słychać krzyk Izabelli: Nie!…

Czy ciało Izabelli leży jeszcze na łóżku? – zastanawiała się.

Nagle poczuła pod pachami czyjeś dłonie. Ktoś próbował pomóc jej wstać.

– Chodź, Lacey – usłyszała głos Ricka.

Posłusznie wstała i pozwoliła się wyprowadzić do przedpokoju. W tym miejscu stał po południu Curtis Caldwell. Słyszał, że Izabella zrezygnowała ze sprzedaży mieszkania.

– Nie chciał czekać w pokoju gościnnym – powiedziała.

– Kto nie chciał? – spytał Rick.

Lacey nie odpowiedziała. Nagle przypomniała sobie o torebce, w której schowała kartki pamiętnika.

Uprzytomniła sobie, że miała je w rękach, wygniecione i poplamione krwią. Stąd krew na jej dłoniach. Detektyw Sloane pytał ją, czy dotykała Izabelli. Powiedziała mu, że podtrzymywała głowę umierającej Izabelli.

Z pewnością zauważył krew na jej palcach. Na torebce na pewno też jest krew. Nagle myśli Lacey rozjaśniły się. Jeśli poprosi Ricka, żeby wyjął torebkę z szafy, chłopak zauważy na rączce krew. Musi sama wziąć torebkę i nie dopuścić, żeby ktokolwiek ją zobaczył, zanim ją wyczyści.

Wokół kręciło się mnóstwo ludzi. Błyskały lampy. Robiono zdjęcia. Szukano odcisków palców. Na stolikach rozpylano puder. Izabelli nie spodobałoby się to – pomyślała Lacey. – Izabella lubiła porządek.

Lacey zatrzymała się przy schodach i spojrzała w górę. Czy Izabella jeszcze tam leży? – zastanawiała się. – Czy przykryli jej ciało?

Rick objął ją mocniej.

– Chodź, Lacey – ponaglił i delikatnie popchnął ją ku drzwiom.

Stali obok szafy, w której Lacey ukryła torebkę. Nie mogę go prosić, żeby mi ją podał – przypomniała sobie Lacey. Wyrwała się z ramion Ricka, otworzyła szafę i lewą ręką sięgnęła po torbę.

– Ja wezmę – ofiarował się Rick.

Lacey celowo zachwiała się i chwyciła jego prawą rękę. Rick objął ją mocniej, a ona zacisnęła dłoń na rączce torby.

– Odwiozę cię do domu, Lacey zaproponował Rick.

Miała wrażenie, że wszyscy gapią się na nią i na zakrwawioną torbę. Czy tak się czuje złodziej? – pomyślała.

Wróć! Oddaj im pamiętnik. Nie należy do ciebie, nie możesz go zabrać – odezwał się w niej jakiś głos.

Na tych kartkach jest krew Izabelli. Pamiętnik nie jest mój, dlatego nie mogę go oddać temu, komu bym chciała – pomyślała Lacey.

Kiedy znaleźli się na parterze, podszedł do nich młody policjant.

– Odwiozę panią do domu, pani Farrell. Detektyw Sloane chce mieć pewność, że nic się pani po drodze nie stanie.


Lacey mieszkała przy Alei Kast End, na ulicy Siedemdziesiątej Dziewiątej. Kiedy dojechali na miejsce, Rick chciał wejść z nią na górę, ale Lacey się nie zgodziła.

– Chcę się położyć – wyjaśniła, a kiedy Rick zaczął tłumaczyć, że nie może być teraz sama, kręciła tylko głową.

– W takim razie zadzwonię do ciebie jutro z samego rana – powiedział.

Lacey mieszkała na ósmym piętrze. W windzie była sama. Zanim się zatrzymała, miała wrażenie, że jedzie do góry całą wieczność. Korytarz był podobny do tego w bloku Izabelli. Biegnąc do swoich drzwi, Lacey rozglądała się ze strachem.

Pierwszą rzeczą, którą zrobiła po wejściu do mieszkania, było wepchnięcie torby pod kanapę. Okna dużego pokoju wychodziły na East River. Lacey stanęła przy jednym z nich i dość długo przyglądała się światłom migocącym na wodzie. Potem, mimo że wstrząsały nią dreszcze, otworzyła okno i łapczywie wciągnęła w płuca świeże, nocne powietrze. Poczucie nierzeczywistości, w którym żyła od kilku godzin, powoli mijało. Zaczynała za to odczuwać bolesne zmęczenie, jakiego nie doświadczyła nigdy dotąd. Odwróciła się i spojrzała na zegar.

Wpół do jedenastej. Zaledwie dwadzieścia parę godzin temu nie odebrała telefonu, bo nie chciała rozmawiać z Izabellą. Teraz Izabella już nie zadzwoni…

Lacey zamarła w bezruchu. Drzwi! Czy zamknęła je na wszystkie zamki? Pobiegła sprawdzić.

Były zamknięte, ale dla pewności zasunęła jeszcze rygiel i podstawiła pod klamkę krzesło. Uświadomiła sobie, że znów drży. Boję się – pomyślała – i mam ręce lepkie od krwi Izabelli.

Jak na nowojorskie mieszkanie łazienka Lacey była dość duża. Dwa lata temu, modernizując ją, Lacey zamontowała duże, głębokie jacuzzi. Kiedy lustro zaczęło zachodzić parą, pomyślała, że jeszcze nigdy nie była tak zadowolona z wydanych na nie pieniędzy.

Rozebrała się, rzucając ubrania na podłogę. Wchodząc do wanny, westchnęła z ulgą. Ogarnęło ją przyjemne ciepło. Włożyła dłonie pod kran i zaczęła je szorować. Potem nacisnęła guzik i woda wokół niej zaczęła wirować.

Dopiero później, otulona płaszczem kąpielowym, Lacey wróciła myślami do zakrwawionych kartek, tkwiących w jej torebce.

Nie teraz – zdecydowała. – Nie teraz.

Nadal nie potrafiła się pozbyć dreszczy i lęku, mrożącego ją przez cały wieczór. Przypomniała sobie, że ma w barku butelkę whisky. Wyjęła ją, nalała odrobinę do filiżanki, dopełniła filiżankę wodą i wstawiła do kuchenki mikrofalowej. Tatuś mówił, że nic lepiej nie rozgrzewa niż grog – pomyślała. Przygotowywał go z goździkami, cukrem i kawałkiem cynamonu.

Mimo braku aromatycznych dodatków ciepły napój zrobił swoje. Popijając go w łóżku, Lacey poczuła ogarniający ją powoli spokój. Zasnęła natychmiast, ledwie zgasiła światło.

I prawie w tej samej chwili obudziła się z krzykiem. Otwierała drzwi do mieszkania Izabelli Waring. Pochylała się nad martwym ciałem kobiety. Curtis Caldwell wycelował pistolet w Lacey. Obraz ten pojawił się w jednej chwili i był bardzo przekonujący.

Dopiero po chwili Lacey uświadomiła sobie, że przenikliwy dźwięk, który słyszy, to dzwonek telefonu. Jeszcze drżąca, podniosła słuchawkę. Dzwonił Jay, szwagier Lacey.

– Przed chwilą wróciliśmy do domu z restauracji i dowiedzieliśmy się, że Izabella Waring została zastrzelona – zaczął. – Mówili, że świadkiem zabójstwa była młoda kobieta, która jest w stanie zidentyfikować zabójcę. Lacey, mam nadzieję, że to nie byłaś ty.

W głosie Jaya słychać było troskę, co podniosło Lacey na duchu.

– To byłam ja – odparła.

Na moment zapadła cisza.

– Nie jest dobrze być świadkiem.

– Nie chciałam być żadnym świadkiem! – zdenerwowała się Lacey.

– Kit chce z tobą rozmawiać – powiedział Jay.

– Nie chcę teraz z nikim rozmawiać – zbuntowała się Lacey wiedząc, że pełne miłości i troski pytania Kit zmuszają do opowiadania o wszystkim: jak poszła do mieszkania Izabelli, usłyszała krzyk i zobaczyła zabójcę.

– Jay, nie mogę teraz rozmawiać poprosiła. – Kit mnie zrozumie.

Odłożyła słuchawkę i leżąc w ciemności, próbowała uspokoić się i przywołać sen. Miała świadomość, że przez cały czas boi się, iż usłyszy krzyk i kroki mężczyzny zbiegającego po schodach.

Kroki Caldwella.

Zasypiając, przypomniała sobie słowa Jaya, że nie jest dobrze być świadkiem. Dlaczego tak powiedział? – zastanawiała się.


Rick Parker pożegnał się z Lacey za drzwiami jej bloku. Wyszedł na ulicę, wsiadł do taksówki i pojechał prosto do siebie, na zachód od Central Parku, na ulicę Sześćdziesiątą Siódmą. Wiedział, co go tam czeka i bał się. Wiadomość o śmierci Izabelli Waring z pewnością podano już we wszystkich dziennikach. Kiedy wychodzili z Lacey z bloku przy ulicy Siedemdziesiątej Wschodniej, było tam mnóstwo reporterów. Niewykluczone, że któremuś z nich udało się go sfilmować, jak wsiadał z Lacey do policyjnego radiowozu. Jeśli tak się stało, ojciec z pewnością już to obejrzał, ponieważ nigdy nie opuszcza wiadomości o dziesiątej. Rick spojrzał na zegarek. Był kwadrans po jedenastej.

Tak jak się spodziewał, po wejściu do ciemnego mieszkania zobaczył migające światełko automatycznej sekretarki. Nacisnął guzik. Nagrano tylko jedną wiadomość, od ojca: „Nieważne, która będzie godzina; kiedy tylko wrócisz, masz do mnie natychmiast zadzwonić!”.

Dłonie Ricka były tak mokre, że musiał je wytrzeć chusteczką, zanim podniósł słuchawkę, żeby oddzwonić. Ojciec odebrał telefon po pierwszym dzwonku.

– Zanim coś powiesz – zaczął Rick głosem chrapliwym i nienaturalnie piskliwym – musisz wiedzieć, że nie miałem wyboru. Musiałem tam pojechać, bo Lacey powiedziała policji, że to ja dałem jej numer Caldwella; dlatego mnie wezwali.

Przez całą minutę Rick musiał słuchać pełnego złości głosu ojca, zanim udało mu się wtrącić:

– Tato, już ci mówiłem, żebyś się nie martwił. Wszystko jest w porządku. Nikt nie wie, że byłem kiedyś związany z Heather Landi.

Загрузка...