Zanim jacht przybił do nabrzeża, przyłączyła się do nas również Grace. Głowę nadal miała owiniętą chustką i nie brała udziału w rozmowie, tylko piłą. Wszyscy piliśmy. Także wtedy, gdy po schodkach zszedł Wilbur. Stał przez chwilę i w milczeniu nam się przyglądał.
– Zaraz wracam – warknął.
Było wczesne popołudnie. Piliśmy dalej, żeby skrócić oczekiwanie. Dziewczyny zaczęły się spierać, jak należy manipulować Wilburem. Upatrzyłem sobie jedną z koi, wlazłem do niej i usnąłem. Gdy się obudziłem, z wieczora po trochu robiła się noc i było zimno.
– Gdzie jest Wilbur? – spytałem.
– On tu nie wróci – powiedziała Jerry. – Jest wściekły.
– Wróci, wróci – mruknęła Laura. – Nie zostawi tu swojej Grace.
– Gówno mnie on obchodzi – oświadczyła Grace. – Może sobie nie wracać. Jedzenia i picia mamy tyle, że starczyłoby dla całej egipskiej armii na miesiąc.
A więc tak: miałem spędzić noc na największym w porcie jachcie z trzema kobietami. Najgorzej, że był taki cholerny ziąb. To od tej wody tak ciągnęło. Wylazłem z koi, wypiłem coś na rozgrzewkę i wpełzłem do niej z powrotem.
– O Jezu, jak zimno! – poskarżyła się Jerry. – Pozwól mi wejść do ciebie i trochę się ogrzać.
Zrzuciła pantofle i wskoczyła na moje legowisko. Laura i Grace, obie pijane, zawzięcie o czymś dyskutowały. Jerry była mała, okrągła, nawet bardzo okrągła, z takich, co to każdy chciałby się przytulić. Przywarła do mnie całym ciałem.
– Jezu, jak zimno! Obejmij mnie.
– Daj spokój! Laura…
– A co jej, kurwa, ubędzie?
– No wiesz… może ją to wkurzyć.
– Nic ją nie wkurzy. Przecież jesteśmy przyjaciółkami. Zaraz się przekonasz. – Jerry usiadła na koi. – Laura!
– Co takiego?
– Słuchaj, chcę się trochę pogrzać. W porządku?
– W porządku – odparła Laura.
Jerry z powrotem wślizgnęła się pod przykrycie.
– Widzisz! Nie ma żadnych pretensji.
– No dobra – powiedziałem. Wziąłem ją za dupę, przygarnąłem do siebie i pocałowałem.
– Tylko nie posuwajcie się za daleko – odezwała się Laura.
– Przecież on mnie tylko obejmuje – uspokoiła ją Jerry.
Wsadziłem jej rękę pod sukienkę i zacząłem gmerać przy majtkach. Ciężko to szło, a gdy w końcu sama zsunęła je nogami, byłem aż nadto podniecony. Wcisnęła mi język do ust i równie szybko go wyjęła. Robiliśmy to na boku, starając się zachować obojętny wyraz twarzy. Parę razy mi się wyśliznął, ale Jerry szybko wkładała go sobie z powrotem.
– Nie posuwajcie się za daleko – powiedziała ponownie Laura.
Znowu wypadł. Jerry chwyciła go ręką i ścisnęła.
– Przecież ona mnie tylko obejmuje – zapewniłem Laurę.
Jerry zachichotała i zagoniła go na miejsce. Tym razem już tam pozostał. Z chwili na chwilę byłem bardziej podniecony. „Kocham cię, ty dziwko” – syknąłem jej do ucha. I spuściłem się. Jerry wyszła z koi i powędrowała do łazienki. Grace właśnie przygotowywała kanapki z wołową pieczenia. Wylazłem ze swego legowiska. Prócz kanapek mieliśmy jeszcze sałatkę ziemniaczaną, pokrajane pomidory, kawę i sok jabłkowy. Wszyscy byliśmy głodni.
– Ale mi się zrobiło ciepło! – oznajmiła Jerry. – Ten Henry grzeje jak elektryczna poducha.
– A ja zmarzłam jak nie wiem – powiedziała Grace. – Może też wypróbuję tę elektryczną poduchę. Masz coś przeciwko temu, Lauro?
– Proszę cię bardzo. Tylko nie posuwaj się za daleko.
– To znaczy?
– Wiesz dobrze, o co mi chodzi.
Po kolacji wróciłem do swojej koi. W chwilę później wspięła się do niej Grace. Była najwyższa z całej trójki. Nigdy jeszcze nie leżałem w łóżku z taką wysoką babą. Pocałowałem ją. Jej język zareagował właściwie. Ach, te kobiety – pomyślałem. Cóż to za cudowne istoty! Sięgnąłem pod sukienkę i zacząłem ściągać z niej majtki. Kawał drogi się je ściągało. „Co ty robisz, do diabła?” – szepnęła. „Zdejmuję ci majtki”. „Po co?”. „Żeby cię wydupczyć”. „Ja się tylko chcę rozgrzać”. „Zaraz cię będę dupczył”. „Laura jest moją przyjaciółką, jestem kobietą Wilbura”. „Zaraz cię będę dupczył”. „Co ty robisz?”. „Próbuję ci wsadzić”. „Nie!”. „Pomóż mi, do cholery!”. „Nie. Męcz się sam”. „Pomóż mi!”. „Sam go wsadź. Laura jest moją przyjaciółką”. „A co to ma do rzeczy?”.,Jakiej rzeczy?”. „Nieważne”. „Słuchaj, nie jestem jeszcze gotowa”. „Służę palcem”. „Au! Delikatniej! Okaż damie odrobinę szacunku”. „Teraz lepiej?”. „Lepiej. Jeszcze troszkę wyżej. O tak, tak. Tu, właśnie tu…”.
– Tylko bez ciupciania – odezwała się Laura.
– Nie, nie. Ja ją tylko rozgrzewani.
– Ciekawe, kiedy wróci Wilbur? wtrąciła Jerry.
– Gówno mnie on obchodzi. Dla mnie może wcale nie wracać – stwierdziłem i w tym momencie udało mi się go wsadzić.
Grace jęknęła. Zacząłem ją posuwać bardzo powoli, kontrolując każdy ruch. Było w porządku. Nie wyślizgiwał się z niej, tak jak z Jerry. „Ty podły skurwysynie – szepnęła. – Ty bydlaku. Laura jest moją przyjaciółką”. „A ja cię teraz pierdolę. Czujesz go w sobie, jak włazi i wyłazi, włazi i wyłazi, w tę i z powrotem, w tę i z powrotem, chlup, chlup, chlup, chlup”. „Nie mów w ten sposób, bo mnie to podnieca”. „Czujesz, jak cię jebię? Jeb, jeb, jebu, jeb… jebanie, jebanie, jebanie… jebu, jebu, jebu, jeb… Podłe, brudne, świńskie jebanie…”. „Przestań, ty przeklęty bydlaku, do cholery”. „Czujesz, jak spęczniał? Jest coraz większy i większy. Czujesz go?”. „Och, tak, tak…”. „Uważaj, zaraz się spuszczę. O Jezu, zaraz się spuszczę!”. Odczekałem, aż przestanie ze mnie strzykać, i wyszedłem z niej. „Zgwałciłeś mnie, ty bydlaku” – syknęła. – „Powinnam powiedzieć Laurze, że mnie zgwałciłeś”. „Powiedz jej, powiedz. Na pewno ci uwierzy”. Grace wygramoliła się z koi i poszła do łazienki. Obtarłem go prześcieradłem, wciągnąłem portki i zeskoczyłem na dół.
– Słuchajcie, dziewczyny, umiecie grać w kości?
– A co do tego potrzeba? – spytała Laura.
– Ja mam kości. Macie jakąś forsę? Do gry potrzebne są kości i pieniądze. Zaraz wam wszystko pokażę. Każdy wyjmuje forsę i kładzie ją przed sobą. Jeśli macie mało, nie musicie się tego wstydzić. Ja też nie mam dużo. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
– Tak – przytaknęła Jerry. – Wszyscy jesteśmy przyjaciółmi.
– No pewnie, że jesteśmy – stwierdziła Laura.
Grace wyszła z łazienki.
– Co ten skurwysyn znowu wymyślił? – spytała.
– Ma nas uczyć, jak się gra w kości – wyjaśniła Jerry.
– Gracze używają terminu „rżnąć w kości”. Zaraz wam, dziewczyny, pokażę, jak się rżnie w kości.
– Pokażesz nam, taak? – burknęła Grace.
– Taak, Grace. Posadź swoją wysoko zawieszoną dupę na podłodze i przyjrzyj się. Zaraz wam pokażę, na czym polega gra.
Po upływie godziny, gdy prawie wszystkie pieniądze były już moje, na schodkach pojawił się nagle Wilbur Oxnard. Zastał nas właśnie w takiej sytuacji – rżnących w kości i pijanych.
– Nie zezwalam na hazard na tym statku! - wrzasnął zatrzymując się u podnóża schodków.
Grace podniosła się z kolan, przeszła przez pokój, objęła Wilbura, wetknęła mu w usta swój długi język, po czym złapała go za genitalia.
– Gdzie był mój Willie? Dlaczego zostawił swoją Grace, taką stęsknioną i samotną, na tym wielkim statku?
Willie podszedł do nas cały uśmiechnięty. Usiadł przy stole. Grace wyjęła następną flaszkę whisky i otworzyła ją. Wilbur napełnił szklanki i zwrócił się do mnie:
– Musiałem wpaść do domu i poprawić parę nut w partyturze. Nadal masz zamiar popracować nad tym librettem?
– Nad librettem?
– No tak. Nad tekstem.
– Prawdę mówiąc, jak dotąd nad tym nie myślałem. Ale jeśli naprawdę traktujesz sprawę serio, to zabiorę się do pracy.
– Traktuję sprawę bardzo serio.
– No to od jutra biorę się do roboty.
W tym momencie Grace sięgnęła pod stół i rozpięła Wilburowi rozporek. Zapowiadała się fajna noc. Dla nas wszystkich.