Wyglądało to jak od dawna nieczynny sklep. W oknie wisiała wywieszka: „Poszukujemy pracownika”. Wszedłem do środka. Mężczyzna z rzadkim wąsikiem uśmiechnął się do mnie.
– Proszę usiąść.
Podał mi pióro i kwestionariusz. Wypełniłem go.
– Co to znaczy? Skończył pan koledż?
– No… niezupełnie.
– Zajmujemy się reklamą.
– Ach, tak.
– Nie interesuje to pana?
– No cóż, wie pan, malowałem i nadal maluję. Właściwie to jesieni malarzem, tylko skończyły mi się pieniądze. Nie mogę sprzedać tych moich knotów.
– Dużo nam tego przynoszą.
– Mnie się one też nie podobają.
– Nie załamuj się, człowieku. Może będziesz sławny po śmierci.
Następnie poinformował mnie, że oferowane zajęcie wykonuje się w nocy, przynajmniej na początku, co nie znaczy, że nie istnieją możliwości awansu. Trzeba się tylko solidnie przyłożyć.
Zapewniłem go, że lubię nocną robotę. Zatrudnił mnie. Miałem zacząć od pracy w metrze.