26

Tak się jakoś dziwnie składało, że ilekroć wychodziłem z mego pokoju na korytarz, stała tam Gertruda. Wspaniała była. Emanowała czystym, skondensowanym seksem, prowokowała aż do bólu – i wiedziała, że to robi, grała tym, dawkowała kropla po kropli, przyzwalając łaskawie, żebym trochę pocierpiał. Najwyraźniej sprawiało jej to radość. A ja znowu tak strasznie z tego powodu nie cierpiałem. Spokojnie mogła mnie przecież odstawić na boczny tor i nie pozwolić mi – nawet z dala, w przelocie – tym się ekscytować. Jak większość mężczyzn, którzy znaleźliby się na moim miejscu, wiedziałem doskonale, że nie dostanę od niej nic – że nie będzie intymnych rozmów, ekscytujących jazd kolejką górską w lunaparku, długich spacerów w niedzielne popołudnia – póki nie złożę jej pewnych dziwacznych obietnic.

– Niesamowity z ciebie facet. Dużo czasu spędzasz samotnie, prawda?

– Owszem.

– Co się złego zdarzyło?

– Byłem już chory na długo przedtem, nim mnie poznałaś.

– A teraz też jesteś?

– Nie.

– No to co się stało?

– Nie lubię ludzi.

– Myślisz, że to jest w porządku?

– Pewnie nie.

– A zaprosisz mnie któregoś wieczoru do kina?

– Może.

Gertruda chwiała się przede mną. Balansowała na wysokich szpilkach. Zrobiła krok do przodu i poczułem nagle, że jakieś fragmenty jej ciała mnie dotykają. Nie byłem w stanie wykrzesać z siebie żadnej reakcji. Dzielił nas dystans nie do przekroczenia. Miałem wrażenie, jakby ta kobieta próbowała rozmawiać z kimś nieobecnym, z kimś, kogo już od dawna nie ma wśród żywych. Jej wzrok zdawał się przenikać przeze mnie jak przez powietrze. Nie potrafiłem nawiązać z nią kontaktu. Ale nie czułem z tego powodu wstydu; raczej zażenowanie i bezradność.

– Chodź ze mną.

– Co takiego?

– Chcę ci pokazać moją sypialnię.

Poszedłem za nią korytarzem. Otworzyła drzwi do swej sypialni, weszła pierwsza i zaprosiła mnie do środka. Był to bardzo kobiecy pokój. Na wielkim łóżku wylegiwały się pluszowe zwierzątka. Moja wizyta najwyraźniej je zaskoczyła: żyrafy, misie, lwy i psy gapiły się na mnie ze zdumieniem. W powietrzu unosił się zapach perfum. Wszystko było schludne, czyściutkie, miękkie i wygodne. Gertruda podeszła bardzo blisko. Stanęła tuż obok mnie.

– Podoba ci się moja sypialnia?

– Owszem. Całkiem przyjemna.

– Tylko nie wygadaj się przed panią Downing, że cię tu zaprosiłam. Byłaby zgorszona.

– Nic jej nie powiem.

Gertruda stała nieruchomo i milczała.

– Muszę już iść – powiedziałem wreszcie. Po czym podszedłem do drzwi, otwarłem je, zamknąłem za sobą i wróciłem do swego pokoju.

Загрузка...