We wtorek, o dziewiątej rano, Lacey już czekała przed drzwiami „Royce-Nieruchomości”, kiedy przyszła Millicent. – Nie płacę ci aż tak dobrze – zaśmiała się Millicent.
– Zawarłyśmy umowę – odparła Lacey. – Poza tym, zdążyłam polubić tę pracę.
Pani Royce wyjęła klucze i otworzyła drzwi. Owiało je przyjemne ciepło.
– Mamy typowy dla Minnesoty mroźny dzień – powiedziała Royce. – Zaraz zaparzę kawę. Jaką pijesz?
– Bez śmietanki.
– Regina, moja asystentka, która wzięła urlop na urodzenie dziecka, wsypywała do kawy dwie łyżeczki cukru, ale nie tyła. Mówiłam jej, że można by ją znienawidzić z zazdrości.
Lacey pomyślała o Janey Bond, sekretarce z biura „Parker i Parker”, która zawsze podjadała ciasteczka i czekoladę, a mimo to nosiła młodzieżowe rozmiary ubrań.
– Była taka jedna dziewczyna w… – zamilkła na moment -…w gabinecie lekarskim – dokończyła, po czym szybko dodała: Nie zagrzała u nas miejsca. Niewielka strata. Dawała pacjentom zły przykład.
A gdyby tak Millicent podchwyciła temat i zaproponowała, że zadzwoni do mojej koleżanki z pracy, żeby zasięgnąć o mnie zdania? Bądź ostrożna – napomniała siebie Lacey. – Bądź ostrożna.
W tej samej chwili po raz pierwszy tego dnia zadzwonił telefon i szczęśliwie przerwał rozmowę.
O dwunastej Lacey wyszła na spotkanie z Kate Knowles.
– Wrócę o drugiej – obiecała. – Gdyby więc pani potrzebowała się z kimś umówić, biuro nie będzie puste.
Dotarta do „Radisson” dwadzieścia pięć minut po dwunastej. Kate już na nią czekała i jadła rogalik.
– Nie zjadłam rano śniadania powiedziała – dlatego zamówiłam sobie co nieco, zanim przyszłaś. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.
Lacey usiadła naprzeciwko Kate.
– Skądże. Jak przedstawienia?
– Świetnie.
Zamówiły po omlecie, sałatce i kawie.
– Teraz już nic nam nie będzie przeszkadzało – uśmiechnęła się Kate. – Muszę przyznać, że jestem zaciekawiona. Rozmawiałam dzisiaj rano z Tomem i powiedziałam mu, że umówiłam się z tobą w porze drugiego śniadania. Powiedział, że żałuje, że nie może się do nas przyłączyć i kazał ci przekazać pozdrowienia.
Kate wzięła do ręki kolejny rogalik.
– Tom mi mówił, że wybrałaś to miasto i przeprowadziłaś się tutaj tylko dlatego, że jeszcze jako dziecko byłaś tu przejazdem i spodobało ci się. Co tak mocno utkwiło ci w pamięci?
Odpowiadaj pytaniem na pytanie.
– Stale podróżujesz ze swoim zespołem – powiedziała Lacey. – Założę się, że ty też niektóre miasta pamiętasz lepiej niż inne.
– Jasne. Pamięta się te dobre, jak Minneapolis, i te najgorsze. Opowiem ci o jednym z tych złych…
Słuchając opowieści Kate, Lacey odprężyła się. To wspólna cecha wielu ludzi ze świata rozrywki – myślała Lacey z nostalgią. Tata miał ten sam dar; w jego wykonaniu nawet lista zakupów wydawała się ciekawa.
Przy drugiej filiżance kawy udało się jej tak pokierować rozmową, żeby móc wspomnieć o Wilhelmie, koledze, o którym mówiła Kate.
– Wczoraj powiedziałaś, że z kimś chodzisz zaczęła. – Jeśli dobrze pamiętam, on ma na imię Wilhelm.
– Wilhelm Merrill. Miły chłopak. Niewykluczone, że dokładnie taki, o jakim marzyłam, chociaż mogę nigdy nie mieć okazji się o tym przekonać. Będę jednak robiła, co w mojej mocy – rozchmurzyła się Kate. – Kłopot w tym, że ja stale podróżuję, a i on nigdzie nie może zagrzać miejsca.
– Jaki ma zawód?
– Jest bankowcem, specjalistą od inwestycji i nieustannie podróżuje do Chin.
Oby tylko teraz nie był w Chinach – zaniepokoiła się Lacey.
– W jakim banku pracuje? – spytała głośno.
– Chase.
Lacey nauczyła się już rozpoznawać ledwo wyczuwalne zainteresowanie świadczące o tym, że druga osoba czuje się zaintrygowana. Kate okazała się inteligentna. Wyczuła, że Lacey wyciąga z niej informacje. Dowiedziałam się już tego, na czym mi zależało – pomyślała. – Muszę znów pozwolić Kate mówić o tym, o czym ona ma ochotę rozmawiać.
– Sądzę, że byłabyś najszczęśliwszą osobą pod słońcem, gdybyś trafiła do takiej sztuki, którą będą z powodzeniem wystawiali na Broadwayu przez dziesięć lat – zauważyła.
– Pewnie! – ucieszyła się Kate. – To byłoby wspaniałe. Bardzo bym chciała osiąść w Nowym Jorku. Przede wszystkim ze względu na Wilhelma, rzecz jasna, ale też z myślą o Tomie. Jestem pewna, że w ciągu najbliższych kilku lat przeniesie się tam. Droga do sukcesu stoi dla niego otworem. To by dopełniło mojego szczęścia. Oboje jesteśmy jedynakami, więc jesteśmy dla siebie bardziej jak rodzeństwo niż jak kuzyni. Tom zawsze znajduje dla mnie czas. W dodatku należy do takich ludzi, którzy potrafią wyczuć, że ktoś potrzebuje ich pomocy.
Ciekawe, czy nie dlatego zaprosił mnie do teatru i dzwonił wczoraj – pomyślała Lacey. Zawołała kelnera i poprosiła o rachunek.
– Muszę już lecieć – wyjaśniła. – To mój pierwszy dzień w nowej pracy.
Zadzwoniła z aparatu telefonicznego w holu i zostawiła wiadomość dla George’a Svensona:
– Mam nową informację dotyczącą sprawy Heather Landi. Muszę ją przekazać bezpośrednio panu Baldwinowi w biurze prokuratora stanowego.
Odwiesiła słuchawkę i szybkim krokiem wyszła z hotelu świadoma, że już jest spóźniona.
Niecałą minutę później dłoń, pokryta dużymi plamami wątrobowymi, podniosła słuchawkę, jeszcze ciepłą od ręki Lacey.
Sandy Savarano nigdy nie dzwonił z aparatów, które można by było później sprawdzić. W kieszeniach miał pełno żetonów. Zamierzał zadzwonić z tego aparatu w pięć miejsc, potem przejść do innego aparatu i wykonać kolejnych pięć telefonów, i tak dalej aż do wyczerpania biur z przygotowanej poprzedniego dnia listy.
Wykręcił numer, a kiedy ktoś odpowiedział: „Nieruchomości Podmiejskie, słucham”, zaczął recytować:
– Nie zajmę pani wiele czasu. Dzwonię z Krajowego Związku Agentów Nieruchomości. Prowadzimy nieoficjalne badania…