Widocznie myliłem się co do Alicji – myślał Tom Lynch, biorąc prysznic po ćwiczeniach w klubie „Bliźniacze Miasta”. – Może jednak miała do mnie żal, że podczas przyjęcia nie zająłem się nią jak należy? Już drugi dzień nie pokazuje się w klubie. Nie odpowiedziała też na mój telefon.
Kate dzwoniła do niego i opowiadała o spotkaniu z Alicją. Doszło do niego z inicjatywy Alicji, co znaczy, że przynajmniej jedna osoba z rodziny się jej spodobała – pocieszał się.
Ale dlaczego do mnie nie zadzwoniła, choćby tylko po to, żeby powiedzieć, że nie ma czasu albo że za późno odebrała wiadomość? – zastanawiał się.
Wyszedł spod prysznica i zaczął się energicznie wycierać. Z drugiej jednak strony dowiedział się od Kate, że Alicja podjęła pracę. Może dlatego się do niego nie odezwała?
A może ma innego chłopaka?
Może zachorowała?
Wiedząc, że nic nie umknie uwagi Rut Wilcox, przed wyjściem zatrzymał się przy jej biurku.
– Nigdzie nie widzę Alicji Carroll – zagadnął, udając, że interesuje go to tylko troszkę. – Czyżby przychodziła teraz o innej porze?
Zauważył w oczach Rut błysk zaciekawienia.
– Właśnie zamierzałam do niej zadzwonić, żeby spytać, czy nic się jej nie stało – odparła. – Przez dwa tygodnie przychodziła codziennie. Coś musiało się wydarzyć. – Rut uśmiechnęła się chytrze. – Mogę teraz zatelefonować. Czy powiedzieć, że pytałeś o nią i dać ci słuchawkę?
O, nie! – zaniepokoił się Tom. Teraz rozniesie się po całym klubie, że między mną a Alicją coś się zawiązało. Cóż, sam zacząłem – przypomniał sobie.
– Ależ z ciebie swatka! – rzekł. Jasne, jeśli Alicja odbierze telefon, daj mi słuchawkę.
Po czwartym dzwonku Rut powiedziała:
– Szkoda. Widocznie wyszła, ale włączyła sekretarkę automatyczną. Zostawię dla niej wiadomość.
Po czym wyrecytowała do słuchawki, że ona i pewien bardzo przystojny mężczyzna zastanawiają się, gdzie się Alicja podziewa.
Teraz powinna się odezwać pomyślał Tom. – Jeśli nie jest mną zainteresowana, wolałbym o tym wiedzieć. Mam wrażenie, że w jej życiu coś nie jest w porządku.
Kiedy wyszedł, niezdecydowany stał kilka minut na ulicy zastanawiając się, na co ma ochotę. Gdyby spotkał w klubie Alicję, zaprosiłby ją na obiad i do kina. Taki miał zamiar. W kinie „Śródmieście” grali film, który otrzymał pierwszą nagrodę na festiwalu w Cannes. Oczywiście, mógłby pójść do kina bez Alicji, ale nie miał na to ochoty.
Zanim się zdążył zdecydować, zrobiło mu się zimno. W końcu wzruszył ramionami i powiedział na głos:
– Czemu nie?
Postanowił pojechać do mieszkania Alicji. Jeśli mu szczęście dopisze, zastanie ją w domu i zaprosi na film.
Z samochodu dzwonił do niej jeszcze raz, ale zgłosiła się tylko automatyczna sekretarka. Wciąż nie było jej w domu. Zaparkował przy krawężniku przed jej blokiem i spojrzał do góry. Pamiętał, że Alicja mieszka na trzecim piętrze i że okna jej mieszkania znajdują się dokładnie nad głównym wejściem.
Okna były ciemne. Poczekam trochę postanowił. Jeśli Alicja się nie pojawi, kupię coś do zjedzenia i dam sobie spokój z kinem.
Minęło czterdzieści minut. Już miał odjeżdżać, kiedy na podjeździe zatrzymał się jakiś samochód. Drzwi od strony pasażera otworzyły się, z samochodu wysiadła Alicja i szybko weszła do domu.
Jeszcze przez chwilę samochód stał w światłach latarni nad wejściem. Był to ciemnozielony, pięcio – lub sześcioletni plymouth, nie rzucający się w oczy. Tomowi udało się zobaczyć kierowcę; z zadowoleniem stwierdził, że jest nim jakiś starszy mężczyzna. Nie wyglądał na narzeczonego Alicji.
W holu był domofon. Tom nacisnął 4f.
Alicja odezwała się sądząc, że to mężczyzna, który ją przed chwilą odwiózł.
– Pan Svenson?
– Nie, Alicjo, to pan Lynch – powiedział Tom, drażniąc się z nią. – Mogę wejść na górę?
Kiedy Lacey otworzyła drzwi, Tom stwierdził, że jest zmęczona, a nawet wyczerpana. Skórę miała bladą prawie jak alabaster i rozszerzone źrenice. Nie tracił czasu na zbędne ceregiele.
– Widzę, że dzieje się coś niedobrego – powiedział zaniepokojony. – O co chodzi, Alicjo?
Widząc w drzwiach jego wysoką, silną postać i troskę malującą się w oczach i na całej twarzy; uświadomiwszy sobie, że szukał jej, chociaż nie odpowiadała na jego telefony, Lacey niemal straciła panowanie nad sobą.
Dopiero kiedy nazwał ją Alicją, zrobiła się bardziej czujna i zebrała w sobie siły. Podczas dwudziestominutowej drogi powrotnej od telefonu do domu, wybuchła w obecności szeryfa Svensona:
– Z tym Baldwinem coś nie jest w porządku. Przekazuję mu informację, która na pewno pomoże w wyjaśnieniu tej sprawy, a on traktuje mnie jak kryminalistkę! Zbył mnie, potraktował jak dziecko. Mam ochotę wsiąść do pociągu, pojechać do domu i zacząć spacerować po Piątej Alei, trzymając w ręce wielki napis: „Rick Parker jest beznadziejnym, rozpuszczonym gnojem i na pewno zrobił coś brzydkiego Heather Landi, kiedy ona miała dwadzieścia lat i sprowadziła się do Nowego Jorku, ponieważ jeszcze cztery lata później dziewczyna się go bała. Każdy, kto wie coś na ten temat, proszony jest o zgłoszenie się do mnie”.
Svenson powiedział na to:
– Uspokój się, Alicjo. Uspokój!
Miał taki głos, że potrafiłby uspokoić nie tylko Alicję, ale nawet lwicę. Nauczył się tego podczas wielu lat pracy.
W samochodzie Lacey opadły nowe lęki. Załóżmy, że Baldwin wyśle któregoś ze swoich ludzi, żeby porozmawiał z mamą albo z Kit, żeby upewnić się, czy Lacey nie powiedziała im, gdzie mieszka. Mamę przejrzeliby w jednej chwili – myślała. – Nie potrafiłaby ich oszukać. W przeciwieństwie do mnie, nigdy nie była wprawną kłamczuchą. Gdyby Baldwin domyślał się, że mama wie, przeniósłby mnie w inne miejsce. Jestem pewna, że tak by się to skończyło. Nie potrafiłabym znowu zaczynać od początku.
Tutaj miała już jakąś pracę i zaczątki czegoś, co można by nazwać życiem osobistym.
– Nie zaprosiłaś mnie, Alicjo, do środka, ale dobrze by było, żebyś to zrobiła, bo i tak nie zamierzam sobie pójść.
Tutaj, w Minneapolis, Lacey poznała Toma Lyncha.
– Wejdź – zaprosiła go, usiłując się uśmiechnąć. – Miło cię widzieć, Tom. Właśnie zamierzałam nalać sobie wina. Napijesz się ze mną?
– Z przyjemnością. – Tom zdjął płaszcz i rzucił go na fotel. – Pozwolisz, że ja naleję? Wino jest w lodówce?
– Nie, jest w piwnicy, zaraz za moją nowocześnie wyposażoną kuchnią.
W maleńkiej kuchence był tylko muły piec, kuchnia, maleńki zlew i lodówka. Tom uniósł brwi.
– Mam rozpalić w kominku w dużym salonie?
– Bardzo proszę. Zaczekam na werandzie.
Lacey otworzyła szafkę i nasypała orzeszków do miseczki… Jeszcze dwie minuty temu byłam na skraju załamania – pomyślała – a teraz sobie z nim żartuję. Obecność Toma wiele dla mnie znaczy. Lacey usiadła w rogu kanapy. Tom zajął miejsce w wysokim fotelu i wyciągnął przed siebie długie nogi. Podniósł kieliszek, jakby zamierzał spełnić toast.
– Miło się z tobą spędza czas, Alicjo powiedział i nagle spoważniał. – Chcę cię o coś zapytać i proszę o szczerość. Czy w twoim życiu jest inny mężczyzna?
Tak, jest – pomyślała Lacey ale nie w tym sensie, jaki masz na myśli. W moim życiu jest morderca, starający się wpaść na mój trop.
– Czy jest ktoś taki? – powtórzył pytanie.
Lacey przyglądała mu się przez chwilę. Mogłabym cię pokochać – pomyślała. – Możliwe, że już się w tobie zakochałam. Potem przypomniała sobie kule świszczące obok jej głowy i krew tryskającą z ramienia Bonnie.
Nie wolno mi ryzykować. Jestem trędowata myślała. – Gdyby Caldwell, czy jak on się tam nazywa, dowiedział się, gdzie mnie szukać, przyjechałby tutaj. Nie mogę narażać życia Toma.
– Niestety, rzeczywiście w moim życiu jest już ktoś – powiedziała, starając się zapanować nad drżeniem głosu.
Dziesięć minut później Tom wyszedł.