50

Miałem pieniądze ze swoich wygranych i z bukmacherskich zakładów, przesiadywałem w domu i Jane była nareszcie zadowolona. Po dwóch tygodniach zostałem zarejestrowany jako bezrobotny. Mieliśmy czas na odpoczynek, pieprzyliśmy się, szwendaliśmy po barach, a raz w tygodniu szedłem do Stanowego Wydziału Zatrudnienia, aby postać w kolejce i odebrać czek na niewielką, ale miłą sercu sumkę. Musiałem jedynie odpowiedzieć na trzy pytania:

– Czy jest pan zdolny do pracy?

– Czy ma pan chęć pracować?

– Czy przyjmie pan każdą ofertę zatrudnienia?

Odpowiadałem nieodmiennie:

– Tak! Tak! Tak!

Musiałem też przedłożyć listę trzech firm, w których starałem się o pracę w poprzednim tygodniu. Ich nazwy i adresy brałem z książki telefonicznej. Zawsze mnie zdumiewało, gdy ktoś z ubiegających się o zasiłek dla bezrobotnych odpowiedział „nie” na któreś z tych pytań. Takim natychmiast wstrzymywano wypłatę, prowadzono do jakiegoś pokoju, gdzie specjalnie przeszkoleni doradcy pomagali im ruszyć dalej drogą dla wykolejeńców.

Pomimo zasiłku i znacznie go przewyższających dochodów z toru wyścigowego moje zasoby finansowe zaczęły topnieć. Chodziło o to, że po pijanemu oboje stawaliśmy się kompletnie niepoczytalni, z czego ciągle wynikały jakieś afery. Bez przerwy biegałem do więzienia Lincoln Heigths, by jakimś sposobem wyciągnąć stamtąd Jane. Zjeżdżała na dół windą, eskortowana przez którąś z tych lesbijskich strażniczek, niemal zawsze ż podbitym okiem lub rozciętą wargą, a nader często również ze świeżą porcją wszy łonowych – prezentem od jakiegoś poznanego przygodnie w barze psychola. Kończyło się to zazwyczaj płaceniem kaucji, potem kosztów sądowych, kar, a w dodatku nakazem uczęszczania przez pół roku na zebrania AA. Ja też wniosłem swój wkład do tej kolekcji wyroków w zawieszeniu i wysokich grzywien. Jane udało się wyciągnąć mnie z rozmaitych spraw, poczynając od usiłowania gwałtu, naruszenia nietykalności cielesnej, obrazy moralności, a skończywszy na zakłócaniu spokoju w miejscu publicznym. Zakłócanie spokoju było moją ulubioną specjalnością. Z większości tych spraw udawało się, co prawda, wyjść bez odsiadki – dopóki było z czego zapłacić grzywnę – ale pochłaniało to ogromne sumy. Pamiętam, jak którejś nocy, niedaleko Parku MacArthura, nasz stary samochód nawalił i nie dawał się uruchomić. Spojrzałem w lusterko i powiedziałem:

– Patrz, Jane! Ale mamy szczęście. Zaraz nas ktoś popchnie. Właśnie nadjeżdża. Widzisz, są jeszcze na świecie poczciwe dusze.

Po chwili ponownie spojrzałem w lusterko i wrzasnąłem:

– Uważaj, Jane! On nas zaraz WALNIE!

Sukinsyn nawet nie przyhamował. Walnął nas prosto w kufer, tak mocno, że przednie siedzenie rozleciało się i oboje padliśmy plackiem na podłogę. Wysiadłem i spytałem faceta, gdzie pobierał nauki prowadzenia, czy przypadkiem nie w Chinach. Podobno zagroziłem mu też śmiercią. Przyjechali gliniarze i spytali mnie, czy nie zechciałbym dmuchnąć w balonik. Jane ostrzegała, żebym tego nie robił, ale nie chciałem jej słuchać. Kombinowałem widocznie, że skoro facet ponosi oczywistą winę za wjechanie nam w kufer, to ja żadną miarą nie mogę być pijany. Pamiętam moment wsiadania do radiowozu – widziałem, jak Jane stoi obok naszego unieruchomionego samochodu z zapadniętym przednim siedzeniem, a potem film mi się urwał. Incydenty tego rodzaju – a było ich bez liku – kosztowały masę pieniędzy. Powoli, krok po kroku, oboje traciliśmy kontrolę nad własnym życiem.

Загрузка...