Parę dni później znalazłem ogłoszenie w gazecie. Sklep z przyborami artystycznymi oferował pracę w dziale wysyłkowym. Było to bardzo blisko miejsca, w którym mieszkaliśmy, niestety jednak zaspałem i dotarłem tam dopiero o 3 po południu. Kierownik rozmawiał właśnie z innym kandydatem. Jakaś dziewczyna dała mi formularz do wypełnienia. Wyglądało na to, że mój konkurent wywarł dobre wrażenie na kierowniku – słychać było, jak obaj się śmieją. Wypełniłem formularz i czekałem. Wreszcie zostałem wezwany.
– Powiem panu coś – zacząłem. – Dziś rano zgodziłem się już podjąć pracę gdzie indziej. Po czym, zupełnie przypadkowo, natrafiłem na pańskie ogłoszenie. Mieszkam tuż za rogiem. Pomyślałem sobie więc, że może byłoby przyjemniej mieć pracę tak blisko domu.
Poza tym sam trochę maluję. I przyszło mi do głowy, że pracując tu mógłbym pewnie kupować u was taniej przybory artystyczne.
– Dajemy naszym pracownikom 15 procent zniżki. Jak się nazywa firma, która pana zatrudniła?
– Jones – Hammer Arc Light Company. Mam być tam kierownikiem działu wysyłkowego. Firma mieści się przy Alameda Street, niedaleko rzeźni. Zaczynam pracę jutro o 8 rano.
– No cóż… Chcielibyśmy porozmawiać jeszcze z innymi kandydatami.
– Rozumiem. Prawdę mówiąc, nie liczę specjalnie na to, że mnie zatrudnicie. Wpadłem tu po prostu, bo miałem po drodze. Mój numer telefonu znajdzie pan w formularzu. Oczywiście, gdy zacznę już pracować w Jones – Hammer, to nie będę mógł tak po prostu od nich odejść. Byłoby to nie fair.
– Jest pan żonaty?
– Tak. Mam jedno dziecko. Mój synek nazywa się Tommy. Ma 3 latka.
– Doskonale. Damy panu znać.
O wpół do siódmej wieczorem zadzwonił telefon.
– Pan Chinaski?
– Tak. Słucham?
– W dalszym ciągu reflektuje pan na tę pracę?
– Przepraszam, ale o którą pracę chodzi?
– W Graphic Herub Art Supply.
– No… chyba tak.
– W takim razie proszę zgłosić się o 8.30 rano.