12

Następnego ranka zostałem w moim pokoju, dopóki oboje nie wyszli. Potem wziąłem gazetę i odszukałem stronę z rubryką „Pracownicy poszukiwani”. Twarz miałem obolałą i nadal mnie muliło. Zakreśliłem jakieś oferty, ogoliłem się – na tyle, na ile się dało – połknąłem kilka aspiryn, ubrałem się i ruszyłem piechotą w kierunku Bulwaru. Co chwila podnosiłem dłoń z odgiętym do góry kciukiem. Samochody mijały mnie i jechały dalej. Wreszcie któryś się zatrzymał. Wsiadłem.

– Hank!

To był mój stary znajomy; Timmy Hunter. Chodziliśmy kiedyś razem do koledżu.

– Co tu robisz, Hank?

– Szukam pracy.

– A ja studiuję na Uniwersytecie Południowej Kalifornii. Co się stało z twoją twarzą?

– Kobieta mi ją załatwiła. Paznokciami.

– Serio?

– Taa. Słuchaj Timmy, muszę się czegoś napić.

Kolega zaparkował przy najbliższym barze. Weszliśmy i zamówiliśmy dwie butelki piwa.

– Jakiej szukasz pracy?

– Pomoc sklepowa, pakowacz, dozorca.

– Słuchaj, mam w domu trochę forsy. Znam dobry bar w Inglewood. Moglibyśmy tam podskoczyć.

Mieszkał z matką. Gdy tylko weszliśmy, starsza pani uniosła głowę znad gazety.

– Hank! Pamiętaj, żebyś nie upił Timmy'ego.

– Dzień dobry. Jak się pani miewa, pani Hunter?

– Zeszłym razem wasza wspólna wyprawa na miasto skończyła się w areszcie.

Timmy zaniósł swoje książki do sypialni, wyszedł stamtąd i powiedział:

– Idziemy.

Był tam hawajski wystrój i ścisk. Jakiś mężczyzna mówił przez telefon:

– Musicie przysłać kogoś po ciężarówkę. Jestem zbyt pijany. by usiąść za kierownicą. Tak, tak. Wiem, że straciłem tę zasraną pracę. Przyjedźcie po wóz!

Timmy stawiał. Piliśmy równo. Dobrze się z nim rozmawiało. Jakaś młoda blondynka zerkała na mnie i pokazywała mi nogi. Timmy gadał bez przerwy. Opowiadał o naszym koledżu: o tym, jak trzymaliśmy butelki z winem w naszej szafce; o Popoffie i jego drewnianych rewolwerach; o Popoffie i jego prawdziwych rewolwerach; o tym, jak na jeziorku w Westlake Park przestrzeliliśmy dno łodzi i ta pod nami zatonęła; o studenckim strajku w sali gimnastycznej…

Piliśmy dalej. Kolejkę za kolejką. Młoda blondynka wyszła z kimś innym. Z szafy grającej leciała muzyczka. Timmy gadał bezustannie, a na dworze robiło się ciemno. W końcu byliśmy w takim stanie, że odmówili nam podawania alkoholu, ruszyliśmy więc ulicą, rozglądając się za jakimś innym barem. Była 10 wieczór, jezdnie pełne samochodów, a my z trudnością trzymaliśmy się na nogach.

– Spójrz, Timmy! Możemy tu odpocząć.

To ja wypatrzyłem ten dom pogrzebowy. Utrzymany był w stylu kolonialnej rezydencji, oświetlony światłami reflektorów, a na jego ganek prowadziły szerokie białe schody.

Udało nam się z Timmym dobrnąć mniej więcej do połowy ich wysokości. A potem mogłem dla niego zrobić tylko tyle, by delikatnie ułożyć go na jednym ze stopni. Rozprostowałem mu nogi, a ręce ułożyłem równiutko wzdłuż ciała, po czym sam przybrałem taką samą pozycję o stopień niżej.

Загрузка...