81

Następna robota również nie potrwała długo. Taki trochę dłuższy przystanek w podróży. Była to mała firma specjalizująca się w handlu hurtowym gwiazdkowymi bibelotami, takimi jak światełka, łańcuchy, Święte Mikołaje, papierowe choinki i cała reszta. Przy przyjęciu do pracy zostałem uprzedzony, że będą zmuszeni mnie zwolnić w przededniu Święta Dziękczynienia, gdyż po tym święcie handel towarami gwiazdkowymi całkowicie zamiera. Prócz mnie na tych samych warunkach zatrudniono jeszcze pięć osób. Nazywano nas „pracownikami magazynowymi”, a nasza robota sprowadzała się głównie do załadowywania i rozładowywania ciężarówek. Warto dodać, że „pracownik magazynowy” to facet, który wiele czasu spędza stojąc bezczynnie z wetkniętym w usta papierosem, w stanie ni to snu, ni to letargu. Cała nasza szóstka nie dotrwała jednak do Święta Dziękczynienia. Codziennie chodziliśmy do pobliskiego baru na lunch. To ja wpadłem na ten pomysł. Nasze biesiady trwały coraz dłużej, aż któregoś popołudnia po prostu nie wróciliśmy do magazynu. Następnego ranka, jak na grzecznych chłopców przystało, stawiliśmy się w komplecie do roboty – i wtedy powiedziano nam, że nie jesteśmy już potrzebni.

– No cóż, muszę przyjąć cała nową załogę – stwierdził kierownik.

– I wylać ją na Święto Dziękczynienia – zauważył jeden z nas.

– Słuchajcie, chłopcy – zwrócił się do nas kierownik. – Chcecie przepracować jeszcze jeden dzień?

– Po to, żeby miał pan czas znaleźć naszych następców? – spytał któryś z chłopaków.

– Jak chcecie. Możecie robić, możecie iść – uciął kierownik.

Woleliśmy robić. I robiliśmy przez cały dzień, śmiejąc się jak cholera, podrzucając w powietrze kartony. A potem, podjąwszy ostatnią wypłatę, wróciliśmy do naszych wynajętych pokoi i do naszych pijanych kobiet.

Загрузка...