60

Natychmiast dostałem robotę w firmie produkującej osprzęt do jarzeniówek. Na Alameda Street, w północnej części ulicy, w skupisku hurtowni i magazynów. Pracowałem przy wysyłce. Było to całkiem proste: wyjmowałem zlecenia z drucianego koszyka, wypełniałem formularze, pakowałem części w kartony, opisane i ponumerowane, po czym ustawiałem je na paletach na rampie załadowczej. No i ważyłem je jeszcze, wypisywałem list przewozowy i dzwoniłem do firm transportowych, żeby przysłały ciężarówki po towar.

Gdy tylko się tam znalazłem, pierwszego dnia po południu, z tyłu za mną, w pobliżu linii montażowej, rozległ się jakiś łomot. Stare drewniane regały, na których składowano gotowe wyroby, odrywały się od ścian i waliły na podłogę. Metalowe i szklane akcesoria spadały na beton, rozbijając się z takim hukiem, że montażyści porzucili swe stanowiska i uciekli do innej części budynku. Po chwili zapadła cisza. Szef, Mannie Feldman, wyjrzał ze swego biura.

Co się tu, do cholery, dzieje?

Nikt się nie odezwał.

Dobra, zatrzymać taśmę! Wydać wszystkim młotki, gwoździe i do roboty. Macie pozbijać te pierdolone regały tak jak były.

Pan Feldman wszedł z powrotem do biura. Nie miałem innego wyjścia, jak wziąć się za robotę i im pomóc. Żaden z nas nie był cieślą. Pozbijanie półek zajęło nam całe popołudnie i połowę następnego ranka. Gdy skończyliśmy, z biura wyszedł pan Feldman.

Gotowe? Dobra, a więc tak: na samej górze układacie dziewięćset trzydziestki dziewiątki, osiemset dwudziestki piętro niżej, a kratowniczki i szkło na dolne półki. Zrozumiano? No… co jest? Wszyscy zrozumieli?

Nikt nie odpowiedział. Oprawy „939” ważyły najwięcej, a facet chciał te ciężkie krowy ładować na sam wierzch. W końcu on był szefem. Zrobiliśmy tak, jak nam kazał: na górze poukładaliśmy ciężki towar, a lekki na dole. Po czym wróciliśmy do normalnych zajęć. Regały wytrzymały przez resztę dnia i przez noc. Rano usłyszeliśmy trzaski. Półki zaczęły powoli siadać. Robotnicy z linii montażowej odsunęli się na bok, szczerząc zęby w uśmiechu, jakieś dziesięć minut przed przerwą śniadaniową wszystko znowu gruchnęło na beton. Pan Feldman wypadł ze swojego biura:

Co się tu, do cholery, dzieje?

Загрузка...